Macierzyństwo to ogromne
poświęcenie. Z tym nikt chyba nie może polemizować, a już na pewno nie mężczyźni.
Bycie matką oznacza nie tylko ciągłe poświęcanie dziecku swojego czasu i uwagi,
ale w okresie ciąży to przede wszystkim ofiarowanie potomstwu swojego ciała. Na
dobre i na złe. Coś o poświęceniu swojego ciała wie też aktorka Charlize
Theron, niekwestionowana piękność rodem z Republiki Południowej Afryki, która
do roli w filmie Tully Jasona
Reitmana przytyła prawie 50 funtów (około 22 kilogramy). Theron na trzy
miesiące przerzuciła się na intensywną dietę fastfoodową po to tylko, aby po
zakończeniu zdjęć do filmu potrzebować następnych prawie 18 miesięcy, żeby
zrzucić tak przybraną wagę… Dla odtwórczyni tytułowej roli z filmu Monster Patty Jenkins oszpecanie się na
potrzeby filmowej produkcji to w końcu nie pierwszyzna. W Tully Charlize Theron wciela się w umęczoną 40-letnią matkę dwójki
dzieci z trzecią pociechą w drodze. Kobieta może nie do końca zdaje sobie z
tego sprawę, ale desperacko potrzebuje pomocy i wsparcia. W Tully przyjmujemy całkowicie kobiecą
perspektywę na macierzyństwo i związane z nim problemy oraz wyrzeczenia. Punkt
widzenia matki to wciąż deficytowy towar we współczesnej kulturze i
kinematografii.
Tully jest trzecim już z kolei owocem współpracy reżysera
Jasona Reitmana i scenarzystki Diablo Cody. Wcześniej ten tandem dał nam tak
wybitne dzieła jak Juno oraz Young Adult (Kobieta na skraju dojrzałości). Tully
po raz pierwszy mogła zobaczyć w styczniu 2018 roku widownia festiwalu
Sundance, gdzie też film miał oficjalną światową premierę. Z powodzeniem możemy
oczekiwać nagród i wyróżnień dla dwóch głównych aktorek tego obrazu – Charlize
Theron i Mackenzie Davis, które wykonują tutaj kawał dobrej roboty. Diablo
Cody, autorka scenariusza do filmu, zainspirowała się w tej historii swoim
własnym życiem i doświadczeniami związanymi z przyjściem na świat swojego
trzeciego (nieplanowanego) dziecka.
Marlo (wybitna rola Charlize Theron)
ma już dwójkę niełatwych w wychowaniu dzieci, a w wieku 40 lat oczekuje
trzeciego, tym razem zupełnie nieplanowanego potomka. Kobieta jest skrajnie
wyczerpana psychicznie i fizycznie, a jej mąż (grany przez Rona Livingstona)
nie jest dla niej wielką pomocą, szczególnie ze swoimi ciągłymi służbowymi
wyjazdami w pracy. Nietypowy prezent dla Marlo ma jej brat, Craig (Mark
Duplass), który postanawia opłacić siostrze nocną nianię w postaci tytułowej
Tully właśnie (świetna w tej roli Mackenzie Davis). Sceptyczna z początku Marlo
szybko przekonuje się do młodej i żywiołowej Tully, która poza tym, że stanowi
dla niej zbawienne odciążenie w matczynych obowiązkach, przypomina jej młodszą
wersję samej siebie z czasów, gdy wiodła szalone i wolne od ciągłych trosk
życie na nowojorskim Brooklynie.
Żaden mężczyzna nie doceni Tully tak, jak film może docenić
kobieta, a już z pewnością matka. Ostatni komediodramat w dorobku Jasona
Reitmana i Diablo Cody to film o matce i dla matek właśnie. I jak zawsze w
przypadku dzieł tego tandemu komedia osładza tutaj dramat, a dramat doprawia
odrobiną goryczy komedię. To, co dla roli potrafi zrobić Theron jest godne
szacunku: aktorka z zimnej piękności przeistoczyła się tutaj w nieatrakcyjną
seksualnie, ciągle zmęczoną i niewyspaną, człapiącą po mieszkaniu w szlafroku i
pobrudzonym podkoszulku matkę trojga dzieci, która umęczona rutyną domowych
obowiązków zawiesza się co chwilę i patrzy tępo w przestrzeń przed sobą. „Mamo,
co jest nie tak z twoim ciałem?” – pyta ją w pewnym momencie przy stole
najstarsza córka, zaraz po tym, jak Marlo ściąga z siebie zalany sokiem
podkoszulek i zostaje w samym biustonoszu, prezentując bez żenady swój wielki
brzuch i mocno otłuszczone ciało. Fizyczna transformacja, jaką przechodzi tutaj
grana przez Theron Marlo, to tylko czubek góry lodowej. Jej chroniczne
niewyspanie, spowodowane pojawieniem się w domu noworodka, oraz pogarszający
się stan psychiczny coraz bardziej sfrustrowanej nawałem obowiązków kobiety
grożą o wiele poważniejszymi konsekwencjami.
I wtedy, niemalże deus ex machina,
pojawia się w życiu Marlo Tully (Mackenzie Davis), nocna niania wynajęta i
opłacana przez brata Marlo. Pomoc Tully jest tym, czego umęczona matka trójki
dzieci potrzebowała najbardziej. Pomimo różnicy wieku, prawie całego pokolenia,
Tully i Marlo nawiązują nić porozumienia, która pogłębia się do punktu, w
którym obie kobiety (w ramach relaksu rzecz jasna) zaczynają wpadać na szalone
pomysły…Marlo widzi w Tully siebie z czasów, gdy miała dwadzieścia parę lat i cały
świat stał przed nią otworem. Marlo zazdrości Tully jej wolności i optymizmu, z
goryczą jednak przypomina młodszej koleżance, że ten czas burzy i naporu szybko
przeminie, brutalnie wręcz konstatując: „Założę się, że masz wielkie plany.
Tak, twoja dwudziestka jest świetna. O tak, ale wtedy twoja trzydziestka
wychynie zza rogu jak śmieciarka o piątej nad ranem”… Tully stanowi świetny tryptyk filmowy do spółki z Juno i Young Adult, dwoma poprzednimi kolaboracjami Diablo Cody i Jasona
Reitmana. Wyreżyserowane przez Reitmana trzy scenariusze Cody można potraktować
jak trzy różne wersje życia jednej i tej samej kobiety: bystrej nastolatki, narcystycznej
singielki i wreszcie zblazowanej matki trojga dzieci. W Tully nigdy nie mówi się bezpośrednio o depresji poporodowej jako
praprzyczynie wszystkich problemów granej przez Theron Marlo.
Nienazwana wprost, przypadłość ta jednak wisi w powietrzu, jakkolwiek spektrum
problemów, z którymi boryka się filmowa Marlo, jest o wiele szersze i bardziej
skomplikowane, nie można tak po prostu wszystkiego w filmie zamieść pod
psychologiczny dywan zwany poporodową depresją. Najważniejsze w Tully jest jednak to, że od początku do
końca obraz przyjmuje ekskluzywnie kobiecą perspektywę, a Matki nie przysłania tutaj ani
Ojciec, ani Syn, ani nawet Duch Święty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz