8 grudnia 2019

Luce. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.

         Mamy w Polsce popularne powiedzenie, wedle którego nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. To utarte wyrażenie z niezłym skutkiem można by zastosować do amerykańskiego niezależnego filmu Luce, w którym szczególną nadgorliwością przy wykonywaniu swoich służbowych obowiązków wykazuje się Harriet Wilson (świetna Octavia Spencer), nauczycielka historii w amerykańskiej szkole średniej, która najpierw wynosi na szkolny piedestał swojego pupila, tytułowego Luce’a (znakomity Kelvin Harrison Jr.), aby potem, w przypływie poważnych wątpliwości co do prawdziwych intencji chłopaka, próbować go z tego piedestału strącić. Luce jest najlepszym w szkole uczniem, nie brakuje mu też sprytu oraz inteligencji, a jego uprzywilejowaną pozycję wzmacnia jeszcze fakt, że jako dziecko został przez swoich białych rodziców adoptowany wprost z ogarniętej wojną Erytrei. Nielubiana przez niego nauczycielka historii też jest czarna i ma swoje ugruntowane zdanie o sytuacji czarnych w Ameryce. Początkowa różnica zdań między tymi dwojga przeradza się w otwartą niechęć i walkę o dowiedzenie swojej własnej, prywatnej prawdy. Bo prawda w tym fascynującym psychologicznym thrillerze, jakim jest Luce, ma bowiem więcej niż tylko jedną twarz.


         Luce jest kolejnym frapującym i dającym dużo do myślenia niezależnym filmem, który miał swoją międzynarodową premierę na festiwalu Sundance w styczniu 2019 roku. Reżyserem tego dramatu i psychologicznego thrillera jednocześnie jest pochodzący z Nigerii Julius Onah, który scenariusz do filmu napisał wspólnie z J.C. Lee, autorem oryginalnej sztuki teatralnej, na której oparty jest Luce. Wywodzący się z teatru scenariusz filmu ma świetne dialogi i znakomicie rozpisane pierwszoplanowe postaci, których ścierające się racje oraz osobiste poglądy utrzymają nasze zaintrygowanie aż do samego końca tego przewrotnego moralnie oraz intelektualnie obrazu.


          Amy oraz Peter Edgar (w tych rolach Naomi Watts i Tim Roth) to biała amerykańska para w średnim wieku, mieszkająca w Arlington w Wirginii. Małżeństwo ma adoptowanego syna, tytułowego Luce’a (Kelvin Harrison Jr.), który do Ameryki przybył jako dziecko z ogarniętej wojną Erytrei, gdzie przygotowywany był do roli dziecięcego żołnierza. Po długoletniej terapii wydaje się, że trauma z dzieciństwa Luce’a nie stanowi już dla chłopaka żadnej przeszkody w normalnym życiu, o czym świadczyć mogą znakomite wyniki osiągane przez nastolatka w szkole oraz w sporcie (lekka atletyka), a także jego wybitne zdolności manifestowane w szkolnych debatach na polityczne tematy. Jego nauczycielka historii (rewelacyjna jak zawsze Octavia Spencer) ma jednak poważne wątpliwości co do rzeczywistych intencji chłopaka, po tym jak ten przyjmuje w jednym z klasowych esejów punkt widzenia rewolucyjnego francuskiego pisarza, Frantza Fanona, który postulował stosowanie przemocy w zwalczaniu skutków kolonializmu. Jakby tego było mało, Harriet Wilson znajduje w szkolnej szafce Luce’a nielegalne ognie sztuczne, co motywuje ją do wezwania do szkoły matki chłopca. Od tego momentu już do końca filmu obserwujemy powolną eskalację intrygi, która skutecznie utrzyma nas w nerwach na samej krawędzi fotela.


          Poza tym, że jest to imię głównego bohatera filmu, słowo ‘luce’ oznacza światło w języku włoskim, a niektórzy zwracają również uwagę, że to skrót od imienia Lucyfera, Księcia Ciemności... W istocie, zagrany przez Kelvina Harrisona Juniora tytułowy Luce nie jest jednoznaczną postacią, chociaż na początku filmu wydaje się być wzorowym uczniem oraz synem. Luce nie ukrywa przed rodzicami swojej niechęci do nauczycielki historii w swojej szkole, Harriet Wilson, która, jego zdaniem, stygmatyzuje poszczególnych uczniów wedle swoich obarczonych stereotypami przekonań. I tak Luce nie może wybaczyć Harriet tego, że po znalezieniu marihuany w szafce jego klasowego kolegi, od razu wezwała policję, przyczyniając się do tego, że chłopak stracił swoje sportowe stypendium. Luce ma Harriet także za złe, że jego samego wyniosła na szkolny piedestał, jako wzór udanej resocjalizacji oraz społecznej integracji, po tym jak po dziecięcej traumie przeszedł w Ameryce kompleksową terapię pod skrzydłami swoich nowych, białych rodziców. Według Luce’a to kolejny społeczny oraz rasowy stereotyp, którym w ocenie swoich uczniów kieruje się jego nauczycielka. Dla Luce’a nic nie jest takie jednoznaczne i moralnie czarno-białe, jak wydaje się to Harriet. Kiedy więc Luce oddaje nauczycielce prowokacyjny esej, w którym (zgodnie z oryginalnym tematem) broni punktu widzenia francuskiego myśliciela z Martyniki, Frantza Fanona, znanego z obrony przemocy jako formy walki z kolonializmem, Harriet Wilson czuje się poważnie zaniepokojona. Nauczycielka używa też całego dostępnego sobie arsenału, aby obnażyć prawdziwą naturę oraz zamiary wzorowego dotąd ucznia. Siłą filmu jest to, że właściwie do samego końca nie wiemy, po czyjej ze stron powinniśmy się opowiedzieć. Czy Harriet Wilson jest uprzedzona, paranoiczna i zwyczajnie nadgorliwa w doszukiwaniu się winy po stronie swojego niedawnego pupila, czy może zwyczajowy uśmiech oraz pogodna twarz Luce’a to tylko fasada, za którą czają się gniew, wściekłość oraz podwójna gra?


          Takie same pytania jak widzowie zadają sobie także rodzice samego Luce’a, świetnie i w sposób niezwykle zniuansowany zagrani przez Naomi Watts oraz Tima Rotha. Istnieje między nimi również wyraźne pęknięcie odnośnie wiary w prawdomówność własnego syna: Peter Edgar jest przekonany, że Luce ma nieczyste sumienie i że najprawdopodobniej nie mówi im całej prawdy, jego żona natomiast jest niezdecydowana, bardziej też skłonna bronić dobrego imienia idealizowanego syna. Gdy jednak nielegalne sztuczne ognie, znalezione w szafce Luce’a, przestają być tylko dowodem w sprawie, a stają się narzędziem vendetty, realizowanej z iście makiaweliczną precyzją, Amy i Peter będą musieli zająć stanowisko i opowiedzieć się po którejś ze stron eskalującego konfliktu. Luce ma do zaoferowania jeszcze wiele pobocznych wątków, które składają się na frapujący finał, w którym nic nie jest takie, jakie wydawało się na samym początku seansu. Granice dobra i zła ulegają zatarciu, a z tak powstałej moralnej szarości wyłania się, niczym z gęstej mgły, wielki znak zapytania, czy aby to nie padliśmy ofiarą wyrafinowanej manipulacji???


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz