31 stycznia 2015

Little Miss Sunshine (Mała miss). Zwycięzcy i przegrani.

          Sny, marzenia, iluzje... Tradycyjne amerykańskie wartości, kultura współzawodnictwa, indywidualizm, kino drogi... Kalifornia, Nowy Meksyk, konkursy piękności dla małych dziewczynek... Mała miss kondensuje w sobie wszystko to, co zwyczajowo i konwencjonalnie kojarzymy z Ameryką. W tym kraju, jak wszyscy dobrze wiemy, istnieją tylko dwie kategorie ludzi: zwycięzcy i przegrani, winners and losers. Little Miss Sunshine szalenie błyskotliwie ośmiesza ten uproszczony oraz bezduszny podział, czyniąc to w tak lekki i zabawny sposób, że ból niespełnienia oraz gorycz straconych złudzeń bohaterów filmu staje się dla widzów źródłem perwersyjnej uciechy pierwszego rzędu.


         Komediodramat Mała miss jest wspólnym dziełem reżyserskiego tandemu (i małżeńskiej pary jednocześnie): Jonathana Daytona oraz Valerie Faris. Genialny scenariusz obrazu napisał Michael Arndt, dla którego (i doprawdy trudno w to uwierzyć) był  to scenopisarski debiut. Relatywnie tanio nakręcony film okazał się prawdziwym niezależnym hitem, generując ogromne zainteresowanie potencjalnych dystrybutorów już w dniu swojej premiery na Sundance Film Festival w styczniu 2006 roku. Little Miss Sunshine odniósł nie tylko komercyjny sukces w kinach w USA i zagranicą, ale uhonorowany został ponadto aż 4 nominacjami do Oscara, w tym dla najlepszego filmu. Ostatecznie Małej miss przypadły 2 statuetki: za najlepszy scenariusz oryginalny dla Michaela Arndt’a oraz dla Alana Arkina w kategorii najlepsza drugoplanowa rola męska.


          Fabuła Małej miss koncentruje się wokół rodziny Hoover’ów i ich wyprawy z Albuquerque w Nowym Meksyku do Redondo Beach w południowej Kalifornii na konkurs piękności dla małych dziewczynek, w którym udział bierze najmłodsza latorośl rodu, czyli 7-letnia Olive (świetna, nominowana także do Oscara Abigail Breslin). W tej liczącej sobie 700 mil podróży starym żółtym busem marki Volkswagen towarzyszy małej finalistce właściwie cała najbliższa rodzina: ojciec Richard Hoover (Greg Kinnear), kierowca mikrobusa oraz personalny motywator z zawodu, matka Sheryl (Toni Collette, nominowana za tę rolę do Złotego Globu), starająca się utrzymać całą rodzinę we względnej harmonii, starszy brat Dwayne (Paul Dano), uparcie milczący aspirant szkoły lotniczej, poza tym nienawidzący wszystkich zbuntowany nastolatek, następnie mamy dziadka Edwina Hoover’a o niewyparzonej gębie (Alan Arkin), odpowiedzialnego za artystyczny występ wnuczki na konkursie. Wesołą kompanię dopełnia wujek Frank (znakomity Steve Carell), brat Sheryl, gej i akademik specjalizujący się w twórczości Marcela Prousta, świeżo po swojej samobójczej próbie spowodowanej m.in. zawiedzioną miłością. Zgromadzenie całej rodziny na tak niewielkiej przestrzeni familijnego busa staje się nieuniknionym źródłem napięć i tryskających naturalnym komizmem sytuacji.


          Satyryczne kino drogi, jakim niewątpliwie jest Mała miss, stanowi jednocześnie kolejny słodko-gorzki rozrachunek z tzw. amerykańskim snem. Film nie jest tylko celną parodią żałosnych konkursów piękności wśród nieletnich, ale sięga znacznie głębiej, ośmieszając amerykańską kulturę rywalizacji i współzawodnictwa, wyrażającą się najbardziej prostacko w podziale społeczeństwa na wygranych oraz przegranych. W kulturze tej ćwiczone są już małe dzieci, karmione przez rodziców i otoczenie iluzjami wczesnej sławy oraz popularności. Dobrym przykładem takiej postawy jest ojciec małej Olive, Richard Hoover. Jego zawodowy projekt polega właśnie na wkładaniu ludziom do głowy teorii o tym, że każdy może osiągnąć sukces, wystarczy tylko postępować według sprawdzonej receptury, niezawodnego planu kariery, który zaprowadzi nas na sam szczyt, o ile oczywiście nie zabraknie nam po drodze wystarczającej dozy determinacji i uporu w dążeniu do wyznaczonego celu.


          Little Miss Sunshine jest wreszcie wnikliwie podpatrzoną farsą na współczesną amerykańską rodzinę. Hoover’owie są bowiem familią daleką od ideału. Wystarczy tylko rzut oka na nestora rodu, dziadka Edwina, non stop prawiącego sprośności i wciągającego na stronie heroinę, aby mieć wyobrażenie, co nas czeka w trakcie 700 mil podróży z Hoover’ami... Mamy też w filmie do czynienia z dużą dawką indywidualizmu oraz odmienności. Starszy brat Olive, Dwayne jest w końcu tykająca bombą zegarową ze swoją pogardą i nienawiścią do ludzi oraz świata, a także wyglądem skrzywdzonego emo chłopca. Wujek Frank, jak każdy zresztą gej w większości współczesnych produkcji, tak filmowych, jak i telewizyjnych, jest wdzięcznym tematem do niewinnych żartów, od komizmu sytuacyjnego na stacji benzynowej począwszy, a na finałowym truchciku w Redondo Beach skończywszy. Hoover’owie wyglądają nie bez powodu na rodzinę w fazie postępującego rozkładu, a podróż do Kalifornii może być ich ostatnią prostą na drodze do całkowitej degrengolady... Na szczęście dla nas, widzów Mała miss jest filmem, w którym dramat i komedia są umiejętnie wyważone.


Cytat z filmu:

Grandpa: A real loser is someone who's so afraid of not winning he doesn't even try.

Dziadek Edwin Hoover: Prawdziwy ‘loser’ to ktoś, kto tak bardzo boi się przegranej, że nawet nie próbuje.

18 stycznia 2015

Everything Is Illuminated (Wszystko jest iluminacją). Ukraińska odyseja.

          Wszystko jest iluminacją zaczyna się niczym groteskowa farsa. Film wygląda przez pierwszą godzinę seansu jak niepoważny żart na skądinąd bardzo poważny temat. Protagonista obrazu Jonathan (Elijah Wood) przyjeżdża na współczesną Ukrainę, aby dowiedzieć się czegoś więcej o korzeniach swojej żydowskiej rodziny. Jako przewodników po nieznanym sobie kraju dostaje uważającego się za niewidomego dziadka i jego wygadanego wnuka Alex’a, który służy jako tłumacz. Trzej panowie i pies ruszają trabantem w podróż po ukraińskich rozstajach, próbując odnaleźć rodzinną wioskę przodków Jonathana. Niewyparzony język Alex’a, mówiącego dość specyficzną angielszczyzną, oraz ogólne zderzenie kulturowe, powstałe z konfrontacji zdystansowanego amerykańskiego Żyda i dwóch hałaśliwych Ukraińców z Odessy, czynią z filmu dość absurdalną komedię. Wszystko jednak zmierza do finału, w którym to tytułowa iluminacja całkowicie odwróci wymowę całego filmu.


          Everything Is Illuminated (2005) jest reżyserskim debiutem aktora Liev’a Schreiber’a. Scenariusz filmu reżyser napisał na podstawie powieści Jonathana Safrana Foer’a pod tym samym tytułem. Sam Liev Schreiber od strony matki posiada żydowskie korzenie sięgające Europy Wschodniej, stąd zapewne zainteresowanie fabułą powieści Foer’a. Jedyny jak dotychczas wyreżyserowany przez Schreiber’a film poniósł finansową klapę w rodzimych Stanach Zjednoczonych, został jednak zauważony i doceniony na kilku międzynarodowych festiwalach filmowych z Wenecją, São Paulo i Bratysławą na czele.


          Główny bohater obrazu Jonathan, grany przez noszącego w filmie okulary niczym denka od butelki Elijah’a Wood’a, to dość nietypowy młody człowiek. Wśród rodziny i znajomych cieszy się sławą ‘kolekcjonera’, jako że skrupulatnie gromadzi wszelkie drobiazgi oraz gadżety związane z bliskimi, pakując je wszystkie do foliowych torebek, niczym dowody w kryminalnej sprawie. Jego zafiksowanie na punkcie historii rodziny każe mu wyruszyć w daleką podróż z USA na Ukrainę, skąd przed laty do Ameryki przyjechał jego dziadek Safran. Głównym celem odysei Jonathana jest odnalezienie kobiety o imieniu Augustine, która w czasie drugiej wojny światowej uratowała życie jego dziadkowi. Na miejscu Jonathan korzysta z usług Alex’a (Eugene Hütz bez charakterystycznych wąsów) oraz jego cholerycznego dziadka (Boris Leskin). Cała trójka wraz z ukochaną suczką dziadka wyrusza z Odessy trabantem na poszukiwanie zaginionej wioski przodków Jonathana.


          Najbardziej zaskakującym elementem filmu Schreiber’a jest dość niespodziewane przejście w połowie obrazu z absurdalnych i farsowych klimatów w pełnokrwisty dramat. Przejście to dokonuje się jednak bez najmniejszego zgrzytu, w czym ogromna zasługa wyczucia oraz wrażliwości reżysera. Wszystko jest iluminacją bardzo dobrze imituje naturalną kolej rzeczy, w życiu bowiem komedia i dramat przeplatają się nieustannie. Źródłem humoru w filmie jest w pierwszym rzędzie postać nieokrzesanego oraz wprost kipiącego energią Alex’a, w świetnej interpretacji Eugene Hütz’a. Ten młody Ukrainiec, wielbiciel amerykańskiej popkultury z rapem i Michaelem Jacksonem na czele, jest chodzącą parodią swojego pokolenia, a jego operowanie angielskim wprawia w ciągłe osłupienie. Sam Eugene Hütz, frontman punk-rockowej kapeli Gogol Bordello o silnych inspiracjach folkowych, jest z pochodzenia Ukraińcem o romskich korzeniach, stąd wydaje się być do roli Alex’a wręcz stworzony.


           Najważniejszym celem Everything Is Illuminated nie jest jednak obśmianie różnic pomiędzy z lekka zdziwaczałym młodym amerykańskim Żydem, a jego ukraińskimi, dość zahukanymi, kompanami. Nie jest nim też pokazanie zacofania i zaściankowości Europy Wschodniej, w której starzy żyją zakonserwowani we wspomnieniach przeszłości oraz swoich uświęconych tradycjach i rytuałach, podczas gdy młodzi pokroju Alex’a ślepo naśladują zachodnią popkulturę oraz tamtejszy sposób bycia. Przesłaniem Wszystko jest iluminacją wydaje się być końcowa w filmie konstatacja, według której teraźniejszość może zostać oświetlona światłem przeszłości, a podróż w celu odkrycia własnych korzeni może pomóc nam wyjaśnić wiele nierozwikłanych zagadek z tu i teraz. Nic tak w końcu nie pomaga w odnalezieniu tożsamości jak podróż do źródeł własnego czasu.


10 stycznia 2015

Ghost World. Okres burzy i szyderstwa.

           Ghost World to film o tym, jak to jest czuć się outsiderem. Protagonistki obrazu Enid i Rebecca mają wrażenie pozostawania poza nawiasem przeciętnej oraz typowej społeczności anonimowego amerykańskiego miasta. Ze swojej mocno wyobcowanej perspektywy obie nastolatki dotrzymują sobie kroku w bezceremonialnych aktach pogardy i kontestacji zachowań  tzw. większości. Drwina, szyderstwo, a także ironiczno-sarkastyczne poczucie humoru to domena tych dwóch zblazowanych dziewczyn. Czy jednak można być outsiderem przez całe życie? I czy bezkompromisowa krytyka mainstreamu daje wystarczające poczucie satysfakcji? Prędzej czy później obie dorastające bohaterki będą musiały się zmierzyć z trudnym zadaniem wtopienia się w tak znienawidzony przez siebie ogół.


          Nakręcony w 2001 roku przez Terry’ego Zwigoff’a  Ghost World oparty jest na komiksie (vel powieści graficznej) autorstwa Daniela Clowes’a. Scenariusz filmu adaptowany został wspólnie przez autora oryginalnego komiksu i reżysera obrazu. Obaj twórcy dostali za swoją adaptację nominację do Oscara w 2002 roku, była to jednocześnie pierwsza nominacja w historii Akademii za scenariusz oparty na komiksie. Ghost World nie stał się co prawda hitem box office‘u, zyskał jednak od samego początku ogromne uznanie wśród krytyków oraz graniczące z kultem oddanie wśród części publiczności.


          Dwie heroiny Ghost World, czyli Enid (znana z American Beauty Thora Birch) i Rebecca (Scarlett Johansson) właśnie kończą szkołę średnią, mając dość mgliste wyobrażenia na temat swojej przyszłości. Obie dziewczyny ze zgrozą oraz pogardą patrzą na swoich rówieśników, ale i dorosłym w ich świecie dostaje się spora dawka szyderstwa i kpiny. Ofiarą takiego niewybrednego żartu znudzonych nastolatek pada niejaki Seymour (bardzo przekonujący w tej roli Steve Buscemi). Seymour jest samotnikiem obsesyjnie kolekcjonującym oryginalne wydania jazzowych oraz bluesowych albumów. Z ofiary kpiny Seymour szybko awansuje na przyjaciela coraz bardziej nim zaintrygowanej Enid. W tym momencie drogi obu dziewczyn zaczynają się coraz bardziej rozchodzić, a rosnące zainteresowanie Enid dużo starszym od niej Seymour’em wystarczająco komplikuje życie obojgu.


          Ghost World to fascynujący przykład oglądu świata z perspektywy pary dziewcząt do niego nieprzystających. Enid i Rebecca są trochę znudzone, trochę w swoich oczekiwaniach sprzeczne i pogubione, trochę też rozczarowane światem dorosłych, a już na pewno krańcowo zdegustowane umysłowym poziomem swoich rówieśników... Krytyczna ocena jaką obie wystawiają otoczeniu jest miażdżąca, wszyscy jednak wiemy, że adaptacja do zastanego świata jest tylko kwestią czasu. Przystosowywać jako pierwsza zaczyna się Rebecca, która po szkole średniej szybko znajduje sobie pracę i szuka mieszkania do wynajęcia. Enid nie kwapi się jednak ani z decyzją o kontynuacji nauki w college’u, ani z próbą uniezależnienia się od ojca i zamieszkania z  najlepszą przyjaciółką. Film Zwigoff’a wiarygodnie portretuje moment wkraczania w dorosłość oraz konieczność sprostania niekończącym się społecznym konwenansom, takim jak praca, kariera czy odpowiednie relacje z otoczeniem.


          Wyjątkowość granej przez Thorę Birch Enid polega na tym, że nie potrafi ona na zawołanie zostawić za sobą okresu buntu oraz kontestacji i z marszu pójść do pracy w multipleksie, tak żeby móc pozwolić sobie na komfort mieszkania z przyjaciółką, a nie z własnym ojcem w rodzinnym domu. To, co odróżnia Enid od Rebeki, to artystyczna dusza, jeszcze nie w pełni uświadomione i rozwinięte, ale już wyraźnie kiełkujące artystyczne postrzeganie rzeczywistości. Stąd też bierze się trwały opór bohaterki wobec prób zorganizowania sobie konwencjonalnego życia na warunkach dyktowanych przez społeczne normy i reguły wolnego rynku. Ghost World oferuje nam skrajnie ironiczne spojrzenie na małomiasteczkową, prowincjonalną Amerykę. Protagonistki filmu czują się w takiej Ameryce swojsko i bezpiecznie, jakkolwiek obśmiewają ją do granic możliwości. Enid wie jednak, że aby odnaleźć siebie i mieć choćby cień szansy na wewnętrzne spełnienie musi tę Amerykę  jak najszybciej zostawić za sobą.


Cytat z filmu:

Rebecca: This is so bad it's almost good.
Enid: This is so bad it's gone past good and back to bad again.

Rebecca: Taka szmira, że zaczyna wpadać w ucho.
Enid: Żeby wypaść drugim i znów być zwykłą szmirą.