11 października 2014

Blue Valentine. Romantyzm nie popłaca.

          Klasyczna historia miłosna. Taka z romantycznym początkiem i dramatycznym końcem. Prosta, w dużej mierze improwizowana opowieść o relacji pary głównych bohaterów, Deana oraz Cindy, niesie ze sobą przemożny ładunek emocji, taki, jakiego zazwyczaj  nie udaje się uchwycić na dużym ekranie bez popadania we łzawy melodramat. Ogromna zasługa w tym Ryana Goslinga oraz Michelle Williams, którzy koncertowo wcielają się w swoje postaci, czyniąc z nich protagonistów z krwi i kości. Obraz Dereka Cianfrance ukazuje nam potęgę przekazu niezależnego kina, opartego w dużym stopniu na improwizacji, prostym oraz przemyślanym scenariuszu, a także świetnej, pełnej oddania i inwencji grze czołowych aktorów. Blue Valentine to idealna matryca dla każdego kolejnego filmowego romansu.


          Drugi pełnometrażowy film Dereka Cianfrance pokazany został po raz pierwszy na Sundance Film Festival w 2010 roku. Bardzo szybko zwrócono uwagę na fenomenalne wręcz kreacje dwójki wiodących aktorów: Michelle Williams oraz Ryana Goslinga. Oboje otrzymali nominacje do Złotych Globów w swoich kategoriach aktorskich, a Michelle Williams dostała ponadto w 2011 roku nominację do Oscara w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa. W filmie warto zwrócić baczną uwagę na świetną ścieżkę dźwiękową, napisaną przez amerykański zespół indie-rockowy Grizzly Bear.


          Blue Valentine podzielony jest zasadniczo na dwie części, w których poznajemy: 1. historię narodzin uczucia pomiędzy Dean’em i Cindy oraz 2. kronikę początku końca ich związku. Obydwie części, oddzielone od siebie w czasie o 6 lat, wzajemnie się przeplatają i niejako uzupełniają, tworząc na naszych oczach chwytający za serce portret końca miłości. Rozpad związku pary protagonistów jest o tyle bardziej dramatyczny, o ile oboje mają już małą córkę Frankie (Faith Wladyka), a ich wzajemne stany emocjonalne zupełnie się nie pokrywają. Dean jest bowiem nadal romantycznie przywiązany do Cindy, podczas gdy u tej ostatniej wypaliło się już całkowicie wszelkie uczucie do partnera.


          Inspiracją do napisania scenariusza tego filmu był dla jego reżysera rozpad związku własnych rodziców. Cianfrance chciał tym samym odpowiedzieć sobie na pytanie, jak do tego mogło dojść i gdzie tkwił zasadniczy błąd. Czy znalazł upragnioną odpowiedź? Atutem filmu jest z pewnością brak łatwych, acz powierzchownych rozwiązań, nie ma w nim przesądzania o czyjejkolwiek winie, nie ma próby wymuszenia happy end’u. Jest natomiast rewelacyjnie podpatrzony proces powolnego rozchodzenia się dróg dwojga bliskich sobie niegdyś osób. Relatywnie krótki film (niecałe 2 godziny) oferuje nam samą esencję sztuki bycia razem. To prawdziwy majstersztyk w tak skondensowanej, prostej i krótkiej formie przekazać tak wiele, nie popadając jednocześnie w skrajne otchłanie melodramatu czy psychodramy.  


          Zrównoważenie i dystans w filmie to na pewno zasługa wieloletniego jego przygotowania, podczas którego w procesie tworzenia scenariusza brali też udział odtwórcy głównych ról, improwizując swobodnie w kluczowych scenach. Michelle Williams oraz Ryan Gosling najpierw nauczyli się żyć na co dzień obok siebie i ze sobą, zanim wcielili się w otwarte na interpretacje filmowe postaci Cindy i Dean’a. Efekt dystansu w filmie osiągnięto poprzez przemieszanie scen z przeszłości ze scenami z teraźniejszości pożycia pary protagonistów (dodatkowo przeszłość i teraźniejszość nakręcono dwiema kamerami o różnych parametrach). Ten formalny zabieg sprawił, że na dramatyczne teraz patrzymy z perspektywy romantycznego kiedyś i vice versa, a obie perspektywy stanowią swój wzajemny komentarz i zarazem dopełnienie.


          Twórcom Blue Valentine udała się rzecz bardzo trudno osiągalna, właściwie sprzeczność sama w sobie: w efekcie nakręcono film, który jednocześnie i jest zdystansowany, i kipi od rozdzierających głównych bohaterów emocji. Taka wewnętrzna sprzeczność tkwi już w samym tytule dzieła, gdzie walentynka otrzymuje kolor tradycyjnie utożsamiany ze smutkiem (jest to jednocześnie hołd dla Toma Waits’a, którego jedna z płyt taki właśnie nosi tytuł). To zdystansowanie w formie opowiadanej historii oraz emocjonalne bogactwo, a równocześnie bezpośredniość w przekazie treści fabuły stanowi o wyjątkowości amerykańskiego kina niezależnego. Dzięki takiemu właśnie podejściu kino to ma nieograniczone wręcz możliwości eksplorowania najgłębszych pokładów ludzkiego życia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz