17 czerwca 2018

Oh Lucy! (Ach, Lucy!). Amerykańskie alter ego.

          Znudzona pracą i życiem samotna Japonka o imieniu Setsuko (Shinobu Terajima) trafia w Tokio na nietypowy kurs angielskiego, prowadzony przez przystojnego Amerykanina, Johna (Josh Hartnett). Metoda Johna polega na przełamywaniu językowych barier nieśmiałych i formalnych Japończyków za pomocą amerykańskiej otwartości i totalnej dezynwoltury. John uczy Setsuko na pierwszej lekcji, że w swojej wymowie Amerykanie są leniwi i zrelaksowani, i taki też leniwy i zrelaksowany jest amerykański angielski. Na kursie Johna myszowata i zblokowana Setsuko zamienia się w swoje amerykańskie alter ego - platynową blondynkę Lucy, która zaczyna doceniać wartość fizycznego kontaktu w postaci częstych przyjacielskich uścisków Johna… Ale wtedy John niespodziewanie wraca do Ameryki, a wraz z jego wyjazdem dla Setsuko pryska cały czar nauki angielskiego. Transformacja Setsuko w żądną przygód Lucy już się jednak zaczęła, a kobieta wkrótce potem wsiada wraz z siostrą w samolot do Los Angeles. Ameryka to w końcu kraj nowych możliwości, nieprawdaż?


          Ach Lucy! jest amerykańsko-japońską koprodukcją, napisaną i wyreżyserowaną przez Japonkę Atsuko Hirayanagi. Autorka tej tragikomedii urodziła się i wychowała w Japonii, ale obecnie mieszka na stałe w San Francisco w Stanach. Oh Lucy! jest pełnometrażowym rozwinięciem krótkometrażowego filmu Hirayanagi pod tym samym tytułem z 2014 roku (pokazywanym między innymi na Sundance). Obraz debiutował na festiwalu w Cannes w maju 2017 roku w sekcji Critics’ Week i zdobył też dwie nominacje do amerykańskich Film Independent Spirit Awards: za najlepszy debiut i dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej dla Shinobu Terajimy.


          Setsuko (zagrana przez Shinobu Terajimę) ma nieciekawą biurową pracę w Tokio, jest samotna, pali za dużo papierosów i ma zapchane do granic możliwości, ciasne mieszkanie w bloku. Gdy więc jej siostrzenica Mika (Shioli Kutsuna) prosi ją o odkupienie jej karnetu na kurs angielskiego, Setsuko godzi się spróbować czegoś nowego. I wtedy Setsuko poznaje przystojnego Johna (Josh Hartnett), przedzierzga się w blond Lucy i postanawia jechać w ślad za Johnem i Miką do Ameryki. W podróży towarzyszy jej siostra Ayako (Kaho Minami), która kiedyś ukradła jej narzeczonego, a teraz chce odszukać w Stanach zbiegłą córkę. Nieznoszące się wzajemnie siostry rozpoczynają swoją amerykańską mini odyseję z bardzo ograniczoną znajomością angielskiego, na każdym kroku zderzając swoją japońską powściągliwość z amerykańskim wyluzowaniem.


          Ach, Lucy! jest komediodramatem z elementami czarnej komedii, a znakomitą większość swojego humoru film czerpie z ciągłych zderzeń kulturowych między Ameryką i Japonią. Autorka obrazu, Atsuko Hirayanagi, jest Japonką mieszkającą w San Francisco, więc coś o różnicach między tymi dwoma społeczeństwami na pewno wie. Z pewnością nie można jej zarzucić stereotypowego potraktowania japońskiej kultury i stylu bycia, co przydarzyło się Sofii Coppoli przy okazji rozsławionego na całym świecie Między słowami z Billem Murray'em i Scarlett Johansson. Hirayanagi nie oszczędza swojej heroiny, rewelacyjnie zagranej przez Shinobu Terajimę Setsuko. Japonka w szarym kostiumie i z białą maseczką na twarzy dzień w dzień dojeżdża tokijskim metrem do swojej nudnej i nierozwijającej pracy w biurze. Setsuko wydaje się być całkowicie zgaszona, zamknięta w sobie i zblokowana w kontaktach z innymi. Gdy pewnego ranka staje się świadkiem samobójstwa w metrze (pierwsza scena w filmie), mamy pełne prawo podejrzewać, że podobne myśli być może i jej również chodzą po głowie… I wtedy Setsuko postanawia wybawić z opresji swoją siostrzenicę Mikę, przejmując po niej jej wykupiony już karnet na kurs angielskiego, co owocuje poznaniem Amerykanina Johna (po amerykańsku wyluzowany Josh Hartnett). Od tego momentu w Oh Lucy! akcent przesuwa się z dramatu na komedię, albowiem John nadaje Setsuko na kursie nowe, amerykańskie imię Lucy, co w połączeniu z otwartością i urodą Johna wydobywa w Setsuko ukryte pokłady energii i woli zmiany dotychczasowego życia. John okazuje się być prawdziwym wolnym duchem, z iście amerykańską skłonnością do improwizacji oraz życia tu i teraz, a to działa niezwykle motywująco na Lucy, alter ego drzemiące od zawsze w Setsuko.


          W Ach, Lucy! zderzenie ze sobą japońskiego formalizmu i powściągliwości z amerykańską swobodą oraz nonszalancją nie jest pochlebne dla żadnej ze stron. Obraz zapracowanego i zabieganego Tokio, z tłumami szarych biurowych pracowników w maseczkach, jest co najmniej depresyjny. Nieprzypadkowo pierwsza scena w filmie to samobójstwo jednego z takich Japończyków w garniturze pod kołami nadjeżdżającego pociągu w metrze. Sama Setsuko chodzi po mieście w maseczce przeciwko pyłom, ale jednocześnie pali papierosa za papierosem, zanosząc się co chwila od kaszlu palacza, co tylko podkreśla bezsens jej tokijskiego życia. Przemiana Setsuko w Lucy w drugiej połowie filmu czyni z niej osobę bardziej zrelaksowaną i żądną przygód, ale niekoniecznie przez to lepszą. Lucy zaczyna żyć złudzeniami, licząc na to, że podróż do Ameryki i odnalezienie Johna całkowicie odmienią jej pogrążone w stagnacji życie. Wreszcie John jest amerykańskim lekkoduchem, dzieckiem w ciele dojrzałego mężczyzny, bez stałej pracy i bez stałego dochodu, żyjącym od czynszu do czynszu w słonecznej Kalifornii. Nietrudno zrozumieć dlaczego jego osobowość może być dla Lucy o wiele bardziej pociągająca od lokalnych tokijskich kandydatów na partnera. W Ach, Lucy! Ameryka jest zdecydowanie bardziej leniwa i zrelaksowana niż Japonia, ale oprócz tego, że pozostaje krajem nowych możliwości, może być jednocześnie źródłem wielu iluzji.


1 czerwca 2018

Thoroughbreds (Panny z dobrych domów). Gdy brak uczuć napotyka brak sumienia.

          Rodion Raskolnikow ze Zbrodni i kary Fiodora Dostojewskiego zabił siekierą starą lichwiarkę w przekonaniu, że taka pasożytująca na ludziach wesz nie ma żadnej racji bytu. Wyrachowana zbrodnia rosyjskiego studenta dała początek budzącej się u niego moralnej świadomości popełnionego czynu i w rezultacie zakończyła się tytułową karą. W Thoroughbreds, niezależnym thrillerze i czarnej komedii jednocześnie, po latach przerwy spotykają się dwie nastoletnie przyjaciółki z czasów podstawówki. Amanda (Olivia Cooke) nie czuje absolutnie nic, co czyni z niej osobowość właściwie socjopatyczną. Lily (Anya Taylor-Joy) czuje aż za dużo, głównie negatywnych emocji w stosunku do swojego ojczyma, Marka (Paul Sparks). Gdy Amanda filozoficznie stwierdza, że ludzkie życie nie jest żadną świętością i w zasadzie nie ma większego znaczenia ni sensu, obie dziewczyny rozpoczynają knucie zbrodni doskonałej. Gdy brak uczuć (Amanda) napotyka brak sumienia (Lily), wszystko może się zdarzyć, a kara nie ma już żadnego oczyszczającego wymiaru.


          Thoroughbreds powstał oryginalnie jako sztuka teatralna Cory’ego Finleya. Zamiast jednak pójść prosto na scenę, scenariusz Finleya zamieniony został na niezależny film, z nim samym w roli reżysera. Filmowy debiut młodego autora pokazany został po raz pierwszy na Sundance Film Festival w styczniu 2017 roku. Nakręcony w stylu kina neo-noir jest Thoroughbreds intrygującym skrzyżowaniem thrillera i czarnej komedii, mając w sobie klimat oraz napięcie tego pierwszego i ociekające czarnym humorem dialogi tej drugiej.


          Lily i Amanda były kiedyś najlepszymi przyjaciółkami. Po latach niewidzenia się próbują wskrzesić swoją znajomość w rodzinnej miejscowości u wybrzeży stanu Connecticut. Obie pochodzą z zamożnych domów i obie są szalenie inteligentne. Ich problem nie tkwi jednak w sferze intelektu, tylko w sferze emocji. Amanda (świetna Olivia Cooke, bohaterka Earl i ja i umierająca dziewczyna) jest praktycznie socjopatką, wszelkie emocje są jej obce, dlatego też ich brak musi nadrabiać obserwacją i imitacją. Lily (znana z Czarownicy Anya Taylor-Joy) rozsadzają wrogie uczucia względem nowego męża matki, Marka (Paul Sparks). Mark jest pewnym siebie snobem i bufonem, nieukrywającym wcale swojej niechęci do przybranej córki. Gdy decyduje się pozbyć z domu Lily poprzez wysłanie jej do odległej szkoły z internatem, dziewczyna angażuje Amandę i lokalnego dilera narkotyków, Tima (ostatnia przed tragiczną śmiercią w 2016 roku rola Antona Yelchina), do desperackiego planu wysłania znienawidzonego ojczyma na tamten świat.


         Angielski tytuł Thoroughbreds oznacza po polsku czystą rasę (w domyśle koni). Tytuł nawiązuje do największej pasji granej przez Cooke Amandy: konnej jazdy. W trakcie trwania filmu dowiadujemy się, że Amanda wywołała niemały skandal w swojej okolicy, na własną rękę dokonując krwawej egzekucji swojego ukochanego konia, po tym jak ten złamał nogę. Zdjęcia z tej nieplanowanej rzezi obiegły całą okolicę, czyniąc z Amandy lokalnego potwora.  Amanda nie podeszła do sprawy emocjonalnie, tylko racjonalnie, i jest to też jedyny sposób, w jaki postrzega otaczający ją świat. Osobiste uśmiercenie własnego konia było dla Amandy najszybszym i najbardziej oczywistym z rozwiązań: koń ze złamaną nogą i tak musiał zostać zabity, dlaczego zatem nie mogła tego zrobić najbliższa mu osoba, jego właścicielka? Brak doświadczenia Amandy uczynił jednak z egzekucji prawdziwą jatkę… W Thoroughbreds to skrajnie racjonalna i amoralna Amanda poddaje zdesperowanej Lily myśl zabicia obmierzłego ojczyma, ale i tym razem brak doświadczenia u obu nastolatek komplikuje całą operację.


          Lily i Amanda wydają się być pozornie swoimi przeciwieństwami. Pozbawiona emocji socjopatka Amanda jest zimnokrwista z natury, ale to narcystyczna Lily okazuje się mieć zadatki na psychopatkę. Najnormalniejszą i najcieplejszą postacią w filmie okazuje się być skazany za seks z nieletnią drobny diler narkotykowy, grany przez Antona Yelchina Tim. To właśnie przy dalekim od ideału Timie uświadamiamy sobie w pełni poziom mroku w duszach obu bohaterek. Zdesperowana Lily i do bólu racjonalna Amanda konstytuują razem niebezpieczną siłę, zagrożenie i suspens, który towarzyszy filmowi od samego początku, czyli od momentu ich pierwszego spotkania. Cory Finley stworzył w swoim debiucie charaktery, których wzajemna interakcja kreuje napięcie i nieprzewidywalność w filmie. Znakomite zdjęcia i bardzo dobrze dopasowana muzyka oraz efekty dźwiękowe tylko dopełniają mrocznej całości. W Thoroughbreds zbrodnia cały czas wisi w powietrzu, czai się w labiryncie korytarzy wystawnej rezydencji. I tylko widmo kary jako świadomości wyrządzonego zła zdaje się być tu całkowicie nieobecne.