28 lutego 2016

It Follows (Coś za mną chodzi). Horror jako egzystencjalny lęk.

          Jeszcze trudniej niż dobrą komedię jest zrobić udany horror. Coś za mną chodzi to właśnie przykład tego rzadko spotykanego sukcesu. Co jest szczególnie godne uwagi, to fakt, że udało się nakręcić rewelacyjny (i dający do myślenia) niezależny horror bez konieczności wydawania milionów dolarów na wymyślne efekty specjalne. It Follows miast wylewać na nas kubły sztucznej krwi, skutecznie przeraża nas najgłębszymi egzystencjalnymi lękami, dręczącymi ludzkość od jej zarania. Strach przed śmiercią, seksem czy intymnością został w Coś za mną chodzi pomysłowo ujęty w ramę nieustannie powracającego koszmaru.


          Reżyserem i autorem scenariusza It Follows jest David Robert Mitchell. Twórca obrazu zbudował pomysł na film w oparciu o pewien ciągle mu się śniący w okresie dorastania koszmar. W owym śnie przyszły reżyser był niezmordowanie prześladowany przez bliżej nieokreśloną nadprzyrodzoną siłę. Mitchell napisał scenariusz do Coś za mną chodzi rozwijając pierwotny pomysł w wieloznaczną i niepokojącą fabułę. Film miał swoją premierę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes w maju 2014 roku. Od tamtego momentu It Follows nie przestaje fascynować i inspirować zarówno krytyków, jak i publiczność, skłaniając do rozlicznych oraz pogłębionych interpretacji.


          Protagonistką Coś za mną chodzi jest młodziutka Jay (Maika Monroe), nastolatka, która z napięciem i niecierpliwością chce wreszcie wkroczyć w dorosłość. Bramą do niej prowadzącą jest według Jay seks. Kiedy za sprawą Hugh (Jake Weary) dziewczyna traci dziewictwo, rozpoczyna się właściwy horror. Wkrótce po zbliżeniu Hugh informuje Jay, że przez seksualny akt przekazał jej dalej klątwę. Od tego momentu za dziewczyną będzie podążać niewidziane przez innych tytułowe ‘coś’, które zabije ją, jeśli tylko ją dopadnie. Owa paranormalna istota może przybrać formę kogoś znajomego, ale może też być kimś obcym w tłumie. Aby pozbyć się klątwy, Jay przez seks musi przekazać ją komuś innemu. W tej, wydawałoby się, sytuacji bez wyjścia wspierają zdesperowaną bohaterkę jej siostra Kelly (Lili Sepe) oraz najbliżsi przyjaciele: Yara (Olivia Luccardi) oraz Paul (Keir Gilchrist). Czy dziewczyna ucieknie przed przeznaczeniem?


          It Follows jest od początku do końca bezbłędnie skonstruowanym horrorem. Film ani na chwilę nie traci swojego napięcia, zdjęcia i obsada są znakomite, a fabuła oryginalnie rozwija się z właściwą koszmarowi logiką. Coś za mną chodzi jest ogromnym osiągnięciem od strony wizualnej. Fenomenalnie też buduje odpowiedni klimat bycia w potrzasku. Przede wszystkim jednak na film można również popatrzeć jak na wieloznaczną parabolę. Wielu komentatorów zwraca uwagę na seks i intymność, jako na wątki kluczowe w interpretacji tego dzieła. Dla głównej bohaterki seks miał być wejściem w dorosłość, osiągnięciem wolności w pewnym osobistym wymiarze. Stał się jednak traumą, początkiem nieszczęścia. Zamiast poczucia wolności Jay znalazła się w pułapce klątwy, będącej konsekwencją seksualnego aktu. It Follows wskazuje tym samym na wielorakość skutków życia erotycznego, które zamiast spełnienia może przynieść także lęk i frustrację. Obraz tym samym w paraboliczny sposób pokazuje seks jako źródło odwiecznych obaw przed bólem i chorobą.


          Silniejszy niż lęk przed seksem (jako źródłem klątwy) jest w Coś za mną chodzi lęk przed śmiercią, będącą nieuniknioną konsekwencją klątwy. W filmie Mitchell’a ten strach opada ludzi bardzo młodych, dzieci właściwie. Na tym lęku budowane jest w filmie całe napięcie, a bierze się ono głównie ze skontrastowania nieustannie kroczącej w naszym kierunku śmierci z młodością, która powinna być jeszcze na przeciwległym biegunie życia. Strach przed ostatecznym unicestwieniem punktowany jest w filmie cytatami o nieuchronności śmierci z poezji T.S. Elliota oraz Idioty Fiodora Dostojewskiego. Najbardziej frapującym elementem w filmie jest jednak nieobecność w nim osób dorosłych, rodziców bohaterów. Jeśli się już pojawiają, to na chwilę i tylko w tle, niezdolni do jakiejkolwiek pomocy dzieciom. Częściej zresztą ukazują się w negatywnej roli, niczym zjawy z przeszłości. Młodzi protagoniści It Follows muszą zatem liczyć tylko na siebie, starając się rozwiązać problemy, które sami swoim postępowaniem stworzyli. Kluczowe pytanie brzmi: czy te problemy w ogóle by istniały, gdyby dorośli byli bardziej obecni w ich życiu?


21 lutego 2016

The Overnight (Szalona noc). O seksie bez żenady.

          Czy życie seksualne w małżeństwie po pojawieniu się dzieci potrafi jeszcze utrzymać swój pierwotny żar? Na to pytanie stara się odpowiedzieć przewrotna seks-komedia Szalona noc w reżyserii Patricka Brice’a. Dwie pary spotykają się pod pretekstem zawarcia nowej znajomości i umożliwienia własnym dzieciom pozyskania nowych towarzyszy zabawy. Szybko jednak sprawy wymykają się dorosłym spod kontroli, a tytułowa szalona noc, która ich oczekuje, mocno zweryfikuje ich pierwotne oczekiwania co do przebiegu spotkania.


          The Overnight (Szalona noc) debiutowała na Festiwalu Filmowym Sundance w 2015 roku, uczestnicząc w głównym konkursie dramatycznym tej imprezy. Nagrody film co prawda nie zdobył, ale okazał się najlepszą pokazywaną tam komedią, ujmując swoim humorem festiwalową publiczność. Obraz wyprodukowali bracia Mark i Jay Duplass, co jest swego rodzaju znakiem jakości pośród niezależnych amerykańskich produkcji. Dla reżysera i autora scenariusza, Patricka Brice’a, jest to druga z kolei fabuła po bardzo dobrym debiutanckim Creep z 2014 roku.


          Akcja The Overnight zamyka się właściwie w ciągu jednego dnia (i jednej nocy). Alex (Adam Scott) i Emily (Taylor Schilling) są młodym małżeństwem, które wraz z małym synem przeprowadziło się niedawno z Seattle do Los Angeles. Para bardzo chce nawiązać nowe znajomości i pozyskać przyjaciół w nowym miejscu. Szybko też nadarza się odpowiednia sposobność. Spotkany w parku Kurt (Jason Schwartzman) zaprasza ich wraz z synem do siebie do domu na wspólną kolację. Kurt ma piękną francuską żonę Charlotte (Judith Godrèche) oraz syna, który bardzo dobrze dogaduje się z pociechą Alexa i Emily. Zapoznawcza kolacja przeciąga się jednak na całą noc, a sprawy przybierają zgoła niespodziewany obrót, odsłaniając w swoim toku rozliczne intymne sekrety czwórki dorosłych bohaterów.


          Reżyser The Overnight miał wyjątkowego nosa przy aktorskiej obsadzie czwórki bohaterów tej seks-opowieści. Komediowe zdolności męskiej połowy, czyli Adama Scott’a i Jasona Schwartzmana, są powszechnie znane i cenione. Obaj aktorzy bardzo dobrze potrafią improwizować przed kamerą, a szczególnie korzystnie wypadają w rolach nieprzystosowanych do rzeczywistości dziwaków, którzy albo budzą w otoczeniu powszechne zakłopotanie (Schwartzman), albo wydają się być ciągle zakłopotani postawą innych (Scott). Równie dobrze (jeśli nie lepiej) wypadają w filmie Taylor Schilling oraz Judith Godrèche. Szczególnie Taylor Schilling (znana głównie dzięki serialowi Orange Is the New Black) podkręca w Szalonej nocy komizm sytuacji swoją miną postępującego zażenowania przebiegiem spotkania. Dla przeciwwagi francuska aktorka Judith Godrèche otwartością i kompletnym brakiem skrępowania swojej postaci pozwala w filmie wypłynąć na powierzchnię wszelkim seksualnym demonom, które czają się w bohaterach lub na bohaterów.


          Doprawdy bardzo ciężko jest zrobić dobrą komedię, tym bardziej jeśli ma się ona obracać głównie wokół spraw z seksem i intymnością związanych. Szalona noc jest wzorcowym przykładem jak należy robić tego typu produkcje. I chociaż seks jest w filmie tematem numer jeden, obraz Patrick’a Brice’a nigdy nawet nie zahacza o wulgarność, sprośność czy choćby rubaszność. Jak na w pełni amerykańską produkcję The Overnight jest dziełem odważnym i bezpruderyjnym, rzecz to w USA osiągalna ekskluzywnie na gruncie kina niezależnego. Co więcej, Szalona noc jest filmem przewrotnym oraz inteligentnym, szczególnie bystrym w obserwacji jednostkowych pragnień, obsesji, kompleksów i zahamowań.


7 lutego 2016

Grandma. Babcia-feministka zbiera na aborcję.

          Grandma to bardzo specyficzne kino drogi. I przede wszystkim bardzo zabawne. Wnuczka Sage (Julia Garner) pojawia się na progu u babci-feministki Elle, prosząc o pieniądze na usunięcie niechcianej ciąży. Babcia (fenomenalna Lily Tomlin) też jest akurat spłukana, więc obie wyruszają z misją zebrania kasy na zabieg. Ta mała odyseja babci i wnuczki szybko przeistacza się dla obu kobiet w intensywną podróż sentymentalną do przeszłości. Wraz z Elle i Sage cofamy się właściwie aż do lat 60-tych XX wieku, w mgnieniu oka robiąc przegląd nieustannie zmieniającej się w ostatnim półwieczu amerykańskiej obyczajowości.


          Twórcą znakomitej Grandma (2015) jest Paul Weitz, reżyser i jednocześnie autor scenariusza do filmu. Chyba najbardziej znanym (i cenionym) filmem Weitz’a jest powstały w 2002 roku About a Boy (Był sobie chłopiec) z Hugh Grant’em i Toni Collette. Reżyser pisał scenariusz do Grandma z myślą o Lily Tomlin jako odtwórczyni roli tytułowej babci. I nie pomylił się ani trochę w obsadzie najważniejszej w filmie postaci. Sama Lily Tomlin (rocznik 1939) otrzymała za swoją kreację Elle wyrazy uznania ze wszystkich stron, dostając nawet nominację do tegorocznych Złotych Globów w kategorii najlepsza aktorka w komedii/musicalu.


          Elle (Lily Tomlin)-feministka, lesbijka i uznana poetka jednocześnie-właśnie zerwała ze swoją ostatnią dziewczyną, dużo od siebie młodszą Olivią (Judy Greer), gdy do jej drzwi puka wnuczka Sage (Julia Garner) z hiobowymi wieściami. Sage jest w nieplanowanej ciąży i ma już umówiony termin aborcji. Problemem są jednak pieniądze… Tak się pechowo składa, że sama Elle akurat nie jest przy kasie, więc babcia i wnuczka mają ledwie osiem godzin na zebranie potrzebnej sumy. Sporo się dzieje w trakcie tych ośmiu godzin desperackiego poszukiwania gotówki. W niezamierzony przez siebie sposób Elle wyciąga przy okazji kilka szkieletów z szafy, odwiedzając swoich dawnych i obecnych znajomych. My natomiast dostajemy fascynującą oraz emocjonującą podróż po meandrach amerykańskiej mentalności ostatnich kilku dekad.


          Nie byłoby sukcesu Grandma bez fenomenalnej postaci tytułowej babci Elle, granej przez rewelacyjną jak zawsze Lily Tomlin. Liberalna i homoseksualna babcia-poetka idzie całkowicie pod prąd nie tak znowu stereotypowym wyobrażeniom o współczesnych reprezentantach tzw. trzeciego wieku. Postać Elle to zupełna negacja konserwatywnej i homofobicznej dominanty wśród pokolenia babć i dziadków. Charakter i światopogląd Elle tłumaczy poniekąd fakt, że swoje najlepsze czasy spędziła w Kalifornii lat 60-tych i 70-tych. No i oczywiście jest poetką, co też wiele wyjaśnia. Film Paula Weitz’a jest swoistym pretekstem, żeby wejść i przyjrzeć się z bliska tej wyjątkowej postaci, która miała w końcu i męża (w zamierzchłych latach 60-tych), i żonę przez ostatnich parę dekad. Ma też córkę oraz wnuczkę, rzecz jasna. I to właśnie pragnienie pomocy nieletniej i zdesperowanej Sage (bardziej nawet niż wyznawany przez nią światopogląd) mobilizuje Elle do natychmiastowego działania.


          Komediodramat Grandma porusza bardzo śliski w Ameryce (i nie tylko zresztą tam) temat aborcji na życzenie. Każdy film z aborcją w tle jest w Stanach Zjednoczonych swoistym manifestem politycznym, niezależnie od tego, czy jego twórcy tego chcą czy nie. W filmie Paula Weitz’a problem ten został potraktowany bardzo szczerze i bezpośrednio. Każda kobieta ma prawo do usunięcia niechcianej ciąży, tym bardziej jeszcze nastolatka dopiero co wchodząca w życie. Koniec kropka. Filmowa Sage nie ma wątpliwości co do powziętej przez siebie decyzji, a jej babka i matka czują się w obowiązku wesprzeć ją tak emocjonalnie, jak i finansowo. Babcia Elle, chociaż osobiście nie może wyłożyć kasy na zabieg, skłonna jest w celu pozyskania gotówki dla wnuczki na wiele poświęceń. I nie straszny jej ani obecny chłopak i ojciec dziecka Sage, ani własny eks-mąż Karl (świetna kreacja Sama Elliott’a), ani nawet budząca grozę córka Judy (bardzo dobra Marcia Gay Harden), typowa korporacyjna suka z zerową tolerancją dla słabości. Od początku do końca jest Grandma afirmacją indywidualizmu i wolności wyboru, co też czyni to niezależne dzieło bardzo amerykańskim z ducha filmem.