16 czerwca 2019

Ben Is Back (Powrót Bena). O miłości, nadziei i uzależnieniu.

          Nie ma to jak niespodziewany powrót marnotrawnego syna. W Ben Is Back brawurowo zagrana przez Julię Roberts Holly Burns musi zmierzyć się w wigilijny poranek z nieoczekiwanym pojawieniem się na święta uzależnionego od narkotyków 19-letniego syna - znakomicie zagranego przez Lucasa Hedgesa tytułowego Bena. Syn twierdzi, że został wypuszczony z kliniki dla narkomanów za zgodą i przy zachęcie sponsora, matka ma jednak tysiąc powodów, żeby mu nie ufać. Wyraz twarzy Julii Roberts, kiedy po raz pierwszy widzi na podjeździe domu syna, oddaje jednocześnie tak wiele stanów emocjonalnych szarpiących ją od środka, że nie sposób wprost nie zachwycić się tą aktorką i jej niebagatelnymi aktorskimi umiejętnościami. Zaskoczenie, przerażenie, strach, radość i nadzieja to tylko niektóre z uczuć, które manifestują się niemalże jednocześnie na twarzy tej kobiety, siedzącej w osłupieniu w samochodzie na widok zakapturzonego syna w zimowy świąteczny poranek. Wigilia będzie dla tej matki decydującą próbą jej matczynej miłości i zarazem testem wiedzy na znajomość pierworodnego syna.


           Powrót Bena napisany i wyreżyserowany został przez Petera Hedgesa, autora wcześniejszej Wizyty u April z 2003 roku. Hedges, na specjalną prośbę Julii Roberts, obsadził w tytułowej roli własnego syna, Lucasa, którego aktorska kariera na przestrzeni ostatnich kilku lat rozwinęła się w iście zawrotnym tempie. Lucas Hedges zagrał ostatnio w tak wybitnych produkcjach jak: Manchester by the Sea, Trzy billboardy za Ebbing, Missouri czy Lady Bird. Julia Roberts miała świetną intuicję w odniesieniu do młodego Hedgesa, albowiem ich aktorski duet w Powrocie Bena jest tym, co naprawdę najlepsze w filmie. Ben Is Back pokazano premierowo na TIFF (Toronto International Film Festival) we wrześniu 2018 roku i wprowadzono do amerykańskich kin bardzo adekwatnie na krótko przed świętami Bożego Narodzenia.


          Holly Burns (fenomenalna Julia Roberts) przygotowuje się intensywnie do świąt Bożego Narodzenia w rodzinnym gronie. Jest Wigilia na przysypanych śniegiem przedmieściach Nowego Jorku i przedświąteczną gorączkę przerywa albo wręcz podbija pojawienie się tytułowego Bena (świetny Lucas Hedges), pierworodnego syna Holly, który powinien znajdować się w klinice odwykowej, walcząc za swoim uzależnieniem od narkotyków. Według Bena pozwolono mu opuścić odwyk na czas świąt, Holly decyduje się w to uwierzyć, ale pozwala synowi pozostać tylko na 24 godziny i tylko pod warunkiem, że nie zniknie jej z pola widzenia choćby na chwilę. Holly postanawia poddać Bena pełnej kontroli i czuwać nad ewentualnymi pokusami sięgnięcia po narkotyki. Mąż Holly, Neal (Courtney B. Vance), oraz jej córka i rodzona siostra Bena, Ivy (Kathryn Newton), nie są tak pobłażliwi względem chłopaka i przeczuwają nadciągające kłopoty. I rzeczywiście, druga część dramatu przeistacza się w rasowy thriller, w którym matka pożałuje jeszcze swojej decyzji przyjęcia syna, poznając na dodatek wszystkie ciemne sprawki i zakamarki swojego sąsiedztwa.


          Peter Hedges zaczynał swoją reżyserską karierę od niskobudżetowego kina niezależnego w postaci obrazu Wizyta u April (Pieces of April), w którym śmiesznie mały budżet rekompensowały ciekawy scenariusz Hedgesa i znakomita aktorska obsada z Katie Holmes, Patricią Clarkson i Oliverem Platt’em na czele. To, co łączy reżyserki debiut Hedgesa z jego ostatnim filmem to fakt, że cała historia rozgrywa się wokół świątecznego spotkania rodziny. W Pieces of April było to święto Dziękczynienia, w Ben Is Back jest to Boże Narodzenie. I nie tylko na tym polegają podobieństwa. Tak samo jak w Wizycie u April Powrót Bena niosą przede wszystkim znakomite kreacje aktorskie, właściwie film nie istniałby bez zapierającego dech w piersiach duetu Julii Roberts i Lucasa Hedgesa. Scenariusz Hedgesa-ojca pozwala zabłysnąć Hedgesowi-synowi i partnerującej mu Roberts, do której aktorskiej maestrii nikogo tu chyba nie muszę przekonywać. Rola matki uzależnionego nastolatka to jedna z najlepszych kreacji w dorobku Julii Roberts, która w Powrocie Bena manifestuje całą paletę emocji samą tylko mimiką mięśni twarzy, jak choćby w kluczowej dla całej akcji filmu scenie niespodziewanego pojawienia się Bena na podjeździe domu rodziny Burns’ów. Sama będąc w realnym życiu matką trójki dzieci, Roberts z podziwu godnym wyczuciem wciela się w postać matki, która musi znaleźć jakąś formę kompromisu pomiędzy miłością do uzależnionego i notorycznie kłamiącego syna a bezpieczeństwem pozostałej części rodziny, w skład której wchodzi jej drugi mąż, Neal (bardzo dobry Courtney B. Vance), ich dwójka małych dzieci oraz starsza córka Ivy (świetna Kathryn Newton), rodzona siostra Bena. Ta ostatnia jest głosem zdrowego rozsądku w rodzinie, słusznie nie ufając bratu i spodziewając się nie lada problemów w związku z jego nieoczekiwanym pojawieniem się w rodzinnym domu. Sceptyczny w stosunku do Bena jest również ojczym, czarnoskóry Neal, który w pewnym momencie słusznie zauważa, że gdyby Ben był czarny, siedziałby już dawno w więzieniu za swoje rozliczne narkotykowe wybryki. Grana przez Julię Roberts Holly Burns daje synowi jeszcze jedną szansę, wbrew zdaniu córki i męża, bo w końcu mamy Wigilię, a Ben twierdzi, że od miesięcy jest czysty od narkotyków.

  
          Powrót Bena dzieli się dość równo na dwie części, sceny dzienne (pierwsza połowa filmu) to klasyczny dramat rodzinny o powrocie zbłąkanej owcy w domowe pielesze. Druga połowa obrazu, dziejąca się już w Wigilię po zmroku, to z kolei trzymający w napięciu thriller z udziałem różnych szemranych typów z sąsiedztwa rodziny Bena. Jak każdy łatwo zauważy, w drugiej części film przeistacza się w coś zupełnie innego, ale dalej niesiony jest do przodu przez wybitny duet Roberts i Hedgesa, którzy do samego końca nie tracą ani trochę ze swojej ekranowej chemii. Druga połowa Powrotu Bena hojnie okraszona jest akcją i jej licznymi zwrotami, a my wraz z bohaterami zagłębiamy się w ten groźny narkotykowy światek, który istnieje potencjalnie na każdym amerykańskim przedmieściu, na każdej prowincji, wystarczy tylko znać odpowiednich ludzi. Upstrzona akcją w iście amerykańskim stylu druga połowa Powrotu Bena pozwala docenić jeszcze bardziej osadzoną głównie na dialogach pierwszą, statyczniejszą część filmu, kiedy to zwyczajna wycieczka do centrum handlowego po zakupy, spotkanie innych uzależnionych od narkotyków w grupie wsparcia czy choćby przypadkowe natknięcie się na dotkniętego demencją byłego lekarza rodzinnego (brawa dla niesamowitej Julii Roberts raz jeszcze) to fenomenalne okazje do bliższego spojrzenia na naszych bohaterów i poznania ich wewnętrznych demonów.


3 czerwca 2019

Can You Ever Forgive Me?. Oryginalna kopia.

          Frustracja pisarza może mieć wiele twarzy. W Can You Ever Forgive Me? ma ona oblicze 51-letniej zjadliwej i sarkastycznej kobiety, która nie ufa nikomu i nie potrafi stworzyć trwałej więzi z drugim człowiekiem, kobietą czy mężczyzną. Tą zdesperowaną pisarką w średnim wieku jest Lee Israel (znakomicie obsadzona Melissa McCarthy), amerykańska autorka poczytnych biografii sławnych ludzi, którą w 1991 roku w Nowym Jorku dopadł finansowy kryzys, zagrażający jej utratą dachu nad głową. Jakkolwiek chłodna emocjonalnie i nietowarzyska, Lee Israel była też sprytna oraz pomysłowa. Jak na twardą kobietę przystało nie skapitulowała, tylko przekuła swój literacki talent na oszukańczy proceder, podrabiając styl innych sławnych pisarzy i komponując w ten sposób fałszywe listy, które zaczęła sprzedawać księgarniom oraz kolekcjonerom literackich memorabiliów za grube pieniądze. Lee Israel odkryła w ten sposób swój prawdziwy talent do imitowania innych twórców, produkując tak przekonujące ‘oryginalne’ kopie ich listów, że niemalże zatarła tę cienką granicę między oryginałem a falsyfikatem.


          Can You Ever Forgive Me? jest fascynującym połączeniem biografii, dramatu, komedii oraz kryminału. Film wyreżyserowała Marielle Heller (twórczyni znakomitych Wyznań nastolatki z 2015 roku) do scenariusza autorstwa Nicole Holofcener i Jeffa Whitty’ego na podstawie wspomnieniowej książki samej Lee Israel pod tym samym tytułem. Nicole Holofcener miała pierwotnie być reżyserką tego projektu z Julianne Moore w głównej roli, ale ostatecznie przekazała pałeczkę innej niezależnej autorce, i to ze znakomitym efektem. Film debiutował na Telluride Film Festival z początkiem września 2018 roku i od razu przykuł uwagę filmowej krytyki. Obraz chwalono przede wszystkim za świetny scenariusz oraz fenomenalne kreacje aktorskie Melissy McCarthy i Richarda E. Granta, którzy zgarnęli wszystkie liczące się nominacje do aktorskich nagród, włącznie z Oscarami i Złotymi Globami. Film ostatecznie dostał trzy nominacje do Oscara: za najlepszy scenariusz adaptowany, najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą dla McCarthy oraz najlepszą drugoplanową rolę męską dla Richarda E. Granta.

        
          Lee Israel (Melissa McCarthy) nie jest w stanie wyżyć ze swojego pisarstwa w Nowym Jorku anno Domini 1991. Jej literacka agentka, Marjorie (świetna Jane Curtin), nie pozostawia jej żadnych złudzeń i każe sobie szukać innego zajęcia. Zdesperowana finansowo Lee, ekspertka od biografii sławnych ludzi, postanawia wykorzystać swoją dogłębną znajomość stylów pisarskich i biografii innych mistrzów pióra, produkując masowo fałszywe listy o dowcipnym charakterze i podpisując je nazwiskami nieżyjących sław. W nielegalnym obrocie fałszywymi artefaktami Lee wykorzystuje swojego jedynego przyjaciela, bezdomnego geja o nazwisku Jack Hock (rewelacyjny Richard E. Grant), który poza wspólnictwem w tym kryminalnym procederze może jej też zaoferować swoje nieodłączne towarzystwo przy drinku. FBI szybko znajduje się na tropie Lee i jej fałszerstw, przedwcześnie kończąc tę nietypową literacką karierę autorki perfekcyjnych epistolarnych podróbek.


          Istnieje ogólny konsensus, że Can You Ever Forgive Me? zawdzięcza swój artystyczny sukces scenariuszowi i przede wszystkim znakomitej obsadzie Melissy McCarthy oraz Richarda E. Granta w dwóch kluczowych dla filmu rolach. Znana głównie z komediowych ról McCarthy odstawia w filmie Marielle Heller pierwszorzędną dramatyczną kreację, jak najbardziej godną Oscarowej nominacji. Aktorka stapia się całkowicie z postacią Lee Israel, której charakterystyczna zgryźliwość i cięty język współgrają naturalnie z komediową duszą samej McCarthy. Israel była lesbijką, ale niespecjalnie radziła sobie z międzyludzkimi relacjami. W filmie możemy zobaczyć jej niemrawe i skazane na porażkę próby nawiązania jakiejś głębszej więzi z właścicielką księgarni/antykwariatu o imieniu Anna (w tej roli Dolly Wells). Kostyczna, nietowarzyska, nieufna i chłodna emocjonalnie Lee jest całkowicie świadoma tego, że z takim nastawieniem nie ma szans na udany związek z drugą kobietą, jak zresztą potwierdzają to jej przeszłe doświadczenia. Poza tym, że była niepoprawną mizantropką, Lee Israel miała również problem alkoholowy i potrafiła też być wyjątkowo wredną suką, nie szczędzącą zjadliwości swoim znajomym i jedynemu właściwie przyjacielowi w osobie Jacka Hocka, który w interpretacji Richarda E. Granta przywołuje żywo postać Withnaila z kultowego już angielskiego filmu Withnail i ja (Withnail and I, 1987 rok) w reżyserii Bruce’a Robinsona. Była to pierwsza właściwie rola Granta i jego katapulta do aktorskiej kariery. W Can You Ever Forgive Me? Marielle Heller wielokrotnie nawiązuje do tego brytyjskiego komediodramatu za sprawą kreacji Granta, którego Jack Hock staje się niejako starszą, bardziej samoświadomą i seksualnie zdefiniowaną wersją Withnaila. Jack Hock jest charakterologicznym przeciwieństwem Lee Israel. Jest ekstrawagancki, ekspresywny, towarzyski i otwarcie homoseksualny, podczas gdy Lee swoje preferencje seksualne ukrywa pod maską źle ubranej, kąśliwej zołzy, do której bez kija nie podchodź. Tak jak Jack kocha młodych chłopców, tak Lee kocha swojego kota. To, co ich jednak łączy najbardziej, to poczucie humoru i słabość do drinka.


          Ulubionym zajęciem Lee i Jacka jest przesiadywanie w barze i wymienianie zjadliwych docinków, pod powierzchnią jednak jest to najbardziej ludzka i ciepła relacja, jakiej oboje doświadczyli od lat. W pewnym sensie ten bezdomny gej handlujący kokainą i ta autorka biografii fałszująca cudze listy są na siebie skazani w tym dość szarym i ponurym jeszcze Nowym Jorku 1991 roku. Ten obliczony na przetrwanie w niesprzyjającym środowisku nietypowy kryminalny sojusz lesbijki i geja napędza całą fabułę Can You Ever Forgive Me?. Niemożliwym jest właściwie wyobrażenie sobie teraz kogoś innego w rolach Lee Israel i Jacka Hocka, choć oryginalnie odtwórcami głównych ról mieli być Julianne Moore i Sam Rockwell (względnie Chris O’Dowd). Melissa McCarthy oraz Richard E. Grant tworzą perfekcyjny filmowy duet, wyczuwa się ich ekranową chemię, a przyjaźń ich filmowych bohaterów jest tym, co przesądza o sukcesie i zwyczajnym ludzkim wymiarze Can You Ever Forgive Me?. Podsumowując: filmowi naprawdę niczego nie trzeba wybaczać.