Happiness
to następny po Witajcie w domku dla lalek
projekt filmowy niezależnego reżysera Todd’a Solondz’a, znanego z poruszania
kontrowersyjnych, a nawet szokujących publiczność tematów. Nie inaczej jest z Happiness, uznawanym przez krytykę za
najdojrzalsze dzieło twórcy. Film okazał się bowiem zbyt kontrowersyjny nawet
dla jurorów Festiwalu Filmowego Sundance, którzy odmówili jego przyjęcia na tę
imprezę. Dzieło Solondz’a zostało jednak docenione na Międzynarodowym Festiwalu
Filmowym w Cannes w 1998 roku, gdzie obraz zdobył nagrodę FIPRESCI. Happiness, w typowo przewrotny dla jego
autora sposób, idzie dużo dalej niż jego bezpośredni poprzednik, zapuszczając
się głęboko na terytorium ludzkich perwersji i dewiacji, nie cofając się przed
żadnym tabu oraz nie oszczędzając w najmniejszym stopniu ani bohaterów historii,
ani tym bardziej potencjalnych widzów.
Opus magnum Todd’a Solondz’a to
komediodramat nieustannie balansujący na granicy tragedii i ironii, w
satyrycznym niemalże tonie portretujący uniwersalne dążenie grupy ludzi do
tytułowego szczęścia oraz życiowego spełnienia. Owa grupa ludzi to szereg
ludzkich typów, powiązanych ze sobą rodzinnym pokrewieństwem czy też zwykłym
sąsiedztwem, zamieszkujących zwyczajne miasto w stanie New Jersey. Centrum tej
grupy stanowią trzy rodzone siostry, z których Joy (Jane Adams) jest żyjącą samotnie
pracowniczką call-center. Joy dorabia sobie też prowadzeniem kursów
angielskiego dla imigrantów (zajęcie, którym parał się sam reżyser filmu) oraz
jest też przy tym niespełnioną autorką piosenek. Druga z sióstr Helen (Lara
Flynn Boyle) jest atrakcyjną poetką, której udało się odnieść sukces zawodowy, bazujący na eksploatacji w twórczości wątków seksualnych w rodzaju gwałtu i
molestowania. Trzecia z kolei siostra to poukładana gospodyni domowa
Trish (Cynthia Stevenson), z mężem, domem, psem i trójką małych dzieci. To, czego
Trish jest zupełnie nieświadoma, a co szybko odkrywa przed nami reżyser, to
fakt, że jej mąż, psychiatra Bill Maplewood (Dylan Baker), jest pedofilem
molestującym i gwałcącym kolegów własnego syna.W fabule filmu obecni są też
rodzice sióstr-Mona i Lenny Jordan’owie (grani odpowiednio przez Louise Lasser
oraz Bena Gazzarę), których małżeństwo po 40 latach stażu jest w fazie
ostatecznego rozpadu. Krąg zbrodni i dewiacji dopełniają w filmie postaci
dwojga sąsiadów poetki Helen, z których Allen (Philip Seymour Hoffman) jest
owładniętym seksualną perwersją samotnikiem i notorycznym onanistą, a
Kristina (Camryn Manheim) to kobieta pełna zahamowań oraz związanych z nadwagą
kompleksów, mordująca w afekcie portiera,
zaraz po tym jak zostaje przez niego zgwałcona.
Cała
ta galeria postaci jest ze sobą powiązana siecią więzów rodzinnych i
zwykłych (mało prawdopodobnych) zbiegów okoliczności. Dzieło Solondz’a bez
oglądania się na konwenanse bardzo głęboko wnika w te mniej przyjemne,
odrażające nawet aspekty ludzkiej natury. Reżyser nie koncentruje się jednak
tylko na skandalizującym wymiarze myśli oraz uczynków swoich bohaterów, idzie
znacznie dalej, w mocno złożony sposób i z dużą dozą wyrozumiałości portretując
skomplikowane życie psychiczne, a także postępki swoich protagonistów. Zło i
występek w świecie zwyczajnych mieszkańców New Jersey - stanu ironii, jak wyraża
się o nim jedna z sióstr, poetka Helen - zostaje w filmie Solondz’a
zbanalizowane, nic w tym uniwersum nie jest czarno-białe, pedofil nie jest
wcale odstręczającą, godną pogardy personą, przeciwnie, potrafi być też
kochającym ojcem i szanowanym członkiem lokalnej społeczności. Oddane swoim
obsesjom oraz samotniczym nawykom postaci (figura Allena) ukazują też swoją
bardziej przystępną stronę, kiedy to brutalne i patologiczne fantazje zostają
zastąpione przez czułość i zrozumienie w bezpośrednim kontakcie z drugim
człowiekiem.
W
filmowym świecie Todd’a Solondz’a nic nie jest standardowe i z góry przesądzone,
zło może ulec trywializacji, ofiara może stać się katem, bezinteresowność
nabiera cech perfidii, a artystyczno-poetyckie pretensje okazują się być płytkie
oraz wydumane. W tak zaprojektowanym filmowym uniwersum tradycyjna hierarchia i pozorny
porządek znanego nam świata kompletnie się rozsypują na naszych oczach, już
nawet trudno tu mówić o odwróceniu tradycyjnych ocen oraz wartości, raczej mamy
do czynienia z całkowitym zanegowaniem opartego na uprzedzeniach,
wartościującego podejścia do rzeczywistości. Twórca Happiness rozmontowuje przed nami maszynerię utrzymującą świat we
względnym porządku; wyłania się z tego zabiegu nowy, twórczy chaos, który my,
jako widzowie, musimy w naszej wyobraźni na nowo zorganizować, przemyśleć i
poskładać w spójną, sensowną całość. W tym momencie powstaje zasadnicze
pytanie: czy i do jakiego stopnia jest to w ogóle możliwe?...
Cytat z filmu:
Helen Jordan:
Y'know, people are always putting New Jersey down. None of my friends can believe
I live here. But that's because they don't get it: I'm living in a state of
irony.
Helen Jordan: Ludzie zawsze patrzą na New Jersey z góry. Nikt z moich przyjaciół nie może uwierzyć, że tutaj mieszkam. Ale to wszystko dlatego, że oni nie pojmują, że żyję w stanie ironii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz