Garden State jest reżyserskim debiutem aktora i twórcy filmowego Zach’a Braff’a (rocznik 1975), który również napisał scenariusz filmu, opierając się w dużej mierze na własnych doświadczeniach rodzinnych z czasów dojrzewania i wchodzenia w dorosłość. Ten autobiograficzny obraz po raz pierwszy został pokazany publiczności Festiwalu Filmowego Sundance w styczniu 2004 roku, biorąc udział w konkursie głównym imprezy. Od tego czasu autorskie dzieło Braff’a zyskało powszechne uznanie wśród krytyków i, co ważniejsze, wśród publiczności, stając się jednym z niewielu współczesnych filmów niezależnych, które zdołały wygenerować wokół siebie niepodważalny kult.
Przyjazd do domu na pogrzeb matki okazuje się być z dawna
wyczekiwanym przełomem w życiu głównego bohatera, do czego znacznie przyczynia
się ponowne nawiązanie kontaktu z grupą byłych znajomych i przyjaciół. Kluczową
postacią w tej towarzyskiej reanimacji staje się Mark (Peter Sarsgaard),
pracujący aktualnie jako nieprzejmujący się karierą oraz pozbawiony wszelkich
złudzeń grabarz na lokalnym cmentarzu. To on wprowadza Andrew na powrót w świat
dawnych znajomych, pozwalając mu poczuć coś na kształt dalekiego echa tęsknoty
za minionymi czasami. Jeszcze bardziej brzemienne w skutki jest dla
protagonisty poznanie Sam (bardzo naturalna i pełna wigoru Natalie Portman),
dzięki której Andrew wyrywa się ze zwyczajowej katatonii, po raz pierwszy
pozwalając sobie na autentyczne i pozytywne zarazem uczucie. Wydobycie się z
psychicznego stuporu umożliwia wreszcie naszemu bohaterowi zmierzenie się z
rodzinną traumą z dzieciństwa oraz stawienie czoła ojcu-psychiatrze (Ian
Holms), dla którego pigułka stanowi główny oręż w walce z życiowymi problemami.
Bezpośredni, trzymający się ściśle realiów współczesności scenariusz
filmu oraz świetnie dobrana do produkcji przez Zach’a Braff’a ścieżka dźwiękowa-nagroda
Grammy dla najlepszego soundtrack’u w 2005 roku-czynią z prywatnej odysei Andrew
Largeman’a punkt odniesienia dla osobistych doświadczeń wielu dzisiejszych 20-sto
i 30-stolatków. Eksperymentowanie z narkotykami, uzależnienie od psychotropów, kompensujące narastające napięcia w rodzinie, czy w końcu emocjonalne
przebudzenie spragnionego radykalnej zmiany protagonisty historii, to wszystko
potraktowane jest w debiucie Braff’a z humorem i godnym postmodernizmu
dystansem.
Garden State to także celny portret
prowincjonalnego miasteczka w New Jersey. Stan ten sąsiaduje bezpośrednio z
Nowym Jorkiem, a jest powszechnie postrzegany jako synonim nudy i typowo
amerykańskiego zaścianka. W XIX wieku, ze względu na duży odsetek pól
uprawnych, sadów i ogrodów, przylgnęło do niego określenie Garden State. W
chwili obecnej nazwa ta dla większości Amerykanów jest niejasna i pozbawiona
sensu, prawie nikt nie potrafi wytłumaczyć skąd się wzięła. New Jersey jest
teraz gęsto zaludnione i silnie zurbanizowane, od dawna przestało pełnić rolę
urodzajnego ogrodu dla pobliskiego Nowego Jorku czy Pensylwanii. Kojarzy się
natomiast zdecydowanie negatywnie, niczym zahukana mieścina w bliskim
sąsiedztwie wielkiej oraz tętniącej życiem metropolii. Miejsce to, jak żadne
inne w Stanach, potrafi podkreślić bezmierną samotność głównego bohatera filmu,
uwypukloną tym bardziej przez kontakt z ludźmi równie samotnymi jak on. Andrew
Largeman zaczyna jednak odnajdywać sens życia w miejscu, które tego sensu
wydawało się być całkowicie pozbawione. Spokój i pozorna nuda amerykańskiego
zaścianka po raz kolejny okazuje się być źródłem życiodajnych soków,
zasilających swoją energią otępiałego oraz zblazowanego przybysza z wielkiego
miasta.
Cytat z filmu:
Andrew Largeman: You know that point in your life when you realize the house you grew up in isn't really your home anymore? All of a sudden even though you have some place where you put your shit, that idea of home is gone.
Andrew Largeman: Znasz ten moment w życiu, kiedy to zdajesz sobie sprawę, że miejsce w którym się wychowałeś nie jest już dłużej twoim domem? Chociaż nadal masz gdzie przechowywać swoje rzeczy, to sama idea domu nagle zanika.
I jeszcze jeden:
Mark: I'm okay with being unimpressive. I sleep better.
Mark: Nie mam żadnego problemu ze swoim przeciętniactwem. Lepiej sypiam.
Andrew Largeman: Znasz ten moment w życiu, kiedy to zdajesz sobie sprawę, że miejsce w którym się wychowałeś nie jest już dłużej twoim domem? Chociaż nadal masz gdzie przechowywać swoje rzeczy, to sama idea domu nagle zanika.
I jeszcze jeden:
Mark: I'm okay with being unimpressive. I sleep better.
Mark: Nie mam żadnego problemu ze swoim przeciętniactwem. Lepiej sypiam.