17 maja 2014

Happiness. Niebezpieczny film.

            Amerykański magazyn filmowy Premiere umieścił Happiness na swojej liście The 25 Most Dangerous Movies (25 najbardziej niebezpiecznych filmów). Część krytyków zarzuciła autorowi obrazu prowokację oraz celowe ściąganie na siebie uwagi publiczności poprzez szok i kontrowersję. Bez względu na słuszność tych zarzutów ten film Todd'a Solondz'a robi potężne wrażenie, a co najważniejsze, nikogo nie pozostawia obojętnym.


          Happiness to następny po Witajcie w domku dla lalek projekt filmowy niezależnego reżysera Todd’a Solondz’a, znanego z poruszania kontrowersyjnych, a nawet szokujących publiczność tematów. Nie inaczej jest z Happiness, uznawanym przez krytykę za najdojrzalsze dzieło twórcy. Film okazał się bowiem zbyt kontrowersyjny nawet dla jurorów Festiwalu Filmowego Sundance, którzy odmówili jego przyjęcia na tę imprezę. Dzieło Solondz’a zostało jednak docenione na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes w 1998 roku, gdzie obraz zdobył nagrodę FIPRESCI. Happiness, w typowo przewrotny dla jego autora sposób, idzie dużo dalej niż jego bezpośredni poprzednik, zapuszczając się głęboko na terytorium ludzkich perwersji i dewiacji, nie cofając się przed żadnym tabu oraz nie oszczędzając w najmniejszym stopniu ani bohaterów historii, ani tym bardziej potencjalnych widzów.


          Opus magnum Todd’a Solondz’a to komediodramat nieustannie balansujący na granicy tragedii i ironii, w satyrycznym niemalże tonie portretujący uniwersalne dążenie grupy ludzi do tytułowego szczęścia oraz życiowego spełnienia. Owa grupa ludzi to szereg ludzkich typów, powiązanych ze sobą rodzinnym pokrewieństwem czy też zwykłym sąsiedztwem, zamieszkujących zwyczajne miasto w stanie New Jersey. Centrum tej grupy stanowią trzy rodzone siostry, z których Joy (Jane Adams) jest żyjącą samotnie pracowniczką call-center. Joy dorabia sobie też prowadzeniem kursów angielskiego dla imigrantów (zajęcie, którym parał się sam reżyser filmu) oraz jest też przy tym niespełnioną autorką piosenek. Druga z sióstr Helen (Lara Flynn Boyle) jest atrakcyjną poetką, której udało się odnieść sukces zawodowy, bazujący na eksploatacji w twórczości wątków seksualnych w rodzaju gwałtu i molestowania. Trzecia z kolei siostra to poukładana gospodyni domowa Trish (Cynthia Stevenson), z mężem, domem, psem i trójką małych dzieci. To, czego Trish jest zupełnie nieświadoma, a co szybko odkrywa przed nami reżyser, to fakt, że jej mąż, psychiatra Bill Maplewood (Dylan Baker), jest pedofilem molestującym i gwałcącym kolegów własnego syna.W fabule filmu obecni są też rodzice sióstr-Mona i Lenny Jordan’owie (grani odpowiednio przez Louise Lasser oraz Bena Gazzarę), których małżeństwo po 40 latach stażu jest w fazie ostatecznego rozpadu. Krąg zbrodni i dewiacji dopełniają w filmie postaci dwojga sąsiadów poetki Helen, z których Allen (Philip Seymour Hoffman) jest owładniętym seksualną perwersją samotnikiem i notorycznym onanistą, a Kristina (Camryn Manheim) to kobieta pełna zahamowań oraz związanych z nadwagą kompleksów, mordująca w afekcie portiera, zaraz po tym jak zostaje przez niego zgwałcona.


          Cała ta galeria postaci jest ze sobą powiązana siecią więzów rodzinnych i zwykłych (mało prawdopodobnych) zbiegów okoliczności. Dzieło Solondz’a bez oglądania się na konwenanse bardzo głęboko wnika w te mniej przyjemne, odrażające nawet aspekty ludzkiej natury. Reżyser nie koncentruje się jednak tylko na skandalizującym wymiarze myśli oraz uczynków swoich bohaterów, idzie znacznie dalej, w mocno złożony sposób i z dużą dozą wyrozumiałości portretując skomplikowane życie psychiczne, a także postępki swoich protagonistów. Zło i występek w świecie zwyczajnych mieszkańców New Jersey - stanu ironii, jak wyraża się o nim jedna z sióstr, poetka Helen - zostaje w filmie Solondz’a zbanalizowane, nic w tym uniwersum nie jest czarno-białe, pedofil nie jest wcale odstręczającą, godną pogardy personą, przeciwnie, potrafi być też kochającym ojcem i szanowanym członkiem lokalnej społeczności. Oddane swoim obsesjom oraz samotniczym nawykom postaci (figura Allena) ukazują też swoją bardziej przystępną stronę, kiedy to brutalne i patologiczne fantazje zostają zastąpione przez czułość i zrozumienie w bezpośrednim kontakcie z drugim człowiekiem.


          W filmowym świecie Todd’a Solondz’a nic nie jest standardowe i z góry przesądzone, zło może ulec trywializacji, ofiara może stać się katem, bezinteresowność nabiera cech perfidii, a artystyczno-poetyckie pretensje okazują się być płytkie oraz wydumane. W tak zaprojektowanym filmowym uniwersum tradycyjna hierarchia i pozorny porządek znanego nam świata kompletnie się rozsypują na naszych oczach, już nawet trudno tu mówić o odwróceniu tradycyjnych ocen oraz wartości, raczej mamy do czynienia z całkowitym zanegowaniem opartego na uprzedzeniach, wartościującego podejścia do rzeczywistości. Twórca Happiness rozmontowuje przed nami maszynerię utrzymującą świat we względnym porządku; wyłania się z tego zabiegu nowy, twórczy chaos, który my, jako widzowie, musimy w naszej wyobraźni na nowo zorganizować, przemyśleć i poskładać w spójną, sensowną całość. W tym momencie powstaje zasadnicze pytanie: czy i do jakiego stopnia jest to w ogóle możliwe?...


Cytat z filmu:

Helen Jordan: Y'know, people are always putting New Jersey down. None of my friends can believe I live here. But that's because they don't get it: I'm living in a state of irony.

Helen Jordan: Ludzie zawsze patrzą na New Jersey z góry. Nikt z moich przyjaciół nie może uwierzyć, że tutaj mieszkam. Ale to wszystko dlatego, że oni nie pojmują, że żyję w stanie ironii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz