28 marca 2016

James White. Życie w skali 1:1.

          James White nie jest przyjemnym w odbiorze filmem. Jego tytułowy bohater to zmagający się z odchodzeniem najbliższych mu osób młody chłopak o silnych autodestrukcyjnych skłonnościach. Bądźmy zatem przygotowani na bardzo realistyczny niezależny dramat opowiadający o przyspieszonym dojrzewaniu w obliczu śmierci obojga rodziców. James White stara się za wszelką cenę uciec od odpowiedzialności i zagłuszyć ból, sięgając po alkohol i narkotyki, przesiadując w barach do białego rana oraz wdając się w przypadkowe, jednorazowe romanse. Nic jednak nie pomaga w tych nieustannych próbach wyciszenia buzujących pod powierzchnią emocji. Czy James ma szansę odnaleźć drogę do siebie i osiągnąć wewnętrzną harmonię? Do końca filmu to najważniejsze pytanie pozostanie otwarte.


          James White jest debiutanckim obrazem Josha Mond’a. Reżyser napisał bardzo osobisty scenariusz do filmu bazując w części na własnych doświadczeniach w radzeniu sobie ze śmiercią matki. Obraz pokazany został premierowo na Sundance Film Festival w 2015 roku. Uwagę krytyki oraz publiczności zwróciły przede wszystkim dwie główne role, rewelacyjnie zagrane przez Christophera Abbott’a (tytułowy James White) oraz Cynthię Nixon (postać jego matki Gail White). Dla obojga aktorów to z pewnością najlepsze kreacje w ich dotychczasowej karierze.


          Tytułowy James White (Christopher Abbott) to dwudziestokilkuletni nowojorczyk, który nie ma łatwego życia. Właśnie zmarł mu ojciec, z którym nie utrzymywał bliskiego kontaktu, a który lata wcześniej rozstał się z jego matką i założył nową rodzinę. James jest za to mocno związany z własną matką, której pomaga w jej walce z rakiem. Gail White (Cynthia Nixon) jest już w czwartym stadium tej choroby i jedyną osobą, na którą może liczyć jest właśnie jej syn. James nie ma pojęcia jednak, jak poradzić sobie z emocjonalnym chaosem w środku. Tłumione uczucia, lęki oraz przede wszystkim ból pchają go w stronę licznych uzależnień. Te z kolei obijają się negatywnie na jego relacjach z dziewczyną Jayne (Makenzie Leigh) oraz najlepszym przyjacielem Nick’iem (Scott Mescudi). Po części z winy choroby matki James nie ma pracy, planów na przyszłość, przerasta go też śmiertelna choroba ukochanej rodzicielki. Czy w końcu uda mu się stanąć na nogi?


          Przejmujący debiut Josha Mond’a jest niezwykle realistycznym, odartym z wszelkich ozdobników portretem dwojga bliskich sobie ludzie znajdujących się u kresu swoich możliwości. Gail White umiera na raka i jest tego w pełni świadoma. Jej syn James pielęgnuje ją w chorobie najlepiej jak potrafi, śpiąc w mieszkaniu matki na sofie. Psychicznie jest jednak strzępem człowieka, a ucieczki w alkohol i narkotyki dają mu tylko chwilowe znieczulenia od przerastającej go rzeczywistości. Kamera w filmie prawie nie odstępuje Jamesa na krok, dokonując nieustannych zbliżeń na jego twarz. Pomimo ciągłego obcowania z Jamesem twarzą w twarz nie jesteśmy jednak w stanie przeniknąć do końca jego myśli, możemy być pewni tylko ich ogromnego natężenia i skrajnej desperacji. To miotanie się przerażonego życiem i jego ciemnymi stronami głównego bohatera zostało koncertowo zagrane przez Christophera Abbotta, dla którego bez wątpienia ta rola była największym dotychczasowym aktorskim wyzwaniem. Cynthia Nixon z kolei w swojej kreacji Gail White również osiąga wyżyny swojego aktorstwa, usuwając w cień swoje wcześniejsze (głównie telewizyjne) role.


          O filmie Josha Mond’a trudno jest pisać, nie wychodząc poza oczywistości. Podobnie jak niełatwo jest oglądać na ekranie życiową tragedię przedstawioną w skali 1:1. W całej pełni obraz mogą doświadczyć tylko ci, którzy bezpośrednio zmierzyli się w życiu z ciężką chorobą i śmiercią bliskich. Jedynym chyba w filmie momentem ucieczki od koszmaru rzeczywistości jest jednocześnie jego najbardziej wzruszająca scena. W chwili gdy James zanosi matkę do toalety, ta nie ma już sił na powrót do łóżka. Oboje zatem przysiadają w łazience, czekając na powrót sił. Wtedy to James zaczyna opowiadać matce alternatywną wersję ich przyszłości, pełną miłości i optymizmu, kiedy to oboje żyją szczęśliwi oraz spełnieni w wymarzonym Paryżu, otoczeni przez kochających ludzi. James i Gail uśmiechają się pod koniec tej opowieści, tak jakby byli już zupełnie gdzie indziej, i głęboko w to wierząc.


20 marca 2016

Spring Breakers. Amerykański koszmar.

          Nie dajcie zwieść się plakatowi, ani tym bardziej zwiastunowi promującemu ten film. Roześmiane dziewczęta w bikini reklamujące Spring Breakers to sarkastyczna parodia mainstreamowych produkcji filmowych, przeznaczonych dla spragnionej zabawy amerykańskiej młodzieży. Reżyser obrazu, Harmony Korine, użył tych opatrzonych klisz rodem ze studia w Hollywood, aby dotrzeć ze swoim filmem do szerszej, komercyjnej widowni. Pomysł na promocję chwycił, a nieoczywisty przekaz Spring Breakers dotarł do zaskoczonej nim i zbitej z pantałyku publiczności. Co takiego budzi tyle kontrowersji wokół tej niezależnej produkcji? Chyba głównie to, że amerykański sen został w filmie przedstawiony jako słoneczny i kolorowy koszmar, a wszystko to w formie półtoragodzinnego popkulturowego teledysku, pełnego rapu i nagości.


          Twórcą Spring Breakers jest Harmony Korine, enfant terrible amerykańskiego kina niezależnego. Reżyser znany jest ze swojego specyficznego stylu, oznaczającego przede wszystkim eksperyment, ucieczkę od tradycyjnych sposobów opowiadania filmowych historii, absurd oraz dużą dawkę czarnego humoru. Spring Breakers to jego ostatnie dotychczas dzieło, które pozwoliło jego nietypowej filmowej wizji po raz pierwszy dotrzeć do szerokiej widowni. Film pokazany został po raz pierwszy na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji we wrześniu 2012 roku. Od tamtego momentu nie przestaje obrastać w kult.


          Film ma właściwie cztery równorzędne bohaterki, studentki jednego z college’ów w Kentucky, które znudzone nauką postanawiają wybrać się na upragnione wiosenne ferie na słoneczną Florydę. Dziewczyny to Faith (Selena Gomez), Candy (Vanessa Hudgens), Brit (Ashley Benson) oraz Cotty (Rachel Korine). Aby sfinansować swoją podróż obrabowują lokalny fast-food, używając do tego młotka i pistoletu na wodę… Po przybyciu na Florydę oddają się nieustannemu imprezowaniu aż do momentu, gdy lądują za kratkami za ekscesy z narkotykami. Wtedy to z pomocą przychodzi im lokalny gangster i raper jednocześnie, Alien (świetna rola Jamesa Franco). Po tym jak Alien wpłaca za dziewczyny kaucję w więzieniu, te w towarzystwie tego dilera narkotyków i broni jeszcze głębiej wchodzą na kryminalną ścieżkę.


          Kto zna styl filmów Harmony Korine’a ten od razu zrozumie, że nie można Spring Breakers’ów brać całkiem na serio. Czarny humor, sarkazm, parodia, absurd, czy wreszcie obfitość patologii charakteryzują właściwie wszystkie dzieła tego reżysera. Nie inaczej sprawy mają się ze Spring Breakers’ami. Obraz ten można potraktować jak przewrotny komentarz tego twórcy do współczesnej amerykańskiej popkultury, która pod swoją kolorową i atrakcyjną powierzchnią skrywa wypalenie i uczucie wewnętrznej pustki, które z kolei prowadzą do przemocy i traktowania innych ludzi wyłącznie w kategorii przedmiotów. Młode ciała dziewczyn i chłopców to w filmie przede wszystkim seksualne obiekty. Dla kuriozalnego gangstera (a przy okazji i rapera) Aliena (znakomity James Franco) powodem do największej dumy jest kasa i wszystkie te rzeczy, które za jej pomocą zgromadził. Wygląda na to, że amerykański sen prowadzi wprost do hedonistyczno-materialistycznego szaleństwa sowicie zaprawionego kryminałem.


          Spring Breakers wbrew pozorom nie jest typowym młodzieżowym dramatem kryminalnym. Współczesna fabuła jest tylko pretekstem, żeby wejść głębiej pod powierzchnię amerykańskiej popkultury. Czy jednak coś pod tą powierzchnią w ogóle się znajduje? Ucieczka od szarej rzeczywistości amerykańskiego Kentucky to dla czterech bohaterek filmu słońce Florydy, plaża, alkohol, nieskrępowany seks i narkotyki. I pragnienie by tego rodzaju zabawa trwała w nieskończoność. Zatrzymanie czasu w miejscu nie jest zbyt oryginalnym życzeniem, ale czy wypada się zżymać na 20-letnie studentki, tylko dlatego że chcą się bawić? Niepokoi jednak to, że w pogoni za wolnością oraz dobrą zabawą dziewczyny zatracają po drodze sumienie i jeszcze coś, co pozwoliłoby im uświadomić sobie, że już dawno i bezpowrotnie postradały niewinność.


6 marca 2016

While We're Young (Ta nasza młodość). Przepaść nie do przeskoczenia.

          Dojrzałość versus młodość to odwieczny pojedynek zawsze budzący silne namiętności. To również wciąż niewyczerpany kulturowy motyw, na bieżąco zapładniający artystów wszystkich sztuk. Jednym z ostatnich dzieci tego pokoleniowego starcia jest film While We're Young w reżyserii Noah Baumbach’a. W tym niezależnym obrazie dojrzałość zostaje najpierw uwiedziona przez młodość, aby potem przejrzeć prawdziwą naturę obiektu swojej fascynacji. Raz jeszcze boleśnie zdajemy sobie sprawę, że nic nie jest w stanie zasypać pokoleniowej różnicy, a podziw i zauroczenie tylko dokładają dziegciu do tej i tak już gorzkiej prawdy.


          Ta nasza młodość jest kolejnym udanym komediodramatem autorstwa Noah Baumbach’a, bardzo płodnego twórcy spod znaku independent cinema. Noah Baumbach’a można (być może trochę na wyrost) nazwać Woody’m Allen’em amerykańskiego kina niezależnego. W ostatniej dekadzie (2005-2015) reżyser ten wypuścił aż sześć bardzo dobrze przyjętych indie dzieł, m.in. The Squid and the Whale (Walka żywiołów) z 2005 roku, Greenberg z 2010 oraz Frances Ha z 2012 r. Pokazana premierowo na Toronto International Film Festival we wrześniu 2014 roku Ta nasza młodość idzie w ślady poprzednich obrazów Baumbach’a, budząc często skrajne reakcje, ale za to z pewnością nie pozostawiając nikogo obojętnym.


          W While We're Young główni bohaterzy to Josh (Ben Stiller) oraz Cornelia (Naomi Watts), para 40-stolatków żyjących w Nowym Jorku. Josh i Cornelia od lat są kochającym się małżeństwem, on kręci filmy dokumentalne, ona jest filmową producentką. Para nie ma i nie zamierza mieć już dzieci. Ich stabilny (i dość przewidywalny) rytm życia zmieni diametralnie poznanie małżeństwa 20-letnich hipsterów z Brooklyn’u, Jamie’go oraz Darby (w tych rolach odpowiednio Adam Driver i Amanda Seyfried). Urzeczeni świeżą energią oraz zrelaksowanym podejściem do życia młodszej pary, Josh wraz z Cornelią dają się wciągnąć w ich towarzyski krąg, oddalając się stopniowo od swoich dotychczasowych przyjaciół, czyli w większości pochłoniętych rodzicielstwem par w średnim wieku. To zauroczenie młodością oraz jej przywilejami będzie jednak miało dla Josha i Cornelii pewne nieuniknione acz odkrywcze konsekwencje.


          Dla Bena Stillera to już druga ważna rola u Baumbach’a, po znakomitym Greenberg’u oczywiście. Także w While We're Young Stiller zręcznie odgrywa postać niepewnego siebie, nie do końca spełnionego faceta. Jego Josh uważa, że ma duży potencjał, unikalną wizję, ale zabrakło mu szczęścia do realizacji swoich dokumentalnych projektów z większym sukcesem. Josh wydaje się pewny tego, co chce osiągnąć, jednocześnie jednak nie potrafi klarownie wytłumaczyć swojej wizji wszystkim zainteresowanym. Żyje więc wciąż w cieniu swojego teścia, Leslie’go Breitbart’a (Charles Grodin), sławnego dokumentalisty i zarazem ojca Cornelii. Naomi Watts w roli Cornelii świetnie partneruje Stiller’owi, a między parą wyczuwa się na ekranie autentyczną chemię. Po drugiej stronie natomiast mamy Adama Drivera i Amandę Seyfried, którzy naturalnie i przekonująco wchodzą w role pary nowojorskich hipsterów. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że komediodramat Baumbach’a bardziej niż z przypadków Josha i Cornelii, natrząsa się z gustów i zachowań ich młodych znajomych.


          Kino Noah Baumbach’a charakteryzuje się oryginalnymi scenariuszami, które z bystrością obserwacji podążają za swoimi (z reguły nowojorskimi) protagonistami. W While We're Young para bohaterów wkracza w wiek średni, jednocześnie nie czując autentycznej więzi ze swoimi równolatkami, obarczonymi zazwyczaj potomstwem. Josh i Cornelia dają się więc porwać swoim nowym znajomym, młodym hipsterom z Brooklyn’u, których swobodny i pozbawiony większych trosk tryb życia obiecuje powiew świeżości w dość zatęchłym towarzyskim kręgu pary. To, czego nasi bohaterowie nie chwytają na samym początku owej międzypokoleniowej znajomości, uderzy ich ze zdwojoną mocą w finale filmu. Josh i Cornelia przyswajają sobie lekcję, że czasu cofnąć nie mogą, a ich zafascynowanie znacznie młodszą parą tylko potęguje wrażenie nieprzystawania. Protagoniści Tej naszej młodości nie w pełni świadomie manifestują tym swoją niezgodę na upływ czasu i bezpowrotne przekroczenie tych punktów w swoim życiu, kiedy na pewne rzeczy może już być za późno. W finale filmu, nie bez wstydliwego olśnienia, Josh i Cornelia przyznają, że do tej pory czuli się jak dzieci imitujące dorosłych. Cóż, dorosłość nie zawsze idzie w parze z dojrzałością.