22 listopada 2021

Passing (Pomiędzy). Czarne albo białe.

            Nic nie jest i czarne, i białe – mówi nam motto debiutanckiego filmu Rebeki Hall pod tytułem Pomiędzy. Czarno-biały debiut reżyserski (i scenopisarski) tej uznanej amerykańskiej aktorki rzuca niejako wyzwanie tej tezie, pokazując, że są sfery, w których czerń i biel mogą harmonijnie koegzystować. Taśma filmowa to doskonałe medium, które może pogodzić ze sobą te opozycyjnie traktowane przez nas kolory. Ale co może technicznie udać się na filmowej taśmie, nie może powieść się w realnym życiu dwóch czarnoskórych bohaterek filmu Pomiędzy: grana przez Tessę Thompson Irene żyje w Nowym Jorku w 1929 roku jako czarnoskóra kobieta wraz ze swoim mężem i dwójką synów. Pewnego dnia na zakupach spotyka swoją najlepszą przyjaciółkę z czasów szkolnych, Clare (Ruth Negga), która ze względu na jasny odcień swojej skóry udaje białą, ma białego męża i uchodzi za białą w swoim środowisku. Ta praktyka udawania przez przedstawicieli czarnej mniejszości przynależności do białej większości była dość często spotykana w czasach, kiedy rasizm zamykał bezpowrotnie drogę czarnoskórym do kariery i społecznego awansu. Wyrzeczenie się swojej pierwotnej społeczności było sposobem na oszukanie systemu i wstąpienie w szeregi uprzywilejowanej klasy. Zmiana tożsamości mogła przynieść krótkoterminowe profity i społeczny awans, w dłuższej perspektywie była to jednak droga do izolacji, osamotnienia i tożsamościowego piekła za życia.

          Scenariusz dramatu Passing powstał na podstawie powieści Nelli Larsen pod tym samym tytułem z 1929 roku. Rebecca Hall wyreżyserowała obraz i napisała do niego scenariusz, dołączając tym samym do grona wybitnych amerykańskich aktorek, które z powodzeniem zaliczyły również swój reżyserski debiut. Pomiędzy pokazano premierowo w styczniu 2021 roku na festiwalu Sundance. Netflix kupił prawa do dystrybucji filmu i od 10 listopada 2021 r. można go oglądać na tej platformie na całym świecie. Czarno-biały, niezwykle subtelny debiut Rebeki Hall zachwycił filmowych krytyków. Miejmy nadzieję, że przypadnie także do gustu subskrybentom Netflixa.

          Irene (znakomita Tessa Thompson) mieszka z mężem, Brianem (świetny André Holland) i dwójką synów w dzielnicy Harlem w Nowym Jorku. Jest rok 1929. Pewnego dnia na zakupach wpada w kawiarni na swoją przyjaciółkę z dawnych lat, Clare (wyśmienita Ruth Negga). Ze względu na bardzo jasny odcień swojej skóry Clare udaje białą i należy teraz do białej socjety. Ma nawet białego, bardzo rasistowskiego męża (w tej roli wyjątkowo odstręczający Alexander Skarsgård). Przypadkowe spotkanie w kawiarni jest okazją dla Clare do ponownego nawiązania kontaktu z bardzo bliską jej kiedyś Irene i także, poprzez jej szerokie znajomości wśród czarnej społeczności nowojorskiego Harlemu, do poruszania się pośród kolorowej mniejszości, która była kiedyś też jej mniejszością. Clare, osamotniona i izolowana w swoim nowym białym świecie, łaknie kontaktu ze swoją starą, porzuconą
tożsamością. Dla kobiety w jej pozycji znajomość z Irene i jej czarnoskórymi przyjaciółmi może ją jednak bardzo drogo kosztować.

          W pierwszej w filmie scenie kamera podąża tuż za robiącą zakupy w Nowym Jorku Irene. Kobieta porusza się po białej dzielnicy i za wszelką cenę chce ukryć swoją prawdziwą tożsamość, swój autentyczny kolor skóry. Irene ma głęboko nasunięty na czoło kapelusz, jej twarz jest solidnie upudrowana, na dłoniach ma białe rękawiczki pomimo letniej pory. Irene jest dumną członkinią czarnej mniejszości nowojorskiego Harlemu, ale robiąc zakupy w całkowicie białym sąsiedztwie, chce przez moment uchodzić za białą, i białą w istocie przekonująco udaje. O ile grana przez Tessę Thompson Irene udaje białą tylko w tej jednej sytuacji dla własnego komfortu, o tyle jej dawna przyjaciółka z Chicago, Clare, robi to każdego dnia o każdej godzinie. Zagrana przez Ruth Neggę Clare uczyniła z udawania białej swoją życiową strategię i całkowicie już porzuciła swoją dawną, czarnoskórą tożsamość. Jej nienawidzący czarnych mąż, John (Alexander Skarsgård), żartuje nawet, że skóra jego żony z każdym kolejnym dniem robi się ciemniejsza i dlatego wymyślił dla niej na pół pieszczotliwą, na pół obraźliwą ksywkę Nig… Możemy się łatwo domyśleć, od czego ten przydomek jest skrótem. Trzy sceny z udziałem Alexandra Skarsgårda to najbardziej emocjonalnie poruszające w filmie momenty. Pierwsza z nich ma miejsce już na samym początku obrazu, kiedy to jego John wraca do pokojowego hotelu i zastaje tam rozmawiającą z jego żoną Irene. Na szczęście dla samej Irene był to ten sam dzień, w którym postanowiła ona udawać białą i nabrał się na to również sam John, który nie omieszkał jednak zamanifestować swojego rasizmu w obecności obu kobiet. Siedząca na brzeżku hotelowego fotela zażenowana Irene wygląda w tej scenie, jakby siedziała na bardzo kłujących szpilkach. Lepiej rozumiemy jej zachowanie, gdy w dalszej części filmu poznajemy jej najbliższą rodzinę, w tym męża-lekarza Briana (André Holland) i dwójkę młodocianych synów. Irene stara się aktywnie działać dla czarnej społeczności Harlemu, jest dumną czarnoskórą kobietą i dlatego odnowienie znajomości z Clare jest dla niej mocno problematyczne.

          Clare nie daje jednak łatwo za wygraną. Odwiedza często Irene w jej nowojorskim mieszkaniu w Harlemie i towarzyszy jej w rozmaitych zgromadzeniach lokalnej czarnej społeczności, szczególnie czarna muzyka i taniec pociągają łaknącą kontaktu z dawnymi korzeniami Clare. Wydaje się, że Irene i Clare łączyła kiedyś bardzo silna i bardzo bliska więź, tak szczególna, że pomimo wewnętrznego oporu, Irene nie może oprzeć się Clare i jej towarzyskim aspiracjom, wiedząc jednak, że to, co robi przyjaciółka, to bardzo niebezpieczny spacer na krawędzi. Jako widzowie patrzymy na zjawiskową Clare oczami przestraszonej Irene, która tak bardzo boi się o niewinność swoich dorastających synów, że wolałaby (w przeciwieństwie do męża) w ogóle nie wspominać przy nich o linczach na czarnoskórych w całym kraju. W bardzo podobny sposób Irene boi się o Clare, którą traktuje trochę jak nieodpowiedzialne dziecko. Irene doskonale wie, a jeszcze mocniej czuje, że Clare pragnie czegoś niemożliwego: chce być częścią czarnej społeczności, nie wyrzekając się jednocześnie swojego statusu i swoich białych przywilejów.

 

9 listopada 2021

Zola. Szalony weekend na Florydzie.

           Seks, nieporozumienia i kulturowe zawłaszczenia to najkrótsze możliwe podsumowanie znakomitej czarnej komedii Zola w reżyserii Janiczy Bravo. Tytuł filmu to jednocześnie imię głównej bohaterki obrazu, kelnerki i erotycznej tancerki z Detroit (Taylour Paige w tej roli), którą pewnego dnia na szalony wypad na Florydę zabiera jej dopiero co poznana w restauracji znajoma o imieniu Stefani (Riley Keough). Stefani obiecuje Zoli łatwe pieniądze za taniec w barze ze striptizem w Tampie na Florydzie, ale po przyjeździe na miejsce nasza bohaterka szybko zdaje sobie sprawę, że została oszukana i wmanewrowana w bardzo niebezpieczną sytuację. W Zoli dzieje się niewiarygodnie dużo, nie brakuje tam akcji, golizny, seksu, ani też rozlicznych przykładów zawłaszczania czarnej kultury i języka przez białych mieszkańców Ameryki. Konfrontacja czarnoskórej Zoli z białą i mówiącą czarnym żargonem Stefani jest fascynującą mieszanką komedii i żenady jednocześnie. Filmowej tragikomedii dopełniają żałosny (i zazdrosny) chłopak Stefani (grany przez Nicholasa Brauna Derrek) oraz jej groźny czarnoskóry alfons w świetnej interpretacji Colmana Domingo. Zola to zwariowana filmowa wyprawa do krainy anarchii i chaosu, za jaką niewątpliwie uchodzi w USA Floryda.

          Kryminalna czarna komedia Zola oparta jest na prawdziwych zdarzeniach, które w składającym się ze 148 tweetów wątku opublikowała na Twitterze A’Ziah ‘Zola’ King, kelnerka i okazjonalnie erotyczna tancerka z Detroit. Jej oryginalna publikacja na Twitterze z 27 października 2015 roku wywołała szerokie poruszenie w Internecie i zaowocowała szybkim wykupieniem praw do sfilmowania całej historii. Ostatecznie scenariusz do obrazu napisali wspólnie Janicza Bravo i Jeremy O. Harris, a Janicza Bravo cały film wyreżyserowała. Zola pokazana została premierowo w głównym konkursie dramatycznym festiwalu Sundance w styczniu 2020 roku, po czym latem 2021 roku film wprowadzono do kin i na platformy streamingowe w Stanach Zjednoczonych.

          Tytułowa Zola (Taylour Paige) zgadza się na podróż na Florydę wraz z niedawno poznaną Stefani (Riley Keough), jej chłopakiem (Nicholas Braun) oraz ‘współlokatorem’ (Colman Domingo), aby zarobić szybkie pieniądze na erotycznym tańcu w barach ze striptizem w Tampie. Szybko jednak okazuje się, że ‘współlokator’ Stefani to tak naprawdę jej alfons, który zamierza zarobić pieniądze na prostytucji Stefani i Zoli. Nasza główna bohaterka nie jest jednak w ciemię bita, postanawia więc wybrnąć z bardzo niebezpiecznej sytuacji najlepiej jak się da. Wykorzystując swój spryt i obycie, Zola nawiguje zdradliwe wody na Florydzie, wychodząc obronną ręką z wielu podbramkowych sytuacji.

          Głównym atutem Zoli jest niewiarygodna energia, z jaką zrobiono ten film. Zwariowana historia, na której cały obraz jest oparty, daje już Zoli wyjątkowo frenetyczny punkt wyjścia. Reżyserka Janicza Bravo i jej pierwszoplanowi aktorzy dali z siebie wszystko, żeby prawdziwą życiową opowieść przekuć na równie fascynujące filmowe widowisko. To, że Floryda jest źródłem wszelkiej anarchii i miejscem niekończącej się imprezy w USA, wiemy już z kultowego filmu Spring Breakers z Jamesem Franco i Seleną Gomez. Notabene, James Franco jako pierwszy wykupił prawa do sfilmowania twitterowej historii A’Ziah ‘Zoli’ King i miał nawet cały film wyreżyserować, ale po oskarżeniach o molestowanie seksualne wycofał się z projektu i na jego miejsce wskoczyła w 2018 roku Janicza Bravo, która fenomenalnie wywiązała się z powierzonego jej zadania. Zola w reżyserii Bravo to dzieło eksperymentujące z formą, wprowadzające do narracji na szeroką skalę media społecznościowe i zestawiające ze sobą krańcowo sprzeczne punkty widzenia. Widziany oczami Zoli przebieg wydarzeń w filmie zostaje w pewnym momencie przy końcu obrazu skonfrontowany z wersją wydarzeń autorstwa Stefani, białej towarzyszki podróży Zoli. Wersja Stefani jest tak groteskowa i do bólu zabawna, że pozwala na chwilę komicznego wytchnienia w tym naładowanym akcją i pełnym suspensu filmie. Czarny akcent i slang, jakim mówi biała Stefani, jest jednym z wielu przykładów kulturowego zawłaszczenia czarnej kultury przez białą w Zoli. W podobny sposób wyraża się zresztą ciamajdowaty chłopak Stefani, Derrek, którego IQ jest na jeszcze niższym poziomie niż w przypadku jego zarabiającej ciałem na chleb dziewczyny. Dla nas w Polsce posługiwanie się czarnym slangiem przez białych (niespecjalnie inteligentnych) Amerykanów może wydawać się śmieszne i niekoniecznie obraźliwe. Faktem jest, że również czarnoskórzy bohaterowie Zoli tolerują imitujących ich mowę białych, ale to pewnie tylko dlatego, że traktują ich jak nieogarnięte i niewinne w gruncie rzeczy dzieciaki.

          Prostytucja, seks, striptiz i stręczycielstwo to niekoniecznie najlepsze możliwe tematy na komedię. Janicza Bravo zdołała jednak przekuć sensacyjny - i kryminalny, podkreślmy - materiał źródłowy w trzymającą ciągle w napięciu tragikomedię. Rzeczy, które dzieją się w Zoli, zostały napisane przez życie i przebijają niejednokrotnie najbardziej fantazyjne wymysły współczesnych scenarzystów. Pamiętając jednak, że cała ta historia wydarzyła się na Florydzie, jesteśmy w nią o wiele bardziej skłonni uwierzyć niż gdyby rozegrała się ona w jakimkolwiek innym miejscu na ziemskim globie.