25 grudnia 2020

Let Them All Talk (Niech gadają). Jak sukces zmienia przyjaźń.

          Słynna amerykańska pisarka Alice Hughes (Meryl Streep) wsiada na transatlantycki rejs wycieczkowy, aby odebrać literacką nagrodę w Wielkiej Brytanii. W podróż do Europy zabiera ze sobą dwie najlepsze przyjaciółki z czasów studenckich oraz ukochanego bratanka, Tylera (Lucas Hedges). Alice pracuje właśnie nad kontynuacją swojej najpopularniejszej powieści, za którą lata wcześniej otrzymała Nagrodę Pulitzera. Pisarka utknęła jednak z książką w martwym punkcie i chce wykorzystać podróż statkiem, aby odświeżyć przykurzone pyłem czasu bardzo bliskie niegdyś relacje z Robertą (Candice Bergen) oraz Susan (Dianne Wiest). Obie przyjaciółki mają jednak dystans do odmienionej sławą i literacką karierą Alice, każda z nich ma teraz ważniejsze problemy na głowie niż odgrzebywanie dawnej więzi ze znaną pisarką. Niech gadają w reżyserii Stevena Soderbergha to fenomenalny aktorski koncert w wykonaniu Meryl Streep, Candice Bergen oraz Dianne Wiest. Te trzy wybitne aktorki wygrywają siebie nawzajem, prowadząc bardzo subtelną grę ze sobą i z naszymi oczekiwaniami. Dzięki niezwykle inteligentnym - często improwizowanym - dialogom, krok po kroku odkrywamy fascynującą historię przyjaźni tych trzech kobiet i sposób, w jaki sukces jednej z nich zrujnował życie osobiste innej.

          Bogata kariera filmowa Stevena Soderbergha rozwija się nieprzerwanie od ponad 30 lat, czyli od jego reżyserskiego debiutu z Seksem, kłamstwami i kasetami video w 1989 roku. Najnowsze dzieło jednego z najważniejszych pionierów amerykańskiego kina niezależnego to komediodramat zrobiony specjalnie dla platformy streamingowej HBO Max. Scenariusz filmu napisała Deborah Eisenberg, chociaż znaczna część dialogów została zaimprowizowana przez grających w filmie aktorów. Let Them All Talk nakręcono w przeciągu zaledwie dwóch tygodni podczas rejsu wycieczkowego statku Queen Mary 2 z Nowego Jorku do Southampton w Wielkiej Brytanii. Poza reżyserią Steven Soderbergh przejął na planie także funkcje operatora i montażysty, a efekt finalny to jeden z jego najlepszych filmów w karierze. 10 grudnia 2020r. obraz zadebiutował na HBO Max.

          Wybitna pisarka Alice Hughes (Meryl Streep) nie może latać, więc jej nowa agentka literacka, Karen (Gemma Chan), załatwia jej miejsce na statku wycieczkowym Queen Mary 2, płynącym z Nowego Jorku do Southampton w Wielkiej Brytanii, aby ta mogła odebrać tam przyznaną jej niedawno literacką nagrodę. W tajemnicy przed pisarką jej agentka również wsiada na pokład rejsu przez Atlantyk, aby we współpracy z ukochanym bratankiem Alice, Tylerem (Lucas Hedges), dowiedzieć się czegoś o najnowszej powieści autorki. Alice ma ze sobą owiany tajemnicą i domysłami manuskrypt książki, ale nie chce niczego na jej temat zdradzać otoczeniu. Poza bratankiem Alice zabiera ze sobą w podróż dwie najlepsze przyjaciółki ze studenckich czasów: Robertę (Candice Bergen) oraz Susan (Dianne Wiest). Dwutygodniowy transatlantycki rejs wycieczkowy ma zbliżyć ponownie do siebie trzy bliskie kiedyś sobie kobiety. Alice zdaje sobie jednak szybko sprawę, że jej sukces skutecznie zniweczył jej najbardziej zażyłe relacje.

          Jakkolwiek w samym centrum Niech gadają mamy trzy starsze kobiety, to ich wzajemne stosunki i historię ich przyjaźni poznajemy oczami najmłodszego uczestnika wydarzeń na statku wycieczkowym, czyli zagranego przez Lucasa Hedgesa Tylera. Chłopak jest bliskim powiernikiem swojej ciotki, która z braku własnej rodziny niejako go usynowiła i jest do niego na tyle przywiązana, że w charakterze towarzysza podróży zabiera go ze sobą w rejs do Europy. Tyler prowadzi na statku podwójną grę, z jednej strony asystuje ciotce, z drugiej zaś informuje o postępie jej prac nad manuskryptem nowej książki jej agentkę literacką, Karen, która podróżuje tym samym statkiem incognito. Oczywiście uroda Karen nie pozostawia chłopaka obojętnym, Tyler liczy na coś więcej niż tylko wdzięczność dorodnej i starszej od niego agentki literackiej. Tymczasem grana przez Meryl Streep Alice znajduje się w samym środku twórczej blokady i liczy na to, że konwersacje z bratankiem i dwiema dawnymi przyjaciółkami pomogą jej przełamać ten impas. Jej najnowsza książka jest też próbą powtórzenia sukcesu tej najbardziej znanej (pod tytułem You Always/You Never) i nagrodzonej Pulitzerem. Zaproszenie na pokład statku dwóch starych znajomych to też próba ze strony Alice na domknięcie osobistych spraw z przeszłości i wyjaśnienie pewnych nieporozumień z bardzo bliskimi jej niegdyś kobietami. Znaczna część dialogów w Niech gadają to efekt improwizacji znakomitej aktorskiej obsady, bohaterowie tej historii przez rozmowy przy posiłkach, drinkach i grach planszowych wyjaśniają nam cały kontekst opowieści i raz po raz dorzucają pikantne szczegóły z własnej przeszłości.

          Niech gadają Stevena Soderbergha to bardzo subtelne i inteligentne kino, które wymaga naszej uwagi, zainteresowania i zaangażowania. Być może mało kto już ekscytuje się literackim światkiem, bo mało kto czyta teraz książki, ale ci, którzy jeszcze to robią, z pewnością docenią rolę, jaką w życiu zwykłych ludzi odgrywają pisarze i ich dzieła. Książki Alice Hughes sporo namieszały w życiu tych, którzy posłużyli autorce za źródło inspiracji. Z konsekwencjami tego wpływu pisarka musi mierzyć się dekady od ich napisania. Komediodramat Soderbergha stawia ważne pytanie: czy autorzy popularnych powieści są coś winni swoim muzom? Czy mają jakiś dług wobec źródeł swojej inspiracji i czy ten dług można przełożyć na język pieniądza? Literatura to bardzo grząski grunt, łatwo w niej utonąć w jakimś bagnie zniesławienia lub osiąść na mieliźnie plagiatu. Nawet twórcze i oryginalne przetworzenie rzeczywistości nie gwarantuje jeszcze wolności od ludzi, którzy odnajdą swoje odbicie na kartach przeczytanej książki. Literatura jest poniekąd rewirem narcystycznych osobowości, pisarze pokroju Alice Hughes organizują cały świat wokół siebie i swojej twórczości. Takie ustawienie sprawy nieustannie skazuje autorów na kolizyjny kurs z rzeczywistością i ciągłe napięcia z bliskimi, przyjaciółmi oraz znajomymi dookoła. Czasami być może w ogóle nie warto tworzyć, aby zaoszczędzić sobie przyszłego kłopotu. Żeby posłużyć się metaforą, jakiej użyła Alice Hughes w kluczowym momencie w Niech gadają, tworzenie literackiego dzieła jest jak polerowanie wazy w sytuacji, gdy cały dom wali się nam na głowę.


7 grudnia 2020

Relic (Relikt). Starość największym horrorem.

          Wszystko zmierza ku rozpadowi. To chyba najbardziej przerażająca rzecz, z jaką musi uporać się każda czująca istota ludzka. Nieubłagane prawo entropii zmusza nas do obserwowania powolnej degrengolady swojej i swoich najbliższych. Nieważne czy mamy do czynienia z demencją, Alzheimerem czy po prostu z powolną acz stopniową utratą urody, sił i zdrowia – procesy starzenia są tak samo bezlitosne i tak samo bolesne w każdym pojedynczym przypadku. O porażającym horrorze starzenia opowiada znakomity australijsko-amerykański film Relikt w reżyserii debiutującej za kamerą Natalie Eriki James. W jednym domu na australijskiej prowincji spotykają się trzy generacje kobiet: babka, matka i wnuczka. Najstarsza z tej trójki powoli traci kontakt z rzeczywistością, a dwie pozostałe starają się zaradzić jakoś temu, co nieodwracalne. W Relikcie chwytająca za serce opowieść o powolnej utracie bliskiej osoby przybiera formę wysublimowanego horroru. Jest to horror głównie egzystencjalny, ale nie oszczędzający nam także wizji i obrazów czekającego nas wszystkich finalnego rozpadu.

          Relic (Relikt) jest australijsko-amerykańskim horrorem w reżyserii Australijki Natalie Eriki James, która wraz z Christianem White’m napisała do filmu oryginalny scenariusz. Obraz pokazano premierowo w styczniu 2020 roku na Sundance Film Festival, po czym w lipcu tego roku wprowadzono go do kin w USA i Australii. Relikt doczekał się polskiej premiery 30 października, niestety na krótko przed zamknięciem wszystkich kin. Warto ten obraz obejrzeć przy pierwszej nadarzającej się okazji, czy to w kinie czy w Internecie, albowiem jest to nie tylko trzymający w ciągłym i rosnącym napięciu znakomity horror, ale także trafiający w uniwersalny czuły punkt dramat egzystencjalny, który nikogo nie pozostawi obojętnym.

          Mieszkająca na co dzień w australijskim Melbourne Kay (Emily Mortimer w tej roli) przyjeżdża wraz z córką Sam (Bella Heathcote) do rodzinnego domu na prowincji po tym, jak otrzymuje od policji telefon o zaginięciu własnej matki, Edny (świetna kreacja Robyn Nevin). Po kilku dniach intensywnych acz nieskutecznych poszukiwań w pobliskich lasach Edna pojawia się z powrotem w domu, ale nie potrafi powiedzieć gdzie i jak długo była. Kay podejrzewa matkę o postępującą demencję, więc decyduje się pozostać przy niej jeszcze przez jakiś czas, aby załatwić wszystkie bieżące sprawy i znaleźć dla staruszki odpowiedni ośrodek opieki w mieście. Córka i wnuczka próbują odbudować więź z babką, ale szybko zdają sobie sprawę, że starzejąca się seniorka oraz cały rodzinny dom pozostają we władaniu sił, którym młodsze kobiety nie są w stanie skutecznie się przeciwstawić.

          Relikt jest przykładem na znakomite połączenie horroru z egzystencjalnym dramatem, który dotyczy każdego bez wyjątku. Uniwersalność tego obrazu rozciąga się nie tylko na ludzi, ale także na wszystkie inne żyjące istoty z martwymi przedmiotami włącznie. Jednym z przewodnich motywów tego filmu jest pokrywający ściany, przedmioty, a nawet ludzi czarny grzyb. Początkowo pleśń wydaje się być naturalną konsekwencją wilgoci i zaniedbania starego wiejskiego domu, ale szybko czarny nalot staje się metaforą starości i rozkładu nie tylko martwych rzeczy, ale również mieszkających pośród nich ludzi. Niezwykle dojrzały debiut reżyserski Australijki Natalie Eriki James trafia w czuły punkt każdego z nas: lęk przed niemocą, utratą sił witalnych, chorobą fizyczną lub umysłową dotyczy każdego z nas, niepokój ten stanowi jądro naszej ludzkiej kondycji, a obawa przed cielesnym lub mentalnym upadkiem znakomicie funkcjonuje jako uniwersalne międzyludzkie doświadczenie, na które nikt nie może pozostać obojętnym. To, co wznosi ten egzystencjalny dramat do poziomu horroru, to jego nieuchronność: sam lęk nie pomoże nam w obejściu starości i jej nieprzyjemnych efektów ubocznych. Starość jest w tym sensie największym horrorem, bo sama pamięć o niej, a także zaradność i dbałość o siebie nie pomogą nam w jej obejściu, a sam proces starzenia jest na tyle upokarzający i odzierający z jakiejkolwiek godności, że jednorazowy akt śmierci wydaje się być dla porównania łaskawym aktem miłosierdzia natury.

          Nie wypada mówić o emocjach i miłosierdziu w kontekście stoicko obojętnej natury, ale warto zwrócić uwagę i pochwalić aktorskie trio w Relikcie, czyli rewelacyjne kreacje Robyn Nevin, Emily Mortimer oraz Belli Heathcote. Dzięki tym trzem kobietom film obfituje w emocjonalne i emocjonujące sceny, które pozostawiają niezatarte piętno na delikatnej tkance filmowej debiutu Natalie Eriki James. Prędzej czy później każdy z nas odnajdzie się po kolei w roli przedstawicielki jednego z tych trzech pokoleń w rodzinie i będzie musiał stać się albo świadkiem degrengolady starszych, albo samym przedmiotem takiego psycho-fizycznego upadku. Odzierająca ludzi z ich zalet i osobistych cech starość zamienia człowieka-podmiot w człowieka-przedmiot, paraliżuje nasze dobrze funkcjonujące ciała i umysły, pozostawiając spustoszenie i często zanik indywidualnej osobowości. Stajemy się obcy innym i w końcu także samym sobie. Wyjątkowo poruszająca jest w filmie scena, w której grająca Ednę Robyn Nevin zakopuje w lesie stary album ze zdjęciami, zjadając wcześniej kilka fotografii. Kiedy grająca jej córkę Emily Mortimer próbuje ją powstrzymać, Edna z przerażeniem w oczach pyta Kay i samą siebie: gdzie są wszyscy?, co się z nimi stało? Ta scena to nie tylko przejmujący objaw starczej demencji, ale przede wszystkim wyraz egzystencjalnego horroru, kiedy zdajemy sobie sprawę, że życie na samym końcu pozbawiło nas dosłownie wszystkiego, stając się tylko długą listą rzeczy, które bezpowrotnie straciliśmy.