19 grudnia 2021

Dinner in America (Kolacja po amerykańsku). Punk-rockowy rom-com.

          Kolacja po amerykańsku to przezabawna czarna komedia o prawdziwie wywrotowym charakterze. Na swój subwersywny sposób to też punk-rockowa komedia romantyczna, w której para głównych bohaterów całkiem przypadkowo się ze sobą spotyka, po czym po burzliwych przygodach na zapuszczonych amerykańskich przedmieściach, zupełnie do siebie nieprzystający protagoniści odkrywają względem siebie tajemne pokłady miłości i namiętności. Simon (Kyle Gallner) i Patty (Emily Skeggs) to para nieprzystosowanych odmieńców, których nieprawdopodobna wzajemna chemia na ekranie czyni z Kolacji po amerykańsku film iście wybuchowy. Dinner in America to też ostra satyra na amerykańskie przedmieścia z pozycji kipiącej od anarchistycznej energii punk-rockowej kontrkultury.

          Kolacja po amerykańsku to niezależny autorski projekt Adama Rehmeiera, który film napisał i wyreżyserował. Obraz pokazano premierowo w głównym konkursie dramatycznym na Sundance Film Festival w styczniu 2020 roku. Zdjęcia do filmu nakręcono w dotkniętym permanentnym kryzysem ekonomicznym Detroit w stanie Michigan, przez co sfilmowane w Dinner in America przedmieścia wyglądają na mocno zaniedbane i z zupełnie innej epoki. W rzeczy samej akcja filmu ma miejsce gdzieś na przełomie lat 80-tych i 90-tych XX wieku, o czym przypominają nam stacjonarne telefony na długim kablu i charakterystyczna, pstrokata moda z początku lat 90-tych.

          Charyzmatyczny Simon (fenomenalny w tej roli Kyle Gallner) jest wokalistą punk-rockowego kwartetu o nazwie Psyops. Na koncertach pojawia się zawsze anonimowo w kominiarce jako swoje alter ego John Q. Simon ma ciągłe problemy z policją, czego główną przyczyną jest pokątne handlowanie narkotykami, a także tendencja do agresywnych zachowań z elementami piromanii. Uciekając przed stróżami prawa Simon ląduje w domu Patty (świetna Emily Skeggs), pracującej w sklepie zoologicznym dość nietypowej dziewczyny, która okazuje się być obsesyjną fanką Johna Q i jego zespołu. Niespodziewane spotkanie swojej psychofanki to dla Simona sygnał do natychmiastowej ucieczki. Nie mając jednak lepszej alternatywy, Simon decyduje się przeczekać policyjną obławę u Patty, poznając przy okazji bliżej ją i jej zwariowaną rodzinkę. Rosnące erotyczne napięcie i wzajemna fascynacja sobą Simona i Patty staje się przemożną siłą napędzającą Dinner in America.

          Kolacja po amerykańsku balansuje cały czas na granicy dobrego smaku, nie bojąc się szokować i wyśmiewać. Grany przez Kyle’a Gallnera główny bohater filmu to w końcu chętnie sięgający po narkotyki punk-rocker, który ma gdzieś konwenanse i dobre maniery. Jego nonkonformistyczna i przepełniona anarchią postawa to relikt pewnej epoki, w której kontrkultura była prawdziwą kontrkulturą, przeciwstawiającą się komercjalizacji sztuki i muzyki. Simon woli dorabiać dilerką narkotyków na wydanie płyty własnym sumptem niż sprzedać się muzycznym wytwórniom i menedżerom, oferującym wspólne koncerty z mało ambitnymi zespołami, ale o bardziej uładzonym brzmieniu i przesłaniu. Rewelacyjnie zagrany przez Gallnera Simon to anarchia w czystej postaci: sprzeda ci działkę na ulicy, uwiedzie ci matkę, wybije okno w salonie, a nawet podpali przydomowy ogródek. Jego furia wydaje się być napędzana przez nudę i fałsz amerykańskich rodzin z przedmieść. Gdy jednak Simon poznaje Patty, Kolacja po amerykańsku z bardzo czarnej i anarchizującej komedii ewoluuje w kierunku komedii romantycznej, i to bardzo przekonującej, głównie dzięki fenomenalnej ekranowej chemii pomiędzy Emily Skeggs i Kyle’m Gallnerem.


          Zagrana przez Skeggs Patty to prześladowana notorycznie przez kolegów i koleżanki dziwaczka z jeszcze bardziej dziwną rodziną. Po porzuceniu college’u Patty pracuje w sklepie zoologicznym, dając się podle traktować przez pracodawcę i najbliższą rodzinę. Swoją frustrację wyładowuje słuchając punka i śląc miłosne listy oraz obsceniczne fotki do Johna Q, frontmana swojej ukochanej kapeli. Zrządzeniem losu pod jej dach trafia uciekający przed policją Simon, czyli John Q bez kominiarki. Simon jest początkowo mocno zniesmaczony odmiennością i dziwactwami Patty, ale szybko zaczyna dostrzegać w niej bratnią duszę i prawdziwy talent, niepostrzeżenie się w niej zakochując. Co więcej, Simon pomaga Patty zmierzyć się z jej dotychczasowymi prześladowcami, a w całą akcję odwetu za przeszłe krzywdy punk-rocker wkłada tyle energii i wściekłości, ile można zobaczyć na jego finałowym koncercie. Kolacja po amerykańsku to nieposkromiony filmowy żywioł, jakich mało ostatnio w świecie niezależnego kina. Z anarchizującą i charakterystyczną dla punk-rocka energią obraz Adama Rehmeiera punktuje amerykańską hipokryzję i fałsz tradycyjnych wartości. Tytułowa amerykańska kolacja, których mamy w filmie co najmniej kilka, to zawsze prawdziwy festiwal żenady i fantastyczna okazja do ciętej satyry, której reżyser filmu nie potrafi sobie odmówić. Ofiarą Dinner in America pada spokojne i nudne życie na amerykańskich przedmieściach, które aż prosi się o punkową dekonstrukcję.


5 grudnia 2021

Swan Song (Łabędzi śpiew). Droga do przebaczenia.

           Głównym bohaterem Łabędziego śpiewu jest Mr. Pat, koncertowo zagrany przez Udo Kiera, emerytowany fryzjer-gej z Sandusky w Ohio, który resztę swoich dni spędza w domu opieki, czekając na nadejście miłosiernej śmierci. Zamiast tej ostatniej w domu spokojnej starości pojawia się niejaki Mr. Shanrock (Tom Bloom), prawnik i wykonawca testamentu dopiero co zmarłej Rity Parker Sloan, republikanki i najbogatszej kobiety w Sandusky, której onegdaj Mr. Pat był najlepszym przyjacielem i osobistym fryzjerem. Drogi obojga rozeszły się już dawno temu, ale na łożu śmierci Rita Parker Sloan (w tej roli znana z Dynastii Linda Evans) postanowiła zadośćuczynić przeszłości i naprostować sprawy pomiędzy sobą i swoim eks-przyjacielem. Za 25 tys. dolarów zapisanych w testamencie Mr. Pat ma uczesać i zrobić makijaż swojej dawnej chlebodawczyni do trumny. Mr. Pat podejmuje ostatecznie rzuconą mu rękawicę i wyrusza na ostatnią w swoim życiu fryzjerską misję. Wyprawa ta to prawdziwa droga do przebaczenia dla naszego bohatera, który ma wiele niezałatwionych spraw w Sandusky i całą masę resentymentów, których nie chce odpuścić.

         Swan Song (Łabędzi śpiew) to tragikomedia w reżyserii Todda Stephensa, który napisał również scenariusz do filmu. Obraz opowiada o prawdziwej postaci żyjącej niegdyś w Sandusky w Ohio. Pat Pitsenbarger (Mr. Pat), zagrany fenomenalnie przez Udo Kiera, to znana postać wśród lokalnej socjety Sandusky, fryzjer i performer, który przeżył swoje najlepsze czasy w latach 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku. W filmie Todda Stephensa widzimy go już na końcu jego drogi, cierpliwie oczekującego na śmierć w domu starców. Ostatnia misja głównego bohatera uczesania byłej klientki do trumny czyni ze Swan Song rodzaj kina drogi, które ogląda się ze ściśniętym niejednokrotnie sercem. Film był bardzo osobistym projektem dla reżysera Todda Stephensa, który fundusze na jego realizację zebrał w ramach crowdfundingu. Łabędzi śpiew debiutował w marcu 2021 roku na festiwalu South by Southwest w Austin w Teksasie i od sierpnia 2021 r. jest już dostępny w internetowym streamingu.

          Pat Pitsenbarger (Udo Kier) wyrusza na ostatnią życiową misję w roli fryzjera do Sandusky w Ohio. Po drodze do rezydencji zmarłej zleceniodawczyni i byłej przyjaciółki, Rity Parker Sloan (Linda Evans), Mr. Pat spotyka całą galerię lokalnych postaci i przez interakcję z nimi poznajemy jego przeszłość jako popularnego fryzjera i performera w mieście, którego zawodowa i osobista kariera zakończyła się dramatycznie w połowie lat 90-tych XX wieku, po śmierci ukochanego partnera na AIDS i po pojawieniu się niespodziewanej fryzjerskiej konkurencji w osobie byłej uczennicy, Dee Dee Dale (Jennifer Coolidge), która podebrała Patowi najlepszych klientów. Mr. Pat musi po raz ostatni w życiu zmierzyć się z ludźmi z dalekiej przeszłości, tymi żyjącymi i nieżyjącymi także, aby jakoś uporać się ze stratą, żalem i resentymentem, zatruwającymi nieprzerwanie ostatnie lata jego życia.

          Łabędzi śpiew przepojony jest melancholią i poczuciem żalu za utraconymi bezpowrotnie ludźmi oraz możliwościami. Nasz główny bohater żyje w ciągłym mentalnym zacięciu i przekonaniu, że został niesprawiedliwie potraktowany przez życie i skrzywdzony przez bliskich sobie niegdyś ludzi. Mr. Pat wciąż nie może wybaczyć byłemu partnerowi niespodziewanej śmierci na AIDS bez pozostawienia testamentu, swojej najlepszej przyjaciółce i klientce nie może zapomnieć odwrócenia się odeń w chwili największej potrzeby, wreszcie swojej byłej uczennicy we fryzjerskim salonie nie potrafi przebaczyć zdrady i otworzenia naprzeciwko konkurencyjnego zakładu. Powrót do Sandusky po latach nieobecności jest ostatnią okazją dla Mr. Pata do zmierzenia się z demonami przeszłości i do pogodzenia się ze stratą i ludźmi, którzy do tej straty się w pierwszej kolejności przyczynili. Wielu krytyków porównuje Łabędzi śpiew do Prostej historii (The Straight Story, 1999 r.) Davida Lyncha. I rzeczywiście, Swan Song też jest swoistym filmem drogi, w którym liczy się bardziej sama podróż niż jej cel, który wszystkim jest znany i nieuchronny.

          W trakcie peregrynacji Mr. Pata po różnych zakątkach Sandusky poznajemy wiele ciekawych aspektów dawnego życia naszego bohatera. Udo Kier jest perfekcyjnie obsadzony w tej roli podstarzałego geja, który ma w sobie wiele jadu i złośliwości, ale potrafi też pokazać przebłyski swojej dawnej, tak fascynującej dla ludzi naokoło osobowości, i to nie tylko jako wytrawnego fryzjera, ale przede wszystkim jako znakomitego scenicznego performera, wymiatającego w lokalnym gejowskim barze w trakcie drag show. Ostatnia wizyta w tym zamykanym już po latach lokalu to sentymentalna podróż do przeszłości, w której Mr. Pat oddaje hołd gejowskiej kulturze, którą sam współtworzył i pomógł tym samym następnym pokoleniom w ich autoekspresji i autokreacji. Ostatnie w filmie sceny w rezydencji Rity Parker Sloan mają wręcz katarktyczny wymiar. Towarzyszący w nich Patowi Dustin (Michael Urie), wnuk Rity, jest głosem nowego pokolenia gejów, które korzysta obficie z walki i osiągnięć, jakich dokonało dla nich pokolenie Pata Pitsenbargera. Finalne katharsis dla Mr. Pata oznacza nie tyle pojednanie z przeszłością i akceptację wszelkich życiowych niepowodzeń, co uznanie i docenienie swojej roli w tworzeniu nowego, bardziej przyjaznego społeczności LGBTQ+ świata.

22 listopada 2021

Passing (Pomiędzy). Czarne albo białe.

            Nic nie jest i czarne, i białe – mówi nam motto debiutanckiego filmu Rebeki Hall pod tytułem Pomiędzy. Czarno-biały debiut reżyserski (i scenopisarski) tej uznanej amerykańskiej aktorki rzuca niejako wyzwanie tej tezie, pokazując, że są sfery, w których czerń i biel mogą harmonijnie koegzystować. Taśma filmowa to doskonałe medium, które może pogodzić ze sobą te opozycyjnie traktowane przez nas kolory. Ale co może technicznie udać się na filmowej taśmie, nie może powieść się w realnym życiu dwóch czarnoskórych bohaterek filmu Pomiędzy: grana przez Tessę Thompson Irene żyje w Nowym Jorku w 1929 roku jako czarnoskóra kobieta wraz ze swoim mężem i dwójką synów. Pewnego dnia na zakupach spotyka swoją najlepszą przyjaciółkę z czasów szkolnych, Clare (Ruth Negga), która ze względu na jasny odcień swojej skóry udaje białą, ma białego męża i uchodzi za białą w swoim środowisku. Ta praktyka udawania przez przedstawicieli czarnej mniejszości przynależności do białej większości była dość często spotykana w czasach, kiedy rasizm zamykał bezpowrotnie drogę czarnoskórym do kariery i społecznego awansu. Wyrzeczenie się swojej pierwotnej społeczności było sposobem na oszukanie systemu i wstąpienie w szeregi uprzywilejowanej klasy. Zmiana tożsamości mogła przynieść krótkoterminowe profity i społeczny awans, w dłuższej perspektywie była to jednak droga do izolacji, osamotnienia i tożsamościowego piekła za życia.

          Scenariusz dramatu Passing powstał na podstawie powieści Nelli Larsen pod tym samym tytułem z 1929 roku. Rebecca Hall wyreżyserowała obraz i napisała do niego scenariusz, dołączając tym samym do grona wybitnych amerykańskich aktorek, które z powodzeniem zaliczyły również swój reżyserski debiut. Pomiędzy pokazano premierowo w styczniu 2021 roku na festiwalu Sundance. Netflix kupił prawa do dystrybucji filmu i od 10 listopada 2021 r. można go oglądać na tej platformie na całym świecie. Czarno-biały, niezwykle subtelny debiut Rebeki Hall zachwycił filmowych krytyków. Miejmy nadzieję, że przypadnie także do gustu subskrybentom Netflixa.

          Irene (znakomita Tessa Thompson) mieszka z mężem, Brianem (świetny André Holland) i dwójką synów w dzielnicy Harlem w Nowym Jorku. Jest rok 1929. Pewnego dnia na zakupach wpada w kawiarni na swoją przyjaciółkę z dawnych lat, Clare (wyśmienita Ruth Negga). Ze względu na bardzo jasny odcień swojej skóry Clare udaje białą i należy teraz do białej socjety. Ma nawet białego, bardzo rasistowskiego męża (w tej roli wyjątkowo odstręczający Alexander Skarsgård). Przypadkowe spotkanie w kawiarni jest okazją dla Clare do ponownego nawiązania kontaktu z bardzo bliską jej kiedyś Irene i także, poprzez jej szerokie znajomości wśród czarnej społeczności nowojorskiego Harlemu, do poruszania się pośród kolorowej mniejszości, która była kiedyś też jej mniejszością. Clare, osamotniona i izolowana w swoim nowym białym świecie, łaknie kontaktu ze swoją starą, porzuconą
tożsamością. Dla kobiety w jej pozycji znajomość z Irene i jej czarnoskórymi przyjaciółmi może ją jednak bardzo drogo kosztować.

          W pierwszej w filmie scenie kamera podąża tuż za robiącą zakupy w Nowym Jorku Irene. Kobieta porusza się po białej dzielnicy i za wszelką cenę chce ukryć swoją prawdziwą tożsamość, swój autentyczny kolor skóry. Irene ma głęboko nasunięty na czoło kapelusz, jej twarz jest solidnie upudrowana, na dłoniach ma białe rękawiczki pomimo letniej pory. Irene jest dumną członkinią czarnej mniejszości nowojorskiego Harlemu, ale robiąc zakupy w całkowicie białym sąsiedztwie, chce przez moment uchodzić za białą, i białą w istocie przekonująco udaje. O ile grana przez Tessę Thompson Irene udaje białą tylko w tej jednej sytuacji dla własnego komfortu, o tyle jej dawna przyjaciółka z Chicago, Clare, robi to każdego dnia o każdej godzinie. Zagrana przez Ruth Neggę Clare uczyniła z udawania białej swoją życiową strategię i całkowicie już porzuciła swoją dawną, czarnoskórą tożsamość. Jej nienawidzący czarnych mąż, John (Alexander Skarsgård), żartuje nawet, że skóra jego żony z każdym kolejnym dniem robi się ciemniejsza i dlatego wymyślił dla niej na pół pieszczotliwą, na pół obraźliwą ksywkę Nig… Możemy się łatwo domyśleć, od czego ten przydomek jest skrótem. Trzy sceny z udziałem Alexandra Skarsgårda to najbardziej emocjonalnie poruszające w filmie momenty. Pierwsza z nich ma miejsce już na samym początku obrazu, kiedy to jego John wraca do pokojowego hotelu i zastaje tam rozmawiającą z jego żoną Irene. Na szczęście dla samej Irene był to ten sam dzień, w którym postanowiła ona udawać białą i nabrał się na to również sam John, który nie omieszkał jednak zamanifestować swojego rasizmu w obecności obu kobiet. Siedząca na brzeżku hotelowego fotela zażenowana Irene wygląda w tej scenie, jakby siedziała na bardzo kłujących szpilkach. Lepiej rozumiemy jej zachowanie, gdy w dalszej części filmu poznajemy jej najbliższą rodzinę, w tym męża-lekarza Briana (André Holland) i dwójkę młodocianych synów. Irene stara się aktywnie działać dla czarnej społeczności Harlemu, jest dumną czarnoskórą kobietą i dlatego odnowienie znajomości z Clare jest dla niej mocno problematyczne.

          Clare nie daje jednak łatwo za wygraną. Odwiedza często Irene w jej nowojorskim mieszkaniu w Harlemie i towarzyszy jej w rozmaitych zgromadzeniach lokalnej czarnej społeczności, szczególnie czarna muzyka i taniec pociągają łaknącą kontaktu z dawnymi korzeniami Clare. Wydaje się, że Irene i Clare łączyła kiedyś bardzo silna i bardzo bliska więź, tak szczególna, że pomimo wewnętrznego oporu, Irene nie może oprzeć się Clare i jej towarzyskim aspiracjom, wiedząc jednak, że to, co robi przyjaciółka, to bardzo niebezpieczny spacer na krawędzi. Jako widzowie patrzymy na zjawiskową Clare oczami przestraszonej Irene, która tak bardzo boi się o niewinność swoich dorastających synów, że wolałaby (w przeciwieństwie do męża) w ogóle nie wspominać przy nich o linczach na czarnoskórych w całym kraju. W bardzo podobny sposób Irene boi się o Clare, którą traktuje trochę jak nieodpowiedzialne dziecko. Irene doskonale wie, a jeszcze mocniej czuje, że Clare pragnie czegoś niemożliwego: chce być częścią czarnej społeczności, nie wyrzekając się jednocześnie swojego statusu i swoich białych przywilejów.

 

9 listopada 2021

Zola. Szalony weekend na Florydzie.

           Seks, nieporozumienia i kulturowe zawłaszczenia to najkrótsze możliwe podsumowanie znakomitej czarnej komedii Zola w reżyserii Janiczy Bravo. Tytuł filmu to jednocześnie imię głównej bohaterki obrazu, kelnerki i erotycznej tancerki z Detroit (Taylour Paige w tej roli), którą pewnego dnia na szalony wypad na Florydę zabiera jej dopiero co poznana w restauracji znajoma o imieniu Stefani (Riley Keough). Stefani obiecuje Zoli łatwe pieniądze za taniec w barze ze striptizem w Tampie na Florydzie, ale po przyjeździe na miejsce nasza bohaterka szybko zdaje sobie sprawę, że została oszukana i wmanewrowana w bardzo niebezpieczną sytuację. W Zoli dzieje się niewiarygodnie dużo, nie brakuje tam akcji, golizny, seksu, ani też rozlicznych przykładów zawłaszczania czarnej kultury i języka przez białych mieszkańców Ameryki. Konfrontacja czarnoskórej Zoli z białą i mówiącą czarnym żargonem Stefani jest fascynującą mieszanką komedii i żenady jednocześnie. Filmowej tragikomedii dopełniają żałosny (i zazdrosny) chłopak Stefani (grany przez Nicholasa Brauna Derrek) oraz jej groźny czarnoskóry alfons w świetnej interpretacji Colmana Domingo. Zola to zwariowana filmowa wyprawa do krainy anarchii i chaosu, za jaką niewątpliwie uchodzi w USA Floryda.

          Kryminalna czarna komedia Zola oparta jest na prawdziwych zdarzeniach, które w składającym się ze 148 tweetów wątku opublikowała na Twitterze A’Ziah ‘Zola’ King, kelnerka i okazjonalnie erotyczna tancerka z Detroit. Jej oryginalna publikacja na Twitterze z 27 października 2015 roku wywołała szerokie poruszenie w Internecie i zaowocowała szybkim wykupieniem praw do sfilmowania całej historii. Ostatecznie scenariusz do obrazu napisali wspólnie Janicza Bravo i Jeremy O. Harris, a Janicza Bravo cały film wyreżyserowała. Zola pokazana została premierowo w głównym konkursie dramatycznym festiwalu Sundance w styczniu 2020 roku, po czym latem 2021 roku film wprowadzono do kin i na platformy streamingowe w Stanach Zjednoczonych.

          Tytułowa Zola (Taylour Paige) zgadza się na podróż na Florydę wraz z niedawno poznaną Stefani (Riley Keough), jej chłopakiem (Nicholas Braun) oraz ‘współlokatorem’ (Colman Domingo), aby zarobić szybkie pieniądze na erotycznym tańcu w barach ze striptizem w Tampie. Szybko jednak okazuje się, że ‘współlokator’ Stefani to tak naprawdę jej alfons, który zamierza zarobić pieniądze na prostytucji Stefani i Zoli. Nasza główna bohaterka nie jest jednak w ciemię bita, postanawia więc wybrnąć z bardzo niebezpiecznej sytuacji najlepiej jak się da. Wykorzystując swój spryt i obycie, Zola nawiguje zdradliwe wody na Florydzie, wychodząc obronną ręką z wielu podbramkowych sytuacji.

          Głównym atutem Zoli jest niewiarygodna energia, z jaką zrobiono ten film. Zwariowana historia, na której cały obraz jest oparty, daje już Zoli wyjątkowo frenetyczny punkt wyjścia. Reżyserka Janicza Bravo i jej pierwszoplanowi aktorzy dali z siebie wszystko, żeby prawdziwą życiową opowieść przekuć na równie fascynujące filmowe widowisko. To, że Floryda jest źródłem wszelkiej anarchii i miejscem niekończącej się imprezy w USA, wiemy już z kultowego filmu Spring Breakers z Jamesem Franco i Seleną Gomez. Notabene, James Franco jako pierwszy wykupił prawa do sfilmowania twitterowej historii A’Ziah ‘Zoli’ King i miał nawet cały film wyreżyserować, ale po oskarżeniach o molestowanie seksualne wycofał się z projektu i na jego miejsce wskoczyła w 2018 roku Janicza Bravo, która fenomenalnie wywiązała się z powierzonego jej zadania. Zola w reżyserii Bravo to dzieło eksperymentujące z formą, wprowadzające do narracji na szeroką skalę media społecznościowe i zestawiające ze sobą krańcowo sprzeczne punkty widzenia. Widziany oczami Zoli przebieg wydarzeń w filmie zostaje w pewnym momencie przy końcu obrazu skonfrontowany z wersją wydarzeń autorstwa Stefani, białej towarzyszki podróży Zoli. Wersja Stefani jest tak groteskowa i do bólu zabawna, że pozwala na chwilę komicznego wytchnienia w tym naładowanym akcją i pełnym suspensu filmie. Czarny akcent i slang, jakim mówi biała Stefani, jest jednym z wielu przykładów kulturowego zawłaszczenia czarnej kultury przez białą w Zoli. W podobny sposób wyraża się zresztą ciamajdowaty chłopak Stefani, Derrek, którego IQ jest na jeszcze niższym poziomie niż w przypadku jego zarabiającej ciałem na chleb dziewczyny. Dla nas w Polsce posługiwanie się czarnym slangiem przez białych (niespecjalnie inteligentnych) Amerykanów może wydawać się śmieszne i niekoniecznie obraźliwe. Faktem jest, że również czarnoskórzy bohaterowie Zoli tolerują imitujących ich mowę białych, ale to pewnie tylko dlatego, że traktują ich jak nieogarnięte i niewinne w gruncie rzeczy dzieciaki.

          Prostytucja, seks, striptiz i stręczycielstwo to niekoniecznie najlepsze możliwe tematy na komedię. Janicza Bravo zdołała jednak przekuć sensacyjny - i kryminalny, podkreślmy - materiał źródłowy w trzymającą ciągle w napięciu tragikomedię. Rzeczy, które dzieją się w Zoli, zostały napisane przez życie i przebijają niejednokrotnie najbardziej fantazyjne wymysły współczesnych scenarzystów. Pamiętając jednak, że cała ta historia wydarzyła się na Florydzie, jesteśmy w nią o wiele bardziej skłonni uwierzyć niż gdyby rozegrała się ona w jakimkolwiek innym miejscu na ziemskim globie.

 

25 października 2021

Extra Ordinary (Paranormalne). Duchy i sataniści w Irlandii.

           Kto poszukuje ekscentrycznego filmu w sam raz na tegoroczne Halloween, gorąco polecam Paranormalne, rewelacyjną irlandzką komedię fantastyczną z elementami horroru w reżyserii Mike’a Aherna i Endy Loughman. Ta niebywale śmieszna i momentami absurdalna wręcz komedia dowodzi tezy, że nie ma dziwniejszych miejsc od małych prowincjonalnych miasteczek i nie ma bardziej kuriozalnych sytuacji od tych ze zwykłego, codziennego życia. W Paranormalne mieszkający w małej irlandzkiej mieścinie muzyk i twórca jednego hitu, Christian Winter (grany przez Willa Forte), postanawia poświęcić dziewicę demonowi w zamian za talent, sławę i bogactwo. Christian Winter (pop-rockowy muzyk, okultysta i satanista) nie jest jedynym dziwakiem w okolicy. Przeciwko jego diabelskim sztuczkom staje lokalna grupka z Rose Dooley (Maeve Higgins) na czele, zawodowo instruktorką jazdy, prywatnie tropicielką i pogromczynią duchów. Paranormalne to pierwszej klasy komedia z fenomenalną obsadą i zabójczym (absurdalnym momentami) irlandzkim poczuciem humoru.

          Extra Ordinary to wspólne debiutanckie dzieło reżyserskiego tandemu Mike’a Aherna i Endy Loughman, którzy jednocześnie napisali scenariusz filmu (z dodatkowym wkładem Demiana Foxa i aktorki Maeve Higgins). Paranormalne zadebiutowało w marcu 2019 roku na amerykańskim niezależnym festiwalu filmowym South by Southwest w Austin w Teksasie. Obraz uznany został za najlepszy irlandzki film 2019 roku przez stowarzyszenie krytyków miasta Dublin, a także odebrał nagrodę dla najlepszego irlandzkiego filmu na festiwalu filmowym w Galway. Ponadto Paranormalne podbiło również serca publiczności na festiwalach kina fantasy w katalońskim Sitges, a także w Brukseli, Trieście i szwajcarskim Neuchâtel. Podsumowując, Extra Ordinary ma szansę stać się klasykiem komedii fantasy, dołączając tym samym do grona takich filmów, jak choćby Pogromcy duchów (Ghostbusters, 1984 r.), który w Paranormalne cytowany jest na równi z Egzorcystą (The Exorcist, 1973 r.).

          Rose Dooley (świetna Maeve Higgins) jest pozornie zwyczajną instruktorką jazdy w prowincjonalnym irlandzkim miasteczku. Posiada jednak specjalny dar widzenia i kontaktowania się z duchami. Ma również możliwość ich egzorcyzmowania, stąd często dostaje tego typu zlecenia od lokalnych mieszkańców. Pewnego dnia o pomoc w podobnej sprawie zwraca się do Rose przystojny wdowiec Martin (znakomity Barry Ward). Mający początkowo problem z duchem zmarłej żony, Martin bardzo szybko znajduje się w jeszcze większych tarapatach, kiedy to jego jedyna córka, Sarah (Emma Coleman), staje się przedmiotem okultystycznych praktyk lokalnego celebryty, Christiana Wintera (Will Forte). Satanista Christian zawarł pakt z demonem i za cenę poświęcenia lokalnej dziewicy liczy na odzyskanie muzycznej sławy i idącego za tym bogactwa. Zbliża się pełnia krwawego księżyca, podczas której ma dokonać się satanistyczna ofiara…

          Twórcy Paranormalne wyśmiewają w swoim filmie wiele rzeczy naraz. Przede wszystkim, w osobie Christiana Wintera, naigrywają się z popularnych muzyków, którzy w latach 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku osiedlili się w Irlandii z czysto podatkowych względów. Znakomicie zagrany przez Willa Forte Christian nagrał kiedyś jeden new age’owy przebój Cosmic Woman i od tego czasu całkowicie wyschła dość płytka studnia jego talentu. Teraz Christian mieszka w lokalnym irlandzkim zamczysku z wyjątkowo obmierzłą i swarliwą żoną Claudią (Claudia O’Doherty), której głównym zajęciem stało się zdobywanie chińszczyzny bez konieczności płacenia za nią. Christian i Claudia są w poważnych finansowych tarapatach i tylko pakt z diabłem może ich uratować od ostatecznej ruiny. Okultystyczno-satanistyczne praktyki Christiana to przytyk pod adresem new age’u, ale też źródło markowego wręcz absurdalnego humoru w Paranormalne. Jeszcze bardziej absurdalne są komiczne sceny z udziałem lokalnej pogromczyni duchów, Rose Dooley, której ekscentryczne zachowanie zdradza samotnie mieszkającą i straumatyzowaną w dzieciństwie kobietę. Rose posiada liczne paranormalne talenty, których niewłaściwe użycie w przeszłości doprowadziło do śmierci jej ukochanego ojca, po którym zresztą odziedziczyła swój dar i zainteresowanie rzeczami nie z tego świata. Absurd goni absurd, szczególnie kiedy poznajemy Martina (Barry Ward), wdowca, którego prześladuje duch zmarłej żony (kolejnej zresztą w filmie złośnicy). Dziwaczna chemia między nim a Rose przydaje Paranormalne rozczulającej wprost pikanterii. Ich wspólna krucjata przeciwko niecnym machinacjom Christiana Wintera zaowocuje całą serią zwalających z nóg gagów.

         Paranormalne to świeże tchnienie w gatunkowy melanż komedii, fantasy i horroru. Ten irlandzki film potrafi być rozbrajająco śmieszny w najbardziej codziennych sytuacjach i zachowaniach, jak i wyjątkowo krwawy w scenach horroru i fantasy. Ta mieszanka gore i absurdu jest tutaj wyjątkowo twórcza i ciągle zaskakująca. Ostatnia w filmie kulminacyjna sekwencja to już prawdziwa jazda bez trzymanki oraz popis zwariowanej (i absurdalnej) irlandzkiej wyobraźni.

 

12 października 2021

45 Years (45 lat). Lodowaty powiew przeszłości.

           Kate (fenomenalna wprost Charlotte Rampling) i Geoff (świetny Tom Courtenay) mają za parę dni uroczyście świętować 45-tą rocznicę ślubu. W jednej z pierwszych scen filmu do ich domu na angielskiej wsi dociera list z dalekiej Szwajcarii z informacją o odnalezieniu w alpejskim lodowcu zwłok Katji, pierwszej (niemieckiej) dziewczyny Geoffa. Para chodziła po szwajcarskich Alpach w 1962 roku i wtedy to zdarzył się tragiczny wypadek, w rezultacie którego Katję na dobre pół wieku pochłonął w swoje czeluście górski lodowiec. Lodowce wszędzie jednak teraz topnieją, i nie inaczej jest w Alpach, odkrywając między innymi perfekcyjnie zachowane zwłoki sprzed 50 lat... Pozornie niewinne odkrycie w odległej Szwajcarii ma jednak efekt zejścia lawiny w małżeńskim pożyciu Kate i Geoffa. Ten niespodziewany lodowaty powiew przeszłości tuż przed uroczystą celebracją rocznicy zaślubin prowokuje u Kate obsesyjne myśli i bardzo niekomfortowe pytanie: czy ona tak naprawdę zna najbliższą sobie osobę po tych 45 spędzonych razem latach?

          Reżyserem i zarazem scenarzystą 45 lat jest brytyjski twórca Andrew Haigh, który scenariusz swojego filmu oparł na opowiadaniu autorstwa Davida Constantine’a (pod oryginalnym tytułem In Another Country). Przed nakręceniem 45 Years Haigh zasłynął jako autor gejowskiego dramatu romantycznego Zupełnie inny weekend (Weekend) z 2011 roku, który uczynił z niego jednego z najważniejszych reżyserów brytyjskiego kina niezależnego. 45 lat pokazano premierowo na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie w lutym 2015 roku, na którym to główne aktorskie wyróżnienia (Srebrne Niedźwiedzie) odebrali za swoje nietuzinkowe kreacje Charlotte Rampling i Tom Courtenay właśnie. Charlotte Rampling otrzymała ponadto za swoją zjawiskową rolę nominację do Oscara (swoją pierwszą o dziwo). Trzeci pełnometrażowy niezależny dramat w dorobku Andrew Haigha pozostaje jego największym artystycznym osiągnięciem, fetowanym przez krytyków i pozostawiającym niezatarte wrażenie na spragnionych ambitnego kina widzach na całym świecie.  

          Kate i Geoff prowadzą bardzo spokojne życie na emeryturze na angielskiej wsi w hrabstwie Norfolk. Geoff próbuje naprawić spłuczkę w toalecie, a Kate chodzi na spacery z psem i przygotowuje szczegóły sobotniego przyjęcia z okazji 45-tej rocznicy ich zaślubin. I wtedy do ich domu dociera list ze Szwajcarii z informacją o odnalezieniu w Alpach świetnie zachowanych zwłok pierwszej dziewczyny Geoffa sprzed pół wieku. Wiadomość robi na Geoffie ogromne wrażenie, zaczyna nawet zastanawiać się nad podróżą do Szwajcarii w celu obejrzenia ciała odnalezionej pierwszej miłości, a w międzyczasie wraca po latach do palenia papierosów i notorycznie wychodzi na strych w poszukiwaniu starych zdjęć i pamiątek po dawno zmarłej ukochanej. Widoczna zmiana w zachowaniu Geoffa nie pozostaje bez wpływu na Kate, w której rośnie nerwowość i frustracja w miarę jak zaczyna kwestionować wartość tych 45 wspólnie spędzonych lat, a dziurę w głowie zaczyna jej drążyć myśl, że może tak naprawdę przez całe życie była tylko drugim wyborem swojego męża.

          Fascynujący dramat Andrew Haigha spoczywa w całości na barkach odtwórców dwóch głównych ról. Dwoje weteranów brytyjskiego kina podołało temu zadaniu i w efekcie dostarczyło nam wyśmienitej kinowej uczty. Tom Courtenay jest niezwykle przekonujący jako już trochę stetryczały i często nie do końca mentalnie obecny mąż, dla którego duch narzeczonej z przeszłości wywraca do góry nogami całkowicie (wydawałoby się) ustabilizowaną teraźniejszość. Jego zagubienie w roztrząsaniu przeszłości i światów nigdy do życia niepowołanych jest dla widzów równie bolesne jak dla jego wieloletniej partnerki, która początkowo zaskoczona samą wieścią i nie przykładająca do niej większej wagi, zaczyna
stopniowo osuwać się w strefę domysłów i obsesyjnych myśli, które całkowicie wytrącają ją z równowagi, każąc jednocześnie kwestionować jej wartość i pozycję w życiu męża. Charlotte Rampling, której marką są przepiękne kocie oczy i świdrujące duszę na wylot spojrzenie, zagrała chyba najlepszą rolę w swojej dojrzałej karierze. Za każdym razem kiedy jej Kate spogląda w lustro, wydaje się jakby widziała tam nie tylko swoje odbicie, ale całą swoją przeszłość spędzoną z wieloletnim mężem. Kiedy pod nieobecność partnera Kate postanawia sama wspiąć się na poddasze i obejrzeć stare zdjęcia oraz inne pozostałe po Katji pamiątki, dokonuje odkryć, o których prawdopodobnie wolałaby jednak nie wiedzieć i to wpędza ją ostatecznie na drogę podważania fundamentów, na których zbudowali z mężem swoje ostatnie 45 lat małżeńskiego pożycia. Rampling gra pozornie bez żadnych emocji lub wielkich gestów, skrupulatnie obserwuje męża, wszelkie zmiany w jego zachowaniu, gromadzi wiedzę i informacje z przeszłości, ale efekt, jaki to wszystko wywołuje w jej wnętrzu, przefiltrowany jest przez jej subtelną aktorską technikę. Bardziej domyślamy się niż wiemy z mimiki twarzy i pociągłych spojrzeń Charlotte Rampling, co tak naprawdę jej Kate w głowie siedzi.    

          45 lat jest filmem, w którym nie ma zbyt wielu dialogów. Kamera Andrew Haigha obserwuje parę głównych bohaterów w ich codziennej krzątaninie. Gra Rampling i Courtenaya jest na tyle wiarygodna i niewymuszona, że od początku nie mamy najmniejszych problemów z uwierzeniem w ich wieloletni bezdzietny związek. Ta dwójka rewelacyjnych aktorów nie potrzebuje dziesiątek stron dialogu, żeby opowiedzieć nam o swoim wspólnym pożyciu i swoich wspólnych rytuałach. Wszystko wychodzi na wierzch w trakcie ich codziennej zwyczajnej krzątaniny i krótkich słownych wymian. Tak mało, a jednocześnie tak dużo. 45 lat udowadnia, że aby zrobić wybitny film często wystarczy niewielki niezależny budżet, świetnie napisany scenariusz i reżyser, który pozwala swoim utalentowanym aktorom wejść w ich role i bez reszty się w nich zatopić.