26 lipca 2014

Buffalo ‘66. Dzień z życia socjopaty.

          Buffalo ’66 to film z gatunku tych, które w jednym dziele mieszczą wszystko to, co ważne w życiu każdego człowieka. Debiutancki obraz Vincenta Gallo idąc autobiograficznym tropem jest jednocześnie opowieścią o spełnionej/niespełnionej miłości, kroniką braku komunikacji z rodzicami, historią niesprawiedliwości i zemsty, czy wreszcie portretem człowieka, który chce stanąć na nogi oraz udowodnić sobie i innym, że potrafi. Bohater tego komediodramatu, Billy Brown, to trudny przypadek. Tak jak w przypadku porwanej przez niego w filmie dziewczyny o imieniu Layla, odczuwamy wobec niego na wstępie awersję wymieszaną z irytacją, z czasem jednak magnetyczna siła jego osobowości przeważa, tak że zaczynamy ulegać jego urokowi, trzymać za niego kciuki, czy wreszcie rodzi się w nas współczucie i troska o jego dalszy los. Tak właśnie Buffalo ’66 sprytnie oraz podstępnie uwodzi nas, wciągając zarazem w opowiadaną historię.


          Buffalo ’66 (polski tytuł to Oko w oko z życiem) jest pierwszym reżyserskim dziełem aktora, muzyka, producenta oraz filmowego autora Vincenta Gallo. Film miał swoją pierwszą odsłonę na Sundance Film Festival w 1998 roku, gdzie walczył w głównym konkursie dramatycznym. Oryginalny wizualny styl, ciekawa historia, a przede wszystkim charyzmatyczna główna rola samego Vincenta Gallo zapewniły obrazowi niesłabnącą wśród widzów popularność. Bez cienia przesady można określić autorski debiut Gallo mianem filmu kultowego.


          Centralną postacią obrazu jest Billy Brown (Vincent Gallo), noszący wyraźne ślady odniesień do dzieciństwa i młodości samego reżysera filmu oraz jednocześnie odtwórcy głównej roli. Tak samo bowiem jak sam reżyser obrazu, Billy Brown urodził się i wychował w Buffalo (stan Nowy Jork). Jego relacje z rodzicami były mocno problematyczne, brakowało podstawowej komunikacji. Fabuła filmu zaczyna się w momencie, kiedy Billy wychodzi z więzienia po odsiedzeniu 5 lat kary za przestępstwa popełnione przez kogoś innego. Przez cały ten okres czasu Billy zataił przed rodzicami fakt swojego uwięzienia, wmawiając im w listach i telefonicznie, że wiedzie mu się świetnie na rządowej posadzie wraz z piękną oraz całkowicie mu oddaną żoną. Po wyjściu z więzienia nasz protagonista postanawia odwiedzić rodzicieli w Buffalo, podtrzymując jednocześnie swoje kłamstwo. Do tego celu potrzebna jest mu żona, którą porywa w miejscowej szkole tańca. Layla (w tej roli rewelacyjna Christina Ricci) jest początkowo przerażona i zastraszona, jednak godzi się ostatecznie odegrać przed rodzicami Billy’ego jego partnerkę. Po wizycie w rodzinnym domu Layla towarzyszy Billy’emu już dobrowolnie. Podczas gdy nasz bohater wciela w życie swój plan zemsty za stracone w zamknięciu lata, Layla zakochuje się błyskawicznie w swym nieprzystępnym i socjopatycznym towarzyszu.


          Vincent Gallo uchodzi w środowisku filmowym za osobę trudną i konfliktową. Taki też jest Billy Brown w Buffalo ’66. Lepiej jednak rozumiemy protagonistę filmu po obejrzeniu sekwencji spotkania Billy’ego z rodzicami. W postać matki bohatera, Jan Brown, wcieliła się perfekcyjna w tej roli Anjelica Huston, ojca interpretuje natomiast równie dobry Ben Gazzara (jako Jimmy Brown). Scena ta jest kluczowa dla zrozumienia pokręconej osobowości Billy’ego, a także pokazuje szerokie spektrum filmowych ambicji/inspiracji samego Vincenta Gallo. Nie wdając się tutaj w warsztatowo-montażowe detale, wystarczy nadmienić, że Gallo w scenie tej oddaje hołd stylowi klasycznego już japońskiego reżysera Yasujirô Ozu (1903–1963). Kamera zasiada wraz z czwórką głównych bohaterów (Billy, Layla, Jimmy i Jan Brown) przy kwadratowym stole. Miejsc jest tylko cztery, więc przy każdym ujęciu widzimy tylko trójkę aktorów, kamera zajmuje więc miejsce tego w danej chwili "nieobecnego". Po kolei więc patrzymy na całą scenę oczami każdej z czwórki głównych postaci. Ten ciekawy operatorski zabieg przez ciągłą zmianę perspektywy uwypukla konflikty oraz zachowania względem siebie poszczególnych  protagonistów. Jak na dłoni też obserwujemy okiem kamery poważny brak komunikacji między Billy’m a jego rodzicielami. Zdają się oni być pochłonięci albo meczem w telewizji (matka), albo osobą rzekomej synowej Layli (ojciec), Billy traktowany jest natomiast z dużym lekceważeniem, jeśli nie jest całkowicie ignorowany.


          Debiut Gallo został w całości nakręcony na materiale odwracalnym (diapozytyw), a nie na powszechnie stosowanym negatywie. To również skutek zamysłu i uporu reżysera obrazu. Dzięki tej technice zdjęcia do filmu wyglądają jak nieco wyblakłe stare fotografie, zrobione oryginalnie w kolorze. Ten efekt monochromatyczności przy jednoczesnej wielobarwności obrazu sprawia wrażenie, jakbyśmy zamiast filmu oglądali stary album ze zdjęciami lub obserwowali pokaz slajdów. Takie niekonwencjonalne rozwiązania warsztatowe znakomicie korelują z treścią opowieści w Buffalo ’66. Film ten bowiem jest ambitną i stylistycznie dopracowaną historią skrzywdzonego przez życie oraz innych ludzi outsidera, którego właśni rodzice uważają za nieudacznika, a który głodny jest przełomu w swoim losie. I tak jak na pokazie slajdów z jego życia, siedzimy zauroczeni wizjami/możliwościami/kolejami jego losu, a każde zdjęcie jest jak odwrócenie karty w tarocie.


19 lipca 2014

American Splendor. Od everymana do supermana.


          Znakomity film American Splendor udowadnia, że można prowadzić nudne, przeciętne życie i jednocześnie osiągnąć twórcze spełnienie w parze z artystycznym sukcesem. Każde doświadczenie życiowe, nawet to najbardziej powszechne, elementarne i dostępne wszystkim zjadaczom chleba, można przekuć w sztukę. Bohater Amerykańskiego splendoru Harvey Pekar jest żywym przykładem everymana, który zmagając się codziennie z tak przyziemnymi problemami jak utrzymanie pracy, znalezienie pary czy walka z chorobą, zamienia całe swoje życie w komiks, stając się tym samym jednocześnie fikcyjną postacią na kartach własnej powieści graficznej.


          American Splendor to prawdziwa perła w dorobku amerykańskiego kina niezależnego. Właściwie nie ma takiego drugiego filmu, nie było żadnego pierwowzoru i z pewnością trudno będzie nakręcić kolejny obraz o tak niepowtarzalnej wartości. Film łączy bowiem w sobie dokument o życiu Harvey’a Pekar’a, zwykłego szpitalnego urzędnika administracyjnego i zarazem autora serii komiksów pod tytułem American Splendor, z biograficznym komediodramatem odtwarzającym przełomowe momenty w jego życiu z udziałem aktorów, wśród których Paul Giamatti odgrywa samego Pekar’a, a Hope Davis kreuje postać Joyce Brabner, żony protagonisty. Autorami tej szalenie ciekawej fuzji gatunkowej jest para dokumentalistów: Shari Springer Berman oraz Robert Pulcini, którzy oprócz reżyserii adaptowali również sam scenariusz filmu na podstawie serii komiksów autorstwa Harvey’a Pekar’a i jego żony Joyce.
          Amerykański splendor tryumfował na Sundance Film Festival w 2003 roku, kiedy to wygrał konkurs otrzymując główną nagrodę jury festiwalu. Obraz doceniono również w Cannes (nagroda FIPRESCI), a także na ceremonii wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, gdzie twórcy filmu otrzymali w 2004 roku nominację w kategorii najlepszy scenariusz adaptowany.


         Protagonista filmu Harvey Pekar pojawia się w nim w aż trzech różnych odsłonach. W pierwszej jest po prostu sobą, opowiada o swoim życiu i swych aspiracjach w towarzystwie życiowej partnerki Joyce, wszystko to w konwencji rasowego dokumentu biograficznego. W drugiej odsłonie jest częścią fikcyjnego świata przedstawionego, odtwarzającego w tragikomiczny sposób najważniejsze wydarzenia z jego życia. W tym drugim wymiarze jego postać interpretuje bezbłędnie Paul Giamatti, tak samo bez fałszywej nuty Hope Davis odgrywa rolę jego żony Joyce. Wreszcie w trzeciej odsłonie widzimy fragmenty tworzonych przez Pekar’a komiksów, w których on sam jawi się nam znów jako główny bohater. Tym razem jest już tylko komiksową figurą. Maestria Amerykańskiego splendoru polega właśnie na perfekcyjnym zgraniu tych trzech różnych wcieleń protagonisty filmu. Wzajemne przenikanie się trzech odrębnych wymiarów tworzy skończony i zarazem spełniony wizerunek Pekar’a jako zwykłego urzędnika, artysty oraz bohatera powieści graficznej.


          Doskonała i oryginalna forma nie jest jedynym atutem tego filmu. Nawet najbardziej wysublimowana forma bez odpowiedniej treści jest tylko martwym szkieletem. Treścią American Splendor jest niebanalna historia Harvey’a Pekar’a. Opowieść o jego życiu jest spełnieniem amerykańskiego snu à rebours, co jest jednocześnie i kpiną z niego, i zakwestionowaniem jego zasadniczej wartości. Nasz protagonista bowiem osiąga artystyczny sukces i uznanie, wielokrotnie jest gościem telewizyjnego show Davida Lettermana, a tymczasem jednak nie może finansowo pozwolić sobie na rzucenie marnej urzędniczej posady, mieszka w nędznej dzielnicy w Cleveland w Ohio i, co najbardziej tragiczne, musi się przy tym wszystkim zmagać z wyniszczającym go rakiem. American Splendor kreuje na naszych oczach postać nowego amerykańskiego superbohatera, będącego zaprzeczeniem dotychczasowych powszechnych wyobrażeń rodem z popkultury. Tak jak wcześniej komiks, na którym się opiera, tak teraz sam film wynosi na piedestał zwyczajną jednostkę, z everymana tworzy supermana, tyle że bez żadnych nadnaturalnych mocy, za to z wyjątkowo krytycznym i zjadliwym umysłem, atakującym bez litości najbardziej codzienne oraz przyziemne przejawy ludzkiej natury.


          Amerykański splendor jest bez wątpienia kamieniem milowym w historii amerykańskiego kina niezależnego. Niewiele jest offowych filmów, które w tak oryginalnej formie niosą tak wywrotowe w stosunku do popkultury przesłanie. Treść tego przesłania może być prosta i nieskomplikowana, tak jak prostym w zasadzie człowiekiem był sam Harvey Pekar, jednak siła tego przekazu każe nam na nowo zdefiniować granicę pomiędzy fikcją a rzeczywistością.


Cytat z filmu:

Harvey Pekar: You don't have any problems with moving to Cleveland?
Joyce Brabner: Not really. I find most American cities to be depressing in the same way.

Harvey Pekar: Nie masz nic przeciwko przeprowadzce do Cleveland?
Joyce Brabner: Niespecjalnie. Większość amerykańskich miast jest depresyjna w taki sam sposób.
         

12 lipca 2014

Half Nelson (Szkolny chwyt). Pedagog na haju.

          Szkolny chwyt rzuca światło na dość nietypową relację między młodym nauczycielem historii w szkole średniej a jego czarnoskórą uczennicą. Obie strony wiedzą coś na temat życia osobistego tej drugiej, i nie są to bynajmniej niewinne detale. Pomimo, a nawet wbrew istnieniu tych ciemnych aspektów we wzajemnej znajomości para głównych bohaterów rozwija i pogłębia niespodziewaną więź, pomagając sobie nawzajem w próbie wyjścia z życiowego zakleszczenia. Intymne oraz pełne zrozumienia spojrzenie twórców na centralny wątek w filmie zdobyło mu szerokie grono zwolenników i wielbicieli, czyniąc zeń jeden z najpopularniejszych, a także najwyżej ocenianych niezależnych obrazów ostatnich lat.


          Half Nelson to debiutancki pełnometrażowy film reżysera Ryan’a Fleck’a, do którego scenariusz napisali wspólnie Ryan Fleck i Anna Boden. Obraz wziął udział w głównym konkursie Festiwalu Filmowego Sundance w 2006 roku, otrzymał po tym wiele nagród oraz wyróżnień, na nominacji do Oscara w kategorii najlepszy aktor pierwszoplanowy dla Ryan’a Goslinga kończąc.


          Protagonistą Szkolnego chwytu jest nauczyciel historii w amerykańskiej szkole średniej Dan Dunne (świetny Ryan Gosling w tej roli). Dan lubi swoją pracę, traktuje ją trochę jak hobby, świadczy o tym chociażby pasja oraz oryginalność z jaką wykłada swoim nastoletnim wychowankom mechanizmy działania historii. Dan ma jednak też ciemną stronę. Jest nią wieloletnie uzależnienie od narkotyków, konkretnie od cracku. Pewnego dnia w szkolnej toalecie upalonego Dana znajduje po zajęciach jego uczennica Drey (Shareeka Epps). Sekret dzielony przez tych dwoje staje się początkiem ciekawej i niekonwencjonalnej relacji, w której Dan staje się dla Drey kimś w rodzaju opiekuna, starszego brata, a może nawet figury ciągle nieobecnego w jej życiu ojca. Z drugiej strony Drey hamuje autodestrukcyjne zapędy swojego nauczyciela, w jakiś tajemniczy sposób przywracając niepostrzeżenie egzystencję Dana do pionu. I kto w tym tandemie jest mentorem, a kto uczniem? Nieistotne. Istotne natomiast jest to, że przez cały film śledzimy ewoluującą między tym dwojgiem bohaterów więź z zaangażowaniem i narastającą fascynacją.


          Oryginalny tytuł filmu Half Nelson zapewne większości widzów nic nie mówi. Jest to bowiem wyrażenie wzięte z terminologii zapaśniczej, gdzie oznacza ono po prostu rodzaj chwytu krępującego przeciwnika. W polskiej wersji zachowano więc jak widać sens znaczenia oryginału. Istotą tego znaczenia jest fakt utraty części kontroli nad swoim działaniem, niemożność swobodnego decydowania i nieskrępowanego podejmowania akcji przez jednostkę. Protagonista Szkolnego chwytu jest właśnie przykładem takiej częściowej utraty kontroli nad własnym życiem, a uzależnienie od narkotyków jest właśnie tym krępującym go tytułowym chwytem. Dan wykonuje swoją pracę z pasją i zaangażowaniem, jednak istnieje w nim coś, co ściąga go w dół, uniemożliwiając mu normalną egzystencję. Czy jest jakaś droga wyjścia z tego klinczu?


           Film Ryan’a Fleck’a nie oferuje nam ani łatwych rozwiązań, ani taniego pocieszenia. Podopieczna Dana, Drey nie aspiruje wcale do roli jego wybawicielki, tym bardziej jeszcze Dan nie zamierza wchodzić w rolę jej ojca i anioła stróża. Pomimo tego jednak widzimy jak obojgu zaczyna na sobie nawzajem zależeć, wszystko to za pośrednictwem prostych gestów, niewymuszonej wymiany zdań, drobnych przysług. W bardzo subtelny i nieoczywisty sposób Half Nelson przemyca na ekranie pewną powszechną prawdę o tym, że najczęściej ocalają nas drobne, niepozorne rzeczy. W codziennym, szarym życiu zwyczajnych ludzi największy deficyt dotyczy nie wielkich spraw jak przebaczenie, odkupienie czy nawet miłość, tego czego brakuje najbardziej to prostych, szczerych gestów, zainteresowania, uwagi, odrobiny troski. Projekt takiej nieoczywistej i nienarzucającej się więzi jest teraz możliwy do zrealizowania tylko na gruncie produkcji offowej, której wyłączną domeną stają się historie przeciętnych, zwyczajnych ludzi z dość marginalnych środowisk, z prowincji, z przedmieścia, ze slumsu. I ci właśnie ludzie borykają się ze swoimi codziennymi, dosyć powszechnymi oraz przewidywalnymi problemami. To co czyni niezależne filmy o nich wartymi obejrzenia to oryginalność formy, świeżość spojrzenia, dystans a zarazem intymność perspektywy oraz przede wszystkim niebanalna umiejętność czytania między słowami.


5 lipca 2014

The Savages (Rodzina Savage). W konfrontacji z przemijaniem.


          Para głównych bohaterów Rodziny Savage boryka się z problemem, który prędzej czy później dopadnie każdego z nas. Wygląda na to, że pomimo nieustannego obcowania ze starszymi ludźmi oraz ciągłego oswajania się, wraz z upływem czasu, z wyzwaniami jakie niesie ze sobą starość, gdy musimy się zmierzyć z chorobą i niesprawnością własnych rodziców nigdy nie jesteśmy na to w pełni przygotowani. Częściej za to jesteśmy zdziwieni, poirytowani, spanikowani, wściekli. Tacy właśnie są protagoniści The Savages: zachowują się trochę jak dzicy, nie do końca wiedzą jak radzić sobie z otaczającą ich naturą i jej procesami, rzeczywistość ich przerasta, próbują ją zrozumieć, błądzą, dorastają, dojrzewają...


          Autorką scenariusza oraz reżyserką komediodramatu Rodzina Savage (2007) jest Tamara Jenkins. Jest to ewidentnie najwybitniejsze dzieło w jej dorobku, w 2008 roku docenione przez Amerykańską Akademię Filmową nominacją do Oscara w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny. Deszcz nagród i wyróżnień spadł również na parę pierwszoplanowych aktorów: Laurę Linney oraz Philipa Seymour’a Hoffmana, pierwsza otrzymała nominację do Oscara jako najlepsza aktorka pierwszego planu, drugi zdobył nominację do Złotego Globu w kategorii najlepszy aktor w komedii/musicalu.


          Wymieniony powyżej aktorski tandem odgrywa postaci rodzeństwa Wendy oraz Jona Savage. Wendy (Laura Linney) jest aspirującą dramatopisarką, na razie bez sukcesów zawodowych, za to uwikłaną w romans ze starszym od siebie, żonatym mężczyzną. Jon (Philip Seymour Hoffman) jest teatrologiem specjalizującym się w twórczości Bertolta Brechta, niezdolnym do stworzenia stałej relacji ze swoją polską dziewczyną, która musi wracać do Krakowa po wygaśnięciu wizy. Wendy i Jon zostają na samym początku filmu skonfrontowani z niełatwym zadaniem: muszą zatroszczyć się o los swojego popadającego w starczą demencję ojca Lenny’ego (Philip Bosco). Właściwie nieobecny dotąd w ich życiu rodziciel spada rodzeństwu z dnia na dzień na głowę, czym wywołuje tylko całą lawinę sprzecznych uczuć, zakłóca szarą monotonię ich egzystencji oraz zmusza do przeformułowania życiowych wyborów.


          Podejmowanie na gruncie amerykańskiej kultury tematyki starości, choroby oraz śmierci to wciąż duże wyzwanie. W kinie głównego nurtu te problemy albo nie istnieją, albo są spychane na margines, tudzież przedstawiane w dość powierzchowny, podkolorowany sposób. Tamara Jenkins wykazała się dużą odwagą i stanowczością kręcąc film z założenia niezdolny do wygenerowania powszechnego zainteresowania publiczności oraz, co za tym idzie, zgromadzenia pokaźnych zysków ze sprzedaży biletów. W Stanach Zjednoczonych bardziej niż gdziekolwiek indziej łatwość, a czasami nawet w ogóle możliwość zrobienia kolejnego filmu jest ściśle powiązana z wymiarem finansowego sukcesu poprzedniego. Dzieło Jenkins wyszło jednak obronną ręką (także w sensie komercyjnym) z kinowego maratonu, oswajając amerykańską widownię z najbardziej uniwersalnymi kwestiami, jakie można sobie wyobrazić.


          Obraz zawdzięcza swój artystyczny sukces pierwszorzędnemu scenariuszowi autorstwa samej reżyserki filmu oraz oczywiście perfekcyjnemu aktorskiemu wykonaniu z rewelacyjnymi rolami Laury Linney oraz Philipa Seymour’a Hoffmana. Dzięki tej dwójce aktorów z najwyższej półki postaci Wendy oraz Jona Savage zostały zinterpretowane bez jednej fałszywej nuty, obnażając w nich cały bezlitośnie ludzki wymiar niedoskonałości, przeciętności, a czasami też zwykłej małostkowości egzystencji człowieka, nawet jeśli ten człowiek ma szerokie intelektualne przygotowanie oraz rozległe artystyczne pretensje. Film Rodzina Savage pokazuje nam, że niezależnie od poziomu wykształcenia, refleksyjnego bądź bezrefleksyjnego podejścia do życia, ilości posiadanych pieniędzy itd., wszyscy kończymy w zasadzie w podobnym punkcie w naszym życiu, kiedy to w obliczu choroby oraz nieuchronnej śmierci bliskich stajemy oko w oko z własnym sumieniem. To właśnie jest moment, kiedy cała przeszłość, ewentualne wyrzuty sumienia, poczucie winy, urazy, żale, pretensje i oczekiwania wymuszają na nas ocenę oraz gruntowne przewartościowanie naszych relacji z tymi, którzy pośrednio uczynili nas takimi jakimi jesteśmy.


          Na koniec drobny smaczek dla filmoznawców: producentem The Savages jest wywodzący się z kręgów niezależnego kina reżyser Aleksander Payne. To właśnie on wyreżyserował w 2013 roku znany oraz wybitny film na podobny co Rodzina Savage temat. Chodzi oczywiście o obraz Nebraska, w którym w roli głównej wystąpił Bruce Dern.