Obrazy
Davida Lyncha, Quentina Tarantino oraz braci Coen obfitują w postaci
zabójców-partaczy, płatnych morderców o bardzo niskim IQ, którzy urządzają w
filmach tych reżyserów prawdziwie krwawą łaźnię z winy własnej głupoty tudzież
niekompetencji. Szybkie, ciche i efektywne zabójstwo staje się w rękach tych
‘profesjonalistów’ brzemienną w najgorsze możliwe konsekwencje ludzką jatką.
Kto widział Pulp Fiction, Fargo lub Mulholland Drive ten wie, o czym mowa. Bohaterem thrillera Blue Ruin jest zabójca-amator, który z
racji swojego niedoświadczenia i braku planu urządza na naszych oczach
niezgorszą rzeź, której w swoim filmie nie powstydziłby się nawet sam
Tarantino. W tym morderczym szaleństwie jest jednak metoda, a właściwie motyw,
który uruchamia tę spiralę zbrodni. Pragnienie zemsty, które popycha
protagonistę Blue Ruin do działania,
być może nie uświęca środków, ale z całą pewnością nakręca archetypiczną
niemalże opowieść o zwaśnionych rodach, które nie spoczną dopóki nie unicestwią
swoich adwersarzy.
Jeremy Saulnier napisał scenariusz i
wyreżyserował ten kryminalny thriller, który jest artystycznie spełnionym
dowodem jego fascynacji tym filmowym gatunkiem. Blue Ruin jest drugim po Murder
Party (2007) pełnometrażowym dziełem Saulniera. Pieniądze na realizację Blue Ruin reżyser zebrał w wyniku udanej
kampanii na Kickstarterze. Obraz debiutował na Międzynarodowym Festiwalu
Filmowym w Cannes w maju 2013 roku w sekcji Directors’
Fortnight, w ramach to której otrzymał nagrodę FIPRESCI.
Protagonistą Blue Ruin jest Dwight (w tej roli Macon Blair), którego poznajemy
jako bezdomnego włóczęgę, mieszkającego w niebieskim, zrujnowanym Pontiaku, od
którego to właśnie film bierze swój tytuł. Dwight snuje się bez życia po
ulicach, wygrzebując jedzenie z porzuconych na śmietniku resztek i włamując się
do pustych mieszkań w celu zażycia kąpieli. Wszystko zmienia się dla Dwighta w
momencie, gdy uprzejma policjantka informuje go, że z więzienia wychodzi
morderca jego rodziców. Bohater wyrusza więc z powrotem do rodzinnej Wirginii z
żelaznym postanowieniem pomszczenia tej zbrodni sprzed lat. Dwight nie jest
jednak urodzonym mordercą, nie posiada nawet broni. Jedyne, co trzyma go przy
życiu i popycha do działania, to imperatyw zemsty.
Oglądając Blue Ruin ma się nieodparte poczucie, że reżyser filmu uczył się
swojego rzemiosła od najlepszych. Jeremy Saulnier perfekcyjnie buduje napięcie
i przez cały seans trzyma nas na krawędzi fotela. To, co odróżnia Blue Ruin od innych współczesnych mu
thrillerów to osoba protagonisty, któremu jak najdalej do postaci
mścicieli-profesjonalistów, mistrzów sztuk walki obznajomionych z każdym
rodzajem broni. Zemsta filmowego Dwighta jest spontaniczna, zupełnie
niezaplanowana i przez to tym bardziej nieprzewidywalna, trzymająca w ciągłej
niepewności. Macon Blair znakomicie buduje charakter pogrążonego w letargu i
może nawet depresji człowieka, który budzi się nagle do działania na wieść o
wypuszczeniu z więzienia mordercy rodziców. Pragnienie zemsty jest silniejsze
od tego ewidentnie słabego mężczyzny. Szybko pojmujemy, że pomszczenie śmierci
rodzicieli jest jedynym (i ostatnim) w życiu celem, jaki stawia przed sobą
Dwight. Jego siostra Sam (Amy Hargreaves) mówi do niego w pewnym momencie, że
wybaczyłaby mu jego czyny, gdyby był szalony, ale nie może tego zrobić,
ponieważ nie jest wariatem, jest tylko słaby. To właśnie słabość charakteru
Dwighta, który wciąż nie może pozbierać się po rodzinnej tragedii, uruchamia w Blue Ruin spiralę przemocy, czyniąc ją
tym bardziej dziką i nieposkromioną. Tytuł filmu, nawiązując dosłownie do
rozgruchotanego niebieskiego Pontiaka, którym przemieszcza się w filmie Dwight,
jest też metaforycznym określeniem tragedii. Maestria wykonania, świetne
zdjęcia (z wieloma odcieniami błękitu) oraz centralna w filmie historia
konfliktu dwóch rodzin wznosi Blue Ruin
na poziom antycznej tragedii, w której z powodu zakazanej miłości rodziców
zginąć muszą wszystkie dzieci.
Jeremy Saulnier i Macon Blair to dwaj
starzy kumple, którzy zawsze chcieli robić razem filmy. Blue Ruin stał się pierwszym całkowicie spełnionym artystycznie
dzieckiem ich młodzieńczej fascynacji. Jako w pełni niezależny projekt obraz
ten budzi zachwyt prostotą wykonania i szczerością w budowie charakterów swoich
postaci. Od początku do samego końca seansu czuje się wyraźnie, że ten film
poczęty został w trzewiach, a nie w mózgu. Saulnier mógł się inspirować
klasycznymi już dziełami Lyncha, Tarantino lub braci Coen, ale o mocy jego
filmu przesądza autorskie wyczucie tragedii jako machiny opowieści. Najbardziej
podstawowe instynkty popychają do działania bohaterów Blue Ruin, fatum ciąży nad ich decyzjami. Główny bohater jest
bezwolnym narzędziem, mścicielem-amatorem, kierowanym naprzód przez imperatyw
zemsty. Można na ten film popatrzeć jak na przypowieść o współczesnej Ameryce,
obfitującej w lokalne strzelaniny, vendetty i porachunki gangsterskich rodów. W
Blue Ruin nie brakuje przecież
najrozmaitszych rodzajów broni, dostępnej na każdym kroku i za każdym rogiem. A
już z pewnością nie brakuje w filmie przemocy. W swoim rdzeniu Blue Ruin jest jednak nie tyle filmem o
zbrodni i zemście w Ameryce, co obrazem o krwawej i mściwej naturze człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz