29 września 2019

Miss Stevens. Nauczycielka, opiekunka, przyzwoitka...

          Miss Stevens to jeden z tych małych, niezależnych filmów, które choć może nie odkrywają na nowo koła, ale za to w szczery i wzruszający sposób opowiadają o zwykłych ludziach oraz ich skomplikowanych często emocjach. Tytułowa bohaterka filmu to 29-letnia nauczycielka angielskiego w amerykańskim liceum (bardzo udana rola Lily Rabe), która w pewien weekend musi zabrać trójkę swoich uczniów na teatralny konkurs dramatyczny do Kalifornii. Podopieczni panny Stevens to nietuzinkowi nastolatkowie, nad którymi opieka może przysporzyć nie lada problemów. Zwłaszcza Billy (świetny Timothée Chalamet) to nie byle wyzwanie: cierpiący na chorobę dwubiegunową chłopak postanawia odstawić swoje leki, bo widzi w pannie Stevens bratnią duszę, która cierpi tak samo jak on.


          Miss Stevens jest reżyserskim debiutem Julii Hart, która wspólnie z Jordanem Horowitzem (producentem La La Land) napisała też scenariusz filmu. Komediodramat pokazano po raz pierwszy na festiwalu SXSW (South by Southwest) w marcu 2016 roku, na którym to odgrywająca główną rolę w filmie Lily Rabe odebrała nagrodę za swoją aktorską kreację. Poza Lily Rabe na uwagę w Miss Stevens zasługuje w szczególności młody Timothée Chalamet, dla którego rola w tym filmie była jedną z pierwszych prób jego niezaprzeczalnego aktorskiego talentu. Wkrótce po tym występie Chalamet wcielił się w niezapomnianego Elio z Call Me by Your Name (Tamte dni, tamte noce) Luki Guadagnino.


          Rachel Stevens (Lily Rabe) jest młodą nauczycielką angielskiego w liceum. Ma 29 lat i żyje sama, aczkolwiek od pierwszej właściwie sceny filmu wiemy, że coś jest nie tak i że w życiu panny Stevens całkiem niedawno zaszły jakieś dramatyczne zmiany. Okazją do zaglądnięcia głębiej w jej psyche jest teatralny konkurs dramatyczny, na który nasza bohaterka zabiera jako opiekunka trójkę swoich licealnych uczniów: ambitną i wygadaną Margot (Lili Reinhart), nie mniej asertywnego Sama (Anthony Quintal w roli całkowicie zdeklarowanego geja) oraz przygaszonego Billy’ego (Timothée Chalamet). Dwudniowa wycieczka do Kalifornii stanie się dla tej czwórki okazją do zmierzenia się z całym spektrum kłębiących się wewnątrz, a dotąd nie wyrażonych emocji.


          Pierwsza scena Miss Stevens nadaje ton całemu filmowi: Rachel siedzi na widowni teatru długo po tym, jak wszyscy pozostali opuścili audytorium po zakończonym spektaklu, jest wyraźnie wzruszona i poruszona. Jesteśmy pewni, że to nie tylko miłość do sztuki jest powodem tego wzruszenia, ale do połowy filmu właściwie nie wiemy, jakie życiowe doświadczenie stoi za tym nagłym przypływem emocji. Możemy się tylko domyślać, że to bolesne i dramatyczne w skutkach wydarzenie kształtuje zachowanie naszej heroiny, albowiem to smutek oraz poczucie straty malują się najczęściej na twarzy grającej pannę Stevens Lily Rabe. Wycieczka do Kalifornii z grupką bystrych i elokwentnych uczniów zamienia początkowo smutek Rachel na uczucie rezygnacji, ale także rozdrażnienia. Tak jest do momentu, gdy grany przez Timothée Chalameta Billy zauważa w pannie Stevens pokrewną duszę i zaczyna zwracać się do niej po imieniu, a nawet prowokuje ją do intymnych wyznań. I tak nasza bohaterka z nauczycielki zamienia się w opiekunkę, a z opiekunki w przyzwoitkę, która musi mieć się na baczności wobec awansów nieletniego podopiecznego…


          Reżyserski debiut Julii Hart jest filmem cichym, wyważonym, którego efekt jest długofalowy. Obraz zapada w pamięć, tak jak zapadają w pamięć jego wyraziści bohaterowie. Nie mamy tu fabularnych fajerwerków, dramatycznych zwrotów akcji, traumatycznych sekretów zbyt strasznych, aby w ogóle mogły zostać pojęte przez nieprzygotowanego na takie rewelacje widza. W Miss Stevens mamy za to prostą historię i kilkoro sympatycznych bohaterów, na których twórcy tej opowieści patrzą z troską oraz zainteresowaniem. Niuans jest kluczem do zrozumienia i odpowiedniego wczucia się w Miss Stevens. W filmie najbardziej liczą się bowiem te drobne rzeczy: pojedyncze słowa oraz gesty, nieporozumienia i niedopowiedzenia, momenty całkowitej ciszy, słowa nigdy niewypowiedziane, ale także wiele mówiące spojrzenia. W wielkim skrócie: wszystko to, za co kocham niezależne kino.


8 września 2019

Booksmart (Szkoła melanżu). Dziewczyny chcą się dobrze bawić.

          Dwie amerykańskie dziewczyny budzą się pewnego dnia z ręką w nocniku i zdają sobie sprawę, że źle rozegrały swoje cztery lata w liceum. Podczas gdy inni szaleli oraz imprezowali, Molly (Beanie Feldstein) i Amy (Kaitlyn Dever) hardo zakuwały, żeby dostać się do dobrych college’ów. I rzeczywiście, do dobrych szkół się dostały, ale zabawowi koledzy z rocznika także, co automatycznie zepchnęło najlepsze przyjaciółki do kategorii skończonych frajerek, przynajmniej w ich własnych oczach. W ostatnią noc przed odebraniem dyplomu Molly i Amy postanawiają pójść w tango i zaszaleć tak, aby powetować sobie te cztery niewykorzystane lata pełne zakuwania. Booksmart to właściwie historia tej jednej zwariowanej nocy dwóch niewyżytych imprezowo dziewcząt.


          Booksmart jest reżyserskim debiutem aktorki Olivii Wilde, która w dzień swoich 35-tych urodzin w marcu 2019 roku pokazała ten film premierowo na festiwalu South by Southwest w Austin w Teksasie. Nad scenariuszem do filmu pracowały aż cztery inne kobiety (Emily Halpern, Sarah Haskins, Susanna Fogel oraz Katie Silberman), przy czym to Katie Silberman zawdzięczamy ostateczną wersję dialogów. W swojej pierwotnej formie scenariusz do Booksmart pojawił się jeszcze w 2009 roku, czyli całe 10 lat wcześniej. Stworzony w sumie przez pięć kobiet, z dwiema kobietami w głównych rolach, jest Booksmart prawdziwie feministycznym niezależnym dziełem.


          Reżyserski debiut Olivii Wilde jest bezpardonową komedią, w której w samym centrum zdarzeń znajdują się dwie najlepsze przyjaciółki z liceum, Molly oraz Amy, zagrane fenomenalnie przez Beanie Feldstein i Kaitlyn Dever. Film rozgrywa się właściwie w ciągu ostatniego dnia i nocy przed odebraniem dyplomu ukończenia szkoły, kiedy to obie dziewczyny w desperacji próbują nadrobić imprezowe braki z poprzednich czterech lat. Oj, dzieje się, dzieje się dużo i grubo.


         Komedii takich jak Booksmart było już całkiem sporo w historii amerykańskiego kina. Wystarczy w tym miejscu napomknąć o obrazach pokroju Uczniowskiej balangi (Dazed and Confused, 1993) Richarda Linklatera czy Supersamca (Superbad, 2007) Grega Mottoli, a wymieniam tu tylko najlepsze w tym gatunku. To, co czyni Booksmart dziełem ponadprzeciętnym i wybijającym się z zalewu amerykańskich komedii młodzieżowych, jest świetny scenariusz o feministycznym zacięciu i znakomita gra aktorska wszystkich młodych wykonawców, nie tylko dwóch głównych heroin. Warto tu zwrócić uwagę na świetny występ pary Billie Lourd i Skylera Gisondo jako nierozłącznego tandemu dzieci z nieprzyzwoicie zamożnych rodzin, Gigi i Jareda, którzy poza reprezentowaniem przysłowiowego jednego procenta, mają ekscentryczne charaktery i w przypadku Gigi tajemniczą zdolność pojawiania się na wszystkich możliwych balangach w ciągu jednej i tej samej nocy. Grająca Gigi Billie Lourd jest prywatnie córką zmarłej niedawno Carrie Fisher. Parze Gigi i Jareda nie ustępuje aktorsko zestawienie Noah Galvina i Austina Crute’a, czyli George’a oraz Alana, zafascynowanej teatrem młodej gejowskiej pary. W Booksmart pojawiają się też starsi aktorzy w rolach rodziców i nauczycieli, a są to tacy weterani komediowego kina jak Lisa Kudrow, Will Forte czy Jason Sudeikis. Film należy jednak przede wszystkim do świetnie dobranego duetu Kaitlyn Dever i Beanie Feldstein, które przed rozpoczęciem zdjęć do obrazu mieszkały razem jako sublokatorki w Los Angeles, co pomogło im wybitnie w stworzeniu między sobą ekranowej chemii w Booksmart.


          Feminizm Booksmart to nie tylko kwestia aktorskiej obsady głównych ról i bycia stworzonym przez kobietę-reżysera oraz kobiety-scenarzystki. Molly i Amy, protagonistki zwariowanej historii, to dziewczyny odbiegające od stereotypu typowej amerykańskiej licealistki, i to nie dlatego, że są zapamiętałymi kujonkami. Molly (Feldstein), poza wygadaniem i traktowaniem z góry wszystkich kolegów/koleżanki z klasy, ma swoje autorytety w postaci czołowych amerykańskich prawniczek i polityczek (Michelle Obama, Ruth Bader Ginsburg). Daleka od fizycznego ideału seksownej nastolatki, Molly nie ma w związku z tym większych kompleksów, traktuje natomiast lepiej wyglądających równolatków jak bezmózgie stworzenia, którym za lata nieskrępowanej zabawy i łatwego seksu jeszcze kiedyś przyjdzie słono zapłacić. Amy (Dever) to z kolei nieśmiała lesbijka, która jednak nie ukrywa przed rodzicami i znajomymi swojej prawdziwej orientacji. Stara się nawet poderwać obiekt swojego zainteresowania. Żeby było jeszcze górnolotniej, Amy przed podjęciem wyższych studiów zdecydowała się na rok wolontariatu w afrykańskiej Botswanie, gdzie ma zamiar uczyć lokalne kobiety robienia tamponów na własny użytek… Feminizm Booksmart ma jednak silnie komediowe skrzywienie, emancypacyjne hasła i ogólne dowartościowanie dojrzewającej kobiecości nie służy tu protekcjonalnemu pouczaniu widza, ale raczej zachęca do korzystania z życia i cieszenia się wolnością oraz młodością. Zagrana przez Jessikę Williams Miss Fine, ulubiona nauczycielka naszych bohaterek, przestrzega je w pewnym momencie przed popełnieniem jej błędu i skupieniem się na zdobywaniu wiedzy oraz karierze, a zaniedbaniu rozwijania sfery osobistej, poznawania nowych ludzi i najzwyklejszego korzystania z życia pełną garścią. Booksmart to film o tym, że dziewczyny, choćby były prymuskami, chcą i powinny się przykładnie wyszumieć.