28 października 2019

The Art of Self-Defense (Sztuka samoobrony). Chcę być tym, co mnie przeraża.

          Casey (Jesse Eisenberg) jest nieśmiałym księgowym, który pewnej nocy pada ofiarą brutalnego ataku zamaskowanych motocyklistów. Aby poczuć się bezpieczniej i nabyć podstawowych umiejętności samoobrony, Casey zapisuje się na kurs w szkole karate, prowadzonej przez charyzmatycznego Sensei (Alessandro Nivola w tej roli). Casey pragnie wyzwolić się ze swojego strachu i swoich słabości, stając się w pewnym sensie tym, czego najbardziej się boi – tą ciemną cząstką siebie, która potrafi rozsmakować się w agresji oraz pełnej kontroli nad innymi. Sztuka samoobrony jest czarną komedią, która po wielokroć zaskakuje i myli tropy, pokazując, że nawet najsłabsi oraz najbardziej niewinni z nas także mają swoją mroczną stronę.


       The Art of Self-Defense jest drugim pełnometrażowym filmem fabularnym reżysera Riley Stearns’a, który w 2014 roku debiutował autorskim Faults, w którym jedną z głównych ról zagrała jego ówczesna partnerka, aktorka Mary Elizabeth Winstead. Tak samo jak w przypadku swojego poprzedniego obrazu, Riley Stearns napisał scenariusz i zarazem wyreżyserował Sztukę samoobrony, pokazując ją po raz pierwszy na festiwalu South by Southwest w Austin (Teksas) w marcu 2019 roku. Podobnie jak bardzo dobry Faults, poprzedni film reżysera, The Art of Self-Defense jest czarną komedią z kryminalnym wątkiem, która bardzo sprytnie potrafi podważyć nasze oczekiwania i zaskoczyć nas w tak intrygujący sposób, że jeszcze długo po obejrzeniu filmu będziemy zastanawiać się nad sztuką manipulacji zarówno samego reżysera, jak i jego filmowych bohaterów.


          Na samym początku Sztuki samoobrony jego główny bohater, zagrany przez Jesse’go Eisenberga Casey, jawi nam się jako kruchy, bezbronny i krańcowo zahukany księgowy, który nie potrafi postawić się swojemu szefowi ani kolegom z pracy, a w momencie bycia zaatakowanym przez zamaskowanych przestępców dobrowolnie i bez choćby cienia walki oddaje im swój portfel. Spowodowana napadem trauma motywuje Casey’go do przedsięwzięcia kroków w celu zwiększenia poczucia własnego bezpieczeństwa i tak oto nasz bohater ląduje w szkole karate, prowadzonej przez wymagającego oraz oddanego swojej profesji Sensei (bardzo przekonujący Alessandro Nivola). Pozory w filmie Riley Stearns’a mylą i to nie jeden raz, więc przygotujmy się na liczne zwroty akcji oraz ogólnie subwersywny charakter filmu.


         Subwersja to najlepsze słowo na określenie podstawowej jakości, jaką niesie ze sobą Sztuka samoobrony. Ta czarna komedia z kryminalnym podkładem traktuje w pierwszym rzędzie o toksycznej męskości, którą definiuje przemoc oraz agresja. Prawie wszyscy bohaterowie filmu to mężczyźni, których rozpiera testosteron oraz poczucie własnej siły i ważności. Jedyną właściwie kobietą w Sztuce samoobrony jest Anna (Imogen Poots), która jednak aby przetrwać w szkole karate jako uczennica i trenerka musi być równie bezwzględna oraz twarda, jak otaczający ją zewsząd mężczyźni. Anna potrafi niejednokrotnie w swojej wytrwałości i w poświęceniu dla sztuk walki przewyższyć swoich kolegów po fachu, co jednak wcale nie niweluje jej podrzędnego statusu w oczach Sensei, dla którego bez względu na wszystkie osiągnięcia już na zawsze pozostanie kobietą, a to kluczowa przeszkoda w dostąpieniu najwyższego wtajemniczenia w prowadzonej przez niego szkole. Seksizm oraz męski szowinizm granego przez Nivolę Sensei to tylko czubek góry lodowej jego rozlicznych grzechów i grzeszków.


          Gdy Casey trafia do szkoły mistrza Sensei, w bardzo szybkim tempie nabiera pewności siebie i poczucia własnej wartości, tak że wkrótce karate staje się głównym, jeśli nie jedynym, sensem jego życia. Nasz bohater zaczyna zaniedbywać swoją pracę i, co gorsza, swojego pupila, słodkiego jamnika, którego w przypływie większej dawki testosteronu decyduje się już nie otaczać dotychczasową czułością, bo to przecież przejaw niemęskiej słabości, a na to pod żadnym względem nie może sobie pozwolić świeżo nawrócony adept wschodnich sztuk walki. Casey w pewnym momencie wyraźnie deklaruje, że chce zamienić się w to, co dotychczas go przerażało. I tak z cichego i wystraszonego księgowego Casey zaczyna przeistaczać się w butnego oraz coraz bardziej nieprzewidywalnego karatekę, kultywującego w sobie tę mroczną, agresywną cząstkę, która w każdym z nas odpowiada za to, co pozostaje poza naszą kontrolą i czym łatwo można manipulować. Nieprzewidywalność Sztuki samoobrony bierze się właśnie z manipulacji tej ciemnej strefy naszej psychiki, która bardzo łatwo stać się może obosiecznym mieczem, a manipulujący może szybko zmienić się w zmanipulowanego.


13 października 2019

Midsommar. W biały dzień. Trauma i katharsis.

          Po nocy zawsze nadchodzi dzień, po burzy zazwyczaj wychodzi słońce, po kłótni powinno przyjść pojednanie, po traumie powinno nadejść katharsis. W Midsommar Ariego Astera wszystko dzieje się według planu i zgodnie z wyższym zamysłem. Już pierwsza klatka filmu przedstawia nam jego kompletną historię w formie jednej kolorowej ryciny, wystarczy tylko przyjrzeć się dobrze i odczytać poszczególne figury oraz postaci. Będący twórczym skrzyżowaniem horroru oraz psychologicznego thrillera, jest Midsommar spełnioną opowieścią o rozpadzie związku dwojga ludzi, którego finalna dezintegracja wpisana jest w mechanizm starego pogańskiego kultu, którego cykliczne rytuały odbywają się w skąpanej słońcem Szwecji w samym środku lata raz na 90 lat. Najbardziej zdumiewające w Midsommar jest to, że jak na horror wszystkie przerażające sceny odbywają się w biały dzień i na oczach wszystkich…


         Ari Aster zapisał się już na dobre w historii horroru swoim poprzednim dziełem, czyli filmem Dziedzictwo. Hereditary z 2018 roku. Rok 2019 przyniósł kolejny niecodzienny horror, napisany i wyreżyserowany przez tego wybitnego twórcę. Wypuszczony komercyjnie z początkiem lipca 2019 roku Midsommar. W biały dzień jest propozycją dla tych, którzy uwielbiają soczyste psychologiczne dramaty/thrillery, przystrojone w szaty wysublimowanego i nieoczywistego horroru. Nie brakuje w tym filmie grozy oraz przerażenia, ale to trauma i następujące po niej oczyszczenie znajdują się w centrum uwagi reżysera.


          Związek Dani (wyśmienita Florence Pugh) oraz Christiana (Jack Reynor) naznaczony jest napięciem i brakiem satysfakcji. Dotknięta niedawną rodzinną traumą Dani szuka emocjonalnego wsparcia u partnera, którego ten nie jest w stanie jej zapewnić. I wtedy para decyduje się na podróż z USA do odległej Szwecji na obchody letnich uroczystości pogańskiej wspólnoty, a wszystko to na zaproszenie Pelle (Vilhelm Blomgren), przyjaciela stamtąd się wywodzącego. Poza tą trójką w podróż udają się jeszcze dwaj przyjaciele Christiana z jego antropologicznych studiów: Josh (William Jackson Harper) oraz Mark (Will Poulter). Eskapada do małej wioski w Szwecji ma być oderwaniem się od codziennych problemów i okazją do przyjrzenia się lokalnym rytuałom przez głodnych wiedzy oraz wrażeń studentów antropologii. Amerykańscy turyści dostaną znacznie więcej atrakcji niżby sobie sami życzyli.


          We wcześniejszym Hereditary niezapomniany aktorski popis dała nam fenomenalna Toni Collette. To samo w Midsommar robi młoda Florence Pugh (znana wcześniej choćby z Lady Macbeth), która jako Dani Ardor tworzy centralną dla filmu kreację naznaczonej rodzinną traumą i obarczonej niekochającym ją partnerem heroiny, która w finale obrazu znajduje swoją zemstę oraz swoje katharsis jednocześnie. Podobnie jak reszta bohaterów Midsommar Dani jest tylko pionkiem na wielkiej szachownicy, na której gra toczy się między starymi i pierwotnymi siłami, domagającymi się rytuału oraz ofiary. Dani jest jednak dla całej historii jedną z kluczowych figur, początkowo nieświadomą, bierną i zaślepioną bólem, potem coraz bardziej pociąganą przez pogańskie kulty mieszkańców szwedzkiej wioski, wreszcie aktywną uczestniczką finalnego rytuału. Niezwykle naturalistycznie zagrana przez Florence Pugh Dani jest jedyną postacią w Midsommar, która przejmuje pewną formę kontroli nad tym, co jej się przydarza, a przynajmniej ma możliwość podjęcia kluczowej decyzji, od której będzie zależeć jej dalsze życie. Pozostali bohaterowie tej opowieści, na czele z Christianem (Jack Reynor), jej niedobranym partnerem, są zwykłymi pionkami w grze, ofiarą całopalną składaną na przebłaganie starych bóstw.


          Tworząc scenariusz do Midsommar. W biały dzień Ari Aster zainspirował się bolesnym końcem swojego długoletniego związku, a forma horroru to tylko zewnętrzna powłoka dla osobistego dramatu wewnątrz. Kontrasty i paradoksy są w Midsommar częste: horror ma w tym filmie miejsce w biały dzień, na oczach wszystkich, a psychologiczny thriller kończy się zaskakującym happy endem, aczkolwiek takim, w którym ktoś musi umrzeć, aby ktoś inny mógł żyć, a przedustanowiona harmonia została zachowana. Hereditary był rodzinną psychodramą rozegraną w klaustrofobicznym środowisku pojedynczego domostwa. Midsommar jest w tym sensie przeciwieństwem swego poprzednika – tutaj jasność neguje ciemność, a agorafobia zajmuje miejsce klaustrofobii. W Midsommar nie ma gdzie się ukryć, nie ma dokąd uciec, nie ma też żadnych cieni czających się w zakamarkach pogrążonego w mroku domu. W tym filmie słońce prawie w ogóle nie zachodzi, jasność jest wręcz oślepiająca, a prawdziwy horror rozgrywa się w umysłach bohaterów.