Dramat
Clemency wygrał konkurs dramatyczny
festiwalu Sundance z początkiem 2019 roku, a jego reżyserka i scenarzystka
zarazem, Chinonye Chukwu, stała się pierwszą czarnoskórą autorką, której film
zdobył najbardziej prestiżową Nagrodę Jury na Sundance. Obraz został też
doceniony na Film Independent Spirit Awards, otrzymując trzy nominacje do tych
nagród: za najlepszy film, scenariusz oraz dla najlepszej aktorki dla Alfre
Woodard, która daje tutaj pokaz mistrzowskiego i zarazem niezwykle subtelnego
aktorstwa. W bardziej sprawiedliwym świecie ta fenomenalna kreacja Woodard
zapewniłaby jej prowadzenie w Oscarowym wyścigu aktorek. Clemency to jednak film niezależny, a kino niezależne zawsze
przegrywa w tego rodzaju wyścigach.
Zagrana fenomenalnie przez Alfre Woodard Bernadine wydaje się wzorcową
urzędniczką państwową. Jako naczelnik więzienia potrafi być zdecydowana oraz
nieugięta. Najważniejsze dla niej to dotrzymanie wszelkich procedur i nieuleganie
w ich trakcie emocjom. Te jednak kotłują się w niej coraz mocniej, co widać jak
na dłoni w domowych relacjach Bernadine z mężem, Jonathanem (Wendell Pierce).
Para już dawno się od siebie zdystansowała, a Bernadine jest przekonana o
swojej wewnętrznej samotności i emocjonalnej torturze, której mąż nie rozumie i
nigdy też nie będzie w stanie zrozumieć. Kiedy nasza heroina musi przeprowadzić
dwunastą egzekucję w swojej profesjonalnej karierze, tym razem na skazanym za zabójstwo policjanta Anthony’m (świetny Aldis Hodge), przychodzi dla niej czas
decydującej próby.
Test
dla Bernadine jest o tyle większy, że istnieją poważne przesłanki, że Anthony
Woods, oczekujący wyroku śmierci skazaniec, został niesłusznie oskarżony i skazany
za zabójstwo policjanta. Jego prawnik, Marty Lumetta (Richard Schiff w tej
roli), robi wszystko, by zatrzymać nieubłaganą państwową machinę i ocalić
swojego klienta przed śmiercią. Przed więzieniem zbierają się tłumy
protestujących, którzy domagają się sprawiedliwości dla skazanego na śmierć
Anthony’ego. Tymczasem kolejne sądowe batalie zostają przegrane, a z biura
gubernatora nie ma wieści o łasce dla skazańca. Bernadine musi czynić swoją
powinność, jakiekolwiek byłyby jej wewnętrzne przekonania tudzież wątpliwości. Problemy
ze snem oraz koszmary powiększają jeszcze pęknięcia na fasadzie niewzruszonej
pani naczelnik. Bernadine dystansuje się od męża, który nie może mieć nawet pojęcia
o tym, co widzi i czego doświadcza w swojej pracy. Jest sama ze swoją
psychiczną torturą, która staje się dla niej coraz bardziej niebezpiecznym
obciążeniem. Załamanie nerwowe jest tuż za rogiem, a kontrowersyjna sprawa
Anthony’ego Woodsa na pewno nie pomaga.
Reżyserka
i autorka scenariusza do Clemency, Chinonye
Chukwu, ma znakomity filmowy talent do wychwytywania i wygrywania najbardziej
dramatycznych i emocjonalnie naładowanych momentów. Aktorzy pokroju wspaniałej Alfre
Woodard i nieustępującego jej poziomem Aldisa Hodge’a pomagają wznieść Clemency na wyższy poziom. Obraz opiera
się głównie na subtelnej grze tych dwojga, i to właśnie ich aktorskie kreacje
czynią z tego porażającego psychicznie filmu dzieło naprawdę warte obejrzenia.
Temat obrazu może być i jak najbardziej jest depresyjny, ale sposób wykonania,
zdjęcia, muzyka oraz przede wszystkim gra aktorów wznosi nasze filmowe doświadczenie
na zupełnie inny, naprawdę bardzo rzadko w kinie spotykany poziom. Są takie
trzy długie sceny w Clemency, obok których
nie sposób przejść obojętnie. Pierwsza to sekwencja egzekucji skazańca na samym
początku obrazu, która nie idzie zgodnie z planem, następnie ściskająca za
serce scena rozmowy Anthony’ego z matką jego syna, Evette (w tej roli znana z
serialu Orange Is the New Black
niezrównana Danielle Brooks), i wreszcie ostatnia w filmie scena, podczas
której sypie się w drobny mak urzędnicza i profesjonalna fasada, a wyziera z
człowieka to, co ludzkie i co przemawia do najgłębszych pokładów naszego
współczucia oraz empatii. Dla Alfre Woodard i dla tej jej jednej finałowej
sceny warto jest obejrzeć cały ten niełatwy film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz