21 grudnia 2014

Sex, Lies, and Videotape (Seks, kłamstwa i kasety video). Początek rewolucji.

          Debiut Stevena Soderbergh’a, który zainicjował prawdziwą rewolucję w branży amerykańskiego kina niezależnego. Nakręcony ćwierć wieku temu Sex, Lies, and Videotape odniósł niespodziewany i spektakularny sukces, po raz pierwszy zwracając uwagę całego świata na niskobudżetowe produkcje rodem z USA. Wpływ filmu na innych niezależnych twórców pozostaje nieoceniony, a jego wkład w rozwój i promocję autorskiego kina w Stanach Zjednoczonych jest nie do przecenienia. Bez cienia wątpliwości Seks, kłamstwa i kasety video stanowi kamień milowy w historii nie tylko amerykańskiego, ale również światowego kina.


          W chwili premiery filmu na festiwalu Sundance w styczniu 1989 roku jego autor i reżyser Steven Soderbergh miał ledwie skończone 26 lat... Dzieło młodego debiutanta uznano za obraz wyjątkowo dojrzały i przemyślany, a jego świeżość, bezpośredniość oraz bezpretensjonalność podbiły serca widowni festiwalu. Obraz zdobył Nagrodę Publiczności na Sundance, a jego amerykański sukces znalazł szybko odzwierciedlenie po drugiej stronie Atlantyku. Na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes w tym samym 1989 roku Seks, kłamstwa i kasety video otrzymał główną nagrodę, czyli Złotą Palmę w połączeniu z nagrodą dla Jamesa Spader’a jako najlepszego aktora. Znakomity scenariusz filmu autorstwa Soderbergh’a otrzymał także nominację Amerykańskiej Akademii Filmowej w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny.


          Historia opowiedziana w filmie rozpisana jest zaledwie na cztery postaci. Mamy w niej męża Johna (Peter Gallagher), prawnika z amerykańskiej klasy średniej pracującego w dobrze prosperującej firmie prawniczej w Baton Rouge w Luizjanie, mamy następnie jego żonę Ann (Andie MacDowell), zajmującą się na co dzień domem kobietę z pewnymi problemami natury psychicznej. Ann posiada młodszą siostrę Cynthię (Laura San Giacomo), która utrzymuje ognisty romans z mężem Ann. Do Baton Rouge przyjeżdża wreszcie Graham (James Spader), przyjaciel Johna z czasów studenckich i zatrzymuje się tymczasowo u Johna i Ann. Ta ostatnia początkowo nie jest wcale zachwycona perspektywą wizyty nieznajomego, jednak Graham okazuje się być intrygującą osobowością, co tylko przyciąga do niego znudzoną i nieszczęśliwą w małżeństwie Ann. Zarówno Graham, jak i Ann obciążeni są pewnymi problemami natury seksualnej, które nieświadomie ich do siebie zbliżają, kreując w filmie intensywną aurę erotycznego napięcia...


          Obyczajowa historia, która stanowi centrum obrazu Soderbergh’a, dzięki wyważonemu scenariuszowi ucieka od typowych klisz obecnych w kinie tego gatunku. Również ostrożna i stonowana gra głównych aktorów czyni opowieść tym bardziej wiarygodną oraz pociągającą. Zgodnie z samym tytułem centralnym tematem filmu jest seks w czasach po seksualnej rewolucji, z tym że o seksie się więcej w filmie mówi niż go uprawia. Wielkie było zatem zaskoczenie Niemców ze wschodniego Berlina, którzy po upadku berlińskiego muru tłumnie ruszyli do zachodnioberlińskich kin, gdzie akurat wtedy wyświetlano film Soderbergha, z nadzieją na obejrzenie typowo zachodniego pornosa... Ann z Seksu, kłamstw i kaset video nie jest erotycznie spełniona, mąż od dawna jej nie zadowala, poza tym zdradza ją z jej własną siostrą, obdarzoną rozbuchanym temperamentem seksualnym Cynthią. Graham budzi duże zainteresowanie Ann, ponieważ sam ma ewidentnie problemy natury erotycznej. Jak bowiem wyznaje żonie przyjaciela, jest impotentem, i aby przezwyciężyć tę przypadłość nagrywa seksualne wyznania kobiet na kasety video, do których się później onanizuje. Niecodzienny projekt Grahama początkowo skutecznie odstrasza Ann, ostatecznie jednak motywuje ją do dokonania przełomu we własnym życiu.


          Co stanowi zatem o sile i znaczeniu Seksu, kłamstw i kaset video? Z pewnością bardzo istotna jest prosta oraz przystępna dla widza obyczajowa historia, opowiedziana w filmie w konwencji melodramatu. Nie jest to jednak typowy melodramat, znany z czasów złotej ery Hollywood. Inteligencja oraz samoświadomość twórcy dzieła uczyniły z niego swego rodzaju ironiczną satyrę na typowe problemy młodej amerykańskiej rodziny z klasy średniej z końca lat 80-tych XX wieku. John jest zapracowanym białym kołnierzykiem, któremu nie wystarcza już w łóżku pełna seksualnych zahamowań żona, dlatego zdradza ją bezczelnie z jej własną siostrą, dla odmiany zupełnie w łóżku nieskrępowaną. Ann, jak każda dobrze sytuowana i mająca w życiu właściwie wszystko znudzona pani domu, chodzi na kozetkę do psychoanalityka, żeby regularnie przerabiać w gabinecie specjalisty swoje lęki i niepewności. Cynthia z kolei wydaje się chodzącą parodią seksualnej rewolucji, po której nie ma już właściwie tematów tabu. Wreszcie Graham stanowi istne zaprzeczenie Johna, jako rzadko spotykana w kinematografii figura aseksualnego mężczyzny zwraca naszą uwagę na stereotypizację wizerunku młodego mężczyzny w kinie, który przede wszystkim powinien być istotą obdarzoną silnym libido, tak jak John, w przeciwnym razie jest nieszkodliwy, jest dziwny, jest poniekąd śmieszny. 


          W Seksie, kłamstwach i kasetach video niczym w zarodku znajdują się wszystkie cechy dojrzałego oraz samoświadomego kina niezależnego. To dzieło, które pochylając się nad indywidualnym losem, nie zapomina nigdy o szerszym społecznym kontekście opowiadanej historii. Pogłębione spojrzenie, inteligentny scenariusz oraz prosta, przejrzysta i przystępna forma narracji to podwaliny sukcesu każdego niezależnego filmu.


13 grudnia 2014

Pi. Geniusz versus szaleństwo.

          Matematyka jest językiem natury. Tak przynajmniej uważa Maximillian Cohen, protagonista reżyserskiego debiutu Darrena Aronofsky’ego. Co więcej, wedle Max'a wszystko w znanym nam świecie może zostać wyrażone i zrozumiane za pomocą liczb. Liczby ponadto w każdym możliwym systemie układają się we wzory. Przy takich założeniach bohater Pi dochodzi do wniosku, że wzory występują wszędzie w naturze... I tutaj właśnie rodzi się wszechpotężna obsesja. Obsesja może być przez jednych postrzegana jako choroba psychiczna, inni odnajdą w niej przebłysk geniuszu. Pi jest filmem o obsesyjnym poszukiwaniu klucza do zrozumienia rzeczywistości. Max wierzy w prawdę, która pod postacią liczbowego wzoru pozwoli zapanować nad pozornym chaosem rzeczywistego świata. Jest geniuszem czy może raczej szaleńcem?


          Film Pi zainicjował błyskotliwą karierę jednego z najważniejszych współczesnych reżyserów amerykańskiego kina. Darren Aronofsky nakręcił swój reżyserski debiut w listopadzie 1997 roku za jedyne 60 tys. dolarów, na którą to sumę zrzucili się w większości rodzina, przyjaciele i znajomi twórcy. Jak na niskobudżetowy, niezależny film przystało, miał on swoją premierę na Sundance Film Festival w styczniu 1998 roku. Od samego właściwie początku obraz Aronofsky’ego wzbudził powszechną fascynację, wygrywając przy tym na Sundance nagrodę za reżyserię dla jego autora. Można śmiało powiedzieć, że Pi stał się pierwszym kultowym filmem autorstwa Aronofsky’ego. Do tego zaszczytnego grona dołączyły później kolejne dzieła reżysera, takie jak Requiem for a Dream (Requiem dla snu) z 2000 roku oraz The Fountain (Źródło) z 2006 roku.


          Protagonista Pi, Maximillian Cohen (Sean Gullette), owładnięty jest manią poszukiwania matematycznego wzoru, za pomocą którego będzie można przewidzieć zachowania ludzi, zwierząt, roślin, a nawet rynków giełdowych. Max jest przekonany, że taki wzór istnieje, a naukowe przewidywanie przyszłości leży w zasięgu ręki. Swoje teorie omawia ze swoim emerytowanym nauczycielem matematyki Sol’em Robeson’em (Mark Margolis), który konsekwentnie schładza jego entuzjazm i ostrzega przed konsekwencjami zgubnej obsesji. Badaniami Max’a interesują się też postronne osoby, które wyraźnie widzą w nich możliwe korzyści dla siebie. I tak kontakt z naszym bohaterem nawiązuje niejaki Lenny Meyer (Ben Shenkman), ortodoksyjny Żyd będący za pan brat z Kabałą. Lenny kieruje uwagę Max’a w stronę numerologii. Z drugiej strony mocodawcy Marcy Dawson (Pamela Hart) starają się wykorzystać wyniki uzyskane przez matematyka w świecie finansjery na Wall Street. W klaustrofobicznym świecie naszego protagonisty sytuacja staje się coraz bardziej groźna i nieprzewidywalna, a jego własny stan umysłu budzi poważne wątpliwości…


          Debiutancki obraz Aronofsky’ego konsekwentnie trzyma w napięciu od początku do samego końca. Ten nakręcony w kontrastowej czerni i bieli psychologiczny thriller ma zdolność głębokiej penetracji wszystkich lęków i manii głównego bohatera. Max Cohen pogrąża się w swojej autoalienacji, a oparty na bardzo krótkich ujęciach montaż filmu, w połączeniu z serią licznych zbliżeń twarzy bohatera, potęguje jeszcze wrażenie klaustrofobii oraz skrajnego odcięcia się matematyka od realnego świata. Takiemu odbiorowi filmu sprzyja również bardzo dobrze dobrana elektroniczna ścieżka dźwiękowa, skomponowana przez bliskiego współpracownika reżysera, kompozytora Clinta Mansella, który notabene stworzył muzykę do wszystkich filmów Aronofsky’go, tworząc z nim w ten sposób jeden z kilku niezapomnianych tandemów reżysersko-kompozytorskich (inne to np. Tim Burton i Danny Elfman, Peter Greenaway oraz Michael Nyman, czy David Lynch i Angelo Badalamenti).


          Pi jest filmem na wskroś indywidualistycznym. Reżyser koncentruje się na utalentowanym matematyku, zafiksowanej na jednym punkcie jednostce, starając się oddać jak najbardziej wiarygodnie paranoiczny wręcz stan jego umysłu. Max nie widzi już poruszających się łagodnie na wietrze liści, tylko wzory i algorytmy obecne wszędzie w naturze, nie widzi też ludzi oraz przyjaciół, postrzega natomiast rojących się wokół szpiegów i intruzów. Max zamyka się w sobie, tak jak zamyka się szczelnie w swoim mieszkaniu. Czy jednak poszukiwanie wszystko wyjaśniającego wzoru warte jest całkowitego odcięcia się od drugiego człowieka? Czy ciąg liczb może dostarczyć nam prawdziwej rozkoszy poznania? Czy wreszcie matematyka naprawdę jest językiem natury???


29 listopada 2014

In Search of a Midnight Kiss (Pocałunek o północy). Przewrotny rom-com.

          Znakomity przykład niesztampowej komedii romantycznej. Pocałunek o północy wywraca ten dość już sfatygowany gatunek filmowy i nadaje mu prawdziwie nowy, odświeżający wymiar. In Search of a Midnight Kiss to rom-com słodko-gorzki, żeby nie powiedzieć przewrotny. Film Alexa Holdridge’a prowadzi inteligentną grę z widzem, tak jak błyskotliwą oraz pełną zwrotów akcji grę prowadzą między sobą Wilson i Vivian, para głównych bohaterów Pocałunku. To wielka satysfakcja móc obejrzeć komedię romantyczną, której twórcy zakładają, że mają do czynienia z widzem bystrym oraz rozumnym, a nie z pozbawionym tak smaku, jak i intelektu komercyjnym targetem.


          Napisany oraz wyreżyserowany przez Alexa Holdridge’a Pocałunek o północy (debiut na Tribeca Film Festival w 2007 roku) skupia się na dość nietypowej randce pary protagonistów, Vivian i Wilsona. Wilson (Scoot McNairy) ma 29 lat, od pół roku mieszka w Los Angeles i właśnie przeżył najgorszy rok w swoim życiu. W ostatni dzień roku za namową najlepszego przyjaciela Jacob’a (Brian McGuire) postanawia zamieścić ogłoszenie w serwisie randkowym i znaleźć w ten sposób towarzyszkę na sylwestrową noc. Na jego anons odpowiada Vivian (Sara Simmonds), 27-latka, która dopiero co rozstała się ze swoim partnerem i szuka faceta, który nie byłby nieudacznikiem… Tak oto nasza para rozpoczyna swoją sylwestrową randkę, wędrując po gwarnym Los Angeles oraz starając się siebie jak najlepiej poznać nim wybije północ.



          In Search of a Midnight Kiss jest ewidentnie zainspirowany komediami Richarda Linklater’a Before Sunrise (Przed wschodem słońca) z 1995 roku oraz Before Sunset (Przed zachodem słońca) z 2004 roku. Właściwie film Holdridge’a powinien nosić bardziej adekwatny tytuł Before Midnight (Przed północą), ale jak dobrze wiemy, film o takiej nazwie Richard Linklater nakręcił w 2013 roku… Reżyser cyklu romantycznych przygód bohaterów granych przez Julie Delpy i Ethana Hawke’a otrzymał nawet podziękowania od twórców Pocałunku w napisach końcowych, co tylko jeszcze wzmacnia wzajemną relację powyższych dzieł (nie wspominając już o wspólnej producentce). Vivian oraz Wilson to jednak niezupełnie Celine i Jesse z trylogii Linklater’a. Protagoniści obrazu Holdridge’a są po poważnych osobistych przejściach w ostatnich miesiącach, można nawet powiedzieć, że znajdują się niejako na dnie swoich personalnych doświadczeń i desperacko wręcz poszukują brzytwy, która uchroniłaby ich przed utonięciem w ten przełomowy dzień…


          Wyostrzony jak brzytwa jest z pewnością język Vivian, która konsekwentnie ignoruje desperackie telefony swojego eks-chłopaka i z bystrą zaciętością egzaminuje swojego partnera na wieczór. Jest przekonana, że wszyscy mężczyźni to w zasadzie podłe, zdradliwe świnie, a randka z Wilsonem to kolejna okazja, żeby to sobie udowodnić. Wilsonowi natomiast niejedna już dziewczyna złamała serce, wciąż pozostaje w żałobie po ostatniej, miał on jednak szczególnie koszmarny zawodowo i emocjonalnie rok, stąd jest silnie zdeterminowany, aby przełamać tę złą passę i rozpocząć nowy rok z jakąś nadzieją w sercu. Tak to dochodzi na naszych oczach do prawdziwego starcia dwóch ciekawych osobowości w kryzysie, a obserwowanie ich burzliwych peregrynacji po czarno-białym Los Angeles to niekwestionowana uczta dla spragnionego dobrego kina widza.


          Alex Holdridge nakręcił swój film w czerni i bieli, co jest trafionym rozwiązaniem, czarno-biała bowiem komedia romantyczna ma w sobie nieodpartą nutę melancholii, pozostaje jednocześnie hołdem dla utraconej bezpowrotnie przeszłości, a także nieśmiałą nadzieją na lepszą, spełnioną przyszłość. Poza tym słoneczne Los Angeles w tych kolorach jest zupełnie innym miastem, dokonuje się w nim delikatne przeobrażenie, co skutkuje pojawieniem się cichej aury dekadencji, utraconych marzeń oraz wypłowiałych fantazji. In Search of a Midnight Kiss uwodzi nas swoją niejednoznacznością, bawi swoim humorem, intryguje dziwnością, kusi obietnicą i wreszcie wciąga w swój melancholijno-romantyczno-dekadencki świat.


22 listopada 2014

The Sessions (Sesje). Od seksu do przywiązania.

          Film o tym, że seks może oraz powinien być udziałem wszystkich, nawet tych z poważnymi fizycznymi ograniczeniami. Protagonista Sesji, Mark O’Brien, jest sparaliżowanym od dziecka przez polio poetą i dziennikarzem. Jego mięśnie są bardzo słabe i kiepsko funkcjonują. Pomimo swej niepełnosprawności Mark nadal jednak pozostaje istotą seksualną. Odczuwa podniecenie, jest zdolny do erekcji i w wieku 38 lat wciąż jest prawiczkiem. The Sessions opowiada nam o trudnej drodze bohatera ku przełamaniu tego stanu rzeczy i zaznaniu pełnej erotycznej przyjemności z kobietą, która na szczęście dla naszego protagonisty okazuje się być prawdziwą profesjonalistką w swojej materii…


          Obraz Bena Lewina (reżysera samego będącego w dzieciństwie ofiarą polio) był prawdziwym hitem Sundance w edycji z 2012 roku. Film otrzymał na imprezie zasłużoną Nagrodę Publiczności (Audience Award), a cała aktorska obsada produkcji została dodatkowo uhonorowana Specjalną Nagrodą Jury. Sesje wygrały również Nagrodę Publiczności na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastián. Szczególnych pochwał doczekały się natomiast interpretacje ról dokonane przez parę głównych aktorów w filmie, tj. Johna Hawkes’a i Helen Hunt. Oboje dostali nominacje do Złotych Globów, a Helen Hunt ponadto była również w 2013 roku nominowana za swoją rolę do Oscara w kategorii najlepsza aktorka drugiego planu.


          Ben Lewin napisał scenariusz swojego filmu w oparciu o artykuł autorstwa samego Marka O’Brien’a, opublikowany w czasopiśmie The Sun w 1990 roku, a traktujący o jego przygodzie z wynajętą przez niego samego seks-surogatką. Autora artykułu, prywatnie poety, gra w filmie z dużym poświęceniem John Hawkes. Mark jest od 6-roku życia permanentnie unieruchomiony przez skutki przebytego polio i musi poruszać się za pomocą specjalnego wózka. Ponadto ma również poważne problemy z oddychaniem, dlatego większość czasu musi spędzać zamknięty w tzw. ‘żelaznym płucu’, umożliwiającym jego ciału właściwy dopływ powietrza. W wieku 38 lat Mark decyduje się skończyć z własnym dziewictwem. Po konsultacjach ze swoim proboszczem Ojcem Brendanem (William H. Macy), katolickim księdzem o bardzo liberalnym podejściu do kościelnych dogmatów, Mark decyduje się w porozumieniu z terapeutą wynająć seks-surogatkę Cheryl (Helen Hunt), która ma wreszcie otworzyć przed nim nieznany mu dotychczas świat erotycznych uniesień.


          W komediodramacie Lewina o seksie wśród niepełnosprawnych główny temat potraktowany jest lekko i po amerykańsku, w pozytywnym oczywiście znaczeniu tego słowa. Nie bez znaczenia jest fakt, że sam reżyser dzieła, podobnie jak główny bohater filmu, uległ częściowemu paraliżowi na skutek przebytego polio. Główny wątek Sesji można uznać za co najmniej delikatny, jeśli nie dwuznaczny czy zgoła kontrowersyjny. Dwuznaczna może się z początku wydawać profesja wykonywana przez filmową Cheryl (znakomita Helen Hunt). Co właściwie odróżnia seks-surogatkę od zwykłej prostytutki? Takie właśnie pytanie zadaje w filmie spowiednik protagonisty, Ojciec Brendan. W The Sessions bardziej niż definicja zawodu Cheryl liczy się jej praktyka, jej podejście do klienta. Podejście to jest z pewnością wielowymiarowe, tak jak wielowymiarowy potrafi być w istocie sam seks. Cheryl ma bowiem męża i dorastającego syna, a swoją seks-terapię prowadzi w konsultacji z zawodową psychoterapeutką. Cheryl nie skupia się tylko na fizjologicznych aspektach sprawy, stara się nawiązać z przestraszonym i zestresowanym sytuacją Markiem pewną nić porozumienia, jakąś namiastkę bliskości. W pewnym momencie obraz Bena Lewina z humorystycznej opowieści o piekle fizycznych ograniczeń przeistacza się niepostrzeżenie w kronikę tego, w jak tajemniczy a zarazem prosty sposób ludzie się do siebie przywiązują, tak, że w pewnym momencie ciężko im jest bez siebie żyć.


          Sesjom nie brakuje wyrozumiałości względem ludzkich słabości. Wyjątkowo pozytywny jest też obraz katolickiego księdza, Ojca Brendana, zagranego w filmie przez Williama H. Macy’ego. Ojciec Brendan nie lęka się seksu, chociaż sam wcale nie jest w tej dziedzinie żadnym ekspertem. Wydaje się, że żyjący w warunkach celibatu katolicki ksiądz jest lepszym powiernikiem duchowym Marka niż byłby nim jakikolwiek protestancki pastor z rodziną i seksualnym doświadczeniem. W Sesjach chodzi przecież także o zrozumienie głodu drugiego ciała, a któż może lepiej pojąć owo łaknienie, jeśli nie drugi głodujący? Film Bena Lewina posiada wszelkie znamiona udanej niezależnej produkcji made in USA: intrygujący i nieszablonowy temat, inteligentny oraz pełen subtelnego humoru scenariusz, czy wreszcie bezbłędnie dobraną aktorską obsadę, która tchnęła w ten obraz decydujące tchnienie życia. W dwóch słowach: dzieło spełnione.


15 listopada 2014

Precious (Hej, skarbie). Nadzieja w beznadziei.

          Hej, skarbie ogląda się z zapartym tchem, chwilami z autentycznym przerażeniem, czasami z głębokim niedowierzaniem. To jeden z tych filmów, które mają zdolność wymierzania jednego kopniaka prosto w brzuch, po czym drugiego centralnie w twarz. Po seansie można więc czuć się mocno poobijanym, przynajmniej w psychiczno-emocjonalnym sensie. Pojęcia bólu, cierpienia, przemocy, wykluczenia czy szeroko pojętej patologii nie wyczerpują jednak treści wybitnego Precious. W obrazie Lee Danielsa o 16-letniej czarnoskórej dziewczynie czai się gdzieś głęboko nadzieja na odmianę na lepsze, jest też obecna w filmie silna determinacja ku przezwyciężeniu własnego losu, nawet jeśli główna jego bohaterka wydaje się być mocno pogrążona na samym dnie ludzkiej egzystencji.


          Precious to dzieło czarnoskórego reżysera i producenta Lee Danielsa, po raz pierwszy docenione na Sundance Film Festival w 2009 roku. Na tejże edycji największego festiwalu kina niezależnego obraz zebrał obie najbardziej liczące się nagrody: Główną Nagrodę Jury (Grand Jury Prize) oraz Nagrodę Publiczności (Audience Award). Hej, skarbie ruszył następnie w prawdziwy wyścig po uznanie i wyróżnienia, kończąc ten podziwu godny maraton sukcesu na gali rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej w 2010 roku. Film był nominowany do Oscara w aż 6 kategoriach (w tym dla najlepszego filmu, najlepszego reżysera i najlepszych ról żeńskich, zarówno pierwszoplanowej, jak i drugoplanowej). Ostatecznie Precious zdobył 2 statuetki: dla najlepszego scenariusza adaptowanego (dla Geoffreya Fletcher’a) oraz dla najlepszej aktorki drugiego planu (Mo’Nique). Film Danielsa oparty jest na powieści Push z 1996 roku, autorstwa czarnoskórej pisarki oraz poetki Sapphire.


         Protagonistką zarówno powieści, jak i filmu jest 16-letnia tytułowa Precious (rewelacyjna i debiutująca w tej roli Gabourey Sidibe), mieszkająca w 1987 roku w nowojorskim Harlemie wraz z żyjącą z socjalnych zasiłków matką Mary Lee Johnston (koncertowy performance oscarowej Mo’Nique). Precious (a właściwie Claireece Precious Jones) jest praktycznie analfabetką, będącą w wieku 16 lat po raz drugi w ciąży z własnym ojcem. Kazirodztwo, gwałty i seksualne wykorzystywanie przez rodzonego ojca nie są jedynymi problemami nadmiernie otyłej Precious. Prawdziwą zmorą dziewczyny jest jej demoniczna matka Mary Lee (przerażająca wręcz w swoim naturalistycznym wykonaniu Mo’Nique), traktująca ją jak zwykłą służącą, stosująca wobec niej przemoc fizyczną i psychiczne znęcanie się, a w pierwszej kolejności obwiniająca Precious za swoje życiowe niepowodzenia. Po zawieszeniu w dotychczasowej szkole Precious trafia do alternatywnego ośrodka edukacyjnego dla trudnej młodzieży, gdzie poznaje bardzo jej przychylną nauczycielkę, panią Blu Rain (Paula Patton). Nowa szkoła staje się dla naszej bohaterki szansą na odmianę beznadziejnej wręcz sytuacji, okazją do rozwinięcia naturalnych predyspozycji. Jest to wreszcie także sposób na wyrwanie się spod zależności od krańcowo dysfunkcyjnej oraz permanentnie bezrobotnej matki, tym bardziej że Precious pragnie także pomóc pracownica ośrodka pomocy społecznej Ms. Weiss (Mariah Carey).


          Hej, skarbie eksploatuje w zasadzie temat patologii wśród biednej, czarnoskórej ludności dużych miast. Na szczęście dla samego filmu został on nakręcony przez Afroamerykanina, inaczej nie uniknąłby z pewnością oskarżeń o rasizm, a wszystko to pod dyktando wszechobecnej amerykańskiej politycznej poprawności. Pod niepodzielnymi rządami political correctness bezpiecznie jest robić filmy o nędzy, wykorzystywaniu i przemocy w ramach własnej grupy społecznej lub etnicznej, w przeciwnym razie należy się spodziewać posądzeń o protekcjonalne, a w najgorszym wypadku rasistowskie podejście do obranego tematu. Lee Daniels, reżyser dzieła, jest czarny, wydawał się być więc predestynowany do nakręcenia obrazu o prawdziwym oceanie dysfunkcji w rodzinie czarnoskórych mieszkańców nowojorskiego Harlemu. Precious jest filmem mrocznym i dojmującym, to, co jednak rozjaśnia jego poetykę, to magnetyczno-hipnotyczna gra głównych bohaterek, które kreują na naszych oczach postaci raz agresywne oraz wulgarne, innym razem zaś bezbronne i godne współczucia. Zezwierzęcenie matki Precious stoi w doskonałej harmonii z instynktowną walką głównej heroiny o przetrwanie swoje oraz swoich dzieci w skrajnie niesprzyjającym środowisku. Znakomity performance całej obsady filmu czyni z niego unikatowy przykład dzieła w niezwykle sugestywny sposób traktującego o prawdziwie ekstremalnych ludzkich doświadczeniach.


          Claireece Precious Jones ma jak każda istota ludzka swoje marzenia i fantazje. Ich wizualizacje wyrywają nas ze stuporu i oniemienia oraz przenoszą w ramach eskapistycznej ucieczki w świat rodem z popowego teledysku. Nie są to jednak najbardziej budujące momenty w filmie. Te najbardziej przejmujące chwile, na czele z finałową sceną konfrontacji matki z córką, przychodzą wraz z całkowitym otwarciem się bohaterów i ujawnieniem najgłębiej skrytych słabości, z przyznaniem się do własnej niemocy, emocjonalnego głodu oraz niespełnienia. Hej, skarbie ujawnia, że najgorsza patologia bierze się nie tyle z zewnętrznych społeczno-ekonomiczno-etnicznych uwarunkowań, co z prostego rozczarowania życiem i ludźmi, a także z przyzwolenia na zło wszelkiej maści, od przemocy fizycznej oraz psychicznego znęcania się począwszy, a na gwałcie oraz seksualnym wykorzystywaniu skończywszy. Czy jednak bycie złamanym przez życie upoważnia do rujnowania losu najbliższych? I czy jest droga ucieczki z zaklętego kręgu nienawiści i autodestrukcji? W Precious jest z pewnością na to nadzieja.


1 listopada 2014

The Spectacular Now (Cudowne tu i teraz). Bezpretensjonalnie o dorastaniu.

          Cudowne tu i teraz to jeden z najlepszych amerykańskich filmów o wkraczaniu w dorosłość. Oferuje on nam ciepły oraz bardzo intymny portret dwójki kończących szkołę średnią 18-latków. Sutter i Aimee znajdują się w przełomowym dla siebie momencie życia: to ta chwila na krótko przed opuszczeniem rodzinnego miasta w drodze do college’u. Dla tej pary nastolatków są to ostatnie dni wolności przed zupełnie nowym życiowym wyzwaniem. To, co się dzieje w ich życiu w to ostatnie spędzane wspólnie lato zaważy w decydujący sposób na przyszłości. The Spectacular Now koncentruje się przede wszystkim na niespiesznej celebracji teraźniejszości, próbując maksymalnie rozciągnąć tu i teraz, zanim zostanie ono pochłonięte przez nadciągającą enigmę dnia jutrzejszego.


           Cudowne tu i teraz to kolejny po Smashed (Wyjść na prostą) bardzo udany film reżysera Jamesa Ponsoldt’a. Obraz od razu został zauważony przy okazji swojej premiery na festiwalu  Sundance w 2013 roku. Doceniono w szczególności grę dwójki głównych wykonawców: Milesa Teller’a oraz Shailene Woodley, którzy na imprezie otrzymali za swoje w filmie kreacje Specjalną Nagrodę Jury. Scenariusz filmu, autorstwa Scotta Neustadter’a oraz Michaela H. Weber’a, oparty został na powieści Tima Tharp’a pod tym samym tytułem.


          Już w pierwszej scenie obrazu poznajemy Sutter’a (świetny Miles Teller), kończącego szkołę średnią 18-latka, który nie za bardzo wie, co dalej zrobić z własnym życiem. Właśnie porzuciła go dotychczasowa dziewczyna Cassidy (Brie Larson), co skutecznie odebrało mu wszelką ochotę do myślenia o innych sprawach, jak na przykład zaliczenie ostatniego roku szkoły czy wybór odpowiedniego college’u. Sutter skupia się raczej na mocno zakrapianej alkoholem zabawie w nadziei na zapomnienie o bieżących niepowodzeniach. Po jednej takiej ekscentrycznej nocy Sutter zostaje obudzony na nieznanym sobie trawniku przez nieznajomą dziewczynę. Tak właśnie poznajemy Aimee (bardzo naturalna Shailene Woodley), uczennicę tej samej szkoły, co nasz bohater. Obca sobie dotychczas para nawiązuje znajomość, która wbrew zamiarom oraz oczekiwaniom obojga zaczyna poważnie rzutować na ich tu i teraz.


            Pogłębiająca się w czasie znajomość Sutter’a oraz Aimee została przez reżysera filmu potraktowana bardzo subtelnie, bez nachalnych prób przemycenia jakichś ogólnych prawd o współczesnych amerykańskich nastolatkach. Ogromną rolę odgrywa w obrazie bardzo naturalny i bezpośredni sposób gry pary głównych aktorów, co też od razu zostało zauważone oraz docenione przez amerykańskich krytyków od festiwalu Sundance począwszy. Historia opowiedziana w Cudowne tu i teraz jest bardzo zwyczajna, nie ma bynajmniej pretensji do rewolucjonizowania gatunku filmów o problemach dorastania. Aimee oraz Sutter mają w zasadzie te same dylematy, co większość znajdujących się w ich wieku nastolatków. Sutter jest wychowywany przez samotną matkę (Jennifer Jason Leigh), ojciec natomiast (Kyle Chandler) opuścił rodzinę dawno temu i obojętny jest mu los syna. Aimee pragnie z kolei jak najszybciej wyrwać się spod kurateli apodyktycznej matki (Whitney Goin). Filmowi z pewnością pomaga chemia istniejąca pomiędzy dwójką głównych wykonawców, co czyni The Spectacular Now obrazem szczerym i wciągającym.


          Fundamentem sukcesu oraz powodzenia Cudownego tu i teraz jest prosty fakt, że film ten nie udaje czegoś, czym nie jest. Nie jest to na pewno wzruszająca romantyczna historia o parze 18-latków odkrywających miłość i seks. Nie jest to też budująca opowieść o młodzieńczym buncie oraz emancypacji od toksycznej rodziny. Nie jest to w końcu zapis drogi do wymarzonego celu przez przekraczanie swoich ograniczeń, a także zewnętrznych przeszkód. The Spectacular Now stanowi bezpretensjonalny przykład ujmującego kawałka kina o zwyczajnych młodych ludziach, z ich zwykłymi, codziennymi problemami. Niezwykłość, jak zawsze zresztą, kryje się w drobnych detalach, w sposobie opowiedzenia historii, w zdolności uchwycenia wyjątkowych szczegółów oraz stworzenia niepowtarzalnej atmosfery, niejako mimochodem. Taka bezpretensjonalność w ujęciu tematu stanowi znak firmowy amerykańskiego kina niezależnego. Oby tak też pozostało.


25 października 2014

Smashed (Wyjść na prostą). Cena trzeźwości.

          Komediodramat Wyjść na prostą w bardzo ciekawy i zajmujący sposób potrafi opowiedzieć o niełatwym acz powszechnym problemie. Temat uzależnienia od alkoholu został już mocno w kinie wyeksploatowany, a jednak twórców Smashed stać było na świeże oraz nietypowe podejście do tego zagadnienia. Bo portret pary alkoholików może też być zabawny, w szczególności gdy ta para jest jednocześnie lubiącym się dobrze zabawić młodym małżeństwem. Kate oraz Charlie Hannah, bohaterowie filmu, stanowią idealnie dobrany tandem. Oboje prowadzą niespieszne, zrelaksowane i mocno zakrapiane alkoholem życie. Zabawnie jest do momentu, gdy utrzymujemy się w stanie pozytywnego alkoholowego zawirowania, poważnie robi się jednak w chwili, gdy owo radosne zakręcenie grozi nieuchronnym upadkiem. Upadek może przynieść otrzeźwienie, ale może też oznaczać pęknięcie fundamentów dotychczasowego życia.


          Obraz Wyjść na prostą jest drugim fabularnym dziełem reżysera Jamesa Ponsoldt’a. Scenariusz filmu jest owocem współpracy Ponsoldt’a i Susan Burke. Smashed debiutował na Sundance Film Festival w styczniu 2012 roku. Lekki oraz niekonwencjonalny sposób ujęcia centralnego w filmie problemu przyniósł mu ogólne uznanie wśród krytyków, a także publiczności. To, co szczególnie wyróżnia ten relatywnie mało znany obraz to znakomita aktorska obsada na czele z parą głównych protagonistów, granych przez Mary Elizabeth Winstead (jako Kate Hannah) oraz Aarona Paul’a (jako Charlie Hannah). Poza nimi w świetnych drugoplanowych rolach pojawiają się znani głównie z komediowych kreacji Nick Offerman i Megan Mullally, a także Octavia Spencer oraz Mary Kay Place.


          Wyjść na prostą śledzi losy młodej małżeńskiej pary Kate oraz Charlie’go Hannah, którzy poza wspólnym dachem dzielą również silne uzależnienie od napojów wyskokowych. Jak to zawsze z alkoholem bywa sprawy w końcu się nadto komplikują, tak że Kate Hannah (świetna w tej roli i dzięki niej zauważona Mary Elizabeth Winstead) postanawia wyjść na tytułową prostą i za radą kolegi z pracy Dave’a (Nick Offerman) zaczyna uczęszczać na spotkania AA. Tamże Kate poznaje swoją energiczną sponsorkę Jenny (Octavia Spencer), co tylko mobilizuje ją do dalszej, wytrwałej walki. Niestety usiłowania głównej bohaterki torpedowane są przez jej tkwiącego w nałogu męża Charlie’go (znany głównie z rewelacyjnego serialu Breaking Bad Aaron Paul), ale także przez regularnie alkoholizującą się matkę Rochelle (Mary Kay Place). Istoty problemu wydaje się nie rozumieć również przełożona Kate, dyrektorka szkoły Barnes (Megan Mullally), która na wieść o skłonnościach swojej podwładnej wywala ją po prostu z pracy. Kate szybko reflektuje się, że za swoją trzeźwość będzie musiała zapłacić wysoką cenę.


           Smashed pokazuje w niedwuznaczny sposób, że trzeźwość oznacza przede wszystkim odpowiedzialność i jak wiele osób w naszym otoczeniu od tej odpowiedzialności ucieka, i to nie tylko w alkohol. Kate Hannah zdaje sobie w pewnym momencie sprawę, że bez wsparcia butelki whiskey będzie miała w swoim życiu jeszcze więcej problemów na głowie, niż ich ma w sytuacji permanentnego alkoholowego uzależnienia. Ta wiedza czyni jej walkę z nałogiem tym cięższą, niemożność zamroczenia bowiem tej przykrej świadomości jest sama w sobie prawdziwym wyzwaniem. Uczenie się jak stawiać czoła problemom dnia codziennego bez pomocy rozmaitych używek może być nie lada sztuką. Położenia Kate nie poprawia brak wsparcia ze strony pogrążonego dalej w nałogu męża oraz bagatelizującej sprawę matki, która dodatkowo jest nieświadoma swojego własnego od alkoholu uzależnienia. W Wyjść na prostą okazuje się bowiem, że alkoholizm nie musi być wcale naszym oczywistym wrogiem. Skłonność do kieliszka może natomiast przybrać postać znakomitej formy wspólnego spędzania wolnego czasu, może to też być doskonałe remedium na przesadne zamartwianie się dylematami codzienności. Alkohol może w końcu pomóc nam w obronie naszego życiowego status quo, pozwala nam bowiem sprytnie okopać się na dotychczasowych pozycjach i nie myśleć o zagrażających nam zewsząd zmianach.


          Jak to się stało, że przy całej powadze tematu Smashed ani trochę nie jest filmem depresyjnym? Odpowiedź brzmi: kunszt amerykańskiej produkcji niezależnej. Amerykanie to w końcu prawdziwi specjaliści w tworzeniu lekkich dzieł na ciężkiego kalibru tematy. Nie inaczej jest w przypadku filmu Jamesa Ponsoldt’a. Wskazówką może być chociażby udział w produkcji aktorów znanych głównie z komediowych wykonań (wspominani już Nick Offerman oraz Megan Mullally, oboje znani między innymi z kultowych już ról w popularnym serialu komediowym Parks and Recreation). Twórcy obrazu akcentują też za każdym razem humorystyczny wydźwięk pewnych alkoholowych ekscesów, co nie trywializuje wcale poruszanego problemu, nadaje mu natomiast bardziej ludzki i przez to znośny wymiar. Smashed jest przy tym wszystkim czymś więcej niż tylko sprawnie zrobionym filmem na popularny temat: jest przede wszystkim dziełem perfekcyjnie znajdującym równowagę pomiędzy dramatem a komedią życia.


19 października 2014

Smoke Signals (Sygnały dymne). Indianie o Indianach.

          Smoke Signals to prawdziwy ewenement w historii amerykańskiego kina: jest to pierwszy film napisany, wyreżyserowany, wyprodukowany i zagrany w całości przez indiańską ekipę. Trudno uwierzyć, że Ameryka musiała czekać na powstanie tego dzieła aż do 1998 roku... Sygnały dymne są filmem zrobionym przez rdzennych mieszkańców USA o rdzennych mieszkańcach USA. W centrum zainteresowania twórców obrazu leży problem indiańskiej tożsamości, stąd film w bardzo zabawny, a czasem zaskakujący sposób rozprawia się z powszechnymi w odniesieniu do indiańskiej społeczności stereotypami. Przyjęta przez reżysera obrazu formuła kina drogi znakomicie sprawdza się w swej roli obnażającej konsekwencje zderzenia różnych kultur, czy też mentalności. Po raz pierwszy patrzymy też na Indian z perspektywy samych Indian, a nie ich białych sąsiadów, a to już bardzo rzadko spotykany punkt widzenia.


          Smoke Signals to fabularny debiut reżysera Chrisa Eyre, należącego do szczepu Czejenów i Arapaho. Eyre to pierwszy uznany i ceniony twórca filmowy wywodzący się z amerykańskiej mniejszości indiańskiej. Wybił się on głównie dzięki festiwalowi niezależnego kina Sundance organizowanego co roku w Park City w Utah. Sygnały dymne były nominowane do Nagrody Jury głównego konkursu na festiwalu w 1998 roku, a Chris Eyre wyjechał z imprezy z dwiema ważnymi nagrodami: Filmmakers Trophy oraz, co istotniejsze, Nagrodą Publiczności (Audience Award). Widownia festiwalu nie pomyliła się w swoich wyrokach: wyróżniony przez nią film zdobył następnie uznanie w kinach w całych Stanach Zjednoczonych, przysparzając i filmowi, i jego twórcom zasłużonej popularności.


          Fabuła filmu oparta jest na zbiorze opowiadań indiańskiego pisarza Shermana Alexie’go i traktuje o niełatwej przyjaźni dwóch młodych Indian z rezerwatu Cour d’Alene w stanie Idaho. Obraz rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, jedna z nich mieści się w teraźniejszości, a druga sięga daleko w przeszłość. Z retrospekcji dowiadujemy się bowiem, że w 1976 roku jeden z głównych bohaterów filmu Thomas Builds-the-Fire (Evan Adams) stracił w pożarze rodzinnego domu oboje rodziców, a sam w ostatniej chwili został uratowany przed płomieniami przez Arnolda Josepha (Gary Farmer), ojca drugiego z bohaterów Victora Josepha (Adam Beach). Arnold Joseph nie doszedł jednak całkowicie do siebie po tym nieszczęśliwym wypadku w rezerwacie, popadł w alkoholizm i po kilku latach opuścił na dobre żonę Arlene Joseph (Tantoo Cardinal) oraz nieletniego syna Victora. W planie teraźniejszym dowiadujemy się, że Arnold Joseph zmarł w dalekim Phoenix (stan Arizona), a jego syn Victor decyduje się wyruszyć na południe, aby odebrać prochy ojca od towarzyszki jego ostatnich lat Suzy Song (Irene Bedard). W podróż do Phoenix Victor zabiera niechętnie Thomasa, ale tylko dlatego, że ten ostatni oferuje się pokryć koszty wyprawy, pod warunkiem jednak, że sam będzie mógł w niej wziąć udział.


          W ten oto sposób rozpoczyna się pierwsza w życiu podróż dwóch młodych Indian poza teren rodzinnego rezerwatu, która jest znakomitą okazją do zderzenia ze sobą różnorakich wyobrażeń oraz stereotypów, jakie na temat swojej grupy etnicznej mają Victor i Thomas. Wyprawa do świata białych pozwala też obu mężczyznom odkryć oraz umocnić własną tożsamość. Te poważne problemy zostały przez Chrisa Eyre ujęte w bardzo lekką formę kina drogi o komediowym zacięciu, dzięki czemu reżyser unika wszelkiego patosu i ogólnego zadęcia filmu. Co więcej, postaci protagonistów, czyli Victora oraz Thomasa, zostały nakreślone lekko humorystyczną, czy wręcz karykaturalną kreską, stąd ich perypetie w obcym wielkim świecie wynikają pośrednio z ich własnego niedoświadczenia, tudzież nieobycia w rzeczywistości spoza zamkniętej enklawy rezerwatu.


          Sygnały dymne stanowią świetną polemikę z filmami utrwalającymi wizerunek Indianina-wojownika, w rodzaju Dances with Wolves (Tańczący z wilkami) Kevina Costnera z 1990 roku. Chris Eyre podchodzi do swoich bohaterów bez specjalnego namaszczenia, odbrązawiając w ten sposób stereotypowy obraz Indianina jako godnego szacunku stoickiego i zamkniętego w sobie wojownika. Victor Joseph stara się wpasować w to powszechne i zapożyczone z zewnątrz wyobrażenie, przez co powiela tylko kulturową kliszę, ale w finale przeżywa metamorfozę i znacząco rewiduje swoje podejście pod wpływem poznania oraz oswojenia się z prawdą o życiu swojego ojca. Thomas Builds-the-Fire natomiast wydaje się być żywym wcieleniem kontynuatora indiańskiej tradycji oralnej oraz propagatorem starych zwyczajów i plemiennej tradycji, jego ciągłe jednak konfabulacje, a także pełne humoru i dystansu podejście do codzienności każe patrzeć na jego personę z lekkim przymrużeniem oka, daleko mu w każdym razie do budzącej respekt figury wszystkowiedzącego szamana. Sednem filmu Chrisa Eyre jest jednak czysto indywidualna oraz uniwersalna historia przyjaźni dwóch indiańskich mężczyzn, którzy poznając wspólnie przeszłość weryfikują jednocześnie swoją tożsamość i przynależność do etnicznej wspólnoty. Powrót do rodzimego rezerwatu jest symbolicznym aktem odnalezienia oraz powrotu do korzeni, a podzielenie się przez obu mężczyzn w finale prochami Arnolda Josepha to dowód uznania wzajemnej więzi oraz wspólnej przeszłości.


Cytat z filmu:

(Victor, Thomas and Suzy watch an old western)
Thomas Builds-the-Fire: The only thing more pathetic than Indians on TV is Indians watching Indians on TV.

(Victor, Thomas oraz Suzy oglądają stary western)
Thomas Builds-the-Fire: Jedyną rzeczą bardziej żałosną niż Indianie w telewizji są Indianie oglądający Indian w telewizji.

11 października 2014

Blue Valentine. Romantyzm nie popłaca.

          Klasyczna historia miłosna. Taka z romantycznym początkiem i dramatycznym końcem. Prosta, w dużej mierze improwizowana opowieść o relacji pary głównych bohaterów, Deana oraz Cindy, niesie ze sobą przemożny ładunek emocji, taki, jakiego zazwyczaj  nie udaje się uchwycić na dużym ekranie bez popadania we łzawy melodramat. Ogromna zasługa w tym Ryana Goslinga oraz Michelle Williams, którzy koncertowo wcielają się w swoje postaci, czyniąc z nich protagonistów z krwi i kości. Obraz Dereka Cianfrance ukazuje nam potęgę przekazu niezależnego kina, opartego w dużym stopniu na improwizacji, prostym oraz przemyślanym scenariuszu, a także świetnej, pełnej oddania i inwencji grze czołowych aktorów. Blue Valentine to idealna matryca dla każdego kolejnego filmowego romansu.


          Drugi pełnometrażowy film Dereka Cianfrance pokazany został po raz pierwszy na Sundance Film Festival w 2010 roku. Bardzo szybko zwrócono uwagę na fenomenalne wręcz kreacje dwójki wiodących aktorów: Michelle Williams oraz Ryana Goslinga. Oboje otrzymali nominacje do Złotych Globów w swoich kategoriach aktorskich, a Michelle Williams dostała ponadto w 2011 roku nominację do Oscara w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa. W filmie warto zwrócić baczną uwagę na świetną ścieżkę dźwiękową, napisaną przez amerykański zespół indie-rockowy Grizzly Bear.


          Blue Valentine podzielony jest zasadniczo na dwie części, w których poznajemy: 1. historię narodzin uczucia pomiędzy Dean’em i Cindy oraz 2. kronikę początku końca ich związku. Obydwie części, oddzielone od siebie w czasie o 6 lat, wzajemnie się przeplatają i niejako uzupełniają, tworząc na naszych oczach chwytający za serce portret końca miłości. Rozpad związku pary protagonistów jest o tyle bardziej dramatyczny, o ile oboje mają już małą córkę Frankie (Faith Wladyka), a ich wzajemne stany emocjonalne zupełnie się nie pokrywają. Dean jest bowiem nadal romantycznie przywiązany do Cindy, podczas gdy u tej ostatniej wypaliło się już całkowicie wszelkie uczucie do partnera.


          Inspiracją do napisania scenariusza tego filmu był dla jego reżysera rozpad związku własnych rodziców. Cianfrance chciał tym samym odpowiedzieć sobie na pytanie, jak do tego mogło dojść i gdzie tkwił zasadniczy błąd. Czy znalazł upragnioną odpowiedź? Atutem filmu jest z pewnością brak łatwych, acz powierzchownych rozwiązań, nie ma w nim przesądzania o czyjejkolwiek winie, nie ma próby wymuszenia happy end’u. Jest natomiast rewelacyjnie podpatrzony proces powolnego rozchodzenia się dróg dwojga bliskich sobie niegdyś osób. Relatywnie krótki film (niecałe 2 godziny) oferuje nam samą esencję sztuki bycia razem. To prawdziwy majstersztyk w tak skondensowanej, prostej i krótkiej formie przekazać tak wiele, nie popadając jednocześnie w skrajne otchłanie melodramatu czy psychodramy.  


          Zrównoważenie i dystans w filmie to na pewno zasługa wieloletniego jego przygotowania, podczas którego w procesie tworzenia scenariusza brali też udział odtwórcy głównych ról, improwizując swobodnie w kluczowych scenach. Michelle Williams oraz Ryan Gosling najpierw nauczyli się żyć na co dzień obok siebie i ze sobą, zanim wcielili się w otwarte na interpretacje filmowe postaci Cindy i Dean’a. Efekt dystansu w filmie osiągnięto poprzez przemieszanie scen z przeszłości ze scenami z teraźniejszości pożycia pary protagonistów (dodatkowo przeszłość i teraźniejszość nakręcono dwiema kamerami o różnych parametrach). Ten formalny zabieg sprawił, że na dramatyczne teraz patrzymy z perspektywy romantycznego kiedyś i vice versa, a obie perspektywy stanowią swój wzajemny komentarz i zarazem dopełnienie.


          Twórcom Blue Valentine udała się rzecz bardzo trudno osiągalna, właściwie sprzeczność sama w sobie: w efekcie nakręcono film, który jednocześnie i jest zdystansowany, i kipi od rozdzierających głównych bohaterów emocji. Taka wewnętrzna sprzeczność tkwi już w samym tytule dzieła, gdzie walentynka otrzymuje kolor tradycyjnie utożsamiany ze smutkiem (jest to jednocześnie hołd dla Toma Waits’a, którego jedna z płyt taki właśnie nosi tytuł). To zdystansowanie w formie opowiadanej historii oraz emocjonalne bogactwo, a równocześnie bezpośredniość w przekazie treści fabuły stanowi o wyjątkowości amerykańskiego kina niezależnego. Dzięki takiemu właśnie podejściu kino to ma nieograniczone wręcz możliwości eksplorowania najgłębszych pokładów ludzkiego życia.