29 stycznia 2021

Black Bear (Czarny niedźwiedź). Trzy to już tłum.

          W Czarnym niedźwiedziu grana przez Aubrey Plazę reżyserka o imieniu Allison przyjeżdża do ustronnego domku nad jeziorem, żeby popracować nad scenariuszem swojego najnowszego filmu. Właścicielami domu na odludziu i gospodarzami Allison jest młoda para uciekinierów z Nowego Jorku, grana przez Sarę Gadon i Christophera Abbotta. Bardzo szybko między tą trójką tworzy się niemałe napięcie. Grana przez Sarę Gadon Blair jest w mocno zaawansowanej ciąży i z miejsca podejrzewa swojego partnera, Gabe’a, o seksualne zainteresowanie tajemniczą Allison. Wystarczy sama obecność seksownej reżyserki, aby związek jej gospodarzy zaczął dosłownie trzeszczeć w posadach. Jak mówi stare angielskie powiedzenie: dwie osoby to towarzystwo, trzy to już tłum. Czarny niedźwiedź to jednak znacznie więcej niż tylko miłosny komediodramat zapodany w niezależnym sosie. To również frapująca refleksja nad wzajemną zależnością sztuki i życia, i to jak czasami nie tylko sztuka naśladuje życie, ale również życie naśladuje sztukę.

          Black Bear jest tragikomedią z elementami thrillera i horroru, napisaną i wyreżyserowaną przez Lawrence’a Michaela Levine’a, niezależnego amerykańskiego twórcę, aktora i reżysera. Obraz debiutował w styczniu 2020 roku na festiwalu Sundance, po czym z początkiem grudnia ubiegłego roku został wprowadzony jednocześnie do amerykańskich kin i do serwisów streamingowych VOD. Czarny niedźwiedź służy między innymi jako platforma do aktorskiego popisu dla znakomitej Aubrey Plazy, która zalicza w tym filmie kolejną znakomitą niezależną kreację, budząc jednocześnie fascynację, strach i politowanie, w sytuacji gdy jej bohaterka sieje spustoszenie w życiu innych, ale też jednocześnie potrafi być obiektem przebiegłej manipulacji.

          Czarny niedźwiedź podzielony jest zasadniczo na dwie pozornie nieprzystające do siebie części. W pierwszej młoda reżyserka Allison wynajmuje dom nad jeziorem od młodej pary z nowojorskiego Brooklynu. Allison chce przełamać swoją twórczą blokadę i napisać scenariusz do swojego kolejnego filmu. Jej obecność powoduje jednak totalny kryzys w chwiejnej relacji jej gospodarzy. W drugiej części filmu następuje niespodziewana zamiana ról, Allison z samotnej reżyserki zamienia się w aktorkę i żonę reżysera, granego przez Christophera Abbota Gabe’a, który w tym samym domu nad jeziorem kręci swój najnowszy niezależny film z Allison w roli głównej. Poza planem Gabe udaje romans z inną aktorką, Blair (Sarah Gadon), aby wyprowadzić żonę z równowagi, postawić ją na krawędzi i wydobyć z niej najlepsze możliwe aktorstwo na filmowym planie. To, jak połączymy i zinterpretujemy te dwie części jednego dzieła, zależy w dużej mierze od nas samych. Czarny niedźwiedź stawia jednak ciekawe pytania w całym procesie i warto zabawić się w poskładanie tej filmowej układanki.

          Black Bear startuje z poziomu niezależnego komediodramatu o miłosnym trójkącie, który świetnie się ogląda, i który coraz bardziej osuwa się w kierunku thrillera obsesji i paranoi. I kiedy napięcie sięga zenitu, przechodzimy całkowicie zaskoczeni do części drugiej filmu, w której role zostają pozamieniane, a postaci pomieszane niczym puzzle w układance. Potrzebować będziemy dobrej chwili, aby zorientować się w zupełnie nowej sytuacji i odmiennej dynamice pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Kiedy już ochłoniemy po tym nagłym zwrocie, na naszych oczach zacznie powstawać film w filmie, a my staniemy się obserwatorami procesu twórczego, w ramach którego będziemy świadkami niewybrednych manipulacji w imię sztuki. Wielkie brawa należą się dla trójki głównych odtwórców ról, czyli dla Aubrey Plazy, Sary Gadon i Christophera Abbotta, którzy zawsze pewnie i swobodnie czują się w tych nowych przetasowaniach granych przez siebie postaci. Szczególnie Aubrey Plaza jest (jak zwykle zresztą) mistrzynią w swojej nieprzewidywalności. Jej pokerowa twarz, beznamiętna mimika oraz tajemniczy uśmieszek są wręcz niepodrabialne i mogą zwiastować zarówno katastrofę i nagły wybuch, jak i bezgraniczne wprost znudzenie…

          Wbrew pozorom Czarny niedźwiedź nie jest tylko sztuką dla sztuki, ćwiczeniem w tworzeniu niezależnego kina dla samej tego frajdy. Jest coś na rzeczy w tym zaskakującym komediodramacie, i nie chodzi tylko o związkowe czy małżeńskie psychodramy. Lawrence Michael Levine próbuje wbić się pod podszewkę rzeczywistości i odnaleźć tam sztukę. Z drugiej zaś strony ciągle widzi w sztuce imitację życia, bez prozy życia właśnie sztuka nie miałaby żadnej inspiracji. Fabuła Czarnego niedźwiedzia jest jak szkic scenariusza, który podlega ciągłym zmianom, poprawkom i przeróbkom. W trakcie powstawania coraz to jego nowych wersji dokonują się niezbędne przewartościowania, zamiany ról i nowe aranżacje, tak aby efekt finalny stanowił jak najlepsze naśladownictwo rzeczywistości. W Czarnym niedźwiedziu widzimy wyraźnie szwy po całej tej operacji scalania życia i sztuki w jedno, a ten nowy twór jest nie mniej fascynujący i przerażający jednocześnie, niż osławione dzieło doktora Frankensteina.


13 stycznia 2021

Sound of Metal. Te chwile absolutnej ciszy.

           Ruben (fenomenalny Riz Ahmed) jest perkusistą heavymetalowego zespołu, który pewnego dnia w przyspieszonym tempie zaczyna tracić słuch. Muzyka była dla Rubena całym światem i nagle, z dnia na dzień, zapadła w jego życiu całkowita cisza. Dla kogoś przyzwyczajonego do codziennego hałasu, szczególnie koncertowego hałasu, niespodziewana cisza jest szokiem i rodzajem traumy. Trudno zaakceptować ją w sytuacji, gdy żyło się i zarabiało się na życie heavymetalowym hałasem. Ruben trafia do ośrodka dla niesłyszących, którego prowadzący, Joe (świetny Paul Raci), w ramach terapii nie stara się nikogo naprawić ani uleczyć, tak jak nigdy nie można naprawić trwałej utraty słuchu. Zamiast tego Joe zachęca Rubena do samotnego poszukania w sobie tych chwil całkowitego bezruchu i skupienia, kiedy to nic nam nie przeszkadza, nic nas nie dekoncentruje. Tylko w takich momentach absolutnej ciszy odnajdujemy samych siebie i możliwa jest akceptacja naszego stanu, na dobre i na złe.

          Dramat Sound of Metal jest wyjątkowo dojrzałym i poruszającym emocjonalnie debiutem reżyserskim Dariusa Mardera, który wraz z bratem Abrahamem Marderem napisał także scenariusz filmu. Obraz pokazano premierowo we wrześniu 2019 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto, po czym z początkiem grudnia 2020 roku w USA film pojawił się w ekskluzywnej dystrybucji na platformie streamingowej Amazon Prime Video. Sound of Metal zachwyca nie tylko wstrząsającą historią oraz grą trójki głównych aktorów, ale także niebywałą reżyserią dźwięku, która nas, słyszących widzów, stara się jak najbardziej zbliżyć do akustycznego (nie)doświadczania rzeczywistości przez osoby niesłyszące lub niedosłyszące. Innowacyjne i bardzo pomysłowe techniki realizacyjne dźwięku w Sound of Metal powodują, że możliwa jest ze strony słyszącej widowni ogromna empatia w stosunku do głównego bohatera filmu.

          Ruben (Riz Ahmed) i Lou (Olivia Cooke) są parą heavymetalowców objeżdżających swoim kamperem całą Amerykę i grających intensywne, przesączone skrajnym hałasem koncerty. Ruben gra na perkusji, Lou jest wokalistką i gitarzystką w zespole. Bardzo wcześnie grany przez Ahmeda główny bohater zdaje sobie sprawę, że coś bardzo złego dzieje się z jego słuchem. I rzeczywiście: diagnoza jest najgorsza z możliwych, Ruben nieodwracalnie traci słuch. Nadzieją dla Rubena jest wszczepienie implantów, ale zanim uda mu się zebrać potrzebne na operację pieniądze, nasz bohater trafia dla ośrodka dla niesłyszących prowadzonego przez Joe (Paul Raci). Podobnie jak Ruben Joe wyszedł dawno temu z uzależnienia od heroiny i doskonale rozumie, że trauma związana z utratą słuchu może pchnąć Rubena z powrotem w objęcia narkotyków. Gra w ramach terapii w ośrodku nie toczy się więc o uzdrowienie naszego bohatera, lecz raczej o jego zdolność i chęć do samoakceptacji.

          Sound of Metal wykonuje kawał dobrej roboty nie tylko ciekawą i angażującą historią, świetnie napisaną oraz zagraną, ale także z czysto technicznego punktu widzenia. Reżyseria dźwięku w tym filmie pozwala nam, widzom, wejść niejako do głowy głównego bohatera i spróbować popatrzeć na świat z perspektywy osoby niesłyszącej lub niedosłyszącej. Dzięki temu wraz z Rubenem doświadczamy przyspieszonej utraty słuchu, dźwięki stają się coraz bardziej przytłumione, odległe, w końcu pozostają szumy i trzaski, po których następuje cisza, niemalże całkowita cisza. Nie inaczej sprawa wygląda po wszczepieniu Rubenowi implantów ślimakowych, również wtedy razem z nim odbieramy zniekształcone, dalekie od naturalnych dźwięki, które wydają się raczej komputerowo-elektroniczną imitacją fonicznej rzeczywistości. Trzeszczący i rozproszony hałas w głowie Rubena po operacji brzmi raczej jak iluzja dźwięku, nieudaczne jego naśladownictwo niż coś, co mogłoby wynagrodzić nam nieodwracalną utratę naturalnego zmysłu. Ta fantastyczna realizacja dźwięku w Sound of Metal szeroko otwiera drogę dla empatii widza. Dzięki niej czujemy się bliżsi doświadczeniu Rubena i tym bardziej rozumiemy jego szok, jego traumę i jego brak akceptacji zaistniałej sytuacji. Razem z nim ulegamy również złudzeniu, że chirurgiczna operacja i wszczepienie ślimakowych implantów pomoże nam wrócić do stanu sprzed utraty słuchu.

          Współodczuwanie z bohaterem Sound of Metal jest również możliwe dzięki rewelacyjnej grze Rizy Ahmeda, który poza odpowiednim przygotowaniem się do roli i studiowaniem głuchoty, spędził również pół roku na nauce gry na perkusji. Zawsze szeroko otwarte, piękne czarne oczy Ahmeda mówią wszystko o stanie duszy ich właściciela. Nie potrzeba nam nawet zwracać uwagi na mowę ciała naszego bohatera, wystarczy spojrzeć w jego ogromne czarne oczy i zobaczymy tam niechybnie szok oraz strach, ale także paraliżującą niepewność odnośnie przyszłości. Dla uzależnionego od narkotyków taka utrata gruntu pod nogami jest zazwyczaj wstępem do powrotu do używek. Doskonale rozumie tę sytuację zarówno dziewczyna Rubena, Lou, jak i prowadzący ośrodek dla niesłyszących Joe. Olivia Cooke i Paul Raci nie ustępują Ahmedowi w poziomie intensywności i zaangażowania swoich aktorskich kreacji. Każde na swój sposób próbuje pomóc Rubenowi, Lou umieszcza chłopaka w ośrodku w obawie przed jego narkotykowym upadkiem, Joe stara się nakierować go w stronę wewnętrznego wyciszenia i akceptacji swojej niepełnosprawności. Jako dziecko niesłyszących rodziców, Paul Raci w roli Joe przydaje filmowi wiarygodności, a jego unikatowe podejście do terapii dla niesłyszących stawia słuszny nacisk na pogodzenie się ze zmianą i zaadaptowanie do zaistniałej sytuacji, zamiast uporczywej walki z wiatrakami w błędnym przekonaniu, że można odzyskać to, co się bezpowrotnie utraciło. Sound of Metal ma idealne zakończenie, w którym wraz z Rubenem doświadczamy tej wymarzonej chwili absolutnej ciszy, skupienia i bezruchu, kiedy to świat staje nagle otworem i nic już nie mąci naszego wewnętrznego spokoju oraz pewności siebie.