18 grudnia 2018

Private Life (Życie prywatne). In vitro a intymność.

          Nowojorska para po 40-stce próbuje począć potomka. On ma lat 47, ona 41. Sztuczne zapłodnienie zawiodło, in vitro pozostaje jedyną szansą na wspólne dziecko dla Richarda (Paul Giamatti) oraz Rachel (Kathryn Hahn). Życie prywatne w reżyserii Tamary Jenkins towarzyszy parze w ich zmaganiach z długim i wyczerpującym procesem, który nie daje żadnej gwarancji na sukces, ale za to kosztuje powyżej ich skromnych możliwości finansowych, nie wspominając już o deprymującym wpływie na psychikę i na zwyczajną intymność między parą. W efekcie życie prywatne Rachel i Richarda staje się częścią codziennej rutyny lekarzy, pielęgniarek i najbliższej rodziny. Nieuchronnie w trakcie seansu zadamy sobie pytanie: czy to jeszcze rzeczywiste pragnienie posiadania dziecka, czy może już tylko niezdrowa obsesja? I czy to jest jeszcze prywatne życie, czy może już tylko kliniczna procedura?


           Długo musieliśmy czekać na kolejny po Rodzinie Savage (2007 rok) autorski film znakomitej amerykańskiej reżyserki Tamary Jenkins. Niezależna autorka zrobiła Private Life dla Netflixa i to na jego platformie właśnie film jest dostępny dla publiczności od początku października 2018 roku. Wcześniej obraz pokazany został premierowo na festiwalu Sundance w styczniu 2018 roku, wywołując bardzo pozytywne reakcje krytyki oraz widowni, głównie ze względu na perfekcyjny scenariusz autorstwa samej Tamary Jenkins i znakomitą grę aktorską Kathryn Hahn, Paula Giamattiego, Molly Shannon oraz Kayli Carter.


            Życie prywatne opowiada historię Richarda (Paul Giamatti) oraz Rachel (Kathryn Hahn) i ich niestrudzonej walki o dochowanie się własnego dziecka. Para żyje w Nowym Jorku (Lower East Side) i nie należy do szczególnie zamożnych. Rachel jest pisarką, Richard zaś parał się kiedyś z sukcesami teatrem i aktorstwem, teraz jednak prowadzi skromną firmę produkującą pikle. Oboje są już po 40-stce, co wcale nie pomaga im w założeniu rodziny. Sfrustrowani kolejnymi niepowodzeniami w próbach spłodzenia potomka Rachel i Richard decydują się poprosić o pomoc młodziutką Sadie (fenomenalna Kayli Carter), córkę granej przez Molly Shannon Cynthii, szwagierki Richarda. Zgoda Sadie na wzięcie udziału w procesie in vitro oraz oddanie Rachel i Richardowi swoich komórek jajowych wywołuje prawdziwą burzę w rodzinie oraz daleko idące komplikacje dla każdej ze stron.


          Wbrew pozorom Private Life to nie czystej próby dramat, ale raczej komediodramat, z dość wyrównanym rozłożeniem akcentów pomiędzy komicznym oraz tragicznym aspektem historii Rachel i Richarda. Nowojorska para intelektualistów posiada nieodzowny w takiej sytuacji dystans do siebie i do całego procesu starania się o dziecko, który przypomina chwilami nieustający ciąg rozczarowań oraz drobnych upokorzeń. Poczucie humoru tej pary ratuje ją przed popadnięciem w odmęty depresji i czarnowidztwa. Tamara Jenkins ma niekwestionowany dar obserwacji amerykańskiej wyższej klasy średniej z dużych miast, co pokazała już w swoim poprzednim obrazie, Rodzinie Savage z 2007 roku. Podobnie jak w tamtym filmie bohaterowie Private Life to wykształceni ludzie parający się teatrem i literaturą, z poczuciem humoru oraz dystansem do siebie, co jednak nie przeszkadza im wzajemnie się na siebie napuszczać i okazjonalnie popadać w śmieszność. W Życiu prywatnym dynamika związku Richarda oraz Rachel prawie w całości nakierowana została na osiągnięcie celu w postaci wymarzonego dziecka, tak że chwilami można się poważnie zastanawiać, co jeszcze łączy tę parę w realnym życiu.


          Wyśmienity scenariusz Tamary Jenkins przyoblekł się zgrabnie w ciało za sprawą perfekcyjnie dobranej aktorskiej obsady. Kathryn Hahn, Paul Giamatti, Molly Shannon oraz Kayli Carter w pełni zasługują na wszelkie aktorskie laury. Szczególnie grająca filmową Sadie Kayli Carter jest prawdziwym performerskim objawieniem tego obrazu, a jej charyzma, ciepło i bezpośredniość dają Private Life niezbędne tchnienie młodości oraz optymizmu, które równoważy desperację i okazjonalne zwątpienie po stronie pary protagonistów. Mocno emocjonalnie związana z Rachel i Richardem, Sadie decyduje się pomóc ukochanemu wujostwu, z którym zresztą wcale nie jest spokrewniona, i wbrew silnej opozycji ze strony własnej matki, Cynthii (Molly Shannon), nie waha się wziąć udział w procesie in vitro, przekazując parze własne komórki jajowe. Ze swoją obserwacyjną precyzją Tamara Jenkins podgląda prywatne życie Richarda i Rachel oraz wszystkich zaangażowanych w ich proces bliskich, z zaciekawieniem i fascynacją ukazując świat, w którym intymność jest na wyciągnięcie ręki.


2 grudnia 2018

Leave No Trace (Zatrzyj ślady). Jak być niewidzialnym.

          W Zatrzyj ślady ojciec i córka żyją na skraju cywilizacji, próbując przetrwać bez konieczności uczestnictwa w społecznej strukturze otaczającej ich rzeczywistości. Will (znakomity Ben Foster) i 13-letnia Tom (fenomenalna debiutantka Thomasin McKenzie) mieszkają wspólnie w namiocie na terenie publicznego parku nieopodal Portland w stanie Oregon. Will (weteran wojny w Iraku) cierpi na zespół stresu pourazowego (PTSD) i nie zamierza dobrowolnie wracać na łono społeczeństwa. W swoim leśnym zakątku Will i Tom mają wszystko, czego potrzebują, a nie potrzebują wiele. Ojciec z córką starają się żyć nie pozostawiając po sobie żadnych śladów, w pełnej harmonii z naturą. Aby taka egzystencja była w ogóle możliwa, Will i Tom każdego dnia ćwiczą się w trudnej sztuce bycia niewidzialnym. W lesie jest to jednak o wiele bardziej karkołomne zadanie niż w wielkim mieście.


          Leave No Trace jest najnowszym dramatem w reżyserii Debry Granik, autorki znakomitego Do szpiku kości (Winter’s Bone, 2010) z Jennifer Lawrence w głównej roli. Scenariusz filmu Granik napisała wspólnie z Anne Rosellini na podstawie powieści My Abandonment Petera Rocka z 2009 roku. Zatrzyj ślady pokazany został po raz pierwszy na Sundance Film Festival w styczniu 2018 roku. Tak jak Winter’s Bone był początkiem wielkiej kariery młodziutkiej wtedy Jennifer Lawrence, tak Leave No Trace może być fenomenalnym aktorskim startem dla Thomasin McKenzie, dziewczyny będącej kolejnym wielkim odkryciem mającej znakomite oko do młodych aktorek Debry Granik. Czym Aż do kości (Down to the Bone, 2004) było dla Very Farmigi, a Do szpiku kości dla Jennifer Lawrence, tym Zatrzyj ślady będzie pewnie dla niezwykle dojrzałej jak na swój wiek Thomasin McKenzie.


          Will (Ben Foster) żyje w parku wraz z 13-letnią córką nie dlatego, że taki ma akurat kaprys, ale ponieważ jest to psychiczna konieczność. Will cierpi z powodu zespołu stresu pourazowego, będącego efektem jego służby na wojnie w Iraku. Przepisane sobie leki psychotropowe sprzedaje na czarnym rynku innym weteranom z podobną przypadłością, a za uzyskane w ten sposób pieniądze Will i Tom kupują w mieście warzywa i owoce, których nie są w stanie znaleźć w lesie. Wspólna egzystencja ojca i córki w publicznym parku jest oczywiście nielegalna, a nad parą ciągle unosi się widmo bycia namierzonym przez policję i pomoc społeczną. Ich głęboka więź poddana zostanie próbie, w momencie gdy społeczeństwo upomni się o swoje dwie zbłąkane owce.


           W Zatrzyj ślady Debra Granik porusza temat bardzo zbliżony do tego, który dwa lata wcześniej był w centrum zainteresowania obrazu Captain Fantastic Matta Rossa z Viggo Mortensenem w roli głównej. O ile jednak Captain Fantastic zrobiony był z o wiele większym rozmachem i dużą dawką wymierzonego w amerykańskie społeczeństwo krytycyzmu, o tyle Leave No Trace jest filmem bardziej stonowanym w środkach wyrazu, a jego krytyka pod adresem społeczno-państwowych struktur jest subtelna i nieoczywista, bardziej immanentna w relacji do filmowego materiału. Zatrzyj ślady koncentruje się bardziej na jednostce i jej problemach niż na krytyce systemu jako takiego. Właściwie wszystkie obrazy Granik ukazują na pierwszym planie człowieka i jego zmagania z nieprzyjaznym mu otoczeniem, społeczeństwo natomiast z całym swoim kolażem norm i patologii znajduje się niejako w tle, zawsze gotowe do nieproszonej interwencji. Debra Granik i Ben Foster ograniczyli dialogi w filmie do niezbędnego minimum, nie znajdziemy tu antyspołecznych tyrad ani filipik, co jest w pełni zrozumiałe, biorąc pod uwagę fakt, że Will, bohater opowieści, jest małomównym i zamkniętym w sobie weteranem, zmagającym się na dodatek z poważną psychiczną traumą. Jego wycofanie się poza obręb społecznych struktur nie jest manifestem żadnej życiowej ideologii, jak to było w Captain Fantastic, ale raczej psychofizyczną koniecznością, albowiem tylko pośrodku leśnej głuszy Will jest w stanie odnaleźć coś przypominającego spokój ducha. Jako wojenny weteran Will do perfekcji opanował sztukę przetrwania w trudnych warunkach, poza okazjonalnymi zakupami w supermarkecie potrafi wspólnie z córką doskonale zorganizować sobie czas w państwowym parku. Tom i Will grają w szachy, czytają książki, zbierają grzyby, przygotowują razem posiłki i przede wszystkim rozmawiają, czyli robią rzeczy, których współczesne nastolatki od dawna już nie dzielą z rodzicami, pochłonięte w całości życiem w sieci i w mediach społecznościowych.


          Najnowsze dzieło Debry Granik jest przede wszystkim poruszającym filmem o więzi między ojcem a córką. Relacja Willa i Tom podlega nieuchronnej ewolucji, dziewczyna dorasta i w przeciwieństwie do ojca nie zmaga się z psychiczną traumą. Któregoś dnia ich ścieżki muszą się rozejść, i to jak Debra Granik nas do tego momentu przygotowuje, jest najlepszym dowodem na reżyserską maestrię tej artystki. Finałowa w filmie scena naprawdę chwyta za serce i pozostaje na trwałe w pamięci głównie dlatego, że byliśmy wcześniej świadkami długiej oraz skomplikowanej drogi tych dwojga na życiowe rozstaje.


18 listopada 2018

Eighth Grade. Rozterki i niepokoje pokolenia Z.

           Kayla Day jest 13-latką kończącą amerykańskie gimnazjum. Niezwykle wiarygodnie zagrana przez również 13-letnią aktorkę Elsie Fisher, Kayla jest niepewna siebie, cicha, odizolowana od otoczenia, nie posiada też w ogóle przyjaciół. W erze mediów społecznościowych, od których dojrzewająca dziewczyna jest całkowicie uzależniona, w świecie Instagrama i Snapchata, jest to prawdziwa ‘społecznościowa’ tragedia. Pomimo swojej towarzyskiej alienacji i braku popularności wśród rówieśników, Kayla nagrywa motywacyjne filmiki wideo i wrzuca je na swój kanał na YouTube, w których z miną eksperta porusza takie tematy jak ‘być sobą’ czy ‘jak być pewną siebie’. Kayla niewątpliwie przechodzi przez swoje własne piekło dojrzewania, a my przez półtorej godziny towarzyszymy jej z voyeurystyczną fascynacją w tym nagromadzeniu małych-wielkich nadziei, radości, upokorzeń i porażek, z których każda wydaje się być w wieku 13 lat następnym nieodwołalnym końcem świata.


          Eighth Grade jest zaskakująco dojrzałym reżyserskim debiutem komika i aktora Bo Burnhama, który w chwili kręcenia filmu miał zaledwie 27 lat. Bo Burnham sam napisał też scenariusz do swojego debiutu, inspirując się po części swoimi prywatnymi lękami, niepokojami oraz okresowymi atakami paniki. Sam należąc do pokolenia Y (rocznik 1990) Bo Burnham wyedukował się na temat pokolenia Z (urodzeni po 2000 roku) z filmików współczesnych nastolatków na YouTube… Nauka nie poszła w las, czyniąc z komediodramatu Eighth Grade jeden z najbardziej adekwatnych i poruszających filmów o dojrzewaniu w historii amerykańskiego kina. Jak na klasyk niezależnego kina przystało film wystartował w głównym konkursie dramatycznym festiwalu Sundance w styczniu 2018 roku.


          Kayla Day (znakomita Elsie Fisher) jak każda 13-letnia gimnazjalistka nie ma łatwego życia. Wychowywana przez wspierającego ją pod każdym względem i bezgranicznie ją kochającego samotnego ojca, Marka (Josh Hamilton), Kayla dystansuje się od rodziciela na każdym kroku, pogrążając się coraz bardziej w swoim uzależnieniu od smartfona i aktywności w mediach społecznościowych. Ta aktywność tylko pogłębia jej brak pewności siebie i poczucie towarzyskiej alienacji. Dla Kayli kończy się gimnazjum, a za rogiem jest już liceum, dziewczyna ma jednak poczucie całkowitego braku przyjaciół oraz życiowego doświadczenia, w czym w ogóle nie pomagają przez nikogo właściwie nie oglądane filmiki na jej YouTube’owym kanale.


          Eighth Grade w perfekcyjny sposób chwyta ten konkretny moment w czasie, kiedy nasze dojrzewające ciało, a jeszcze bardziej dojrzewający umysł, pragnie wyrwać się do innych rówieśników i zakosztować trochę towarzyskiego życia, cokolwiek miałoby to oznaczać. W erze nowoczesnych technologii i przede wszystkim dominujących obecnie mediów społecznościowych to właśnie obecność na nich i tamtejsza aktywność jest miarą popularności współczesnych nastolatków. Instagram i Snapchat wiodą prym anno Domini 2018, Facebook wypadł ostatnio z łask pokolenia Z, choć wciąż cieszy się lojalnością pokoleń X oraz Y. Elsie Fisher, aktorka fenomenalnie wcielająca się w filmową Kaylę Day, zwróciła uwagę reżyserowi i jednocześnie scenarzyście obrazu, Bo Burnhamowi, że „nikt nie używa Facebooka”, przynajmniej wśród jej rówieśników. Burnham, wychowany na Facebooku jeszcze, zaktualizował swój scenariusz idąc za radą 13-latki i zastąpił Facebooka w swoim filmie popularniejszymi wśród najmłodszych mediami w rodzaju Instagrama oraz Snapchata. Bez względu na rodzaj używanego komunikatora fakt pozostaje bezsprzeczny: pokolenie urodzone po 2000 roku jest w całości ofiarą uzależnienia od smartfonów i wszystkich wiodących mobilnych aplikacji, o uzależnieniu od Internetu już nie wspominając. Kayla w Eighth Grade siedzi przy kolacji wpatrzona w ekran swojego telefonu, w ogóle nie zainteresowana jedzeniem ani próbującym nawiązać z nią rozmowę ojcem. To nie tylko przejaw młodzieńczego buntu i typowego w tym wieku dystansowania się od własnych rodziców: to przede wszystkim objaw przeniesienia się wszelkiego towarzyskiego życia do Internetu właśnie.


          Bo Burnham, twórca Eighth Grade, zaczynał swoją karierę komika w wieku 15 lat od satyrycznych filmików na swoim kanale YouTube. Kayla Day również korzysta z dobrodziejstw tego internetowego wynalazku i zamieszcza na YouTube swoje motywacyjne vlogi, cieszące się właściwie zerową popularnością w społeczności. Wybierane przez nią tematy są jednocześnie najwyraźniej jej najsłabszymi punktami w realnym życiu, co zresztą sama w pewnym momencie przyznaje, decydując się ostatecznie zawiesić swoją YouTube’ową działalność. Kayla wydaje się być zbudowana ze swoich lęków, niepokojów i braku pewności siebie. W klasie w głosowaniu została wskazana jako ‘najbardziej cicha’, a scena, w której dziewczyna ma wziąć udział w imprezie na przydomowym basenie u jednej z koleżanek w klasie, jest najbardziej poruszającą w całym filmie. W trakcie przebierania się w łazience w strój kąpielowy Kayla o mało nie dostaje ataku paniki, przerażona perspektywą wyjścia i pokazania swojego niedoskonałego, dojrzewającego dopiero ciała w ciasnym stroju kąpielowym na widok stada rówieśników, pośród których (o zgrozo!) jest ten jeden chłopak, w którym dziewczyna nieśmiało się podkochuje. Nieśmiałość i brak pewności siebie to nie jedyne wyznaczniki charakteru Kayli. Łaknąca przyjaciół, zainteresowania i życiowego doświadczenia dziewczyna jest w pewnym sensie reprezentantką pokolenia Z, post-milenialsów, wychowanych na najnowszych technologiach i nie znających świata bez Internetu i mediów społecznościowych. Uzależnienie od mediów społecznościowych to dla tego pokolenia również (i to w bardzo wielu przypadkach) źródło rozmaitych lęków oraz nastoletniej depresji. Łatwość i szybkość komunikacji, a także nieustanny dostęp do wiedzy oraz bieżącej informacji to niewątpliwa wartość. Z drugiej strony społecznościowa depresja i związane z aktywnością w sieci lęki oraz niepokoje to już niestety ogólnopokoleniowy trend.


4 listopada 2018

Sorry to Bother You (Przepraszam, że przeszkadzam). Telemarketing a sprawa zniewolenia.

          Sorry to Bother You zaskakuje prawdziwą miriadą filmowych pomysłów: od satyry i parodii, aż po czarną komedię i rzecz z pogranicza absurdu oraz science fiction, debiut Bootsa Riley ani na chwilę nie przestaje bawić i zadziwiać, jednocześnie dając wiele do myślenia. Wychodząc od satyry na współczesny telemarketing, Sorry to Bother You ma o wiele większe ambicje niż tylko atak na bezduszne korpoludki i wypranych z uczuć telemarketerów. Ta absurdalna i fantastyczna zarazem komedia ma na swoim celowniku kapitalizm i współczesną popkulturę z telewizją na czele, bez oporów i bez żenady doprowadzając do absurdu wszystkie ich aberracje oraz ukryte praktyki. Sorry to Bother You jest filmową kontrkulturą w czystej postaci.


          Boots Riley długo musiał czekać, aż jego pierwszy oryginalny scenariusz doczeka się realizacji. Zainspirowany przez własne doświadczenia w pracy jako telemarketer, Riley napisał Sorry to Bother You już w 2012 roku, obraz pokazany został natomiast po raz pierwszy na Sundance Film Festival w styczniu 2018 roku i dostał tam bardzo gorące przyjęcie. Reżyser i scenarzysta w jednym, Boots Riley inspirował się dziełami takich współczesnych klasyków kina jak Michel Gondry i Terry Gilliam. Widać to też ewidentnie w jego filmowym debiucie.


          Protagonistą Sorry to Bother You jest Cassius ‘Cash’ Green (świetny Lakeith Stanfield, znany choćby z horroru Get Out oraz komediowego serialu Atlanta Donalda Glovera), który we współczesnym Oakland w Kalifornii próbuje jakoś związać koniec z końcem. Cassius mieszka wraz z dziewczyną, Detroit (rewelacyjna jak zawsze Tessa Thompson), w garażu swojego wujka i pilnie potrzebuje jakiejkolwiek pracy. Znajduje ją ostatecznie w telemarketingu i od tego momentu rozpoczyna się jego absurdalno-fantastyczna podróż w górę po szczeblach korporacyjnej drabiny. Cassius robi fenomenalną karierę za sprawą swojego ‘białego głosu’ i staje się świadkiem rzeczy, których pewnie nigdy nie chciałby w swoim życiu zobaczyć.


          Boots Riley w swoim pełnometrażowym debiucie mierzy bardzo wysoko i swoją ciętą satyrą atakuje kilka zjawisk jednocześnie. Eksploatacyjny charakter telemarketingu i korporacyjna chciwość to jeden z pierwszych celów zmasowanej, parodystycznej ofensywy Sorry to Bother You. Współczesne formy niewolnictwa czy też korporacyjnego zniewolenia umysłów również szybko stają się w filmie dominującym motywem. Wątki te posunięte są aż do granic absurdu, tak że satyryczna czarna komedia wkracza momentami na terytorium czystej fantastyki i science fiction. Gdy docieramy wraz z głównym bohaterem na sam szczyt owej korporacyjnej drabiny, spotykamy tam kuriozalnego Steve’a Lifta (Armie Hammer) jako szefa wszystkich szefów. Armie Hammer dał swojemu bohaterowi przystojną twarz i totalną dezynwolturę w zachowaniu, wcale go tym nie uczłowieczając jednocześnie. Steve Lift w znakomitej interpretacji Hammera to personifikacja współczesnego managementu wielkich korporacji, z ludzką twarzą, rozrywkowym podejściem i nastawieniem na bezduszną (aczkolwiek niejawną) eksploatację swojej siły roboczej. Nowy kapitalizm staje się tym samym w Sorry to Bother You rozluźnioną, nieprzewidywalną, jeszcze bardziej rozkapryszoną wersją starego systemu. Boots Riley kreuje satyryczną wizję przyszłości, w której jako ludzkość całkowicie zaprzedajemy duszę wszechobecnej korpo.


          Reżyser Sorry to Bother You w krzywym zwierciadle przedstawia nie tylko współczesny kapitalizm, ale również i naszą kompletnie zepsutą popkulturę z telewizją na czele. Dzieje się to za pośrednictwem inteligentnej, artystycznie uzdolnionej Detroit (Tessa Thompson), dziewczyny Cassiusa, która aby dotrzeć do swojej publiczności musi rywalizować z popularnymi telewizyjnymi show, w których sednem rozrywki jest bicie uczestników na żywo do nieprzytomności, a to wszystko na oczach spragnionej przemocy widowni. Detroit robi więc w filmie swoje własne show… Relacja Cassiusa i Detroit jest daleka od schematu: podczas gdy nasz bohater daje się wkręcić w korporacyjną machinę i za sprawą swojego ‘białego głosu’ zaczyna robić furę pieniędzy, żyjąc w nieznanym sobie wcześniej luksusie, Detroit idzie swoją własną drogą, wraz ze znajomymi i przyjaciółmi organizując strajki eksploatowanych w pracy telemarketerów. Jej artefakty (te potężne kolczyki!), performanse oraz instalacje są jej prywatną manifestacją feminizmu i feministycznej kontrkultury. Detroit nie jest tylko wspierającą swojego faceta wymarzoną i szaloną jednocześnie dziewczyną, ma swój autonomiczny głos i nie boi się go używać. No i jest jeszcze ‘biały głos’ Cassiusa Greena, który możemy potraktować jako przyczynek do stosunków rasowych we współczesnej Ameryce, która wciąż pozostaje domeną i własnym podwórkiem dla białych zamożnych mężczyzn. Filmy takie jak Sorry to Bother You wymierzone są właśnie w ten biały amerykański kapitalizm.


21 października 2018

Hereditary (Dziedzictwo. Hereditary). Piekielne koneksje.

          Bez cienia wątpliwości Hereditary to najlepszy horror 2018 roku. Pomimo niewielkiego budżetu i debiutanta za kamerą, film Ariego Astera zdołał przerosnąć oczekiwania wielu, stając się z miejsca kultowym portretem straumatyzowanej przez chorobę i tragedię rodziny. I chociaż mamy w tym obrazie do czynienia również z siłami nadnaturalnymi, to Hereditary pozostaje przede wszystkim napinającą nerwy do granic możliwości rodzinną psychodramą, gotową skoczyć z ekranu i dopaść w swoje szpony zmartwiałego od nieustannie rosnącego napięcia widza. Długo jeszcze po tym seansie będzie musiał do siebie dochodzić struchlały spektator.


          Dla reżysera i scenarzysty, Ariego Astera, Hereditary jest pełnometrażowym debiutem filmowym, z międzynarodową premierą na prestiżowym festiwalu Sundance w styczniu 2018 roku. Znany wcześniej tylko z filmów krótkometrażowych, Ari Aster ku zaskoczeniu wszystkich stworzył niezwykle dojrzały oraz wielowymiarowy fabularny debiut, który już w trakcie premiery na Sundance podbił serca i umysły wysmakowanej widowni. Pomimo rewelacyjnego, niezwykle szczegółowego oraz psychologicznie autentycznego scenariusza, Ari Aster nie osiągnąłby zamierzonego, paraliżującego wręcz efektu, gdyby nie fenomenalnie dobrana obsada, na czele z będącą u szczytu swojej formy aktorką Toni Collette.


          Im mniej wie się o Hereditary przed seansem, tym lepiej. Wystarczy tylko napomknąć, że w centrum zdarzeń obrazu mamy rodzinę doświadczoną przez los i psychiczną chorobę. Na jej czele stoi małżeństwo Annie (porywająca tutaj swoją grą Toni Collette) oraz Steve’a (stoicki i stonowany Gabriel Byrne). Para ma dwójkę dzieci: syna Petera (znakomity Alex Wolff) oraz młodszą od niego, autystyczną córkę Charlie (debiutantka na ekranie Milly Shapiro). Film rozpoczyna się sceną pogrzebu babki Ellen, matki Annie i najwyraźniej bardzo kuriozalnej postaci. Smutek i żałoba związana z odejściem głowy rodziny to tylko początek długiej serii przyrodzonych i nadprzyrodzonych traum, które stają się udziałem rodziny Grahamów.


          Hereditary to niewątpliwie pierwszorzędny horror, ale jest to jeszcze bardziej udany thriller psychologiczny, który miast straszyć nas popularnym arsenałem znanym z innych filmów grozy, odwołuje się raczej do naszych wewnętrznych demonów, które pod postacią lęków, traum i obsesji dochodzą każdorazowo do głosu w chwilach skrajnego napięcia oraz stresu. Gdy brzemię szoku i psychicznego rozedrgania osiąga swój kulminacyjny punkt, bohaterowie Hereditary porzucają swoją zwyczajową fasadę, za którą chowają się w poszukiwaniu remedium na niedającą się znieść rzeczywistość, i przystępują do frontalnego ataku, jak to najlepiej widać chociażby w scenie kolacji, kiedy to fenomenalnie zagrana przez Toni Collette Annie przypuszcza bezpardonowy szturm na psychikę i poczucie winy własnego syna, granego przez Alexa Wolffa Petera. Starcie przy stole tych dwojga pozostawia w nas o wiele większe spustoszenie niż najbardziej krwawa masakra piłą mechaniczną. W swoim kunszcie filmowej psychodramy Hereditary nawiązuje do takich klasyków amerykańskiego kina, jak choćby Dziecko Rosemary Romana Polańskiego czy Egzorcysta Williama Friedkina. Spośród bardziej współczesnych osiągnięć niezależnego kina grozy w Stanach warto wymienić Czarownicę Roberta Eggersa oraz Coś za mną chodzi (It Follows) Davida Roberta Mitchella. Z Hereditary wszystkie te obrazy łączy potęgujące się w nas z każdą minutą seansu poczucie psychonerwowego paraliżu, które pozostaje z nami jeszcze długo po zakończeniu filmu. 


          Tak naprawdę wcale nie potrzebujemy żadnych nadprzyrodzonych interwencji tudzież piekielnych koneksji filmowych bohaterów, kiedy mamy do czynienia z tak złożonym, psychologicznie wiarygodnym scenariuszem Ariego Astera oraz doborową obsadą filmu, w której prym wiodą Toni Collette, Ann Dowd (grająca Joan, pocieszycielkę straumatyzowanej Annie), Alex Wolff, Gabriel Byrne i Milly Shapiro, która jak na filmową debiutantkę potrafi swoją obecnością na ekranie wywrzeć piorunujące wręcz wrażenie. Toni Collette w roli Annie rozwija przed nami swoje dramatyczne skrzydła, jeszcze raz pokazując, jakiej klasy jest aktorką i jak emocjonalnie naładowany potrafi być jej performans. Hereditary oferuje zaskoczenia, lęk, przerażenie i wszystko to, czego spodziewalibyśmy się po udanym horrorze, ale poza tym jako psychologiczny thriller udowadnia, że wcale nie trzeba zstępować do podziemi, aby dowiedzieć się, jak wygląda piekło. Czasami wystarczy tylko mieszkać z rodziną pod jednym dachem.


7 października 2018

Where Is Kyra?. Mrok i kobieta.

          W Where Is Kyra? ciemności spowijają nowojorski Brooklyn, który przemierza wypełniona jeszcze większym wewnętrznym mrokiem tytułowa Kyra, kobieta w średnim wieku fenomenalnie wprost zagrana przez Michelle Pfeiffer. Kyra Johnson walczy o przetrwanie w niesprzyjającym jej świecie: właśnie straciła ukochaną matkę, pracę, rozpadł jej się długoletni związek. Michelle Pfeiffer bezbłędnie wręcz zlewa się ze swoją postacią, kreując portret kobiety przypartej do ściany, gotowej na wszystko byle tylko nie osunąć się na samo dno ludzkiej egzystencji. Where Is Kyra? nie jest filmem dla każdego, mrok i desperacja ściągające w dół tytułową bohaterkę mogą okazać się dla wielu zbyt przytłaczające. Ci jednak, którzy traktują kino jako wyzwanie i formę egzystencjalnego manifestu, powinni być pod nie lada wrażeniem tego obrazu.


          Where Is Kyra? jest drugim pełnometrażowym dramatem reżysera Andrew Dosunmu, którego światowa premiera miała miejsce na festiwalu Sundance w styczniu 2017 roku. Wcześniej, w 2013 roku, Dosunmu na tej samej imprezie zaprezentował bardzo dobrze przyjęty obraz Mother of George, dramat również rozgrywający się na Brooklynie. Scenariusz do obu dzieł Dosunmu napisał Darci Picoult, a zdjęcia skąpanego w zimowych ciemnościach Nowego Jorku w Where Is Kyra? są dziełem operatora Bradforda Younga.


          Kyra (Michelle Pfeiffer) niedawno rozeszła się z mężem i na dodatek straciła pracę. Powróciła zatem do rodzinnego Brooklynu, ażeby zająć się swoją schorowaną matką, Ruth (w tej roli Suzanne Shepherd). W chwili śmierci tej ostatniej Kyra zostaje właściwie bez środków do życia i musi walczyć o utrzymanie mieszkania. Życie kobiety zamienia się w ciąg upokorzeń i nieustannych peregrynacji w celu znalezienia jakiejkolwiek pracy. Światełkiem w tunelu staje się dla Kyry poznanie Douga (Kiefer Sutherland), mężczyzny podobnie jak ona nierozpieszczanego przez życie. Jednak nawet Doug nie jest w stanie powstrzymać Kyry przed ryzykowną grą, jaką ta prowadzi, aby utrzymać się jakoś na powierzchni egzystencji.


          Where Is Kyra? to dramat wymagający skupienia i wytrzymałości na mrok, zarówno ten zewnętrzny, jak i wewnętrzny. Akcja obrazu ma miejsce zimą w Nowym Jorku, któremu w tym filmie daleko od wizji rozświetlonej, tętniącej życiem metropolii. Operator Bradford Young bardzo sugestywnie sfotografował ciemne ulice i zaułki Brooklynu, po których przemyka w poszukiwaniu pracy lub w celu załatwienia sprawy w banku tytułowa Kyra. Wyjątkowo sugestywna jest też w filmie muzyka, która ciągiem dysonansów i przykrych dla ucha pojedynczych dźwięków tylko wyolbrzymia jeszcze niepokój oraz przeżywany przez główną bohaterkę życiowy kryzys. Wewnętrzne ciemności zalegające w duszy kobiety są nawet większe niż te bezpośrednio ją otaczające. Voyeurystyczna kamera reżysera Andrew Dosunmu podgląda życie Kyry z matką, z kochankiem, na ulicach Brooklynu. Natrętnymi podglądaczami czujemy się w szczególności w chwilach najbardziej dla Kyry upokarzających: np. wtedy gdy musi prosić byłego męża o pieniądze, gdy wysupłuje ostatnie monety z portmonetki, aby zapłacić za drinka w barze, albo gdy po raz kolejny otrzymuje odmowną odpowiedź w sprawie tak bardzo potrzebnej jej teraz pracy. W naszej cywilizacji po przekroczeniu pewnego wieku ludzie stają się niewidzialni, ignorowani przez społeczeństwo i młodszych od siebie. Być może, poza wieloma innymi nieprzyjemnymi rzeczami, to właśnie przytrafiło się filmowej Kyrze. Michelle Pfeiffer kreuje tutaj jedną z najlepszych i najodważniejszych ról w swojej długiej aktorskiej karierze. Dawno aktorka nie miała okazji zagrać postaci tak poruszającej w swojej desperacji i woli przetrwania za wszelką cenę jak Kyra właśnie. Nominacja do Oscara dla Pfeiffer byłaby tutaj jak najbardziej na miejscu, nie mam jednak co do tego żadnych złudzeń: niszowa Where Is Kyra? przejdzie zapewne całkowicie niezauważona, tak jak przez nikogo niezauważona pozostaje główna bohaterka opowieści, zmagająca się każdego dnia z mrokiem w sobie i poza sobą.


23 września 2018

Outside In. Mały wielki indie.

          Outside In opowiada bardzo wyciszoną historię o nietypowej przyjaźni pomiędzy 38-letnim skazańcem a jego byłą nauczycielką z liceum, która utrzymywała z nim kontakt przez 20 lat jego pobytu w więzieniu, a nawet przyczyniła się do jego wcześniejszego wyjścia zza krat. Jay Duplass wciela się w filmie w postać Chrisa, mężczyzny, który musi na nowo, praktycznie od zera, zbudować swoje życie po latach niesłusznej odsiadki. Fenomenalna jak zawsze Edie Falco jest w Outside In Carol, kobietą w średnim wieku z mężem i nastoletnią córką, która poza byciem matką, żoną i nauczycielką chce od życia czegoś więcej. W świecie na zewnątrz krat Carol staje się dla Chrisa jedynym punktem odniesienia, jedynym źródłem ciepła i jedyną osobą z możliwością wejścia do środka jego wewnętrznego życia. Między parą formuje się nieprawdopodobna przyjaźń, która w życiu obojga wkrótce zadziała jak cicha bomba.


         Outside In jest owocem współpracy niezależnej reżyserki i scenarzystki Lynn Shelton oraz aktora i producenta Jaya Duplass. Para wspólnie napisała scenariusz do tego filmu, Jay Duplass zagrał w nim główną rolę, a Lynn Shelton całość wyreżyserowała. Dramat pokazano premierowo we wrześniu 2017 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto, a później jeszcze w marcu 2018 roku na South by Southwest w Austin w Teksasie. Outside In to jedno z tych cichych, niezależnych dzieł, które potrafią zakraść się pod skórę widza i pozostać tam bardzo długo, rezonując w duszy z ogromną siłą oraz wytrwałością.


          38-letni Chris (Jay Duplass) wyszedł właśnie z więzienia i musi jakoś odnaleźć się w lokalnej społeczności, którą przymusowo opuścił 20 lat wcześniej. Pomimo zamieszkania u brata, Teda (Ben Schwartz), jedynym jego punktem odniesienia w nowej rzeczywistości staje się jego była nauczycielka, Carol (znakomita Edie Falco). Chris utrzymywał z Carol listowny kontakt przez te długie 20 lat zamknięcia i teraz na wolności dalej chce kontynuować tę nietypową przyjaźń. Dla Carol sytuacja jest jednak dość niezręczna: kobieta jest zamężna i ma nastoletnią córkę, Hildy (Kaitlyn Dever), która ze swojej strony również przejawia zainteresowanie wycofanym i nieprzystosowanym do życia za kratami Chrisem. Relacja Carol i Chrisa grozi zupełnie nowym otwarciem, i to nie tylko w życiu tych dwojga…


          Outside In to jeden z tych niskobudżetowych amerykańskich filmów, które naprawdę potrafią idealnie zagrać na emocjach widzów. Obraz jest cichy, historia rozwija się powoli, otoczenie jest małomiasteczkowe i niewysublimowane, a jednak pod powierzchnią rozgrywa się nie lada dramat. Edie Falco i Jay Duplass to na tyle świetni aktorzy, że relacja Carol ze znacznie młodszym od niej byłym uczniem, zagubionym w erze smartfonów Chrisem, wybrzmiewa niezwykle przekonująco. Carol łaknie czegoś więcej w swoim życiu, poszukuje spełnienia poza domem, ale nie jest przekonana, że romans z dużo młodszym skazańcem na warunkowym zwolnieniu to dobry sposób na przeorganizowanie sobie życia. Chris z kolei dobrze wie, czego chce: pragnie prostej egzystencji z Carol u swojego boku, bez względu na przeszkody i zawikłaną przeszłość. Niecodzienna dynamika ich przyjaźni nadaje filmowi Lynn Shelton pewien rytm, który jest charakterystyczny dla obrazów tej reżyserki i w zasadzie także dla wszystkich niezależnych produkcji braci Marka i Jaya Duplass. Lynn Shelton zrobiła wcześniej niskobudżetowe filmy w rodzaju Humpday (2009 rok) czy Siostra twojej siostry (Your Sister’s Sister, 2011 rok), w których również teoretycznie niewiele się dzieje, a wszystko zależy od chemii oraz tarcia między głównymi protagonistami historii. W Outside In nie tyle nawet chodzi o to, co się dzieje, ale właśnie jak się dzieje. Wewnętrznym zmaganiom Chrisa i Carol, a także ich najbliższej rodziny, towarzyszy świetna ścieżka dźwiękowa autorstwa amerykańskiego muzyka folkowego i wokalisty Andrew Birda. Nienarzucający się soundtrack Birda idealnie wkomponowuje się w tło małego amerykańskiego miasteczka na północnym-zachodzie, w stanie Waszyngton, gdzie pozornie nieistotne duchowe perypetie dwojga zwykłych ludzi rezonują w sposób właściwy tylko małemu wielkiemu indie, o którym niewielu ludzi kiedykolwiek usłyszy, a jeszcze mniej go kiedykolwiek zobaczy.


9 września 2018

First Reformed (Pierwszy reformowany). Rozpacz versus nadzieja.

           Ernst Toller (Ethan Hawke) jest kalwińskim pastorem w zabytkowym XVIII-wiecznym kościele w Snowbridge w stanie Nowy Jork. Codziennie wieczorem Toller zasiada z drinkiem przed swoim dziennikiem, na który przelewa wszystkie swoje rozmyślania, wątpliwości i depresyjne myśli. Toller rozdarty jest pomiędzy dwa krańcowe stany: nadzieję i rozpacz. Pastor jest przekonany, że niemożliwa jest rozpacz bez nadziei i nadzieja bez rozpaczy, a egzystencja to właśnie zmaganie się tych dwóch idei/stanów w naszym umyśle. Kiedy w życiu trawionego przez alkoholizm i depresję pastora pojawia się ciężarna Mary (Amanda Seyfried), szukająca pomocy dla swojego męża, Michaela (Philip Ettinger), szala pomiędzy nadzieją i rozpaczą musi się w końcu przeważyć na jedną ze stron. Waga niepewności kołysze się jednak w filmie do ostatniej minuty.


          First Reformed jest autorskim dziełem wybitnego amerykańskiego scenarzysty i reżysera Paula Schradera, twórcy scenariuszy do takich klasyków amerykańskiego kina jak Taksówkarz (Taxi Driver, 1976), Wściekły byk (Raging Bull, 1980) czy Ostatnie kuszenie Chrystusa (The Last Temptation of Christ, 1988). W First Reformed ten częsty współpracownik Martina Scorsese powraca do religijnych klimatów, a w centrum swojej opowieści stawia protestanckiego pastora na krawędzi utraty wiary. Film miał światową premierę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji w 2017 roku, walcząc na nim o główną nagrodę. Krytycy są właściwie zgodni co do tego, że postać Ernsta Tollera to najwybitniejsza dotychczas filmowa rola Ethana Hawke’a.


          Ethan Hawke wciela się w First Reformed w pastora tytułowego protestanckiego kościoła w stanie Nowy Jork. Ernst Toller był kiedyś wojskowym kapelanem, miał żonę i syna. Syn, zgodnie zresztą z sugestią ojca, zapisał się do wojska i zginął na wojnie w Iraku. Małżeństwo Ernsta nie wytrzymało tej decydującej próby i żona opuściła trawionego wyrzutami sumienia pastora. Teraz 46-letni Ernst zmaga się dodatkowo z postępującą depresją, alkoholizmem i pogarszającym się z dnia na dzień zdrowiem. Pewnego dnia Ernsta odwiedza ciężarna Mary (Amanda Seyfried), zaniepokojona postępowaniem i psychiką męża, Michaela (Philip Ettinger). Znajomość z Mary i Michaelem wciąga Ernsta w nieustającą spiralę nadziei oraz rozpaczy, daje mu jednak przy tym też nowe powołanie i wolę działania.


          First Reformed nie spieszy się w snuciu swojej opowieści. Dzięki temu mamy okazję bardzo dokładnie poznać głównego bohatera filmu i jego duchowe rozterki. Ernst Toller decyduje się na początku filmu przeprowadzić mały eksperyment: przez miesiąc zamierza prowadzić dziennik, w którym ujście znajdą wszelkie jego bolączki, tak mentalne, jak i cielesne. Jest to ewidentne nawiązanie do klasyki światowego kina w postaci obrazu Dziennik wiejskiego proboszcza (1951) w reżyserii Roberta Bressona. Tak jak i bohater tego ostatniego pastor Toller również cierpi na poważne gastryczne problemy, co jednak nie przeszkadza mu w spożywaniu każdego wieczoru sporej ilości wina. Nadużywanie alkoholu to tylko konsekwencja prześladującej Tollera przeszłości i coraz bardziej pesymistycznego oglądu rzeczywistości. Staczającego się powoli w otchłań rozpaczy Tollera nie potrafi zawrócić z tej drogi zaprzyjaźniony pastor Joel Jeffers z sąsiedniej parafii (w tej roli Cedric the Entertainer). Wręcz przeciwnie: układy tego ostatniego z bogatymi ofiarodawcami jego kościoła i jednocześnie bezwzględnymi kapitalistami/trucicielami środowiska tylko popychają Tollera w kierunku krawędzi. Reżyser First Reformed, Paul Schrader, przy okazji tego filmu przyznaje się do wielu kinowych inspiracji. Poza Robertem Bressonem można tu też przywołać paralelę z moralnym niepokojem spod znaku sztuki filmowej Ingmara Bergmana czy Andreja Tarkovskiego. Paul Schrader jest jednak Amerykaninem i pomimo rozlicznych hołdów i nawiązań First Reformed pozostaje na wskroś amerykańskim filmem, w pięknym stylu podsumowując moralne dylematy oraz obsesje ponad 70-letniego już Schradera.


          Są w First Reformed dwie sceny, które zapierają dech w piersi, a przynajmniej mi ten dech zaparły. Pierwsza to scena lotu w wyobraźni poprzez wszystkie (piękne i straszne) oblicza naszej planety, a druga to sam finał filmu, jego ostatnich kilka minut. W obu tych scenach pastorowi Tollerowi towarzyszy (bardziej nawet w sensie duchowym niż fizycznym) Mary (Amanda Seyfried). Tak jak Toller Mary również znajduje się na życiowym zakręcie, w nieplanowanej ciąży i z cierpiącym na depresję mężem, który dopiero co wyszedł z więzienia. Nietrudno zrozumieć dlaczego pastor Toller i Mary szukają swojego towarzystwa i wzajemnego wsparcia: zbliżają ich do siebie ich własne życiowe tragedie. Wielu krytykuje finał First Reformed jako nierealistyczny i zbyt życzeniowy, niezasłużony triumf nadziei nad rozpaczą. Ja jednak byłem tym zakończeniem oczarowany, nie tyle nawet podniesiony na duchu, ile zahipnotyzowany jego siłą oraz prostotą przekazu. Może to ukryty we mnie romantyk, a może to amerykańska dusza Paula Schradera, ale First Reformed potrafi zagrać na najczulszej ze strun.


21 sierpnia 2018

Tully. W imię matki.

           Macierzyństwo to ogromne poświęcenie. Z tym nikt chyba nie może polemizować, a już na pewno nie mężczyźni. Bycie matką oznacza nie tylko ciągłe poświęcanie dziecku swojego czasu i uwagi, ale w okresie ciąży to przede wszystkim ofiarowanie potomstwu swojego ciała. Na dobre i na złe. Coś o poświęceniu swojego ciała wie też aktorka Charlize Theron, niekwestionowana piękność rodem z Republiki Południowej Afryki, która do roli w filmie Tully Jasona Reitmana przytyła prawie 50 funtów (około 22 kilogramy). Theron na trzy miesiące przerzuciła się na intensywną dietę fastfoodową po to tylko, aby po zakończeniu zdjęć do filmu potrzebować następnych prawie 18 miesięcy, żeby zrzucić tak przybraną wagę… Dla odtwórczyni tytułowej roli z filmu Monster Patty Jenkins oszpecanie się na potrzeby filmowej produkcji to w końcu nie pierwszyzna. W Tully Charlize Theron wciela się w umęczoną 40-letnią matkę dwójki dzieci z trzecią pociechą w drodze. Kobieta może nie do końca zdaje sobie z tego sprawę, ale desperacko potrzebuje pomocy i wsparcia. W Tully przyjmujemy całkowicie kobiecą perspektywę na macierzyństwo i związane z nim problemy oraz wyrzeczenia. Punkt widzenia matki to wciąż deficytowy towar we współczesnej kulturze i kinematografii.


          Tully jest trzecim już z kolei owocem współpracy reżysera Jasona Reitmana i scenarzystki Diablo Cody. Wcześniej ten tandem dał nam tak wybitne dzieła jak Juno oraz Young Adult (Kobieta na skraju dojrzałości). Tully po raz pierwszy mogła zobaczyć w styczniu 2018 roku widownia festiwalu Sundance, gdzie też film miał oficjalną światową premierę. Z powodzeniem możemy oczekiwać nagród i wyróżnień dla dwóch głównych aktorek tego obrazu – Charlize Theron i Mackenzie Davis, które wykonują tutaj kawał dobrej roboty. Diablo Cody, autorka scenariusza do filmu, zainspirowała się w tej historii swoim własnym życiem i doświadczeniami związanymi z przyjściem na świat swojego trzeciego (nieplanowanego) dziecka.


          Marlo (wybitna rola Charlize Theron) ma już dwójkę niełatwych w wychowaniu dzieci, a w wieku 40 lat oczekuje trzeciego, tym razem zupełnie nieplanowanego potomka. Kobieta jest skrajnie wyczerpana psychicznie i fizycznie, a jej mąż (grany przez Rona Livingstona) nie jest dla niej wielką pomocą, szczególnie ze swoimi ciągłymi służbowymi wyjazdami w pracy. Nietypowy prezent dla Marlo ma jej brat, Craig (Mark Duplass), który postanawia opłacić siostrze nocną nianię w postaci tytułowej Tully właśnie (świetna w tej roli Mackenzie Davis). Sceptyczna z początku Marlo szybko przekonuje się do młodej i żywiołowej Tully, która poza tym, że stanowi dla niej zbawienne odciążenie w matczynych obowiązkach, przypomina jej młodszą wersję samej siebie z czasów, gdy wiodła szalone i wolne od ciągłych trosk życie na nowojorskim Brooklynie.


          Żaden mężczyzna nie doceni Tully tak, jak film może docenić kobieta, a już z pewnością matka. Ostatni komediodramat w dorobku Jasona Reitmana i Diablo Cody to film o matce i dla matek właśnie. I jak zawsze w przypadku dzieł tego tandemu komedia osładza tutaj dramat, a dramat doprawia odrobiną goryczy komedię. To, co dla roli potrafi zrobić Theron jest godne szacunku: aktorka z zimnej piękności przeistoczyła się tutaj w nieatrakcyjną seksualnie, ciągle zmęczoną i niewyspaną, człapiącą po mieszkaniu w szlafroku i pobrudzonym podkoszulku matkę trojga dzieci, która umęczona rutyną domowych obowiązków zawiesza się co chwilę i patrzy tępo w przestrzeń przed sobą. „Mamo, co jest nie tak z twoim ciałem?” – pyta ją w pewnym momencie przy stole najstarsza córka, zaraz po tym, jak Marlo ściąga z siebie zalany sokiem podkoszulek i zostaje w samym biustonoszu, prezentując bez żenady swój wielki brzuch i mocno otłuszczone ciało. Fizyczna transformacja, jaką przechodzi tutaj grana przez Theron Marlo, to tylko czubek góry lodowej. Jej chroniczne niewyspanie, spowodowane pojawieniem się w domu noworodka, oraz pogarszający się stan psychiczny coraz bardziej sfrustrowanej nawałem obowiązków kobiety grożą o wiele poważniejszymi konsekwencjami.


          I wtedy, niemalże deus ex machina, pojawia się w życiu Marlo Tully (Mackenzie Davis), nocna niania wynajęta i opłacana przez brata Marlo. Pomoc Tully jest tym, czego umęczona matka trójki dzieci potrzebowała najbardziej. Pomimo różnicy wieku, prawie całego pokolenia, Tully i Marlo nawiązują nić porozumienia, która pogłębia się do punktu, w którym obie kobiety (w ramach relaksu rzecz jasna) zaczynają wpadać na szalone pomysły…Marlo widzi w Tully siebie z czasów, gdy miała dwadzieścia parę lat i cały świat stał przed nią otworem. Marlo zazdrości Tully jej wolności i optymizmu, z goryczą jednak przypomina młodszej koleżance, że ten czas burzy i naporu szybko przeminie, brutalnie wręcz konstatując: „Założę się, że masz wielkie plany. Tak, twoja dwudziestka jest świetna. O tak, ale wtedy twoja trzydziestka wychynie zza rogu jak śmieciarka o piątej nad ranem”… Tully stanowi świetny tryptyk filmowy do spółki z Juno i Young Adult, dwoma poprzednimi kolaboracjami Diablo Cody i Jasona Reitmana. Wyreżyserowane przez Reitmana trzy scenariusze Cody można potraktować jak trzy różne wersje życia jednej i tej samej kobiety: bystrej nastolatki, narcystycznej singielki i wreszcie zblazowanej matki trojga dzieci. W Tully nigdy nie mówi się bezpośrednio o depresji poporodowej jako praprzyczynie wszystkich problemów granej przez Theron Marlo. Nienazwana wprost, przypadłość ta jednak wisi w powietrzu, jakkolwiek spektrum problemów, z którymi boryka się filmowa Marlo, jest o wiele szersze i bardziej skomplikowane, nie można tak po prostu wszystkiego w filmie zamieść pod psychologiczny dywan zwany poporodową depresją. Najważniejsze w Tully jest jednak to, że od początku do końca obraz przyjmuje ekskluzywnie kobiecą perspektywę, a Matki nie przysłania tutaj ani Ojciec, ani Syn, ani nawet Duch Święty.