22 listopada 2015

Nothing Is Private / Towelhead (Nic świętego). Dojrzewanie w cieniu hipokryzji.

          Jeden z najbardziej niedocenionych obrazów w historii amerykańskiego kina niezależnego. Zupełnie niesłusznie. Historia seksualnego przebudzenia 13-letniej Jasiry (Summer Bishil) została w Nothing Is Private opowiedziana w sposób bezpośredni i naturalistyczny, co niestety nie przysporzyło filmowi popularności w rodzimych Stanach Zjednoczonych. Otwarte poruszanie tematów takich jak seks, dojrzewanie, masturbacja czy nawet rasizm na wstępie niejako skazuje obraz na komercyjną porażkę w USA. Krytycy również byli raczej zniesmaczeni. Wielka szkoda, że szczere pochylenie się nad seksualnością dojrzewającej nastolatki nadal budzi tak wielki opór i rezerwę w ojczyźnie tak wyrafinowanego kina autorskiego.


          Reżyserem i autorem scenariusza do dramatu Nothing Is Private jest Alan Ball, zdobywca Oscara za najlepszy oryginalny scenariusz do American Beauty (1999) w reżyserii Sama Mendesa.  Alan Ball jest najbardziej znany ze swoich telewizyjnych dokonań, głównie jako twórca i producent takich hitowych seriali dla kanału HBO jak Six Feet Under (Sześć stóp pod ziemią) (2001-2005) oraz True Blood (Czysta krew) (2008-2014). Scenariusz do Nic świętego Alan Ball oparł na podstawie powieści Towelhead autorstwa amerykańskiej pisarki Alicii Erian. We wszystkich swoich projektach, zarówno tych filmowych, jak i telewizyjnych, Alan Ball prezentuje bardzo liberalne i odważne podejście do niezwykle wrażliwych w USA  kwestii, obracających się głównie wokół (represjonowanej) sfery seksualnej jednostki. Nie inaczej jest oczywiście w przypadku bardzo dobrego Nothing Is Private.


          Bohaterką Nic świętego jest 13-letnia Jasira (Summer Bishil), która na początku filmu zostaje przez swoją matkę Gail (Maria Bello) odesłana z Syrakuz w stanie Nowy Jork do Houston w Teksasie, gdzie mieszka jej ojciec Rifat Maroun (Peter Macdissi), pracujący dla NASA Amerykanin libańskiego pochodzenia. Powodem odesłania dziewczyny jest dość kontrowersyjne zachowanie wobec córki nowego chłopaka matki Barry’ego (Chris Messina), który pomaga dojrzewającej szybko dziewczynie ogolić po raz pierwszy włosy łonowe… Matka Jasiry widzi winę w budzącej się seksualności córki, dlatego dla własnego bezpieczeństwa wysyła ją do eks-męża. W Houston czekają jednak Jasirę jeszcze większe represje i upokorzenia. Ojciec okazuje się być pełnym obłudy konserwatywnym chrześcijaninem, który zakazuje jej się spotykać z ciemnoskórym chłopakiem, tylko i wyłącznie ze względu na jego kolor skóry. Jasirą interesuje się ponadto jej sąsiad/rezerwista US Army Travis Vuoso (Aaron Eckhart), który zatrudnia ją jako opiekunkę dla swojego syna. Niedwuznaczny stosunek pana Vuoso do Jasiry zauważa mieszkająca obok Melina Hines (Toni Collette), która pragnie uchronić dziewczynę przed seksualnymi zapędami sąsiada. Osobista tragedia dojrzewającej dziewczyny rozgrywa się dodatkowo w trakcie I wojny w Zatoce Perskiej (1990-1991), co tylko jeszcze wzmaga jej trudną sytuację, dodając do wszystkich plag narastający w szkole i całym otoczeniu rasizm.


          Nic świętego ma w wersji oryginalnej dwa alternatywne tytuły. Pierwotnie obraz zadebiutował na Toronto Film Festival we wrześniu 2007 roku pod tytułem Nothing Is Private. W trakcie jednak jego promocji zdecydowano się na wersję Towelhead, w zgodzie z tytułem powieści, na podstawie której powstał scenariusz filmu. Słowo towelhead jest w języku angielskim obraźliwym wyzwiskiem pod adresem przedstawicieli społeczności arabskiej, przez co ma jawnie rasistowskie konotacje. W filmie określenie to pada wielokrotnie pod adresem głównej bohaterki i jej ojca, który wywodzi się z chrześcijańskiej społeczności Libanu, nie jest więc ani Arabem, ani tym bardziej wyznawcą islamu. Dla osób postronnych, sąsiadów i kolegów w szkole Jasiry nie ma to jednak większego znaczenia, liczy się tylko ciemniejszy kolor skóry bohaterki i jej rodziciela. Rasistowskie uprzedzenia otoczenia to i tak tylko jeden z wielu osobistych problemów heroiny filmu. Okazuje się bowiem, że jej utyskujący na przejawy rasizmu wśród sąsiadów ojciec, Rifat, sam demonstruje osłupiającą hipokryzję, zakazując córce spotykania się z jej czarnoskórym chłopakiem Thomas’em (Eugene Jones III), a to wszystko w przekonaniu, że ze względu na kolor skóry Murzyn nie może być dobrym materiałem na partnera. Promowany pod tytułem Towelhead film Alana Ball’a wywołał oczywiście sporo kontrowersji oraz protestów społeczności muzułmańskiej w Stanach Zjednoczonych. I choć przesłanie obrazu jest wyraźnie antyrasistowskie, już samo ukazywanie jego przejawów w postaci m.in. obraźliwego języka, może zostać uznane za powielanie obiegowych uprzedzeń na temat rasy…


          W centrum zainteresowania twórców Nic świętego leży z pewnością budząca się seksualność 13-letniej bohaterki. Alan Ball, podobnie jak to robi w innych swoich produkcjach, nie owija w przysłowiową bawełnę i w sposób dosłowny oraz bezpośredni (żeby nie powiedzieć wręcz fizjologiczny) przedstawia rozliczne aspekty erotycznej frustracji, jakiej doświadcza Jasira. Frustracja ta bierze się z niedoświadczenia i braku mechanizmów radzenia sobie ze wzrastającym w miarę dojrzewania libido. Tajników tych mechanizmów nie zdradzają naszej protagonistce jej obłudni rodzice, którzy choć sami prowadzą (teraz już osobno) udane życie seksualne i mają stałych partnerów, to nie potrafią przyjść zagubionej córce z pomocą, chętnie natomiast obarczają ją winą za konsekwencje jej wzrastającej erotycznej świadomości. Seksualna oraz rasowa hipokryzja najbliższego otoczenia Jasiry osiąga swoje filmowe apogeum, gdy dziewczyną w bardzo erotycznym kontekście interesuje się jej dorosły sąsiad, pan Vuoso. Tak dosłownie przedstawiona pedofilia to również temat zakazany w amerykańskim kinie mainstreamowym, można więc śmiało powiedzieć, że właśnie ten aspekt filmu okazał się gwoździem do trumny jego komercyjnego sukcesu.


          Trafiający w sedno sprawy obraz Alana Ball’a ukazuje nie tylko obłudę i zakłamanie pojedynczych osób, ale przede wszystkim daleko posuniętą hipokryzję całego amerykańskiego społeczeństwa. Od najmłodszych lat dzieci są wystawiane w reklamie i mediach na postępujące uprzedmiotowienie i seksualizację ludzkiego ciała, co w szczególności dotyczy kobiecego ciała. Karane oraz prześladowane jednak nie są źródła takich postaw, ale raczej reakcje na nie. Zamiata się tym samym pod dywan wczesną inicjację seksualną u nastolatków, utowarowienie ciała oraz powszechną dostępność erotyki/pornografii w prasie, telewizji i internecie. Jasira staje się tym samym ofiarą niedojrzałości oraz zakłamania świata dorosłych.

15 listopada 2015

Flirting with Disaster (Igraszki z losem). Na tropie rodzinnych korzeni.

          Igraszki z losem to brawurowa komedia naśmiewająca się z dość poważnego tematu poszukiwania własnej tożsamości. Bohaterem tego filmu jest Mel (Ben Stiller), 30-latek, któremu właśnie urodził się syn. Mel uważa ten moment w życiu za doskonałą okazję do odnalezienia swoich biologicznych rodziców, sam bowiem został zaraz po urodzeniu oddany do adopcji. Ważna dla Mela misja szybko zamienia się w ciąg zabawnych i kuriozalnych przypadków, efektem czego jest na ekranie istna parada typów spod ciemnej gwiazdy. Mel i jego żona napotykają w trakcie swojej podróży po Stanach całą galerię dziwaków, ekscentryków, a nawet zatwardziałych kryminalistów. A wszystko to w imię odnajdywania własnych korzeni...


          Reżyserem i autorem scenariusza do Flirting with Disaster jest David O. Russell, znakomity amerykański twórca filmowy, znany chociażby z takich ostatnich kasowych i artystycznych hitów jak The Fighter (2010), Poradnik pozytywnego myślenia (Silver Linings Playbook, 2012), czy American Hustle (2013). David O. Russell zaczynał jednak swoją karierę w połowie lat 90-tych jako twórca całkowicie niezależny. Sukces debiutanckiego Spanking the Monkey z 1994 roku, nakręconego za jedyne 200 tys. dolarów, pozwolił reżyserowi na większy budżet i tym samym na doborową obsadę aktorską przy następnym autorskim projekcie. I tak powstały w 1996 roku Igraszki z losem, film, którym David O. Russell umocnił swój wizerunek wybitnego twórcy niezależnego.


          Bohater Flirting with Disaster Mel Coplin (Ben Stiller) oznajmia swojej żonie Nancy (Patricia Arquette), że nie może nadać imienia ich nowo narodzonemu synowi, dopóki nie odnajdzie i nie pozna swoich biologicznych rodziców. Oboje więc wraz z dzieckiem wyruszają na spotkanie prawdziwych rodzicieli Mela w towarzystwie Tiny Kalb (Téa Leoni), przedstawicielki agencji adopcyjnej, która ma udokumentować cały proces na taśmie kamery, do wykorzystania w swoim doktoracie. Sprawy jednak szybko przybierają niekorzystny dla podróżujących obrót, a film staje się prawdziwą komedią omyłek, w trakcie której nasi bohaterowie poznają niejedną oryginalną figurę.


          Igraszki z losem podejmują bardzo poważny i naładowany emocjami temat poszukiwania biologicznych rodziców, ale jako że czynią to w formie ocierającej się o slapstick komedii, przesłanie całego filmu ulega diametralnej odmianie. W ten sposób problem jednostkowej tożsamości i towarzyszącej temu wyprawy w celu odnalezienia własnych korzeni zamienia się bardzo szybko w arcyśmieszną parodię rozmaitych ludzkich typów, jakich na swojej drodze spotyka małżeństwo Coplin’ów. Co więcej, Flirting with Disaster to również dobra satyra na amerykańskie społeczeństwo, w którym zewnętrzne gesty i formalne zachowanie nie mają nic wspólnego z prawdziwą naturą oraz rzeczywistymi poczynaniami poszczególnych jednostek. I tak na przykład Mel pragnie przez spotkanie ze swoimi prawdziwymi rodzicami doświadczyć jakiegoś rodzaju duchowej odnowy, popatrzeć na swoje życie z zupełnie nowej, pełnej nieznanych dotąd znaczeń perspektywy. Zamiast tego zostają napięte jego relacje z adopcyjnymi rodzicami, a sam jest bliski nawiązania romansu z bardzo atrakcyjną Tiną (Téa Leoni), towarzyszącą mu w podróży pracownicą agencji adopcyjnej. W ten sposób wyprawa do korzeni grozi całkowitym rozbiciem dotychczasowej rodziny Mela, w tym jego małżeństwa z wspierającą go w tym dziele żoną Nancy.


          Niezwykle mocną stroną filmu jest pierwszorzędna obsada. Świetne dialogi napisane przez reżysera obrazu pozwalają zabłysnąć takim aktorom jak Ben Stiller, Patricia Arquette, Téa Leoni, Lily Tomlin, Alan Alda, Celia Weston, Richard Jenkins, Josh Brolin, George Segal czy Mary Tyler Moore. Grane przez nich z brawurą i niezwykłym polotem postaci przesądzają o sukcesie tej komedii. Kulminacyjna sekwencja wydarzeń w domu prawdziwych rodziców naszego bohatera w Nowym Meksyku, notabene starych hipisów i pokątnych producentów LSD, to już prawdziwa eksplozja sytuacyjnego humoru oraz nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności. Pierwotna podróż do źródeł staje się dla głównego bohatera całkowitym odlotem od stabilnej rzeczywistości, a napotkani po drodze zwichrowani ekscentrycy sprawiają, że jedyne czego chce, to powrót do dotychczasowej normalności.


2 listopada 2015

Don Jon. Porno, Kościół i rodzina.

          Tytułowy Don Jon (Joseph Gordon-Levitt) to prosty i nieskomplikowany gość. Dba w zasadzie tylko o kilka ważnych dla niego rzeczy: o swoje ciało, mieszkanie, samochód, rodzinę, Kościół (katolicki), przyjaciół, dziewczyny i... porno. Największy akcent pada jednak w filmie na zamiłowanie Don Jona do internetowej pornografii. Jon Martello (nazywany przez przyjaciół Don Jonem w nawiązaniu do Don Juana) jest bowiem silnie uzależniony od porno właśnie. I na tymże uzależnieniu naszego bohatera koncentruje się debiutancki obraz Josepha Gordona-Levitt’a. Don Jon okazuje się sprawnie zrobionym komediodramatem, który temat pornografii traktuje jako pretekst do bystrych i nadzwyczaj celnych obserwacji międzyludzkich relacji oraz seksualnych zachowań homo sapiens. Do obowiązkowego obejrzenia.


          Don Jon powstał w 2013 roku jako pierwszy pełnometrażowy film młodego i bardzo zdolnego aktora Josepha Gordona-Levitt’a (rocznik 1981). Gordon-Levitt nie tylko obraz wyreżyserował, ale co nawet ważniejsze, samodzielnie napisał do niego scenariusz. I choć autor dzieła chętnie wygrywa popularne (i seksistowskie zazwyczaj) stereotypy, to robi to w tak sprytny oraz przewrotny sposób, że szybko zdajemy sobie sprawę, że Don Jon nie jest tak naprawdę filmem na tak błahy jak pornografia temat. Wielkie brawa dla debiutującego Gordona-Levitt’a, który wychodząc od sprośnych klipów, doszedł do ciekawych konkluzji w temacie natury ludzkiego zaangażowania i potrzeby rzeczywistej więzi z drugim człowiekiem. Widzowie na Sundance Film Festival w 2013 roku, gdzie film miał swoją międzynarodową premierę, byli pod wrażeniem. A to już coś mówi.


          Protagonista Don Jona, dwudziestoparoletni chłopak z New Jersey, Jon Martello, nie ma przesadnie dużych ambicji. Pracuje w usługach, regularnie chodzi na siłownię i do nocnych klubów, gdzie nie ma problemów z poderwaniem atrakcyjnych dziewczyn na jedną noc. Niestety, realny seks nie dostarcza mu takiej satysfakcji jak internetowa pornografia, do której ucieka się nawet po kilkadziesiąt razy w tygodniu. Jon jest przekonany, że tylko porno pozwala mu się prawdziwie zatracić w świecie zmysłowych doznań. Sytuacja zmienia się raptownie gdy nasz bohater poznaje wyjątkowo atrakcyjną Barbarę (Scarlett Johansson). Po raz pierwszy Jon ma szansę na poważny związek, tym bardziej że Barbara również jest nim na serio zainteresowana. Za jej namową nasz protagonista zaczyna nawet uczęszczać do szkoły wieczorowej, aby zdobyć dzięki temu lepszą pracę. W szkole Jon poznaje Esther (Julianne Moore), kobietę w średnim wieku z mroczną przeszłością. Esther zaczyna interesować się Jon’em, a ten, ku własnemu zaskoczeniu, nie pozostaje obojętny na jej zaczepki. Tymczasem Jon nie potrafi zerwać ze swoim porno-nałogiem, co stawia jego związek z Barbarą na ostrzu noża...


          Sukces Don Jona to między innymi zasługa znakomitego aktorskiego tria: Gordona-Levitt’a, Scarlett Johansson i Julianne Moore. Aktorzy ci perfekcyjnie odgrywają swoje role, które choć pozornie wydają się być płytkie i stereotypowe, to w iście sprytny oraz przewrotny sposób ośmieszają popularne postawy i zachowania. I tak Jon Martello Gordona-Levitt’a to trochę narcystyczny byczek z siłowni, dla którego zaliczanie gorących lasek z nocnych klubów stało się rodzajem sportu i sposobem na podtrzymanie uznania i podziwu najbliższych kolegów. Najlepszą jednak drogą Jona do relaksu i zatracenia się w świecie seksualnych fantazji jest oczywiście internetowe porno. Wiadomo, dziewczyny z klubów to niedoskonała rzeczywistość i przewidywalny seks, pornografia zaś to wymarzone remedium dla wszelakich erotycznych zachcianek. Ciało Barbary (Johansson) jest bez zarzutu, ale seks z nią to nie ociekająca we voyeurystyczne pragnienia ekstaza. Poza tym, Barbara uwielbia romantyczne komedie i chciałaby żyć jak bohaterka jednej z nich, adorowana przez mężczyznę swojego życia, który zapewni jej egzystencję na wysokiej stopie i odpowiedni status społeczny. Seks jest dla niej tylko instrumentem do stworzenia sobie wymarzonych życiowych warunków. Wreszcie Esther (Moore) to kobieta z przeszłością i po nie lada przejściach. Reprezentuje doświadczenie, dystans, szczerość i bezpretensjonalność. Jest całkowicie pozbawiona nierealistycznych oczekiwań i przez to w dziwnie nieodparty sposób pociągająca dla tak prostolinijnego chłopca jakim jest Jon.


          W filmie mamy również ciekawy portret włoskiej rodziny głównego bohatera. Jest naturalnie impulsywny pater familias, Jon Martello senior (Tony Danza), typ seksistowskiego macho; dalej mamy wrzaskliwą i rozemocjonowaną matkę Angelę (Glenne Headly), która czeka tylko na wymarzoną narzeczoną dla syna i gromadkę wnucząt. I jest też nieobecna duchem siostra Monica (prawie niema, ale znamienna rola Brie Larson), która wypowiada w filmie tylko jedną kwestię, będącą jednak swoistym gwoździem programu, jeśli nie gwoździem do trumny... A ponieważ mamy do czynienia z rodziną o włoskich korzeniach, to nie obywa się bez coniedzielnych wizyt w katolickim kościele i regularnych spowiedzi naszego bohatera, z pozamałżeńskiego seksu oraz notorycznych masturbacji oczywiście. Rodzinne i kościelne sceny znowu zdają się być kwintesencją kliszy, tym razem jednak to nie tylko pozór, to rzeczywistość w czystej postaci.


          Jest Don Jon przyobleczoną w komediowo-romantyczny woal kpiną z tradycji z jednej strony, ale też ze współczesnych nawyków i uzależnień z drugiej. W równym stopniu odpór dostało wulgarne porno z internetu, co idealistyczne wyobrażenia o małżeńskim szczęściu oraz pomyślności. W chytry i prawie niezauważalny sposób do wspólnego mianownika sprowadzono nierealistyczne seksualne fantazje oraz rojenia o tej jedynej i dozgonnej miłości rodem z rom-kom’ów. Być może do zatracenia się nie potrzeba ani miłości, ani tym bardziej pornografii.