26 lipca 2021

Duke of Burgundy. Reguły pożądania. Motyle i fetysze.

           Brytyjski dramat erotyczny Duke of Burgundy. Reguły pożądania to film jedyny w swoim rodzaju. Wizualnie i scenariuszowo wysmakowany, fenomenalnie sfotografowany i wyśmienicie zagrany jest Duke of Burgundy jednocześnie dziełem z gatunku sexploitation. A przynajmniej tym popularnym w Europie w latach 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku filmowym podgatunkiem zainspirował się reżyser i scenarzysta Duke of Burgundy, czyli Brytyjczyk Peter Strickland. Pastisz i przetworzenie sexploitation poszło jednak w filmie Stricklanda bardzo daleko, tak daleko, że para głównych bohaterek Reguł pożądania to lesbijskie kochanki, z których jedna to zafascynowana motylami i ćmami entomolożka pracująca w naukowym instytucie, podczas gdy jej nie mniej zainteresowana tymi owadami partnerka to lubująca się w klimatach BDSM i sado-maso fetyszystka. Motyli i przeróżnych erotycznych fetyszy w tym filmie nie brakuje, sam tytuł obrazu to jednocześnie nazwa rzadko spotykanego w Anglii gatunku motyla. Peter Strickland czyni w swoim dziele ciekawą paralelę pomiędzy życiem i zachowaniem tych owadów a erotycznym pożyciem dwóch lesbijskich partnerek. Pytanie tylko, czyje zachowanie uznamy tutaj za bardziej fascynujące i niepojęte, ludzi czy owadów?

The Duke of Burgundy to jeden z czterech nakręconych przez Petera Stricklanda oryginalnych filmów, w których ten angielski autor daje upust swoim fascynacjom rozmaitymi filmowymi gatunkami i stylami z przeszłości. Jako wielbiciel włoskiego horroru z lat 70-tych XX wieku, Strickland nakręcił Berberian Sound Studio w 2012 roku, oddając niejako hołd temu gatunkowi. Do horrorowej fascynacji reżyser powrócił też w swoim ostatnim wypuszczonym filmie, czyli obrazie In Fabric (Krwawa sukienka) z 2018 roku, jeszcze bardziej pokręconym i wystylizowanym na kino grozy sprzed dobrych kilku dekad. Szczytem wyrafinowania i rozmaitych seksualnych transgresji pozostaje w filmografii Stricklanda jego trzecie z kolei dzieło, czyli Duke of Burgundy. Reguły pożądania. Narodzony z ducha kina z gatunku sexploitation został Duke of Burgundy zaprezentowany krytykom i szerszej publiczności we wrześniu 2014 roku podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto.

Cynthia (duńska aktorka Sidse Babett Knudsen) to pracująca w naukowym instytucie uznana entomolożka, specjalizująca się w badaniu i klasyfikacji gatunków motyli i ciem. Cynthia mieszka z kochanką, Evelyn (Włoszka Chiara D’Anna w tej roli), która ma szczególne upodobanie do seksualnych fetyszy i klimatów BDSM oraz sado-maso. Evelyn namawia kochającą ją mocno Cynthię do przeróżnych gier i seksualnych rytuałów, dzięki którym może odnaleźć pełnię erotycznego spełnienia. Cythia zrobi wiele, żeby zadowolić swoją partnerkę, ale wszystkie te reguły pożądania, skrupulatnie wykreowane i rozpisane przez Evelyn, zaczynają Cynthię uwierać niczym źle dopasowany gorset...

Centralna w filmie relacja dwóch lesbijek jest dla Petera Stricklanda okazją do eksploracji wszelkich seksualnych fetyszy i mniejszych lub większych perwersji, które są udziałem erotycznej gry pomiędzy Cynthią i Evelyn. W bardzo wysmakowany sposób reżyser pokazuje w filmie wystudiowane i skrupulatnie zainscenizowane przez dwie główne bohaterki rytuały dominacji, tytułowe reguły pożądania, od których zależy seksualne spełnienie Evelyn, młodszej kochanki, namawiającej starszą od siebie Cynthię do ciągłego odgrywania roli surowej dominatrix, roli, w której Cynthia nie czuje się komfortowo. Pozycja dominującej w związku partnerki wiąże się z całym arsenałem fetyszy, które Cynthia musi ucieleśniać swoim wyglądem i zachowaniem, aby w pełni zadowolić Evelyn. I tak Evelyn wymieniła całą garderobę starszej kochanki, zapełniając ją szpilkami, wysokimi skórzanymi kozakami, perukami, przyciasnymi spódnicami, gorsetami, seksownymi czarnymi pończochami i zmysłową bielizną, które mają Cynthii nadać wygląd groźnej i wymagającej pani domu w stylu wampa, która nie zawaha się przykładnie ukarać usługującej jej Evelyn, jeśli ta nie dość dobrze przyłoży się do przepierki koronkowej bielizny lub polerowania czarnych skórzanych kozaków na wysokim obcasie.

Podsycona erotyczną perwersją zmysłowość emanuje z Reguł pożądania na każdym poziomie: zmysłowe i wysublimowane są zdjęcia do filmu, muzyka, kostiumy, a nawet sposób przedstawienia motyli i ciem. Owady te pokazywane są w najdrobniejszych szczegółach, ponabijane i zakonserwowane na szpilkach i haczykach, oglądane w seriach zbliżeń, w których z pięknych i gładkich stworzeń przeistaczają się nagle we włochate insekty, pełne wydłużonych czułek i porośniętych gęstą szczeciną odnóży oraz skrzydełek. Kamera Stricklanda przygląda się tym owadom równie blisko i wnikliwie, jak podpatruje nietypową relację Cynthii i Evelyn, tworząc nieoczywistą paralelę pomiędzy sekretnym życiem i wyglądem motyli a odgrywanymi w zaciszu domowego ogniska erotycznymi rytuałami dwóch dojrzałych kobiet. Duke of Burgundy to film, w którym nie pojawia się ani jeden mężczyzna, choćby nawet w najbardziej peryferyjnej roli. Ale ten całkowicie przez kobiety zaludniony świat Reguł pożądania to także dobrze nam znana rzeczywistość dominujących i zdominowanych. Bez tego dualizmu chyba nie obejdzie się nigdy w seksie, ale jak znakomicie udowadnia nam to Duke of Burgundy, nie zawsze wszakże dominujący są tymi, którzy sprawują w związku kontrolę.


11 lipca 2021

Spring. Lovecraft w słonecznej Italii.

          Guillermo del Toro, meksykański reżyser, scenarzysta i producent, twórca takich filmów jak Labirynt fauna i Kształt wody, uznał Spring za jeden z najlepszych horrorów dekady, dodając jednocześnie, że jest to jedyny lovecraftowski horror, który naprawdę "zwalił go z nóg". Co takiego jest w Spring, że wywołało takie peany ze strony mistrza nowoczesnego filmowego horroru? Ano, jest w tym filmie prawie wszystko, czego oczekiwalibyśmy po kinowej uczcie dla oczu: jest romans, napięcie, dużo włoskiego słońca i mnóstwo intrygujących tajemnic. Jak na niezależny amerykański dramat przystało, Spring zaczyna się od nieciekawych kalifornijskich perypetii jego głównego bohatera, Evana (świetny Lou Taylor Pucci). Aby uciec od swoich amerykańskich problemów, Evan urządza sobie wycieczkę do słonecznej Italii, gdzie poznaje lokalną tajemniczą piękność o imieniu Louise (Nadia Hilker w tej roli). Evan bierze początkowo Louise za prostytutkę, ale jej prawdziwa tożsamość i historia życia przenoszą Spring z terytorium romansu na bardzo grząski grunt horroru i science fiction.

           Twórcami Spring są Justin Benson oraz Aaron Moorhead. Obaj reżyserzy wspólnie tworzą filmy z pogranicza horroru i science fiction, poruszając się niezmiennie w obrębie amerykańskiego kina niezależnego, w którym to stworzyli dla siebie bardzo ciekawą gatunkową niszę, którą moglibyśmy określić jako skrzyżowanie cielesnego horroru z horrorem lovecraftowskim, charakteryzującym się położeniem nacisku bardziej na kwestie psychologiczne i suspens niż epatowanie widza ociekającymi krwią obrazami grozy i skrajnego szoku. Sama nazwa pochodzi oczywiście od amerykańskiego pisarza Howarda Phillipsa Lovecrafta, który w swoich opowiadaniach zawierał zawsze dużo elementów nadprzyrodzonych, przedludzkich, a nawet pozaziemskich. Inspirowany duchem jego prozy Justin Benson napisał scenariusz Spring, a gotowy film miał swoją światową premierę we wrześniu 2014 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto.

          Evan (Lou Taylor Pucci) traci rodziców w rodzinnej Kalifornii i w zasadzie nic go już w Ameryce nie trzyma, z pewnością nie nisko opłacana posada kucharza w podrzędnym kalifornijskim barze. Uciekając przed potencjalnym konfliktem z prawem, Evan decyduje się na podróż do Włoch. Po krótkiej wizycie w Rzymie, nasz bohater osiada na południu kraju, gdzie najmuje się do sezonowej pracy w polu u dość ekscentrycznego i podstarzałego włoskiego farmera (Francesco Carnelutti jako Angelo). Punktem zwrotnym Spring jest jednak poznanie przez Evana tajemniczej Louise (charyzmatyczna Nadia Hilker w tej roli). Atrakcyjna dziewczyna szybko zaciąga Evana do łóżka, ale ten szybki turystyczny romans zamienia się niespodziewanie w najeżoną pradawnymi sekretami opowieść o mroku, genetyce i hormonach…

          Jak na relatywnie niskobudżetowe niezależne kino amerykańskie jest Spring filmem znakomicie sfotografowanym. Z pewnością pomogły w tym drony i piękno południowych Włoch, w szczególności regionu Apulia, gdzie kręcono większość zdjęć. Zdjęcia włoskich miasteczek, morza i nadmorskich wybrzeży z perspektywy szybującego na wysokości drona dodają filmowi nie tylko piękna, ale też nieuchwytnej tajemniczości. Piękno i dzikość włoskiego wybrzeża współgra z pięknem i dzikością Louise, niby-Włoszki, ale nie zachowującej się jak tutejsza dziewczyna femme fatale. Dla prostego i trochę naiwnego amerykańskiego chłopca, jakim jest Evan, Louise stanowi kwintesencję kobiecego seksapilu i zadziorności. Z początku bierze ją za lokalną prostytutkę, ale szybko okazuje się, że Louise miała bardzo konkretny cel w ekspresowym zaciągnięciu go do łóżka. Między tą parą buzują nie tylko feromony, wzajemne seksualne przyciąganie jest ewidentne, ale najlepszym elementem ich relacji są zdecydowanie ich fascynujące rozmowy. Evan rozmawia z Louise właściwie na każdy temat, a każda kolejna konwersacja zbliża ich do siebie. Evan jest w Louise coraz bardziej beznadziejnie zakochany. W tym aspekcie Spring przypomina bardzo romantyczną trylogię Richarda Linklatera z Julie Delpy oraz Ethanem Hawke'iem (Przed wschodem słońca, Przed zachodem słońca i Przed północą). Rozmowy Evana z Louise są równie ciekawe jak dyskusje Jesse'go z Céline z trylogii Linklatera. Ich konwersacje są inteligentne, z poczuciem humoru i jednocześnie autentyczne, czuje się w powietrzu chemię między nimi i to wzajemne przyciąganie, które przydaje ich romantycznej historii wiarygodności.

          Im dalej w las tym bardziej Spring ze strefy romansu przechodzi w strefę mroku, cielesnego horroru, a nawet wysublimowanego sci-fi. Zasługa to Louise, która okazuje się kimś więcej niż tylko seksowną studentką, prowadzącą badania genetyczne wśród lokalnej małomiasteczkowej populacji. Tajemnice Louise są liczne i momentami trudne do rozumowego pojęcia, ale taki jest właśnie horror lovecraftowski, wykraczający daleko poza cienką powłokę rzeczywistości i sięgający w głąb nierzadko całkowicie obcej, abstrakcyjnej prawdy o człowieku. Louise i Evan próbują zrozumieć siebie nawzajem, Evan próbuje pojąć i nie bać się Louise, Louise stara się naukowo i racjonalnie wytłumaczyć siebie Evanowi. To, czego oboje nie są w stanie całkowicie zrozumieć i rozumowo pojąć, pomimo wszystkich swoich inteligentnych konwersacji, to fenomen wzajemnego zauroczenia i obopólnego przyciągania. Miłość, jaka między nimi zakwita owej pamiętnej włoskiej wiosny, jest irracjonalna.


1 lipca 2021

Babyteeth. Złe wychowanie.

          W tragikomedii Babyteeth grana przez Elizę Scanlen Milla to 16-letnia dziewczyna, która ma nawrót groźnego nowotworu. W tym samym dokładnie czasie poznaje starszego od siebie dilera narkotyków o imieniu Moses (Toby Wallace) i z miejsca się w nim zakochuje. Co więcej, jeszcze tego samego dnia przyprowadza go do domu na kolację... Rodzice Milli, Anna i Henry, rewelacyjnie zagrani przez Essie Davis oraz Bena Mendelsohna, nie są rzecz jasna zachwyceni perspektywą wagabundy i dilera jako pierwszej miłości jedynej córki. Ale pierwsza miłość może być dla Milli jej ostatnią jednocześnie, więc Anna i Henry przez zaciśnięte zęby próbują jakoś pogodzić troskę o psychofizyczny dobrostan ukochanej córki z akceptacją uzależnionego od narkotyków bezdomnego chłopaka jako jej najlepszego przyjaciela i kochanka. „To najgorsze możliwe wychowanie, jakie mogę sobie wyobrazić” – mówi Anna do Henry’ego na widok baraszkującej w przydomowym ogrodzie zakochanej pary. Jest w jej komentarzu autokrytyka i rezygnacja, ale w momencie jego wypowiadania na twarzy Anny maluje się jakiś wyraz pogody i spokoju...

          Babyteeth to reżyserski pełnometrażowy debiut Australijki Shannon Murphy. Murphy rozpoczęła swoją filmową karierę z wysokiego C, albowiem jej pierwszy film pokazano premierowo na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji we wrześniu 2019 roku. Obraz walczył tam o Złote Lwy, których ostatecznie nie zdobył, ale zamiast tego film uhonorowano aż 9 nagrodami AACTA (Australian Academy of Cinema and Television Arts Awards), czyli australijskiego odpowiednika amerykańskich Oscarów, w tym za najlepszy film, scenariusz, reżyserię, muzykę, casting oraz dla czwórki głównych aktorów (Scanlen, Wallace, Davis i Mendelsohn). Scenariusz do filmu napisała Rita Kalnejais na podstawie własnej sztuki teatralnej pod tym samym tytułem. Babyteeth to australijski komediodramat napisany i wyreżyserowany przez kobiety, opowiadający o groźnej chorobie i pierwszej miłości z perspektywy zmuszonej do przedwczesnego dojrzewania 16-letniej dziewczyny. Tragikomiczny punkt widzenia i niebanalne podejście do narracji nadaje filmowi niezwykłej lekkości, niespotykanej wręcz wśród filmów poruszających tak ciężką tematykę.

          Kiedy Milla (znakomita w tej roli Eliza Scanlen) ma nawrót choroby nowotworowej, postanawia chwytać dzień i mieć z życia tyle, ile jest jeszcze w stanie. Pomaga jej w tym przypadkowo poznany na peronie kolejowym Moses (Toby Wallace), starszy od niej o kilka lat bezdomny diler narkotyków i, jak się później okazuje, również narkoman i złodziej. Wszystkie te mankamenty Mosesa Milli akurat nie przeszkadzają, już od pierwszego przygodnego spotkania jest bowiem Mosesem zafascynowana i zdecydowana pójść za nim w ogień. Rodzice Milli, Anna i Henry, nie podzielają tego straceńczego entuzjazmu córki, ale w obliczu wiszącego nad Millą nowotworowego fatum, oboje decydują się na ryzykowne dopuszczenie problematycznego Mosesa w swoje domowe pielesze.

          Babyteeth to prawdziwy filmowy koncert na czterech aktorów. Eliza Scanlen wygoliła sobie nawet całkowicie włosy na głowie, aby zagrać Millę, ale to jej psychiczna dojrzałość czyni tę aktorską kreację niezapomnianą. Milla potrafi być bowiem zarówno dziecinnie niefrasobliwa i nieodpowiedzialna, jak i introspekcyjna, refleksyjna i dojrzalsza w osądach od własnych rodziców. Jej matka, Anna (Essie Davis), to światowej sławy była pianistka, która porzuciła zawodową karierę, aby poświęcić się w całości rodzinie, a w szczególności wychowaniu ukochanej córki. Jej mąż, Henry (Ben Mendelsohn), to miłość jej życia, a ogień w jej sercu dla niego wciąż płonie żywym płomieniem. Sam Henry (psychiatra z zawodu) ma bardziej zdystansowany stosunek do rzeczywistości i ludzi z najbliższego otoczenia, nawracająca choroba córki przytłacza go w zupełnie inny sposób niż żonę. Ona próbuje walczyć z bólem i strachem o życie jedynaczki poprzez działanie, ekspresję, silne emocje. Henry wycofuje się do wewnątrz, próbuje ustabilizować żonę przepisywanymi jej nieustannie lekami uspokajająco-rozluźniającymi, sam nie pogardzi morfiną, a nawet próbą romansu z ciężarną sąsiadką... Różni ludzie różnie reagują na porażający lęk przed stratą bliskiej osoby, jedni uciekają w leki (Anna), inni w pracę i erotyczne fantazje (Henry), wreszcie Milla ucieka przed rakiem w pierwszą miłość, czyli Mosesa.

          Relacja Milli i Mosesa przebiega początkowo jednotorowo, Milla chwyta się chłopaka niczym tonący chwyta się brzytwy. A Moses potrafi być pierwszorzędną brzytwą, niechciany we własnym domu przez własną matkę i młodszego brata. Diler, narkoman, złodziej, bez stałego miejsca zamieszkania. Nawet okradanie rodziców Milli z ich bogatego zapasu leków nie zraża dziewczyny do tego pogubionego chłopca z dziwną fryzurą na podobieństwo szczurzego ogona. W drugiej połowie filmu Moses też zaczyna wpadać w to zauroczenie Millą, tak jak Milla jest już zauroczona jego nieustraszoną osobą. To właśnie ten brak lęku u Mosesa przed niczym jest tą iskierką, która rozpaliła w Milli pierwszy płomień uczucia. Strach widzi w oczach własnych rodziców na co dzień, przerażenie dostrzega też pewnie gdzieś na dnie własnych oczu w lustrzanym odbiciu, ale Moses od pierwszych chwil znajomości wydał jej się nieustraszony, i ta nieobecność lęku to jest właśnie to, czego Milli teraz najbardziej potrzeba. Babyteeth to nie jest łzawy melodramat o umierającej na raka młodej dziewczynie. Rozładowujący napięcie element komiczny jest tu wręcz wszechobecny. To raczej udramatyzowana komedia, przy której można się tęgo pośmiać, ale też całkowicie i nieodwracalnie rozkleić.