8 marca 2015

Whiplash. W pogoni za perfekcją.

          Mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje. Ta powtarzana przez wszystkich opinia nijak nie ma zastosowania do amerykańskiego filmu Whiplash. Należałoby więc albo zrewidować ten komunał, albo wyjąć spod jego mocy muzykę jazzową. Tak się bowiem składa, że w Whiplash główny bohater, początkujący perkusista jazzowy Andrew, ma za nauczyciela dziką, sadystyczną bestię, a nie człowieka. Terence Fletcher, dyrygent orkiestry w konserwatorium, do którego uczęszcza Andrew, daleki jest od stereotypu rozmiłowanego w muzyce, spokojnego melomana; bliżej mu natomiast do figury poganiacza niewolników, tudzież specjalizującego się w psychicznych torturach agenta bezpieki. Powstaje zasadnicze pytanie: na ile Whiplash jest filmem o muzyce, a na ile studium zezwierzęcenia ludzkiej natury?


          Whiplash to drugi pełnometrażowy obraz młodego amerykańskiego reżysera Damiena Chazelle’a (rocznik 1985). Chazelle miał początkowo problemy z zebraniem funduszy na film, dlatego w 2013 roku powstał krótkometrażowy obraz pod tym samym tytułem, będący fragmentem oryginalnego scenariusza, napisanego przez samego Chazelle’a. Krótki metraż zdobył w 2013 roku na Sundance Film Festival Główną Nagrodę Jury w swojej kategorii, co umożliwiło jego twórcy sfinansowanie pełnometrażowego projektu. W następnej edycji festiwalu Sundance (2014) Whiplash zgarnął wszystkie liczące się nagrody w konkursie dramatycznym, w tym Główną Nagrodę Jury oraz Nagrodę Publiczności. Zwieńczeniem powszechnego triumfu obrazu było aż 5 nominacji do nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, w tym w kategorii najlepszy film roku oraz najlepszy scenariusz adaptowany. Ostatecznie film Chazelle’a otrzymał 3 statuetki Oscara: dla najlepszego aktora drugoplanowego dla J.K. Simmons’a oraz za najlepszy dźwięk i montaż.


          Damien Chazelle oparł napisany przez siebie scenariusz na własnych doświadczeniach ze szkoły muzycznej; dla potrzeb dramaturgii filmu twórca demonizuje jednak postać nauczyciela w fikcyjnym nowojorskim konserwatorium, do którego uczęszcza protagonista obrazu Andrew (świetny Miles Teller). Ów dyrygent orkiestry - Terence Fletcher (budzący postrach J.K. Simmons, nagrodzony za tę rolę wszystkimi możliwymi w Ameryce i poza nią laurami, z Oscarem i Złotym Globem włącznie) - ma bardzo jasną wizję swojej pedagogicznej misji. Polega ona na bezwzględnym zmuszaniu podopiecznych do ciągłego przekraczania ich własnych ograniczeń tak, aby wyhodować w finale geniusza, który zachwyci swą grą cały jazzowy świat. Młody Andrew ma taką właśnie ambicję sięgnięcia geniuszu, dlatego przyjmuje wyzwanie na zasadach narzuconych przez swojego nauczyciela. W konsekwencji obserwujemy na ekranie spływającą potem i krwią, morderczą walkę o zaistnienie w muzycznym świecie.


          Obraz Chazelle’a skonstruowany jest jak najlepszej klasy thriller, w którym widz staje się świadkiem pojedynku uczeń-nauczyciel, prowadzonego niemalże na śmierć i życie. Nauczyciel (Fletcher) nie zadowala się dobrym wykonaniem, w pogoni za perfekcją ucieka się do werbalnego obrażania, policzkowania, a nawet rzucania przedmiotami w swoich studentów. Andrew nie jest zainteresowany przeciętną drogą rozwoju amerykańskiego nastolatka, w miejsce randek z dziewczyną preferuje wielogodzinne, wykańczające go fizycznie sesje gry na perkusji, a wszystko to, aby dorównać najlepszym jazzowym perkusistom w historii. Film zmusza nas do ciągłego zadawania sobie pytania: czy warto? Czy lepiej być samotnym i w pojedynkę ścigać własną ambicję bycia genialnym, czy może lepiej szukać spełnienia w życiu osobistym, wśród bliskich i przyjaciół? Andrew ma gotową odpowiedź na ten dylemat, a jego upór oraz poświęcenie w dążeniu do celu wprost zdumiewają. Whiplash prezentuje nam wypaczoną, iście sadomasochistyczną wersję amerykańskiego snu, w którym nie ma już miejsca na nic poza bezwzględną realizacją wymarzonego celu.


          Muzyka jazzowa w obrazie Chazelle’a staje się tylko pretekstem do przedstawienia skrajnie indywidualnej historii zmagania się z własną, nieubłaganą naturą. Jazz jest tylko przyjemnym dodatkiem, dźwiękową scenerią dla dramatu ludzkiej chimery. Chimerą natomiast stają się po kolei wszystkie ludzkie marzenia, pragnienia i usiłowania, stopniowo zamieniając pełnego wad oraz słabości człowieka w przypominającą maszynę bestię, zaprogramowaną według kodu perfekcji. Z Whiplash nie dowiemy się niczego nowego o muzyce, o jazzie, posiądziemy natomiast pełne spectrum możliwości ludzkiej transgresji. Nic tak przecież nie kontrastuje ze zezwierzęceniem natury człowieka, jak kojąca moc tworzonej przez niego muzyki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz