Ain't
Them Bodies Saints jest celebracją starej szkoły filmowej,
zarówno w warstwie fabularnej, jak i wizualnej. Film Davida Lowery’ego bogato
czerpie z amerykańskich archetypów, tradycji westernu, kryminalnego kina akcji,
a przede wszystkim z arcydzieł kina lat 60-tych i 70-tych. Pomimo oczywistych
inspiracji, niezależne dzieło tego młodego reżysera tworzy unikalny świat z
niepowtarzalnym klimatem oraz poruszającą historią. Ain't Them Bodies Saints jest znakomitym przykładem niezależnej
produkcji, która skromnym nakładem środków oddaje godny hołd niezapomnianym
klasykom Hollywood.
Obraz Lowery’ego po raz pierwszy pokazany został na Sundance Film
Festival na początku 2013 roku i z miejsca doceniono go za stronę wizualną:
specjalną nagrodę za zdjęcia do filmu odebrał na imprezie jego operator, Bradford Young. Pisząc scenariusz do filmu, David Lowery inspirował się
archetypiczną już historią pary amerykańskich przestępców: Bonnie i Clyde’a. W
tym przypadku archetyp zadziałał bezbłędnie, po raz kolejny tworząc chwytającą
za serce opowieść.
W Ain't Them Bodies Saints Bob (Casey
Affleck) ucieka na początku lat 70-tych z więzienia i zmierza w swej długiej wędrówce do Teksasu, gdzie wraz z
ich czteroletnią córką przebywa jego żona Ruth (Rooney Mara). Jego tropem podążają
łowcy głów, a lokalna policja w Teksasie również przygotowuje się na jego
spodziewane przybycie. Bob za wszelką cenę chce połączyć się z ukochaną żoną i
nigdy nie widzianą córką, jednak ma przeciwko sobie właściwie wszystkich, od
prawa i policji począwszy, a na stanowczym opiekunie żony i córki, Skerritt’ie
(znakomity Keith Carradine), skończywszy. Czy dokona niemożliwego?
Obraz
Davida Lowery’ego ma bardzo prostą, nieskomplikowaną fabułę, bazującą na
popularnej w amerykańskim kinie figurze
będącego poza prawem uciekiniera, próbującego przełamać fatum i zawalczyć o
jednostkowe szczęście. Grany przez Casey Afflecka Bob również ma marzenia:
pragnie zabrać z Teksasu żonę i córkę, a następnie gdzieś daleko zbudować dom
na farmie. Nie liczy się wyrok, nie liczy się pogoń, nie liczy się opór
najwierniejszych mu osób. Nikt poza Bob’em nie wierzy w spełnienie jego planów,
nawet oddana mu całym sercem Ruth (świetna Rooney Mara). Cztery lata samotnego
wychowywania ich wspólnej córki Sylvie i nieustannego czekania na powrót męża
wyczerpały ją doszczętnie, teraz chce wreszcie odpocząć. Pomoc Ruth oferuje
policjant Patrick (Ben Foster), który stara się w pozbawionym mężczyzny domu
wziąć na swoje barki figurę ojca. Opowiedziana w Ain't Them Bodies Saints historia równie dobrze mogłaby stanowić
kanwę jakiejś klasycznej folkowej ballady, zaśpiewanej kiedyś przez Boba Dylana.
Grana przez Keitha Carradine’a postać Skerritt’a, dość enigmatycznego sąsiada i
anioła stróża Ruth, to kolejny archetyp rodem z westernu. Jego niejednoznaczna
persona jest istnym ucieleśnieniem moralnych dylematów tego rodzaju kina.
Ain't Them Bodies Saints zebrało
najwięcej pochwał od krytyków za swoją stronę wizualną, a przede wszystkim za
przepiękne zdjęcia autorstwa Bradforda Younga. Dzięki niemu film tonie w
przyciemnionych, ‘brudnych’ kolorach, rewelacyjnie współgrających (razem z muzyką)
ze zmierzchem i dekadencją jego głównych postaci. Protagoniści obrazu wyłaniają
się często z mroku oświetleni światłem zachodzącego słońca, księżyca lub lampy
naftowej, tak jakby życie w ciemności było ich naturalną formą egzystencji, a
ucieczka przed jasnością dnia sposobem na przetrwanie. Miejsce akcji, fabuła
oraz wyjątkowe zdjęcia budzą żywe skojarzenia z filmem Niebiańskie dni (Days of
Heaven) Terrence’a Malicka z 1978 roku, a także z jego wcześniejszym Badlands z 1973 roku. Wszystkie trzy
obrazy łączy z pewnością jedno: skontrastowanie piękna filmowanego świata z
cierpieniem i tragicznym losem zamieszkujących go bohaterów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz