Amerykańska
Liga Katolicka uznała ten film za „szmirę, czystą szmirę”. I trudno się temu
dziwić, skoro obraz The Little Hours
śledzi bezbożne poczynania trzech seksualnie sfrustrowanych zakonnic w
średniowiecznej Toskanii… Dla każdego bogobojnego katolika film będzie
oczywistą drwiną ze stanu duchownego, a być może nawet z samej religii. Ja
jednak nie szedłbym tak daleko i proponowałbym w zamian bardziej humanistyczne
odczytanie dzieła, skupiające się mocniej na ludzkich słabościach, aniżeli na
Bogu i religii. Produkcja jest w końcu luźno oparta na Dekameronie Giovanni’ego Boccaccio (1313-1375), renesansowego
włoskiego pisarza, znakomitego znawcy człowieczej natury. The Little Hours nie jest filmem dla każdego, ale jeśli już jego
ziarno trafi na podatny grunt, gwarantuję obfitość śmiechu i przedniej zabawy.
Twórcą komedii The Little Hours (czytaj jakby było The Little Whores) jest Jeff Baena, niezależny amerykański reżyser,
który specjalizuje się w niskobudżetowych komediach, pokazywanych zazwyczaj na
festiwalu Sundance. The Little Hours
jest już trzecim jego obrazem, debiutującym na tej imprezie z początkiem 2017
roku. Wcześniej Baena napisał scenariusz i wyreżyserował dwie inne komedie,
równie dobrze przyjęte przez Sundance’owe środowisko: Life After Beth z 2014 roku oraz obraz Joshy z 2016 roku. Wszystkie komedie Baena mają dość nietypowy i
kontrowersyjny temat za przedmiot komizmu. W Life After Beth była to bardzo modna obecnie tematyka zombie, a w Joshy’m punktem wyjścia jest samobójcza
śmierć dziewczyny głównego bohatera… Nie mniej kontrowersyjnie jest też w The Little Hours, którego oryginalny
scenariusz Jeff Baena oparł luźno na pierwszej opowieści z trzeciego dnia Dekameronu Giovanni’ego Boccaccio,
traktującej o erotycznych przygodach mnichów i mniszek…
Massetto (w tej roli Dave Franco)
ucieka w realiach średniowiecznej Toskanii przed gniewem swego pana, z którego
żoną miał ognisty romans. Młody chłopak chroni się w klasztorze, gdzie dostaje
posadę ogrodnika. Massetto spada jednak z deszczu pod rynnę, albowiem klasztor
obfituje w niestabilne emocjonalnie i, co gorsza, seksualnie sfrustrowane młode
mniszki. Trzy z nich rozpoczynają regularne psychiczne i fizyczne napastowanie
nowego przybysza, który dla własnego bezpieczeństwa udaje głuchoniemego. Alison
Brie, Aubrey Plaza i Kate Micucci brawurowo wcielają się w siostry Alessandrę,
Fernandę oraz Ginervę, wygrywając wszelkie możliwe komediowe akcenty tej
zwariowanej opowieści.
Jeff Baena ma wielu przyjaciół wśród
prominentnych obecnie aktorów, szczególnie tych specjalizujących się w rolach
komediowych. Tak samo jak w dwóch poprzednich swoich filmach udało mu się na
planie The Little Hours zgromadzić
prawdziwą śmietankę komicznego entourage’u. W postacie trzech sfrustrowanych i
niewyżytych młodych zakonnic wcieliły się znakomicie Aubrey Plaza (prywatnie
żona reżysera i główna bohaterka jego wcześniejszego Life After Beth), Alison Brie oraz Kate Micucci. Wszystkie trzy aktorki
znane są głównie ze swoich komediowych wcieleń, tak w filmach, jak i serialach:
Brie była gwiazdą popularnego serialu Community
(2009-2015), Micucci natomiast występowała w Teorii wielkiego podrywu (The
Big Bang Theory), a ostatnio zagrała w rewelacyjnym, niezależnym Don’t Think Twice (2016) Mike’a
Birbiglia. Aubrey Plazy chyba nikomu nie trzeba przedstawiać: dość powiedzieć,
że przez lata była niezapomnianą April Ludgate w serialu Parks and Recreation (2009-2015). W The Little Hours pojawiają się również w drugoplanowych kreacjach aktorzy tej miary
co: John C. Reilly (Ojciec Tommasso), Molly Shannon (Siostra Marea), Nick
Offerman (lord Bruno), Fred Armisen (biskup Bartolomeo) oraz znana z serialu Dziewczyny (Girls, 2012-2017) Jemima
Kirke jako Marta. Mając do dyspozycji tak celujących w komedii aktorów Jeff
Baena nie musiał nawet przesadnie trudzić się przy dialogach w swoim filmie:
reżyser napisał właściwie tylko szczegółowy zarys historii, pozwalając
odtwórcom ról swobodnie improwizować na planie. Efekt jest bardzo bezpośredni i
naturalny, dodający komedii dużej dozy dezynwoltury oraz niemałej szczypty
szaleństwa.
Angielski tytuł oryginalny The Little Hours nawet po dosłownym
przetłumaczeniu może wydać się niejasny w kontekście fabuły obrazu. Otóż, w
tytule zawarta jest pewna gra słowna, a chodzi w niej o to, aby słowo ‘hours’
wymawiać jak niecenzuralne ‘whores’. Z uwagi na zasady przyzwoitości i dobrego
smaku tytuł Małe kurewki nie zostałby
dopuszczony do dystrybucji, stąd ten sprytny językowy zabieg. W mało więc
wyrafinowany sposób Jeff Baena stawia sprawę jasno: jego The Little Hours to lekka komedia erotyczna, która za przedmiot
śmiechu i kpin bierze sobie problemy z rygorystycznym przestrzeganiem
katolickiego celibatu. I choć na pozór film może się wydać błahy i bluźnierczy,
to kryje się w nim całkiem sporo uniwersalnych prawd odnośnie ludzkiej natury.
Nie chodzi tu tylko o jej słabość i niestałość, ale bardziej o jej właściwe
przeznaczenie oraz sens życia w odosobnieniu. Bohaterowie The Little Hours żyją i ubierają się jak w XIV-wiecznych Włoszech Giovanni’ego
Boccaccio, ale używają całkiem współczesnego nam języka, który jako ekspresja
mentalności zrównuje średniowieczne pragnienia i popędy z tymi, które mamy i
dzisiaj. Namiętność, pożądanie, zdrady i romanse wyglądają dokładnie tak samo,
bez względu na setki lat oddalenia w czasie. Film Baena pokazuje jak łatwo
można odrzucić kostium z epoki (w tym wypadku habit) i dalej bez najmniejszych
wątpliwości rozumieć ludzkie motywacje. Bohaterowie The Little Hours często oraz chętnie zrzucają swoje habity, ale nie
aby epatować nagością i wyuzdaniem, tylko aby uwolnić się od tego brzemienia
przymusu oraz poświęcenia, który w postaci celibatu prowadzi tu do wyjątkowo
opłakanych śmiechem konsekwencji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz