9 października 2016

Swiss Army Man (Człowiek-scyzoryk). Pokochaj albo znienawidź.

          Skandal. Dziwadło. Szok. Zniesmaczenie. Absurd. Surrealizm. Zgrywa. Żart. Groteska. Jest wiele słów, którymi możnaby określić film Swiss Army Man. Dosadnych przymiotników jest jeszcze więcej niż rzeczowników. Reakcje zawsze jednak są skrajne: albo totalna deprecjacja, albo całkowity zachwyt. Jedyną pewną w tym filmie rzeczą jest jego zdolność do generowania bardzo silnych emocji. Albo ten film pokochasz, albo znienawidzisz. Albo będziesz tarzał się ze śmiechu przez całą projekcję, albo wyjdziesz z kina zszokowany i zniesmaczony, tak jak to zrobiła widownia na tegorocznym Sundance Film Festival. Swiss Army Man to  jedyny w swoim rodzaju komediodramat, będący zarazem dziełem bardzo eklektycznym, ale też oryginalnym oraz konsekwentnym w swojej filmowej logice. Obojętność nie jest tutaj żadną opcją. Pozostaje więc tylko albo zaakceptować i wejść w tę odjechaną filmową rzeczywistość ( i nieźle się przy tym ubawić), albo obejść ten obraz z bardzo daleka.


          Swiss Army Man to pełnometrażowy debiut dwóch ściśle ze soba współpracujących reżyserów: Dana Kwana i Daniela Scheinerta, znanych jako The Daniels. Obaj panowie wspólnie napisali kontrowersyjny scenariusz filmu i pokazali go premierowo w konkursie głównym Sundance Film Festival Anno Domini 2016. Rezultatem pokazu był szok i dezaprobata festiwalowej publiczności (która tłumnie opuściła pokaz) oraz nagroda za najlepszą reżyserię dla twórców od jury… Od samego więc początku film dzielił i wzbudzał kontrowersje, dla jednych będąc aberracją oraz wypaczeniem ‘niezależnego ducha’ w amerykańskiej kinematografii, dla innych najciekawszą i najświeższą propozycją, jaką kiedykolwiek Sundance widziało.


           Bohaterem obrazu jest Hank (Paul Dano), rozbitek na bezludnej wyspie, który na brzegu odnajduje martwe ciało innego rozbitka (w tej roli grający z poświęceniem umarlaka Daniel Radcliffe) i się z nim zaprzyjaźnia… Hank taszczy ze sobą ciało nieżyjącego Manny’ego (bo tak go nazywa) wszędzie, wykorzystując go jako wielofunkcyjne narzędzie, potrzebne do przeżycia na bezludnej wyspie. Aby nie zwariować od samotności Hank cały czas przemawia do Manny’ego, co skutkuje jego powstaniem z martwych. W tej całkowicie surrealistycznej scenerii Hank i Manny starają się przetrwać i powrócić do domu, gdzie pozostała ukochana Hanka, Sarah (Mary Elizabeth Winstead).


          Nie można nie wspomnieć o filmowej dominancie w Swiss Army Man, którą jest odgłos puszczanych przez Manny’ego gazów. Martwe acz ożywione ciało topielca znajduje się w fazie postępującego rozkładu, co dostarcza w filmie lwiej części kloacznego humoru. Wydalane przez Manny’ego w obfitej ilości gazy, poza komicznym wydźwiękiem, mają też bardzo praktyczne użycie: Hank wykorzystuje je do szybkiego przemieszczania się na znaczne odległości, szczególnie po powierzchni wody. To właśnie towarzyszący parze głównych bohaterów przez prawie cały film odgłos puszczanych bąków wywołał najwięcej kontrowersji wśród widzów. Większość uznała ten zabieg za infantylny i poniżej pewnego poziomu, a jego notoryczne użycie za dowód braku klasy oraz ogólnie pomysłu na film. Swiss Army Man to nie jest jednak film o bezustannie pierdzącym trupie, jak co poniektórzy próbują go zdezawuować. Komediodramat duetu The Daniels to pomysłowe połączenie dwóch filmów: dramatu Cast Away. Poza światem Roberta Zemeckisa z 2000 roku i komedii Weekend u Berniego (Weekend at Bernie's) Teda Kotcheff’a z 1989 roku. Mamy też liczne skojarzenia i nawiązania do Parku Jurajskiego Spielberga, tudzież do historii Frankensteina… Swiss Army Man to jednak przede wszystkim film o męsko-męskiej przyjaźni, jakkolwiek dwuznacznie by to nie brzmiało.


          Oglądając dzieło tandemu The Daniels trzeba koniecznie zaakceptować jego surrealistyczno-absurdalne założenia. Jeśli tego nie zrobimy, nie będziemy mieć z projekcji filmu aż takiej frajdy. Cała fabuła Swiss Army Man może być tylko sennym rojeniem jego głównego bohatera, czyli granego przez Paula Dano Hanka, bądź też wykwitem jego szaleństwa i dość poważnego odchylenia od normy. Film podąża konsekwentnie za logiką sennego marzenia i przedstawia wydarzenia w bardzo emocjonalnym, wręcz frenetycznym świetle. Wielka w tym zasługa pary głównych aktorów, którzy z ogromnym przekonaniem oraz poświęceniem wcielają się w swoje role, mocno zresztą odbiegające od ich dotychczasowego image’u. Szczególne uznanie należy się Danielowi Radcliffe’owi, który z wielką gracją oraz zaangażowaniem gra gadającego i rozkładającego się zarazem trupa. Jego Manny (imię znaczące) jest jak poznające świat od zera dziecko, z mnóstwem pytań oraz celnych spostrzeżeń. Jego dezynwoltura i niewinność cenzurowane są przez Hanka, który występuje tutaj w roli objaśniającego świat ojca i jednocześnie najlepszego przyjaciela. Im bliżej finału, tym więcej w obrazie podtekstów oraz możliwości odczytań. Im głębiej w las Swiss Army Man zaskakuje nas coraz bardziej, a poziom emocji cały czas wzrasta aż do zdumiewającej kulminacji. I jest tak jak chcieli tego twórcy obrazu: pierwsze w filmie pierdnięcie budzi twój śmiech, ostatnie zaś doprowadza cię do płaczu…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz