Wszystko zmierza ku rozpadowi. To chyba najbardziej przerażająca rzecz, z jaką musi uporać się każda czująca istota ludzka. Nieubłagane prawo entropii zmusza nas do obserwowania powolnej degrengolady swojej i swoich najbliższych. Nieważne czy mamy do czynienia z demencją, Alzheimerem czy po prostu z powolną acz stopniową utratą urody, sił i zdrowia – procesy starzenia są tak samo bezlitosne i tak samo bolesne w każdym pojedynczym przypadku. O porażającym horrorze starzenia opowiada znakomity australijsko-amerykański film Relikt w reżyserii debiutującej za kamerą Natalie Eriki James. W jednym domu na australijskiej prowincji spotykają się trzy generacje kobiet: babka, matka i wnuczka. Najstarsza z tej trójki powoli traci kontakt z rzeczywistością, a dwie pozostałe starają się zaradzić jakoś temu, co nieodwracalne. W Relikcie chwytająca za serce opowieść o powolnej utracie bliskiej osoby przybiera formę wysublimowanego horroru. Jest to horror głównie egzystencjalny, ale nie oszczędzający nam także wizji i obrazów czekającego nas wszystkich finalnego rozpadu.
Relic (Relikt) jest australijsko-amerykańskim horrorem w reżyserii
Australijki Natalie Eriki James, która wraz z Christianem White’m napisała do
filmu oryginalny scenariusz. Obraz pokazano premierowo w styczniu 2020 roku na
Sundance Film Festival, po czym w lipcu tego roku wprowadzono go do kin w USA i
Australii. Relikt doczekał się
polskiej premiery 30 października, niestety na krótko przed zamknięciem
wszystkich kin. Warto ten obraz obejrzeć przy pierwszej nadarzającej się
okazji, czy to w kinie czy w Internecie, albowiem jest to nie tylko trzymający
w ciągłym i rosnącym napięciu znakomity horror, ale także trafiający w uniwersalny
czuły punkt dramat egzystencjalny, który nikogo nie pozostawi obojętnym.
Mieszkająca na co dzień w australijskim
Melbourne Kay (Emily Mortimer w tej roli) przyjeżdża wraz z córką Sam (Bella
Heathcote) do rodzinnego domu na prowincji po tym, jak otrzymuje od policji
telefon o zaginięciu własnej matki, Edny (świetna kreacja Robyn Nevin). Po kilku
dniach intensywnych acz nieskutecznych poszukiwań w pobliskich lasach Edna
pojawia się z powrotem w domu, ale nie potrafi powiedzieć gdzie i jak długo
była. Kay podejrzewa matkę o postępującą demencję, więc decyduje się pozostać
przy niej jeszcze przez jakiś czas, aby załatwić wszystkie bieżące sprawy i
znaleźć dla staruszki odpowiedni ośrodek opieki w mieście. Córka i wnuczka
próbują odbudować więź z babką, ale szybko zdają sobie sprawę, że starzejąca
się seniorka oraz cały rodzinny dom pozostają we władaniu sił, którym młodsze
kobiety nie są w stanie skutecznie się przeciwstawić.
Relikt jest przykładem na znakomite połączenie
horroru z egzystencjalnym dramatem, który dotyczy każdego bez wyjątku.
Uniwersalność tego obrazu rozciąga się nie tylko na ludzi, ale także na
wszystkie inne żyjące istoty z martwymi przedmiotami włącznie. Jednym z przewodnich
motywów tego filmu jest pokrywający ściany, przedmioty, a nawet ludzi czarny
grzyb. Początkowo pleśń wydaje się być naturalną konsekwencją wilgoci i
zaniedbania starego wiejskiego domu, ale szybko czarny nalot staje się metaforą
starości i rozkładu nie tylko martwych rzeczy, ale również mieszkających pośród
nich ludzi. Niezwykle dojrzały debiut reżyserski Australijki Natalie Eriki
James trafia w czuły punkt każdego z nas: lęk przed niemocą, utratą sił
witalnych, chorobą fizyczną lub umysłową dotyczy każdego z nas, niepokój ten
stanowi jądro naszej ludzkiej kondycji, a obawa przed cielesnym lub mentalnym
upadkiem znakomicie funkcjonuje jako uniwersalne międzyludzkie doświadczenie,
na które nikt nie może pozostać obojętnym. To, co wznosi ten egzystencjalny
dramat do poziomu horroru, to jego nieuchronność: sam lęk nie pomoże nam w
obejściu starości i jej nieprzyjemnych efektów ubocznych. Starość jest w tym
sensie największym horrorem, bo sama pamięć o niej, a także zaradność i dbałość
o siebie nie pomogą nam w jej obejściu, a sam proces starzenia jest na tyle
upokarzający i odzierający z jakiejkolwiek godności, że jednorazowy akt śmierci
wydaje się być dla porównania łaskawym aktem miłosierdzia natury.
Nie wypada
mówić o emocjach i miłosierdziu w kontekście stoicko obojętnej natury, ale
warto zwrócić uwagę i pochwalić aktorskie trio w Relikcie, czyli rewelacyjne
kreacje Robyn Nevin, Emily Mortimer oraz Belli Heathcote. Dzięki tym trzem
kobietom film obfituje w emocjonalne i emocjonujące sceny, które pozostawiają
niezatarte piętno na delikatnej tkance filmowej debiutu Natalie Eriki James.
Prędzej czy później każdy z nas odnajdzie się po kolei w roli przedstawicielki
jednego z tych trzech pokoleń w rodzinie i będzie musiał stać się albo świadkiem
degrengolady starszych, albo samym przedmiotem takiego psycho-fizycznego
upadku. Odzierająca ludzi z ich zalet i osobistych cech starość zamienia
człowieka-podmiot w człowieka-przedmiot, paraliżuje nasze dobrze funkcjonujące
ciała i umysły, pozostawiając spustoszenie i często zanik indywidualnej
osobowości. Stajemy się obcy innym i w końcu także samym sobie. Wyjątkowo
poruszająca jest w filmie scena, w której grająca Ednę Robyn Nevin zakopuje w
lesie stary album ze zdjęciami, zjadając wcześniej kilka fotografii. Kiedy
grająca jej córkę Emily Mortimer próbuje ją powstrzymać, Edna z przerażeniem w
oczach pyta Kay i samą siebie: gdzie są wszyscy?, co się z nimi stało? Ta scena
to nie tylko przejmujący objaw starczej demencji, ale przede wszystkim wyraz
egzystencjalnego horroru, kiedy zdajemy sobie sprawę, że życie na samym końcu
pozbawiło nas dosłownie wszystkiego, stając się tylko długą listą rzeczy, które
bezpowrotnie straciliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz