28 czerwca 2015

Damsels in Distress (Pannice w opałach). Cynizmem w elity.

          Postaci zupełnie nieprzystosowane do swoich czasów, innych ludzi, lub po prostu własnego środowiska zawsze były i nigdy nie przestaną być źródłem popularnych żartów. Pannice w opałach są właśnie taką komedią o grupce dziewczyn z trochę innej bajki. A z jakiej? Na pewno nie z tej o współczesnych nastolatkach, liberalnych i mających wszystko oraz wszystkich w nosie. Bohaterki Damsels in Distress to mieszkające na uniwersyteckim kampusie studentki z bardzo przejrzystą koncepcją świata. Jeszcze jaśniejsza wydaje się być ich percepcja najbliższego, studenckiego otoczenia. Tytułowe Pannice w opałach chcą zbawiać świat, który ani nie chce, ani nie potrzebuje żadnego odkupienia. Rezultatem tego zderzenia dwóch nieprzystających do siebie postaw jest przezabawna komedia o iście cynicznym humorze.


          Reżyserem i autorem scenariusza do Damsels in Distress jest Whit Stillman, jeden z najbardziej hołubionych twórców amerykańskiego kina niezależnego. Zrealizowane w 2011 roku Pannice w opałach są dopiero czwartym filmem Stillmana, który zasłynął swoim reżyserskim debiutem z 1990 roku, czyli obrazem Metropolitan, za który otrzymał nominację do Oscara w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny. Dwa kolejne filmy Stillmana, stanowiące część swoistej trylogii autora, to Barcelona z 1994 roku oraz Rytmy nocy (The Last Days of Disco) z 1998 roku. Warto było czekać aż 13 lat na najnowszy film tego twórcy, którego wszystkie dzieła noszą niepodrabialny znak wysoce wysublimowanego poczucia humoru.


          Centralną postacią Pannic w opałach jest Violet (fenomenalna Greta Gerwig), która na uniwersyteckim kampusie w jednym z college’ów na Wschodnim Wybrzeżu tworzy jedno z tak zwanych kółek wzajemnej adoracji. Do jej ekskluzywnego grona wchodzą też: Rose (Megalyn Echikunwoke) oraz Heather (Carrie MacLemore). Dziewczyny postanawiają przygarnąć pod swoje opiekuńcze skrzydła nowoprzybyłą do college’u Lily (Analeigh Tipton). Wraz ze świeżo zwerbowaną adeptką tytułowe Pannice kontynuują swoje dzieło naprawy świata w formie prowadzonego przez siebie uniwersyteckiego centrum zapobiegania samobójstwom. Dziewczyny mają też bardzo sztywne zasady umawiania się z męską połową kampusowej populacji, oczywiście wszystko to w służbie higieny, moralności oraz szczytnej idei samodoskonalenia się, tudzież rozwijania potencjału u mniej zaradnych. Nasze bohaterki poddane jednak zostaną ciężkim próbom, na które skazany jest każdy idealistycznie nastawiony reformator tego świata.


          Kluczem do filmowego świata Whita Stillmana jest jego ‘arystokratyczne’ poczucie humoru, będące prawdziwą siłą napędową dialogów do jego obrazów. Stillman uwielbia portretować specyficzne mniejszości towarzyskie, przynależące w znacznej mierze do odchodzącego już w zapomnienie świata. Twórca ten jest kronikarzem dekadencji i anachronizmu, lubującym się w infiltracji zamkniętych, ekskluzywnych grup lub towarzyskich koterii. Tak właśnie było w przypadku jego klasycznych obrazów w rodzaju Metropolitan i The Last Days of Disco, nie inaczej sprawy się mają w odniesieniu do najnowszych Pannic w opałach. Przedmiotem bystrej obserwacji Stillmana jest w jego ostatnim dziele dość nietypowy krąg konserwatywnie nastawionych studentek jednego z renomowanych amerykańskich uniwersytetów na Wschodnim Wybrzeżu. Rewelacyjnie odtwarzająca postać Violet Greta Gerwig jest mózgiem i siłą sprawczą tej zadziwiającej grupki. To, co odróżnia Violet, Rose i Heather od reszty uniwersyteckiej braci, to elitaryzm oraz hołdowanie ideałom w rodzaju krzewienia moralności i higieny. Dziewczyny uskuteczniają prawdziwą pracę u podstaw, walcząc na kampusie z depresją oraz niskimi standardami wszelkiego pokroju, od ordynarnych przyzwyczajeń począwszy, a na brakach w elementarnej edukacji skończywszy. Dodatkowo ubierają się i zachowują jak żywcem wyjęte z lat 50-tych XX wieku, co tylko dodaje im jeszcze prawdziwie anachronicznej aury. Nie ma co, szalenie wdzięczny temat do żartów.


          Whit Stillman wyciska humorystyczny potencjał scenariusza do ostatniej kropli, zaprawiając powstały w ten sposób wywar odrobiną goryczy i szczyptą cynizmu. Obśmiane i zdemaskowane zostają obłudne oraz oparte na poczuciu wyższości praktyki idealistycznych uzdrowicielek, jednocześnie jednak największej dyskredytacji podlegają w filmie zachowania liberalnej, studenckiej większości. Można bowiem z łatwością naśmiewać się ze sztywnych, pewnych siebie i swojej wyższości elitarnych paniusi, nic jednak nie przebije głupoty oraz rozwydrzenia masowego ogółu. Domeną reżysera Damsels in Distress jest bowiem elitarny humor intelektualny, w rodzaju Woody’ego Allena, a ten może kpić bezlitośnie z zamkniętych w swoim światku i nieprzystosowanych do życia intelektualistów, największe jednak baty wymierza egalitarnie nastawionemu motłochowi na dole. Kino Whita Stillmana można więc postrzegać jako jednoczesną apoteozę i demistyfikację intelektualnych oraz towarzyskich wyższych sfer; czuć w jego filmach zafascynowanie nimi, ale też palące pragnienie ich dekonstrukcji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz