23 grudnia 2023

Hunt for the Wilderpeople (Dzikie łowy). Piękno i śmieszność Nowej Zelandii.

          Nowozelandczyk Taika Waititi to król Midas komedii: jakiejkolwiek filmowej produkcji się nie tknie, zamienia ją w komediowe złoto. Okryty międzynarodową sławą Maorys z Nowej Zelandii znany jest przede wszystkim ze swoich ostatnich projektów dla Marvela (Thor Ragnarok) oraz produkowanych przez siebie znakomitych seriali w rodzaju Co robimy w ukryciu (What We Do in the Shadows), Rdzenni i wściekli (Reservation Dogs) oraz Nasza bandera znaczy śmierć (Our Flag Means Death). Warto jednak nadrobić jego kilka pierwszych pełnometrażowych filmów, z których Dzikie łowy (Hunt for the Wilderpeople) z 2016 r. dzierżą palmę pierwszeństwa wśród jego najlepszych autorskich projektów. Dzikie łowy są specyficznym komediowym kinem drogi pośród nowozelandzkiego buszu, w którym żadnych dróg uświadczyć się tak naprawdę nie da oraz obrazem o trudnym dojrzewaniu outsidera o antyspołecznych ciągotach. Dzikie łowy to jednak przede wszystkim piękny hołd złożony przez Taikę Waititi swojej nowozelandzkiej ojczyźnie, zapierającemu dech w piersiach pięknu jej przyrody i śmieszności peryferyjnej niejednokrotnie mentalności co poniektórych jej mieszkańców.

          Podobnie jak trzy poprzednie jego niezależne filmy, Dzikie łowy również zadebiutowały w międzynarodowej sekcji festiwalu Sundance w styczniu 2016 roku. Czwarte autorskie dzieło Taiki Waititi okazało się kinowym hitem w jego rodzinnej Nowej Zelandii, bijąc wszelkie finansowe rekordy rodzimych produkcji i stając się najlepiej zarabiającym nowozelandzkim filmem w historii. Poza świetnym komediowym scenariuszem autorstwa samego Waititi na podstawie powieści Barry’ego Crumpa, Dzikie łowy nie byłyby takim kinowym przebojem, gdyby nie aktorski duet Sama Neilla i Juliana Dennisona, którzy wcielają się w role dość nieoczywistych kryminalnych partnerów: zgryźliwego Hectora (Neill) oraz jego podopiecznego rodem z poprawczaka, Rickiego Bakera (Dennison). W Polsce film można aktualnie obejrzeć w streamingu na HBO Max.

          Grany przez fenomenalnego Juliana Dennisona problematyczny dla opieki społecznej Ricky Baker trafia na początku filmu do kolejnego zastępczego domu na obrzeżach nowozelandzkiego buszu. Pomimo jego kryminalnej przeszłości, pod swój dach decyduje się go przyjąć małżeństwo Belli i Hectora Faulknerów (w tych rolach Rima Te Wiata i Sam Neill). Szybko jednak Ricky Baker ucieka z nowego domu w towarzystwie psa Tupaca do pobliskiego buszu, tropiony najpierw przez Hectora, a potem przez nowozelandzką policję i opiekę społeczną na czele z równie bezwzględną co niekompetentną Paulą (Rachel House).

          Ricky Baker to nie tylko pospolity urwis i ancymon. W wolnych chwilach zdarza mu się też układać haiku, uwielbia swojego psa Tupaca i przekonuje się szybko do swojej nowej rodziny w osobie niesamowicie ciepłej Belli i jej mrukliwego męża Hectora. Bella daje Rickiemu duży margines wolności, co idealnie koresponduje z buntowniczą i niezależną naturą tułającego się od lat po poprawczakach i zastępczych domach chłopca. Podejście Belli stoi w jaskrawym kontraście z nastawieniem opiekującej się Rickym pracownicy społecznej Pauli, która w Dzikich łowach wchodzi w buty czarnego charakteru, ale jest w swojej roli ścigającej zbiegłego Rickiego tak zapamiętała i nieprzejednana, że aż krańcowo śmieszna, nie wspominając już o Himalajach jej urzędowej niekompetencji. Paula zawsze akcentuje negatywne aspekty charakteru Rickiego, podczas gdy Bella widzi w chłopaku wolną i niezależną duszę. Tam, gdzie Paula widzi niesubordynację, bezczelność i rozbój, tam Bella dostrzega brak uwagi, zainteresowania oraz pragnienie wyrwania się spod wszechobecnej kontroli świata dorosłych.

          Sednem Dzikich łowów staje się relacja pomiędzy zbiegłym Rickym Bakerem, a jego zastępczym rodzicem i jednocześnie towarzyszem przygód w nowozelandzkim buszu, granym przez Sama Neilla Hectorem. Zamknięty w sobie i zgryźliwy Hec nie chce początkowo mieć nic wspólnego z Rickym, przyjmuje go do siebie tylko ze względu na Bellę, ale spędzone z chłopakiem wspólne chwile w buszu zmieniają radykalnie jego podejście do krnąbrnego podopiecznego, a między granymi przez Neilla i Dennisona postaciami istnieje niezaprzeczalna chemia. Na papierze Dzikie łowy nie powinny działać, wygrywają wiele klisz z przygodowego kina o dorastaniu, ale to, jak Taika Waititi potraktował wałkowany od lat przez kinematografię temat, czyni z Dzikich łowów niezapomniany obraz i najzwyczajniej prześmieszną przygodową tragikomedię. Wyczucie komizmu Waititi jest wyjątkowe w swoim rodzaju, reżyser gra często na stereotypach i nierzadko zaściankowej mentalności Nowozelandczyków, ale robi to z taką gracją i parodiowym smakiem, że nikt nie może mieć do niego pretensji o drwiny z małej acz przepięknej ojczyzny.

27 listopada 2023

The Breaker Upperers (Zrywaczki). Cynicznie o miłości.

           Nowozelandzka komedia Zrywaczki z Netfliksa dość bezpardonowo podchodzi do tematu miłości. Dwie główne bohaterki filmu to przyjaciółki prowadzące firmę specjalizującą się w kończeniu romantycznych relacji na wniosek jednego z partnerów, zazwyczaj zbyt tchórzliwego by samodzielnie doprowadzić do ostatecznego rozstania. Dwuosobowe przedsiębiorstwo Mel i Jen (w tych rolach reżyserki obrazu Madeleine Sami oraz Jackie van Beek) doskonale prosperuje aż do momentu, gdy jedną z przyjaciółek zaczyna najpierw poważnie gryźć sumienie, po czym (o zgrozo!) sama zakochuje się w jednym ze swoich klientów. Czy stara przyjaźń dwóch kobiet okaże się silniejsza niż świeża miłość jednej z nich?

          Zrywaczki to jeden z największych komediowych przebojów pochodzących z Nowej Zelandii. Film ten był największym kasowym hitem w swojej ojczyźnie w 2018 roku, a od lutego 2019 komedię można również obejrzeć na Netfliksie. Obraz pokazano premierowo na amerykańskim festiwalu South by Southwest w marcu 2018, a jego reżyserkami i jednocześnie autorkami scenariusza jest para odtwórczyń głównych ról: Madeleine Sami i Jackie van Beek. Warto tutaj nadmienić, że producentem tej prześmiesznej komedii jest dobrze znany kinofilom na całym świecie Taika Waititi.

          Żerujące na ludzkim nieszczęściu biznesowe przedsięwzięcie wieloletnich przyjaciółek Mel i Jen zaczyna trząść się w posadach, gdy ta pierwsza zaczyna w pełni zdawać sobie sprawę z moralnych implikacji ich gospodarczej działalności, a na dodatek sama zakochuje się w jednym ze swoich tchórzliwych klientów (James Rolleston jako rozbrajająco młody, niedoświadczony i głupiutki Jordan). Mel i Jen mają wspólną nieciekawą historię miłosną z przeszłości, która zrobiła z nich dwie cyniczki finansowo eksploatujące ciemne strony romantycznych relacji u innych. Czy odmiana serca u Mel pociągnie za sobą kres ich przyjaźni oraz prowadzonego przez nie wspólnie przedsiębiorstwa?

          Komedia autorstwa Madeleine Sami i Jackie van Beek to idealna propozycja na walentynkowy wieczór i nie tylko. Suchy nowozelandzki dowcip bardzo bliski jest angielskiemu poczuciu humoru, a jego szerokie spektrum prezentują nam rozliczne produkcje Taiki Waititi, spośród których Zrywaczki to jedna z najlepszych komedii z Antypodów firmowana nazwiskiem tego płodnego aktora, reżysera i producenta filmowego. Gwoli przypomnienia do jego sztandarowych filmowych i serialowych projektów należą: Co robimy w ukryciu (film z 2014 oraz wielosezonowy serial na jego podstawie), Dzikie łowy, Jojo Rabbit czy ostatnio wyprodukowane seriale Rdzenni i wściekli oraz Nasza bandera znaczy śmierć. Suche, cięte, cyniczne nierzadko nowozelandzkie poczucie humoru Zrywaczek dostarcza pierwszorzędnej zabawy na relaksujący wieczór w gronie osób z predylekcją do podobnego w rodzaju dowcipu.

          Bardzo lekkie podejście do bardzo poważnych oraz ciężkich tematów jak miłość i rozstanie czyni ze Zrywaczek otwierającą oczy komedię, której seans może być doświadczeniem wewnętrznie oczyszczającym, jeśli oczywiście podziela się dystans do związków i miłosnych relacji, który mają dwie główne bohaterki filmu. Choć moralnie kontrowersyjne, metody kończenia toksycznych bądź niedobranych relacji przez tandem Mel i Jen pokazują w jak bardzo beznadziejnych często związkach tkwią ludzie, nie mając jednocześnie odwagi, aby je zakończyć. Niektórzy klienci naszych specjalistek od rozstań wolą sfingować własną śmierć lub zaginięcie, byle tylko nie musieć odbywać tej kończącej relację rozmowy. Oglądając i śmiejąc się do rozpuku przy Zrywaczkach łatwiej jest nam zrozumieć, dlaczego ludzie tkwią nierzadko aż do śmierci w nieudanych i pełnych przemocy związkach, bojąc się samotności lub brutalnej konfrontacji. Te poważne kwestie Madeleine Sami oraz Jackie van Beek zamieniają w swoim filmie na humorystyczne gagi lub komiczne w swojej powadze bądź nędzy postaci. Anna (Celia Pacquola) poraża wręcz głupotą, naiwnością i bezdyskusyjnym przywiązaniem do niekochającego ją męża, który woli sfingować własną śmierć niż powiedzieć jej prawdę w jej lojalne do bólu oczy. Sepa (Ana Scotney) ma problemy z kontrolą własnego gniewu, co całkowicie onieśmiela jej chłopaka Jordana (James Rolleston) przed skutecznym zakończeniem niefunkcjonującej prawidłowo relacji. Nawet sama Jen (Jackie van Beek) pod maską wiecznego zblazowania wciąż żałośnie wzdycha do seryjnie ją zdradzającego w przeszłości eksa. Pod pozorem lekkiej i cynicznej komedii Zrywaczki sprzedają nam niejedną przykrą prawdę o przeróżnych dysfunkcjach w naszych związkach.


7 listopada 2023

Beau Is Afraid (Bo się boi). Świat oczami lękowca.

           Perspektywa świata z punktu widzenia osoby z zaburzeniami lękowymi może przypominać rzeczywistość rodem z horroru. Taki właśnie ogląd świata prezentuje nam najnowszy film Ariego Astera, twórcy znakomitych horrorów Dziedzictwo. Hereditary oraz Midsommar. W biały dzień. W swoim trzecim pełnometrażowym dziele Aster uczynił głównym bohaterem tytułowego Beau, z poświęceniem zagranego przez znakomitego jak zawsze w swoim aktorskim fachu Joaquina Phoenixa. Beau Wassermann mierzy się z szerokim spektrum problemów i przypadłości - głównie tych mentalnych - a ich korzeniem jest trudna relacja z dominującą i emocjonalnie kontrolującą matką. Ari Aster określił Bo się boi jako swoją trzygodzinną sesję terapeutyczną poprzez kino i trudno się z tym nie zgodzić. Nazwany przez Astera komediowym koszmarem, jego najnowszy film jest w istocie tyleż śmieszny, co straszny, ale zdecydowanie najbardziej to jest on absurdalny, a poziom tego absurdu rośnie w miarę jak towarzyszymy głównemu bohaterowi w jego pełnej przygód kafkowskiej odysei do domu matki.

          Absurdalna tragikomedia Bo się boi miała być oryginalnie fabularnym debiutem Ariego Astera, a pierwszą wersję scenariusza do tego projektu reżyser napisał już w 2011 roku, kiedy to też nakręcił na jego podstawie film krótkometrażowy pod tytułem Beau. Aster postanowił ostatecznie nie spieszyć się z realizacją pełnometrażowej wersji swojego krótkiego metrażu z 2011 r. i w efekcie przed Bo się boi otrzymaliśmy od tego twórcy dwa fenomenalne horrory w postaci Dziedzictwa. Hereditary oraz Midsommar. W biały dzień. Wypuszczony do kin na całym świecie w kwietniu 2023 roku Bo się boi przeszedł do historii jako najdroższy obraz studia A24, a jego produkcja kosztowała niebagatelne 35 milionów dolarów jak na autorski projekt niezależnego reżysera. Niezwykle ambitny trzeci autorski film Ariego Astera nie spotkał się niestety z równie dobrym przyjęciem, co jego dwa poprzednie obrazy, zarabiając w sumie zaledwie 11,5 miliona dolarów w kinach na całym świecie i spotykając się z ostrą krytyką m.in. za swój trzygodzinny czas trwania oraz wysoki poziom absurdu, przełamywany jednak równie absurdalnym poczuciem humoru. Ari Aster przyznał zresztą rozbrajająco, że Bo się boi jest jego najzabawniejszym filmem.  

          Beau Wassermann (Joaquin Phoenix) mierzy się z bardzo silnymi zaburzeniami lękowymi, na które dostaje leki od swojego psychoterapeuty (Stephen McKinley Henderson w tej roli). W dniu wyjazdu do swojej kontrolującej matki Mony (Patti LuPone), Beau zostaje okradziony z kluczy oraz bagażu i ku wielkiemu rozczarowaniu rodzicielki jest zmuszony odwołać wizytę i pozostać w swoim mieszkaniu. I wtedy Beau otrzymuje telefon od nieznajomego, po którym staje się oczywiste, że musi jednak opuścić mieszkanie i udać się do matczynego gniazda. I w ten sposób rozpoczyna się najeżona absurdalnymi przygodami prawie trzygodzinna odyseja naszego udręczonego mentalnie protagonisty.

          Bo się boi podzielony jest zasadniczo na cztery części, a w każdej z nich główny bohater filmu poddawany jest przeróżnym psychicznym i fizycznym udrękom w zupełnie innym otoczeniu. W części pierwszej znerwicowany Beau odczuwa lęk przed opuszczeniem własnego mieszkania położonego w niebezpiecznej dzielnicy dużego miasta (a przynajmniej tak sprawy wyglądają, gdy Beau z przerażeniem zerka z okna na przyległą ulicę, gdzie nie brakuje nago hasających nożowników, bezdomnych, a nawet leżących na samym środku drogi trupów). Gdy wreszcie opuszcza swoje mieszkanie, aby kupić butelkę wody, spełniają się od razu wszystkie jego najgorsze lęki i przeczucia, a on sam zostaje potrącony przez samochód po to tylko, aby w drugiej części filmu wylądować na pozornie idyllicznych przedmieściach, gdzie opiekuje się nim przemiłe (znów tylko z pozoru) małżeństwo Rogera i Grace (Nathan Lane oraz Amy Ryan), którzy notabene potrącili naszego nieszczęsnego protagonistę. Przedmiejska idylla szybko zamienia się dla Beau w podmiejskie piekło, a on sam nie widzi innego ratunku jak ucieczka. W trzeciej części nasz bohater trafia do leśnej komuny/trupy teatralnej, będącej w trakcie wystawiania sztuki, w której Beau odnajduje głęboko skrywane prawdy o swoim życiu. W tej części wchodzimy już z Ari Asterem na poziom meta ocierający się o fantasmagorię (z baśniowymi animacjami włącznie), aby w finale i jednocześnie czwartej części jego dzieła zstąpić z powrotem na ziemię i zmierzyć się z okrutną rzeczywistością w postaci wszechwładnej matki Beau, Mony Wassermann (świetna i paraliżująca zarazem Patti LuPone). To ona w końcu jest praprzyczyną wszelkiego zła i w ogóle wszystkiego, co dzieje się w życiu Beau, a jeszcze bardziej jest odpowiedzialna za to wszystko, co nie było dane Beau w życiu mieć i przeżyć. Na przeciwległym biegunie z kolei figura ojca jest dla Beau nieobecnością, brakiem i niczym więcej.

          Ari Aster pierwotnie pracował nad Bo się boi pod roboczym tytułem Disappointment Blvd, czyli Bulwar Rozczarowania. Pierwszy tytuł filmu bardzo dobrze podsumowuje los i charakter jego głównego bohatera, jak i też streszcza przeważającą recepcję dzieła wśród filmowych krytyków, dla których większości najnowsze dzieło Astera okazało się przydługim rozczarowaniem właśnie. Obrazowi warto jednak dać szansę, a być może nawet dwie, albowiem po wielokrotnym obejrzeniu łatwiej dostrzec w Bo się boi wszystkie tropy, nawiązania i psychoanalityczne klisze, które Ari Aster wplata w wizualnie urzekający świat swojej pokręconej wyobraźni. Mamy w Bo się boi kompleks Edypa doprowadzony do absurdu, bo jak wszyscy wiemy i czujemy, na początku każdej egzystencji jest matka-dawczyni owego życia i od niej zawsze można wyprowadzić wszystkie nasze lęki, zahamowania oraz seksualne obsesje. A tam, gdzie jest lęk i wyparcie, tam również są wina oraz wstyd. Ari Aster przepracowuje swoje mentalne traumy konstruując figurę godnego politowania Beau, który jest zawsze bierny i sponiewierany przez życiowe okoliczności, a już najbardziej sponiewierany jest przez własną matkę, która mu życie dała i teraz rości sobie prawo do jego całkowitej kontroli w imię fałszywie pojętej miłości.

13 października 2023

Past Lives (Poprzednie życie). Niedoszli kochankowie.

           „Śnisz w języku, którego nie rozumiem. To tak, jakby było w tobie miejsce, do którego nie mogę się udać" – mówi do swojej pochodzącej z Korei Południowej żony jej amerykański mąż w debiutanckim filmie Celine Song pod tytułem Poprzednie życie. To nie amerykański mąż jednak (grany przez Johna Magaro Arthur) jest bratnią duszą granej przez Gretę Lee Nory. Przed wyjazdem z rodzicami z Korei Nora nawiązała w Seulu dziecięcą przyjaźń z Hae Sungiem (Teo Yoo), z którym utrzymała kontakt (via Facebook i Skype rzecz jasna) przez całe 24 lata spędzone na emigracji. Nostalgiczny, romantyczny i melancholijny przede wszystkim dramat Celine Song nieśpiesznie opowiada o tej wyjątkowej więzi dwojga ludzi, która przetrwała wejście w dorosłość i ogromny geograficzny dystans, dzielący mieszkającą z mężem w Nowym Jorku Norę i pozostającego w Seulu Hae Sunga. Ich spotkanie twarzą w twarz po 24 latach fizycznej rozłąki prowokuje do dyskusji o tym, co by było, gdyby i czy w jakimś innym świecie oraz innym życiu dane im będzie wreszcie przeżyć je razem. „Nie wiedziałem, że polubienie twojego męża może tak bardzo boleć” – mówi w pewnym momencie do Nory Hae Sung, i to zdanie w pełni oddaje piękno i zarazem ból znajdujący się w samym sercu filmu Celine Song.

          Poprzednie życie jest reżyserskim i scenopisarskim debiutem Celine Song, Amerykanki koreańskiego pochodzenia, która w swoim pierwszym autorskim filmie ujęła wiele z osobistych doświadczeń bycia imigrantką w Stanach Zjednoczonych. Na poły autobiograficzny obraz Song pokazano premierowo w styczniu 2023 r. na festiwalu Sundance, film rywalizował również o główną nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie w lutym 2023. W granej przez Gretę Lee postaci Nory Celine Song zawarła wiele ze swojej historii emigracji z Seulu do Kanady najpierw, a potem z Kanady do Nowego Jorku. Podobnie jak jej filmowa protagonistka, Celine Song zaczynała jako dramatopisarka, tworząc swoje sztuki teatralne w nowojorskim East Village na Manhattanie.

         Pomimo emigracji z Korei do Kanady, a następnie Nowego Jorku, Nora (Greta Lee) utrzymuje kontakt ze swoją dziecięcą sympatią z Seulu w osobie Hae Sunga (Teo Yoo). Znajomość obojga wznowiona zostaje po 12 latach przerwy przez Facebooka i Skype’a i utrzymywana przez kolejne 12 lat do chwili, gdy Hae Sung decyduje się wreszcie odwiedzić mieszkającą w Nowym Jorku Norę, która 24 lata od wyjazdu z Seulu osiadła w małym mieszkanku w East Village wraz ze swoim amerykańskim mężem-pisarzem (grany przez Johna Magaro Arthur) i ma już ustabilizowaną dramatopisarską karierę.

          Poprzednie życie rozpoczyna się od sceny spotkania w barze Hae Sunga z Norą i jej mężem. Spotkanie to widzimy jednak oczami postronnych obserwatorów, tak jako oni nie mając na początku pojęcia, kim jest dla siebie trójka bohaterów. Z offu słyszymy spekulacje nieznajomej pary w barze co do istoty relacji tej trójki, i czy para Koreańczyków to mąż i żona, a Amerykanin jest ich przewodnikiem po Nowym Jorku, czy może Koreańczyk i Amerykanin są tak naprawdę parą, a Koreanka ich wspólną przyjaciółką itp. Piękno i urok filmowego debiutu Celine Song polega właśnie na tej duchowej więzi, jaką mają ze sobą Hae Sung i Nora pomimo dekad rozdzielenia oraz na ich wspólnych dywagacjach, jak wyglądało by ich życie, gdyby Nora pozostała w Seulu. Gdy dochodzi do spotkania w Nowym Jorku po 24 latach rozłąki, Nora i Hae Sung chętnie rozważają znaną z buddyzmu wiarę w reinkarnację, zastanawiając się czy ich obecna więź jest tak naprawdę efektem znajomości i kontaktów ich dusz w przeszłych życiach (stąd oryginalny tytuł Past Lives). Oboje dochodzą do wniosku, że musieli mieć ze sobą relacje w przeszłych życiach, i że nie da się inaczej wytłumaczyć tej głębokiej duchowej więzi między nimi, która przetrwała 24 lata krańcowo różnych doświadczeń i zupełnie innych ścieżek życia oraz kariery. Nora zwierza się w pewnym momencie mężowi, że przy bardzo koreańskim z charakteru i nastawienia Hae Sungu czuje się tak mało Koreanką jak to tylko jest możliwe, a jednocześnie lubi przebywać w jego towarzystwie i rozmawiać o życiu, którego nie dzielą i dzielić już nie będą (przynajmniej w tym wcieleniu).

         Przesycony dojmującą melancholią film Celine Song przywołuje silne reminiscencje z kultowej niezależnej trylogii Before (Przed) w reżyserii Richarda Linklatera z udziałem Julie Delpy i Ethana Hawke’a, a rozmowy spacerujących po Nowym Jorku Nory i Hae Sunga bardzo przypominają filozoficzne dysputy przemierzających Wiedeń (w Przed wschodem słońca) i Paryż (w Przed zachodem słońca) Jessiego i Céline. Z kolei niewypowiedziany smutek, a nawet ból, a także nostalgia i wzajemne fizyczne przyciąganie przywodzą na myśl Spragnionych miłości Wong Kar-Waia i niedawną (fenomenalną) koreańską Podejrzaną w reżyserii Park Chan-wook’a. Pomimo tych ewidentnych skojarzeń i możliwych filmowych inspiracji Poprzednie życie Celine Song wybija się na autorską niezależność i emocjonalną autentyczność, w czym niemała zasługa trójki głównych aktorów. Bez subtelnych kreacji Grety Lee, Teo Yoo oraz Johna Magaro debiut Song nie miałby tego ciepła, uroku, ale też dojmującego smutku i nostalgii, którymi w trakcie seansu raczy nas obficie. Przy czym nostalgia w Poprzednim życiu nie dotyczy tylko przeszłości, raz na zawsze znanej i ustalonej, ale także i chyba przede wszystkim przyszłości, w której losy i relacje trójki naszych bohaterów mogą przybrać zupełnie inną konfigurację.


9 września 2023

You Hurt My Feelings. Białe kłamstwa.

          You Hurt My Feelings, najnowszy komediodramat znakomitej amerykańskiej reżyserki i scenarzystki Nicole Holofcener, skupia się na sprawach, które w relacjach międzyludzkich wydają się z pozoru odgrywać drugo bądź trzeciorzędną rolę, a tak naprawdę budują zaufanie w związku i dlatego w długofalowej perspektywie przesądzają o jego sile i długości trwania. Mowa tutaj o tzw. białych lub niewinnych kłamstwach (z angielskiego 'white lies'), czyli kłamstwach, które mówimy drugiej osobie w celu zaoszczędzenia jej przykrości i podtrzymania jej dobrego samopoczucia, chociaż w gruncie rzeczy myślimy zupełnie inaczej. Białe kłamstwa zazwyczaj nie dotyczą fundamentalnych spraw, takich jak ocena drugiej osoby i naszego nastawienia wobec niej, są to raczej subiektywne (i niezgodne z naszym wewnętrznym przekonaniem) osądy rzeczy i działań, które ta druga osoba wykonuje, i na temat których prosi nas o osobistą opinię. Nowa fryzura, dopiero co kupiona sukienka tudzież zrobiony dla nas obiad mogą być łatwo przedmiotem białego kłamstwa. W filmie Holofcener powodem takiego kłamstwa jest opinia męża, Dona (Tobiasa Menzies w tej roli), na temat najnowszej książki jego żony, Beth (w tej roli Julia Louis-Dreyfus). Gdy Beth pewnego dnia przypadkiem dowiaduje się prawdy o negatywnej ocenie swojego najnowszego dzieła przez męża, uruchamia to spiralę pretensji, rozczarowania oraz nieufności w związku, który do tej pory można było uznać za modelowo wręcz kochające się małżeństwo.

          Nicole Holofcener to nowojorska niezależna reżyserka i scenarzystka, której filmy stylem i tematyką najbardziej przypominają obrazy Woody’ego Allena. Podobnie jak dzieła Allena filmy Holofcener tryskają sytuacyjnym humorem i koncentrują się na międzyludzkich relacjach z całym ich emocjonalnym oraz intelektualnym bagażem. Tak samo też jak w przypadku Woody’ego Allena, Holofcener za przedmiot swojej przesyconej satyrą analizy bierze amerykańskich intelektualistów z klasy średniej, zamieszkujących zazwyczaj (ale nie tylko) nowojorski Manhattan. You Hurt My Feelings to jej druga filmowa kolaboracja z aktorką Julią Louis-Dreyfus, po raz pierwszy obie artystki spotkały się przy okazji starszego o 10 lat filmu Ani słowa więcej (Enough Said, 2013), w którym Louis-Dreyfus partnerował nieżyjący już James Gandolfini, dla którego była to już ostatnia filmowa rola w życiu. You Hurt My Feelings miał swoją międzynarodową premierę na festiwalu Sundance w styczniu 2023 r.

          Małżeństwo Beth i Dona (Julia Louis-Dreyfus oraz Tobias Menzies) mieszka na nowojorskim Manhattanie. Ona jest autorką uczącą kreatywnego pisania, on psychoterapeutą. Para ma pracującego w sklepie z marihuaną syna, Eliota (Owen Teague). W filmie pojawia się również Michaela Watkins jako Sarah, młodsza siostra Beth i dekoratorka wnętrz z zawodu, jej mąż-aktor Mark (znany z Sukcesji Arian Moayed) oraz Jeannie Berlin w roli Georgii, pasywno-agresywnej matki Beth i Sary. Nicole Holofcener zaludnia You Hurt My Feelings postaciami niepewnymi wartości tego, co robią na co dzień i oczekującymi pozytywnego feedbacku ze strony bliskich im osób. Beth niecierpliwie czeka na opinię swojej literackiej agentki odnośnie najnowszej powieści, jednocześnie wysyła jej niezliczone poprawione wersje swojemu mężowi do przeczytania i zrecenzowania. Donowi najnowsza książka żony w ogóle nie przypadła do gustu, ale twierdzi coś wprost przeciwnego, chcąc wspierać Beth we wszystkich jej przedsięwzięciach. Z kolei Sarah, siostra Beth, zawsze mówi swojemu partnerowi, Markowi, że podoba jej się jego gra aktorska, choć szczerze przyznaje się starszej siostrze, że niejednokrotnie Mark ma też słabe performanse. Dramatyczną spiralę You Hurt My Feelings nakręca moment, w którym Beth przypadkowo dowiaduje się o prawdziwym zdaniu męża na temat swojej niewydanej jeszcze powieści.

          Artyści i wszyscy kreatywni ludzie to bardzo delikatne oraz kruche wewnętrznie stworzenia, nierzadko borykające się z rozlicznymi reperkusjami narcystycznej osobowości. Twórcy wszelakiej maści uzależnieni są wręcz od recepcji swoich kreacji przez świat zewnętrzny. W pierwszej kolejności oczekują szczerego feedbacku od swoich najbliższych, jednocześnie licząc w głębi duszy na ich wsparcie oraz pozytywną opinię. Taka sytuacja generuje idealne podłoże pod białe kłamstwo. Partnerzy artystów chcą być dla nich wspierający, nie chcą podcinać im skrzydeł, zwłaszcza gdy sami nie są ekspertami w danych dziedzinach. Wydaje się jednak, że na dłuższą metę nawet niewinne kłamstwo nie popłaca, a szczerość (nawet brutalna) wydaje się być najlepszą możliwą polityką w związku. Na przykładzie historii Beth i Dona widzimy, że białe kłamstwo w ramach nawet najlepszych intencji prowadzi do kryzysu zaufania w momencie, gdy prawda wychodzi na wierzch. Nicole Holofcener ma niesamowicie dobre ucho do dialogów, jej filmy ogląda się z najwyższą przyjemnością, czując wręcz niedosyt, że nie są dłuższe lub rozpisane na kilkuodcinkowe miniseriale. Ociekające humorem, bardzo realistyczne dialogi autorstwa Holofcener wybrzmiewają tym szczerzej, ponieważ wkładane są w usta najlepszych dostępnych aktorów, którzy równie przekonująco są w stanie sprzedać nam tak komedię życia, jak i jego dramat. Julia Louis-Dreyfus, Tobias Menzies, Michaela Watkins, Arian Moayed oraz Jeannie Berlin czynią z You Hurt My Feelings dzieło aktualne, uniwersalne i na wielu poziomach wręcz terapeutyczne.

23 sierpnia 2023

They Cloned Tyrone (Sklonowali Tyrone’a). Asymilacja jest lepsza niż anihilacja.

           Sklonowali Tyrone’a to jedna z tych wakacyjnych nowości filmowych Netflixa 2023 r., która wielu widzom łatwo mogła umknąć. Szczególnie polscy widzowie mogli zostać zubożeni przez działanie Netflixowego algorytmu, albowiem ta niezwykle kreatywna i prowokacyjna amerykańska komedia science fiction wchodzi na streamingową platformę bez większej reklamy i prawie bez żadnego rozgłosu. Zupełnie niesłusznie. Sklonowali Tyrone’a to odważny i oryginalny pomysł, bazujący na rozmaitych teoriach spiskowych o wielkiej rządowej konspiracji w Stanach Zjednoczonych, której celem jest manipulowanie i całkowita kontrola nad czarnoskórą społecznością w tym kraju. Budzący żywe skojarzenia z kultowymi niezależnymi filmami w rodzaju Uciekaj! (Get Out, 2017) oraz Przepraszam, że przeszkadzam (Sorry to Bother You, 2018), Sklonowali Tyrone’a jest zabójczo śmieszną mieszanką gatunkową z prominentnym udziałem komedii, science fiction, mystery, ale także thrillera, filmu akcji oraz społecznej satyry. Wspaniały i oryginalny scenariusz komplementują dodatkowo pełnokrwiste postaci trójki głównych bohaterów, w których rewelacyjnie wcielili się John Boyega, Jamie Foxx oraz Teyonah Parris.

          Sklonowali Tyrone’a jest reżyserskim debiutem Juela Taylora, który jest również autorem scenariusza do filmu wespół z Tony’m Rettenmaierem. Obraz pokazano po raz pierwszy w czerwcu 2023 r. na American Black Film Festival (ABFF), a miesiąc później (14 lipca) wprowadzono do amerykańskich kin. Od 21 lipca 2023 film jest powszechnie dostępny w streamingu na platformie Netflix.

          Fontaine (John Boyega) jest lokalnym narkotykowym dilerem w małej amerykańskiej miejscowości o nazwie Glen. Pewnego wieczoru wybiera się do miejscowego alfonsa o ksywce Slick Charles (Jamie Foxx), aby zainkasować zaległą należność za dostarczony towar. W drodze powrotnej Fontaine zostaje zastrzelony na ulicy przez rywalizującego z nim dilera o imieniu Isaac. Świadkami jego śmierci są Slick Charles oraz jedna z pracujących dla niego prostytutek o imieniu Yo-Yo (fenomenalna w tej roli Teyonah Parris). Następnego dnia rano Fontaine budzi się w swoim łóżku jak gdyby nigdy nic i bez żadnych wspomnień z dnia poprzedniego, po czym kontynuuje zwyczajnie swój dzień. Gdy wieczorem ponownie puka do drzwi Slick Charlesa, aby odebrać zainkasowane dzień wcześniej pieniądze, alfons klaruje mu jego egzystencjalną sytuację, po czym cała trójka wraz z Yo-Yo wyrusza na poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, co tak naprawdę stało się w Glen poprzedniego wieczoru…

          Elementem filmu, który przesądza o jego wysokiej jakości i niepodważalnej wartości rozrywkowej jest jego humor oraz koncertowa gra trójki głównych bohaterów. John Boyega, Teyonah Parris oraz Jamie Foxx wyciskają absolutne maksimum z i tak już zabawnego scenariusza o rządowej konspiracji na masową skalę przy użyciu technologii klonowania ludzi. Sklonowali Tyrone’a z pewnością nie byłby tak udanym filmem, gdyby nie aktorskie doświadczenie oraz komediowe zacięcie Jamiego Foxxa i Teyonah Parris, którzy nie boją się uderzyć w tony przerysowania i parodii dość stereotypowych postaci alfonsa i jego seksualnej pracownicy. Z kolei John Boyega jako Fontaine gra na drugim aktorskim biegunie, eksplorując w filmie swój dramatyczny potencjał, a jego postać twardego i brutalnego dilera w ramach afroamerykańskiej społeczności zabarwiona jest nutą melancholii za utraconą niewinnością (Fontaine stracił w dzieciństwie swojego brata, ofiarę kuli białego policjanta).

          Społeczność Glen przedstawiona jest przez reżysera filmu dość sztampowo, z naciskiem na ekspozycję typowych rasowych stereotypów, jakie zazwyczaj przypisywane są czarnoskórej mniejszości (uwielbienie dla smażonego kurczaka, wysoki poziom przestępczości z handlem narkotykami oraz prostytucją itp.). Przez to wydaje nam się przez pierwszy kwadrans filmu, że oglądamy zupełnie inny obraz niż jest w rzeczywistości, dlatego też nasze zaskoczenie i ogólna konsternacja rośnie z każdą minutą od momentu niespodziewanego zmartwychwstania zastrzelonego dzień wcześniej Fontaine’a. Rozwiązanie tej zagadki przez trójkę naszych bohaterów z półświatka ogląda się jak frapujące skrzyżowanie filmu szpiegowsko-przygodowego z obrazem sci-fi, a wszechobecna komedia całej sytuacji utrzymuje się do końca trwania filmu, nawet w trakcie najbardziej dramatycznych zwrotów akcji. Juel Taylor, reżyser Sklonowali Tyrone’a, w prowokacyjny i zarazem pełen inwencji sposób pokazuje, jak cementowany jest rasizm we współczesnej Ameryce. Bieda, przemoc i zorganizowana przestępczość w fikcyjnym miasteczku Glen potwierdza popularną tezę, że rasizm utrwalany jest i przekazywany z pokolenia na pokolenie przez przesłanki stricte ekonomiczne. To właśnie nierówności ekonomiczne między białymi a czarnymi kreują ciągłe napięcia w amerykańskim (i nie tylko amerykańskim) społeczeństwie. Odwieczną cechą posiadających władzę i bogactwa jest dążenie do ich utrzymania, a więc zachowanie strategicznej przewagi nad nieposiadającymi takich środków i takich wpływów w społeczeństwie. Walka między rasami sprowadza się do czysto ekonomicznej wojny o zniesienie nierówności w podziale bogactw i wyrównanie szans na samym starcie. Sklonowali Tyrone’a odwołuje się do absurdalnego wręcz humoru, aby pokazać nam do jakich metod gotowa uciec się biała większość, aby zachować istniejące w USA socjalno-ekonomiczne status quo…


15 lipca 2023

Soft & Quiet (Wtajemniczone). Widmo białej supremacji krąży nad Ameryką.

          Amerykański thriller Wtajemniczone w reżyserii Beth de Araújo ukazuje nieoczywistą potęgę, siłę perswazji oraz codzienną rzeczywistość białych supremacjonistów we współczesnych Stanach Zjednoczonych. Uciekający się do zabiegów i estetyki rodem z horroru, film de Araújo portretuje jedno popołudnie i wieczór z życia grupy białych kobiet w amerykańskim miasteczku na prowincji. Przewodząca im Emily (Stefanie Estes) jest (wydawałoby się) zwyczajną przedszkolanką z amerykańskich przedmieść, która pewnego dnia organizuje zebranie lokalnych kobiet w miejscowym kościele. Damskie rendezvous szybko okazuje się być organizacyjnym spotkaniem białych supremacjonistek, a żeby prawdziwe intencje uczestniczek zebrania wybrzmiały w pełni, moderująca spotkanie Emily przynosi domowej roboty ciasto wiśniowe z wygrawerowaną swastyką na kruchym cieście…

          Wtajemniczone to pełnometrażowy debiut reżyserski Beth de Araújo, która w napisanym przez siebie fabularnym debiucie zawarła też prywatne doświadczenia i rasowe lęki związane z byciem latynoską kobietą w USA. Thriller pokazano po raz pierwszy w marcu 2022 r. na festiwalu South by Southwest w teksańskim Austin, po czym wprowadzono do amerykańskich kin i w streamingu na żądanie z początkiem listopada 2022 (w Polsce obraz można obejrzeć w streamingu na platformie Prime Video). Wtajemniczone jest udanym połączeniem niezależnego dramatu, thrillera i horroru, a szczególnie mocne wrażenie robi filmowanie postaci z bardzo bliska trzymaną w ręce kamerą operatorki Grety Zozula, co dodaje i tak już pełnemu napięcia filmowi dodatkowego poczucia paniki i przyspieszonego wymykania się wydarzeń spod kontroli. Nakręcony w cztery zaledwie dni obraz udaje film składający się zaledwie z jednego długiego, niespełna półtoragodzinnego ujęcia, a bezbłędny montaż autorstwa Lindsay Armstrong utwierdza nas w tym złudzeniu szybkiego schodzenia w dół po kolejnych kręgach rasistowskiego piekła.

          Grupa białych kobiet z amerykańskiego przedmieścia gromadzi się w lokalnym kościele na pogawędkę przy winie, cieście i słodyczach. Gdy przewodząca temu spotkaniu Emily (aryjsko wyglądająca Stefanie Estes), odkrywa folię na przyniesionym przez siebie wiśniowym cieście, naszym oczom ukazuje się wygrawerowana na wierzchu czerwona swastyka. Od tego momentu pozornie niewinne zgromadzenie lokalnych kobiet przybiera bardzo mroczny i niekomfortowy charakter. Organizacja supremacjonistycznej agendy uczestniczek spotkania to dopiero preludium do zmasowanego wycieku rasowej nienawiści, który na zawsze odmieni życie pozornie niegroźnych i cywilizowanych białych pań domu.

          Grana przez Stefanie Estes Emily widzi misję podobnych jej amerykańskich kobiet w promowaniu białej supremacji poprzez „delikatne i ciche” działania - stąd oryginalny tytuł filmu Soft & Quiet - w rodzaju kojarzenia białych par oraz zachowania dzięki temu "czystości rasowej" i "genetycznej". Jakkolwiek przerażająco i neonazistowsko to brzmi, znajome i przyjaciółki Emily przyklaskują jej pomysłom, przytaczając rozliczne racjonalne i nieracjonalne dowody na rosnący ucisk oraz prześladowanie białych we współczesnej Ameryce. Grana przez Danę Millican Kim przytacza ekonomiczne przesłanki rzekomego ucisku białych obywateli USA jako właścicielka prywatnego sklepu wielobranżowego. Sekunduje jej dużo młodsza Marjorie (Eleanore Pienta), która żyje od wypłaty do wypłaty, twierdząc, że awans w jej pracy dostała niesprawiedliwie latynoska imigrantka, pomimo krótszego stażu (ale zapewne też i lepszych kwalifikacji). Z kolei wywodząca się z należącej do Ku Klux Klanu rodziny ciężarna Jessica (Shannon Mahoney) wskazuje na prawne uregulowania cementujące społeczno-ekonomiczną przewagę mniejszości rasowych wobec dominującej białej większości, po czym (przy wtórze zduszonych śmiechów) żegna się z grupą przyjaciółek nazistowskim pozdrowieniem… Gdy jednak popołudniowe zebranie dobiega końca, hitlerowski gest staje się jedną z bardziej niewinnych rzeczy, jakich jesteśmy świadkami.

          Ostatni akt Soft & Quiet wchodzi na drogę mrocznego kryminału, w trakcie którego nabuzowane winem białe supremacjonistki przechodzą od słów do czynów pod wodzą młodej oraz impulsywnej Leslie (bardzo dobra Olivia Luccardi w tej roli). Końcówka filmu trzyma w niesamowitym napięciu łącząc thriller, kryminał, a nawet horror w ramach spektakularnego wylewu białej nienawiści, zadawnionych pretensji oraz wyimaginowanych krzywd i niesprawiedliwości. Jakkolwiek fikcyjna jest fabuła Wtajemniczonych, obraz ten zrodził się z inspiracji prawdziwymi epizodami przemocy oraz manipulacji ze strony białej większości w stosunku do etnicznych i rasowych mniejszości w Stanach Zjednoczonych. Najbardziej porażającym i zastanawiającym elementem tego filmu jest codzienna i zwyczajna natura sportretowanej w nim rasowej przemocy, dokonywanej przez na co dzień ciche i delikatne białe amerykańskie kobiety.


11 czerwca 2023

The Quiet Girl (Cicha dziewczyna). Żadnych tajemnic, żadnego wstydu.

          Irlandzki film Cicha dziewczyna (An Cailín Ciúin w gaelickim oryginale) napisał historię, stając się pierwszym filmem w języku gaelickim nominowanym do Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy podczas gali wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej Anno Domini 2023. 95 procent dialogów tego cichego arcydzieła jest w pradawnym języku Celtów, a sam film poraża swoim emocjonalnym rezonansem. Po finałowej scenie niejednej osobie zakręci się łza w oku, inni mogą mieć problem z emocjonalnym pozbieraniem się do przysłowiowej kupy. Cicha dziewczyna potwierdza odwieczną prawdę, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem, a niewypowiedziane acz pokazane i doświadczone prawdy oraz emocje rezonują bardziej niż potok wyartykułowanych słów. Cicha dziewczyna to cichy filmowy zabójca.

         Reżyserem i zarazem autorem scenariusza do Cichej dziewczyny jest Colm Bairéad, dla którego jest to pełnometrażowy fabularny debiut. Bairéad na potrzeby tego dramatu zaadaptował opowiadanie Claire Keegan pod angielskim tytułem Foster z 2010 roku. Obraz pokazano po raz pierwszy w lutym 2022 r. na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie. Film stał się irlandzkim kandydatem do Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy i odniósł ogromny sukces, otrzymując w styczniu 2023 r. nominację w tejże kategorii jako pierwszy w historii film w języku irlandzkim nominowany do tej nagrody. Cicha dziewczyna dostała również dwie nominacje bo brytyjskich nagród filmowych BAFTA w kategorii najlepszy scenariusz adaptowany oraz najlepszy film nieanglojęzyczny.

          Jest 1981 rok na irlandzkiej wsi. Główna bohaterka filmu, Cáit (Catherine Clinch w tej roli), jest 9-letnią dziewczynką w wielodzietnej irlandzkiej rodzinie, której matka spodziewa się kolejnego już dziecka. Szukając odciążenia, rodzice Cáit decydują się na czas wakacji odesłać zaniedbywaną przez siebie córkę do dalekich krewnych, małżeństwa Seán i Eibhlín Kinsella (Andrew Bennett i Carrie Crowley w tych rolach). Seán i Eibhlín są bezdzietni i już po 50-tce, ale przyjmują nieśmiałą i małomówną Cáit z otwartymi ramionami. Zaniedbywana w rodzinnym domu przez ojca alkoholika (Michael Patric) i przeciążoną obowiązkami domowymi matkę (Kate Nic Chonaonaigh), Cáit odkrywa w domu krewnych nieznane jej dotąd ciepło domowego ogniska i prawdziwą rodzicielską troskę. Odkrywa również bolesny sekret domu Seána i Eibhlín.

          Kiedy mała Cáit przybywa do domu kuzynki swojej matki i jej męża, ta traktuje ją jak własne dziecko, roztaczając nad nią parasol ciepła, uwagi i bezpieczeństwa. Grana przez Carrie Crowley Eibhlín mówi do Cáit, że jeśli w domu są tajemnice, w tym domu panuje również wstyd. I rzeczywiście, domostwo Seána i Eibhlín Kinsella wydaje się nie kryć żadnych sekretów, atmosfera jest tam luźna, naznaczona miłością, czułością i wzajemnym szacunkiem. Takie środowisko jest totalnym przeciwieństwem rodzinnego domu Cáit, gdzie rodzice prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiają, ojca właściwie nie ma w domu, bo czas woli spędzać w pobliskim barze przy butelce, a dzieciom nie poświęca się większej uwagi poza niezbędnym minimum. Wakacje w domu krewnych stają się dla zamkniętej w sobie i przygaszonej Cáit czasem rozkwitu. Zdystansowany początkowo do krewniaczki żony Seán (Andrew Bennett) zaczyna angażować Cáit do rozmaitych zajęć na prowadzonej przez siebie farmie, a para zaczyna spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Tak zaczyna kiełkować zażyłość. Dziewczynka pomaga też Eibhlín w domowych obowiązkach, przy sprzątaniu, gotowaniu i przynoszeniu wody ze studni. Eibhlín traktuje małą krewniaczkę jak równą sobie, interesuje się jej zdaniem i osobistym komfortem, jednocześnie nie naruszając jej prywatności i nie przekraczając żadnych granic. Troska, jaką Cáit jest otaczana w domu Seána i Eibhlín, początkowo ją szokuje i jeszcze bardziej onieśmiela, ale szybko chłonie w siebie tę czułość oraz uwagę; rozkwita i promienieje jako dziecko i jako człowiek.

          Cicha dziewczyna to arcydzieło w swoim gatunku. Ten wyciszony, skupiony na obserwacji dramat oferuje nam konkluzje, które choć proste i nieskomplikowane, uderzają mocno w finale po emocjach. Empatyczny scenariusz i reżyseria idealnie zharmonizowane są z pięknem krajobrazów irlandzkiej wsi, fenomenalnie sfotografowanej przez operatorkę Kate McCullough. Reżyser obrazu, Colm Bairéad, od pierwszej minuty pieczołowicie buduje na naszych oczach ciche piękno tego dramatu, tak aby w ostatniej z kolei minucie złapać nas znienacka za gardło szczerą eksplozją czystej emocji.