7 grudnia 2020

Relic (Relikt). Starość największym horrorem.

          Wszystko zmierza ku rozpadowi. To chyba najbardziej przerażająca rzecz, z jaką musi uporać się każda czująca istota ludzka. Nieubłagane prawo entropii zmusza nas do obserwowania powolnej degrengolady swojej i swoich najbliższych. Nieważne czy mamy do czynienia z demencją, Alzheimerem czy po prostu z powolną acz stopniową utratą urody, sił i zdrowia – procesy starzenia są tak samo bezlitosne i tak samo bolesne w każdym pojedynczym przypadku. O porażającym horrorze starzenia opowiada znakomity australijsko-amerykański film Relikt w reżyserii debiutującej za kamerą Natalie Eriki James. W jednym domu na australijskiej prowincji spotykają się trzy generacje kobiet: babka, matka i wnuczka. Najstarsza z tej trójki powoli traci kontakt z rzeczywistością, a dwie pozostałe starają się zaradzić jakoś temu, co nieodwracalne. W Relikcie chwytająca za serce opowieść o powolnej utracie bliskiej osoby przybiera formę wysublimowanego horroru. Jest to horror głównie egzystencjalny, ale nie oszczędzający nam także wizji i obrazów czekającego nas wszystkich finalnego rozpadu.

          Relic (Relikt) jest australijsko-amerykańskim horrorem w reżyserii Australijki Natalie Eriki James, która wraz z Christianem White’m napisała do filmu oryginalny scenariusz. Obraz pokazano premierowo w styczniu 2020 roku na Sundance Film Festival, po czym w lipcu tego roku wprowadzono go do kin w USA i Australii. Relikt doczekał się polskiej premiery 30 października, niestety na krótko przed zamknięciem wszystkich kin. Warto ten obraz obejrzeć przy pierwszej nadarzającej się okazji, czy to w kinie czy w Internecie, albowiem jest to nie tylko trzymający w ciągłym i rosnącym napięciu znakomity horror, ale także trafiający w uniwersalny czuły punkt dramat egzystencjalny, który nikogo nie pozostawi obojętnym.

          Mieszkająca na co dzień w australijskim Melbourne Kay (Emily Mortimer w tej roli) przyjeżdża wraz z córką Sam (Bella Heathcote) do rodzinnego domu na prowincji po tym, jak otrzymuje od policji telefon o zaginięciu własnej matki, Edny (świetna kreacja Robyn Nevin). Po kilku dniach intensywnych acz nieskutecznych poszukiwań w pobliskich lasach Edna pojawia się z powrotem w domu, ale nie potrafi powiedzieć gdzie i jak długo była. Kay podejrzewa matkę o postępującą demencję, więc decyduje się pozostać przy niej jeszcze przez jakiś czas, aby załatwić wszystkie bieżące sprawy i znaleźć dla staruszki odpowiedni ośrodek opieki w mieście. Córka i wnuczka próbują odbudować więź z babką, ale szybko zdają sobie sprawę, że starzejąca się seniorka oraz cały rodzinny dom pozostają we władaniu sił, którym młodsze kobiety nie są w stanie skutecznie się przeciwstawić.

          Relikt jest przykładem na znakomite połączenie horroru z egzystencjalnym dramatem, który dotyczy każdego bez wyjątku. Uniwersalność tego obrazu rozciąga się nie tylko na ludzi, ale także na wszystkie inne żyjące istoty z martwymi przedmiotami włącznie. Jednym z przewodnich motywów tego filmu jest pokrywający ściany, przedmioty, a nawet ludzi czarny grzyb. Początkowo pleśń wydaje się być naturalną konsekwencją wilgoci i zaniedbania starego wiejskiego domu, ale szybko czarny nalot staje się metaforą starości i rozkładu nie tylko martwych rzeczy, ale również mieszkających pośród nich ludzi. Niezwykle dojrzały debiut reżyserski Australijki Natalie Eriki James trafia w czuły punkt każdego z nas: lęk przed niemocą, utratą sił witalnych, chorobą fizyczną lub umysłową dotyczy każdego z nas, niepokój ten stanowi jądro naszej ludzkiej kondycji, a obawa przed cielesnym lub mentalnym upadkiem znakomicie funkcjonuje jako uniwersalne międzyludzkie doświadczenie, na które nikt nie może pozostać obojętnym. To, co wznosi ten egzystencjalny dramat do poziomu horroru, to jego nieuchronność: sam lęk nie pomoże nam w obejściu starości i jej nieprzyjemnych efektów ubocznych. Starość jest w tym sensie największym horrorem, bo sama pamięć o niej, a także zaradność i dbałość o siebie nie pomogą nam w jej obejściu, a sam proces starzenia jest na tyle upokarzający i odzierający z jakiejkolwiek godności, że jednorazowy akt śmierci wydaje się być dla porównania łaskawym aktem miłosierdzia natury.

          Nie wypada mówić o emocjach i miłosierdziu w kontekście stoicko obojętnej natury, ale warto zwrócić uwagę i pochwalić aktorskie trio w Relikcie, czyli rewelacyjne kreacje Robyn Nevin, Emily Mortimer oraz Belli Heathcote. Dzięki tym trzem kobietom film obfituje w emocjonalne i emocjonujące sceny, które pozostawiają niezatarte piętno na delikatnej tkance filmowej debiutu Natalie Eriki James. Prędzej czy później każdy z nas odnajdzie się po kolei w roli przedstawicielki jednego z tych trzech pokoleń w rodzinie i będzie musiał stać się albo świadkiem degrengolady starszych, albo samym przedmiotem takiego psycho-fizycznego upadku. Odzierająca ludzi z ich zalet i osobistych cech starość zamienia człowieka-podmiot w człowieka-przedmiot, paraliżuje nasze dobrze funkcjonujące ciała i umysły, pozostawiając spustoszenie i często zanik indywidualnej osobowości. Stajemy się obcy innym i w końcu także samym sobie. Wyjątkowo poruszająca jest w filmie scena, w której grająca Ednę Robyn Nevin zakopuje w lesie stary album ze zdjęciami, zjadając wcześniej kilka fotografii. Kiedy grająca jej córkę Emily Mortimer próbuje ją powstrzymać, Edna z przerażeniem w oczach pyta Kay i samą siebie: gdzie są wszyscy?, co się z nimi stało? Ta scena to nie tylko przejmujący objaw starczej demencji, ale przede wszystkim wyraz egzystencjalnego horroru, kiedy zdajemy sobie sprawę, że życie na samym końcu pozbawiło nas dosłownie wszystkiego, stając się tylko długą listą rzeczy, które bezpowrotnie straciliśmy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz