21 sierpnia 2018

Tully. W imię matki.

           Macierzyństwo to ogromne poświęcenie. Z tym nikt chyba nie może polemizować, a już na pewno nie mężczyźni. Bycie matką oznacza nie tylko ciągłe poświęcanie dziecku swojego czasu i uwagi, ale w okresie ciąży to przede wszystkim ofiarowanie potomstwu swojego ciała. Na dobre i na złe. Coś o poświęceniu swojego ciała wie też aktorka Charlize Theron, niekwestionowana piękność rodem z Republiki Południowej Afryki, która do roli w filmie Tully Jasona Reitmana przytyła prawie 50 funtów (około 22 kilogramy). Theron na trzy miesiące przerzuciła się na intensywną dietę fastfoodową po to tylko, aby po zakończeniu zdjęć do filmu potrzebować następnych prawie 18 miesięcy, żeby zrzucić tak przybraną wagę… Dla odtwórczyni tytułowej roli z filmu Monster Patty Jenkins oszpecanie się na potrzeby filmowej produkcji to w końcu nie pierwszyzna. W Tully Charlize Theron wciela się w umęczoną 40-letnią matkę dwójki dzieci z trzecią pociechą w drodze. Kobieta może nie do końca zdaje sobie z tego sprawę, ale desperacko potrzebuje pomocy i wsparcia. W Tully przyjmujemy całkowicie kobiecą perspektywę na macierzyństwo i związane z nim problemy oraz wyrzeczenia. Punkt widzenia matki to wciąż deficytowy towar we współczesnej kulturze i kinematografii.


          Tully jest trzecim już z kolei owocem współpracy reżysera Jasona Reitmana i scenarzystki Diablo Cody. Wcześniej ten tandem dał nam tak wybitne dzieła jak Juno oraz Young Adult (Kobieta na skraju dojrzałości). Tully po raz pierwszy mogła zobaczyć w styczniu 2018 roku widownia festiwalu Sundance, gdzie też film miał oficjalną światową premierę. Z powodzeniem możemy oczekiwać nagród i wyróżnień dla dwóch głównych aktorek tego obrazu – Charlize Theron i Mackenzie Davis, które wykonują tutaj kawał dobrej roboty. Diablo Cody, autorka scenariusza do filmu, zainspirowała się w tej historii swoim własnym życiem i doświadczeniami związanymi z przyjściem na świat swojego trzeciego (nieplanowanego) dziecka.


          Marlo (wybitna rola Charlize Theron) ma już dwójkę niełatwych w wychowaniu dzieci, a w wieku 40 lat oczekuje trzeciego, tym razem zupełnie nieplanowanego potomka. Kobieta jest skrajnie wyczerpana psychicznie i fizycznie, a jej mąż (grany przez Rona Livingstona) nie jest dla niej wielką pomocą, szczególnie ze swoimi ciągłymi służbowymi wyjazdami w pracy. Nietypowy prezent dla Marlo ma jej brat, Craig (Mark Duplass), który postanawia opłacić siostrze nocną nianię w postaci tytułowej Tully właśnie (świetna w tej roli Mackenzie Davis). Sceptyczna z początku Marlo szybko przekonuje się do młodej i żywiołowej Tully, która poza tym, że stanowi dla niej zbawienne odciążenie w matczynych obowiązkach, przypomina jej młodszą wersję samej siebie z czasów, gdy wiodła szalone i wolne od ciągłych trosk życie na nowojorskim Brooklynie.


          Żaden mężczyzna nie doceni Tully tak, jak film może docenić kobieta, a już z pewnością matka. Ostatni komediodramat w dorobku Jasona Reitmana i Diablo Cody to film o matce i dla matek właśnie. I jak zawsze w przypadku dzieł tego tandemu komedia osładza tutaj dramat, a dramat doprawia odrobiną goryczy komedię. To, co dla roli potrafi zrobić Theron jest godne szacunku: aktorka z zimnej piękności przeistoczyła się tutaj w nieatrakcyjną seksualnie, ciągle zmęczoną i niewyspaną, człapiącą po mieszkaniu w szlafroku i pobrudzonym podkoszulku matkę trojga dzieci, która umęczona rutyną domowych obowiązków zawiesza się co chwilę i patrzy tępo w przestrzeń przed sobą. „Mamo, co jest nie tak z twoim ciałem?” – pyta ją w pewnym momencie przy stole najstarsza córka, zaraz po tym, jak Marlo ściąga z siebie zalany sokiem podkoszulek i zostaje w samym biustonoszu, prezentując bez żenady swój wielki brzuch i mocno otłuszczone ciało. Fizyczna transformacja, jaką przechodzi tutaj grana przez Theron Marlo, to tylko czubek góry lodowej. Jej chroniczne niewyspanie, spowodowane pojawieniem się w domu noworodka, oraz pogarszający się stan psychiczny coraz bardziej sfrustrowanej nawałem obowiązków kobiety grożą o wiele poważniejszymi konsekwencjami.


          I wtedy, niemalże deus ex machina, pojawia się w życiu Marlo Tully (Mackenzie Davis), nocna niania wynajęta i opłacana przez brata Marlo. Pomoc Tully jest tym, czego umęczona matka trójki dzieci potrzebowała najbardziej. Pomimo różnicy wieku, prawie całego pokolenia, Tully i Marlo nawiązują nić porozumienia, która pogłębia się do punktu, w którym obie kobiety (w ramach relaksu rzecz jasna) zaczynają wpadać na szalone pomysły…Marlo widzi w Tully siebie z czasów, gdy miała dwadzieścia parę lat i cały świat stał przed nią otworem. Marlo zazdrości Tully jej wolności i optymizmu, z goryczą jednak przypomina młodszej koleżance, że ten czas burzy i naporu szybko przeminie, brutalnie wręcz konstatując: „Założę się, że masz wielkie plany. Tak, twoja dwudziestka jest świetna. O tak, ale wtedy twoja trzydziestka wychynie zza rogu jak śmieciarka o piątej nad ranem”… Tully stanowi świetny tryptyk filmowy do spółki z Juno i Young Adult, dwoma poprzednimi kolaboracjami Diablo Cody i Jasona Reitmana. Wyreżyserowane przez Reitmana trzy scenariusze Cody można potraktować jak trzy różne wersje życia jednej i tej samej kobiety: bystrej nastolatki, narcystycznej singielki i wreszcie zblazowanej matki trojga dzieci. W Tully nigdy nie mówi się bezpośrednio o depresji poporodowej jako praprzyczynie wszystkich problemów granej przez Theron Marlo. Nienazwana wprost, przypadłość ta jednak wisi w powietrzu, jakkolwiek spektrum problemów, z którymi boryka się filmowa Marlo, jest o wiele szersze i bardziej skomplikowane, nie można tak po prostu wszystkiego w filmie zamieść pod psychologiczny dywan zwany poporodową depresją. Najważniejsze w Tully jest jednak to, że od początku do końca obraz przyjmuje ekskluzywnie kobiecą perspektywę, a Matki nie przysłania tutaj ani Ojciec, ani Syn, ani nawet Duch Święty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz