25 października 2014

Smashed (Wyjść na prostą). Cena trzeźwości.

          Komediodramat Wyjść na prostą w bardzo ciekawy i zajmujący sposób potrafi opowiedzieć o niełatwym acz powszechnym problemie. Temat uzależnienia od alkoholu został już mocno w kinie wyeksploatowany, a jednak twórców Smashed stać było na świeże oraz nietypowe podejście do tego zagadnienia. Bo portret pary alkoholików może też być zabawny, w szczególności gdy ta para jest jednocześnie lubiącym się dobrze zabawić młodym małżeństwem. Kate oraz Charlie Hannah, bohaterowie filmu, stanowią idealnie dobrany tandem. Oboje prowadzą niespieszne, zrelaksowane i mocno zakrapiane alkoholem życie. Zabawnie jest do momentu, gdy utrzymujemy się w stanie pozytywnego alkoholowego zawirowania, poważnie robi się jednak w chwili, gdy owo radosne zakręcenie grozi nieuchronnym upadkiem. Upadek może przynieść otrzeźwienie, ale może też oznaczać pęknięcie fundamentów dotychczasowego życia.


          Obraz Wyjść na prostą jest drugim fabularnym dziełem reżysera Jamesa Ponsoldt’a. Scenariusz filmu jest owocem współpracy Ponsoldt’a i Susan Burke. Smashed debiutował na Sundance Film Festival w styczniu 2012 roku. Lekki oraz niekonwencjonalny sposób ujęcia centralnego w filmie problemu przyniósł mu ogólne uznanie wśród krytyków, a także publiczności. To, co szczególnie wyróżnia ten relatywnie mało znany obraz to znakomita aktorska obsada na czele z parą głównych protagonistów, granych przez Mary Elizabeth Winstead (jako Kate Hannah) oraz Aarona Paul’a (jako Charlie Hannah). Poza nimi w świetnych drugoplanowych rolach pojawiają się znani głównie z komediowych kreacji Nick Offerman i Megan Mullally, a także Octavia Spencer oraz Mary Kay Place.


          Wyjść na prostą śledzi losy młodej małżeńskiej pary Kate oraz Charlie’go Hannah, którzy poza wspólnym dachem dzielą również silne uzależnienie od napojów wyskokowych. Jak to zawsze z alkoholem bywa sprawy w końcu się nadto komplikują, tak że Kate Hannah (świetna w tej roli i dzięki niej zauważona Mary Elizabeth Winstead) postanawia wyjść na tytułową prostą i za radą kolegi z pracy Dave’a (Nick Offerman) zaczyna uczęszczać na spotkania AA. Tamże Kate poznaje swoją energiczną sponsorkę Jenny (Octavia Spencer), co tylko mobilizuje ją do dalszej, wytrwałej walki. Niestety usiłowania głównej bohaterki torpedowane są przez jej tkwiącego w nałogu męża Charlie’go (znany głównie z rewelacyjnego serialu Breaking Bad Aaron Paul), ale także przez regularnie alkoholizującą się matkę Rochelle (Mary Kay Place). Istoty problemu wydaje się nie rozumieć również przełożona Kate, dyrektorka szkoły Barnes (Megan Mullally), która na wieść o skłonnościach swojej podwładnej wywala ją po prostu z pracy. Kate szybko reflektuje się, że za swoją trzeźwość będzie musiała zapłacić wysoką cenę.


           Smashed pokazuje w niedwuznaczny sposób, że trzeźwość oznacza przede wszystkim odpowiedzialność i jak wiele osób w naszym otoczeniu od tej odpowiedzialności ucieka, i to nie tylko w alkohol. Kate Hannah zdaje sobie w pewnym momencie sprawę, że bez wsparcia butelki whiskey będzie miała w swoim życiu jeszcze więcej problemów na głowie, niż ich ma w sytuacji permanentnego alkoholowego uzależnienia. Ta wiedza czyni jej walkę z nałogiem tym cięższą, niemożność zamroczenia bowiem tej przykrej świadomości jest sama w sobie prawdziwym wyzwaniem. Uczenie się jak stawiać czoła problemom dnia codziennego bez pomocy rozmaitych używek może być nie lada sztuką. Położenia Kate nie poprawia brak wsparcia ze strony pogrążonego dalej w nałogu męża oraz bagatelizującej sprawę matki, która dodatkowo jest nieświadoma swojego własnego od alkoholu uzależnienia. W Wyjść na prostą okazuje się bowiem, że alkoholizm nie musi być wcale naszym oczywistym wrogiem. Skłonność do kieliszka może natomiast przybrać postać znakomitej formy wspólnego spędzania wolnego czasu, może to też być doskonałe remedium na przesadne zamartwianie się dylematami codzienności. Alkohol może w końcu pomóc nam w obronie naszego życiowego status quo, pozwala nam bowiem sprytnie okopać się na dotychczasowych pozycjach i nie myśleć o zagrażających nam zewsząd zmianach.


          Jak to się stało, że przy całej powadze tematu Smashed ani trochę nie jest filmem depresyjnym? Odpowiedź brzmi: kunszt amerykańskiej produkcji niezależnej. Amerykanie to w końcu prawdziwi specjaliści w tworzeniu lekkich dzieł na ciężkiego kalibru tematy. Nie inaczej jest w przypadku filmu Jamesa Ponsoldt’a. Wskazówką może być chociażby udział w produkcji aktorów znanych głównie z komediowych wykonań (wspominani już Nick Offerman oraz Megan Mullally, oboje znani między innymi z kultowych już ról w popularnym serialu komediowym Parks and Recreation). Twórcy obrazu akcentują też za każdym razem humorystyczny wydźwięk pewnych alkoholowych ekscesów, co nie trywializuje wcale poruszanego problemu, nadaje mu natomiast bardziej ludzki i przez to znośny wymiar. Smashed jest przy tym wszystkim czymś więcej niż tylko sprawnie zrobionym filmem na popularny temat: jest przede wszystkim dziełem perfekcyjnie znajdującym równowagę pomiędzy dramatem a komedią życia.


19 października 2014

Smoke Signals (Sygnały dymne). Indianie o Indianach.

          Smoke Signals to prawdziwy ewenement w historii amerykańskiego kina: jest to pierwszy film napisany, wyreżyserowany, wyprodukowany i zagrany w całości przez indiańską ekipę. Trudno uwierzyć, że Ameryka musiała czekać na powstanie tego dzieła aż do 1998 roku... Sygnały dymne są filmem zrobionym przez rdzennych mieszkańców USA o rdzennych mieszkańcach USA. W centrum zainteresowania twórców obrazu leży problem indiańskiej tożsamości, stąd film w bardzo zabawny, a czasem zaskakujący sposób rozprawia się z powszechnymi w odniesieniu do indiańskiej społeczności stereotypami. Przyjęta przez reżysera obrazu formuła kina drogi znakomicie sprawdza się w swej roli obnażającej konsekwencje zderzenia różnych kultur, czy też mentalności. Po raz pierwszy patrzymy też na Indian z perspektywy samych Indian, a nie ich białych sąsiadów, a to już bardzo rzadko spotykany punkt widzenia.


          Smoke Signals to fabularny debiut reżysera Chrisa Eyre, należącego do szczepu Czejenów i Arapaho. Eyre to pierwszy uznany i ceniony twórca filmowy wywodzący się z amerykańskiej mniejszości indiańskiej. Wybił się on głównie dzięki festiwalowi niezależnego kina Sundance organizowanego co roku w Park City w Utah. Sygnały dymne były nominowane do Nagrody Jury głównego konkursu na festiwalu w 1998 roku, a Chris Eyre wyjechał z imprezy z dwiema ważnymi nagrodami: Filmmakers Trophy oraz, co istotniejsze, Nagrodą Publiczności (Audience Award). Widownia festiwalu nie pomyliła się w swoich wyrokach: wyróżniony przez nią film zdobył następnie uznanie w kinach w całych Stanach Zjednoczonych, przysparzając i filmowi, i jego twórcom zasłużonej popularności.


          Fabuła filmu oparta jest na zbiorze opowiadań indiańskiego pisarza Shermana Alexie’go i traktuje o niełatwej przyjaźni dwóch młodych Indian z rezerwatu Cour d’Alene w stanie Idaho. Obraz rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, jedna z nich mieści się w teraźniejszości, a druga sięga daleko w przeszłość. Z retrospekcji dowiadujemy się bowiem, że w 1976 roku jeden z głównych bohaterów filmu Thomas Builds-the-Fire (Evan Adams) stracił w pożarze rodzinnego domu oboje rodziców, a sam w ostatniej chwili został uratowany przed płomieniami przez Arnolda Josepha (Gary Farmer), ojca drugiego z bohaterów Victora Josepha (Adam Beach). Arnold Joseph nie doszedł jednak całkowicie do siebie po tym nieszczęśliwym wypadku w rezerwacie, popadł w alkoholizm i po kilku latach opuścił na dobre żonę Arlene Joseph (Tantoo Cardinal) oraz nieletniego syna Victora. W planie teraźniejszym dowiadujemy się, że Arnold Joseph zmarł w dalekim Phoenix (stan Arizona), a jego syn Victor decyduje się wyruszyć na południe, aby odebrać prochy ojca od towarzyszki jego ostatnich lat Suzy Song (Irene Bedard). W podróż do Phoenix Victor zabiera niechętnie Thomasa, ale tylko dlatego, że ten ostatni oferuje się pokryć koszty wyprawy, pod warunkiem jednak, że sam będzie mógł w niej wziąć udział.


          W ten oto sposób rozpoczyna się pierwsza w życiu podróż dwóch młodych Indian poza teren rodzinnego rezerwatu, która jest znakomitą okazją do zderzenia ze sobą różnorakich wyobrażeń oraz stereotypów, jakie na temat swojej grupy etnicznej mają Victor i Thomas. Wyprawa do świata białych pozwala też obu mężczyznom odkryć oraz umocnić własną tożsamość. Te poważne problemy zostały przez Chrisa Eyre ujęte w bardzo lekką formę kina drogi o komediowym zacięciu, dzięki czemu reżyser unika wszelkiego patosu i ogólnego zadęcia filmu. Co więcej, postaci protagonistów, czyli Victora oraz Thomasa, zostały nakreślone lekko humorystyczną, czy wręcz karykaturalną kreską, stąd ich perypetie w obcym wielkim świecie wynikają pośrednio z ich własnego niedoświadczenia, tudzież nieobycia w rzeczywistości spoza zamkniętej enklawy rezerwatu.


          Sygnały dymne stanowią świetną polemikę z filmami utrwalającymi wizerunek Indianina-wojownika, w rodzaju Dances with Wolves (Tańczący z wilkami) Kevina Costnera z 1990 roku. Chris Eyre podchodzi do swoich bohaterów bez specjalnego namaszczenia, odbrązawiając w ten sposób stereotypowy obraz Indianina jako godnego szacunku stoickiego i zamkniętego w sobie wojownika. Victor Joseph stara się wpasować w to powszechne i zapożyczone z zewnątrz wyobrażenie, przez co powiela tylko kulturową kliszę, ale w finale przeżywa metamorfozę i znacząco rewiduje swoje podejście pod wpływem poznania oraz oswojenia się z prawdą o życiu swojego ojca. Thomas Builds-the-Fire natomiast wydaje się być żywym wcieleniem kontynuatora indiańskiej tradycji oralnej oraz propagatorem starych zwyczajów i plemiennej tradycji, jego ciągłe jednak konfabulacje, a także pełne humoru i dystansu podejście do codzienności każe patrzeć na jego personę z lekkim przymrużeniem oka, daleko mu w każdym razie do budzącej respekt figury wszystkowiedzącego szamana. Sednem filmu Chrisa Eyre jest jednak czysto indywidualna oraz uniwersalna historia przyjaźni dwóch indiańskich mężczyzn, którzy poznając wspólnie przeszłość weryfikują jednocześnie swoją tożsamość i przynależność do etnicznej wspólnoty. Powrót do rodzimego rezerwatu jest symbolicznym aktem odnalezienia oraz powrotu do korzeni, a podzielenie się przez obu mężczyzn w finale prochami Arnolda Josepha to dowód uznania wzajemnej więzi oraz wspólnej przeszłości.


Cytat z filmu:

(Victor, Thomas and Suzy watch an old western)
Thomas Builds-the-Fire: The only thing more pathetic than Indians on TV is Indians watching Indians on TV.

(Victor, Thomas oraz Suzy oglądają stary western)
Thomas Builds-the-Fire: Jedyną rzeczą bardziej żałosną niż Indianie w telewizji są Indianie oglądający Indian w telewizji.

11 października 2014

Blue Valentine. Romantyzm nie popłaca.

          Klasyczna historia miłosna. Taka z romantycznym początkiem i dramatycznym końcem. Prosta, w dużej mierze improwizowana opowieść o relacji pary głównych bohaterów, Deana oraz Cindy, niesie ze sobą przemożny ładunek emocji, taki, jakiego zazwyczaj  nie udaje się uchwycić na dużym ekranie bez popadania we łzawy melodramat. Ogromna zasługa w tym Ryana Goslinga oraz Michelle Williams, którzy koncertowo wcielają się w swoje postaci, czyniąc z nich protagonistów z krwi i kości. Obraz Dereka Cianfrance ukazuje nam potęgę przekazu niezależnego kina, opartego w dużym stopniu na improwizacji, prostym oraz przemyślanym scenariuszu, a także świetnej, pełnej oddania i inwencji grze czołowych aktorów. Blue Valentine to idealna matryca dla każdego kolejnego filmowego romansu.


          Drugi pełnometrażowy film Dereka Cianfrance pokazany został po raz pierwszy na Sundance Film Festival w 2010 roku. Bardzo szybko zwrócono uwagę na fenomenalne wręcz kreacje dwójki wiodących aktorów: Michelle Williams oraz Ryana Goslinga. Oboje otrzymali nominacje do Złotych Globów w swoich kategoriach aktorskich, a Michelle Williams dostała ponadto w 2011 roku nominację do Oscara w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa. W filmie warto zwrócić baczną uwagę na świetną ścieżkę dźwiękową, napisaną przez amerykański zespół indie-rockowy Grizzly Bear.


          Blue Valentine podzielony jest zasadniczo na dwie części, w których poznajemy: 1. historię narodzin uczucia pomiędzy Dean’em i Cindy oraz 2. kronikę początku końca ich związku. Obydwie części, oddzielone od siebie w czasie o 6 lat, wzajemnie się przeplatają i niejako uzupełniają, tworząc na naszych oczach chwytający za serce portret końca miłości. Rozpad związku pary protagonistów jest o tyle bardziej dramatyczny, o ile oboje mają już małą córkę Frankie (Faith Wladyka), a ich wzajemne stany emocjonalne zupełnie się nie pokrywają. Dean jest bowiem nadal romantycznie przywiązany do Cindy, podczas gdy u tej ostatniej wypaliło się już całkowicie wszelkie uczucie do partnera.


          Inspiracją do napisania scenariusza tego filmu był dla jego reżysera rozpad związku własnych rodziców. Cianfrance chciał tym samym odpowiedzieć sobie na pytanie, jak do tego mogło dojść i gdzie tkwił zasadniczy błąd. Czy znalazł upragnioną odpowiedź? Atutem filmu jest z pewnością brak łatwych, acz powierzchownych rozwiązań, nie ma w nim przesądzania o czyjejkolwiek winie, nie ma próby wymuszenia happy end’u. Jest natomiast rewelacyjnie podpatrzony proces powolnego rozchodzenia się dróg dwojga bliskich sobie niegdyś osób. Relatywnie krótki film (niecałe 2 godziny) oferuje nam samą esencję sztuki bycia razem. To prawdziwy majstersztyk w tak skondensowanej, prostej i krótkiej formie przekazać tak wiele, nie popadając jednocześnie w skrajne otchłanie melodramatu czy psychodramy.  


          Zrównoważenie i dystans w filmie to na pewno zasługa wieloletniego jego przygotowania, podczas którego w procesie tworzenia scenariusza brali też udział odtwórcy głównych ról, improwizując swobodnie w kluczowych scenach. Michelle Williams oraz Ryan Gosling najpierw nauczyli się żyć na co dzień obok siebie i ze sobą, zanim wcielili się w otwarte na interpretacje filmowe postaci Cindy i Dean’a. Efekt dystansu w filmie osiągnięto poprzez przemieszanie scen z przeszłości ze scenami z teraźniejszości pożycia pary protagonistów (dodatkowo przeszłość i teraźniejszość nakręcono dwiema kamerami o różnych parametrach). Ten formalny zabieg sprawił, że na dramatyczne teraz patrzymy z perspektywy romantycznego kiedyś i vice versa, a obie perspektywy stanowią swój wzajemny komentarz i zarazem dopełnienie.


          Twórcom Blue Valentine udała się rzecz bardzo trudno osiągalna, właściwie sprzeczność sama w sobie: w efekcie nakręcono film, który jednocześnie i jest zdystansowany, i kipi od rozdzierających głównych bohaterów emocji. Taka wewnętrzna sprzeczność tkwi już w samym tytule dzieła, gdzie walentynka otrzymuje kolor tradycyjnie utożsamiany ze smutkiem (jest to jednocześnie hołd dla Toma Waits’a, którego jedna z płyt taki właśnie nosi tytuł). To zdystansowanie w formie opowiadanej historii oraz emocjonalne bogactwo, a równocześnie bezpośredniość w przekazie treści fabuły stanowi o wyjątkowości amerykańskiego kina niezależnego. Dzięki takiemu właśnie podejściu kino to ma nieograniczone wręcz możliwości eksplorowania najgłębszych pokładów ludzkiego życia.