Call
Me by Your Name jest dziełem włoskiego reżysera, Luki Guadagnino, dla
którego obraz ten jest dopełnieniem jego filmowej trylogii Pożądania, na którą składają się jeszcze jego dwa wcześniejsze
filmy: Jestem miłością (Io sono l’amore, 2009) z Tildą Swinton w
głównej roli oraz Nienasyceni (A Bigger Splash, 2015) również z
udziałem Tildy Swinton, a także Matthiasa Schoenaertsa, Ralpha Fiennesa i
Dakoty Johnson. Tamte dni, tamte noce to
międzynarodowa koprodukcja, konkretnie
włosko-amerykańsko-francusko-brazylijska, ze scenariuszem autorstwa znakomitego
amerykańskiego reżysera i scenarzysty, Jamesa Ivory’ego. Ivory zaadaptował powieść
pod tym samym tytułem amerykańskiego akademika i pisarza, André Acimana. Call Me by Your Name po raz pierwszy
pokazany został publiczności na Sundance Film Festival w styczniu 2017 roku, po
czym objechał większość liczących się filmowych imprez w tamtym roku. Wszędzie
znakomicie przyjmowany jako współczesny klasyk oraz obraz, którego nie można
przegapić, Call Me by Your Name uzyskał aż cztery nominacje do Oscarów, w tym za najlepszy film, najlepszą
pierwszoplanową rolę męską (Timothée Chalamet) i najlepszą piosenkę (Mystery of Love Sufjana Stevensa). W
finale obraz otrzymał jak najbardziej zasłużoną statuetkę za najlepszy
scenariusz adaptowany dla Jamesa Ivory’ego.
17-letni Elio Perlman (nominowany do
Oscara Timothée Chalamet) spędza letnie wakacje z rodzicami w północnych
Włoszech (okolice Cremy w Lombardii). Jest lato 1983 roku i na okres kilku
tygodni do willi Perlmanów przyjeżdża w charakterze asystenta ojca młody,
24-letni Amerykanin Oliver (świetny w tej roli Armie Hammer). Elio i Oliver
spędzają coraz więcej czasu razem, jeżdżąc na krótkie wycieczki po skąpanej
słońcem okolicy lub prowadząc niezobowiązujące rozmowy o sztuce, muzyce,
literaturze… Aż w końcu coś między nimi zaskakuje i konwencjonalna znajomość
przeradza się w okamgnieniu w zmysłowy romans dwóch kompletnie zafascynowanych
sobą mężczyzn. Reszta to już prawdziwa uczta dla oka (i ucha zresztą też).
Armie Hammer i Timothée Chalamet w
rolach niespodziewanych acz namiętnych kochanków wypadają wprost fenomenalnie,
tworząc bez porównania najlepsze kreacje w swojej dotychczasowej aktorskiej
karierze. Wzajemne przyciąganie między tą parą jest ewidentne na ekranie,
trudno wyobrazić sobie bardziej intensywną chemię niż ta, jaka jest udziałem
obu aktorów. Młodziutki Chalamet dostał nawet za swoją interpretację zasłużoną
nominację do Oscara. W Tamte dni, tamte
noce ważne są także drugoplanowe role, warto przede wszystkim pochwalić
Michaela Stuhlbarga i Amirę Casar za ich kreacje rodziców młodego Elio.
Perlmanowie emanują ciepłem oraz zrozumieniem, on jest historykiem sztuki, ona
tłumaczką, nie dziwi więc w ogóle ich tolerancja oraz czysto humanistyczne otwarcie na drugiego
człowieka. W finale Michael Stuhlbarg (świadomy romansu syna z Oliverem) wygłasza chwytający za serce monolog, który powinno się wydrukować złotymi literami, oprawić w ramkę i wieszać ku pamięci
wszystkich na każdej ulicy, w każdym gmachu publicznym i przede wszystkim w
każdym domu. W tym właśnie sensie Call Me
by Your Name jest po trosze wspaniałą fantazją, snem nocy letniej, piękną
fikcją. Powieściowy oryginał z 2007 roku został napisany przez André Acimana,
akademika i teoretyka literatury, specjalizującego się w prozie Marcela Prousta.
I rzeczywiście, duch autora W
poszukiwaniu straconego czasu
unosi się nieustannie nad filmem Guadagnino, tyle że o ile Proust jest mistrzem
melancholii poprzez literacką retrospekcję i przywoływanie dawno przeżytej
przeszłości, o tyle Luca Guadagnino w swojej filmowej sztuce nadaje kadrom i
postaciom tyle życia oraz tyle zmysłowości, że jego dzieła z miejsca stają się
peanami ku czci piękna teraźniejszości. Guadagnino nie szuka w swoich filmach
straconego czasu, on już dawno go znalazł i rozkoszuje się urokami tu i teraz. Włoski reżyser jest mistrzem w ukazywaniu piękna i pierwotnych sił natury. Wszyscy główni bohaterowie Call Me by Your Name są wykształceni, inteligentni i niezwykle oczytani. Natura przezwycięża jednak w filmie Guadagnino kulturę tak, że Elio i Oliver całkowicie poddają się, a następnie zatracają w ekstazie zmysłów, sprowokowanej niechybnie przez wybujałą i dorodną przyrodę włoskiego lata.
Tamte
dni, tamte noce to coś więcej niż tylko klasyczny gejowski dramat miłosny,
napisany i wyreżyserowany przez przedstawicieli mniejszości (zarówno
Guadagnino, jak i James Ivory to zdeklarowani geje), w takim samym stopniu jak
przywoływane W poszukiwaniu straconego
czasu to coś o wiele więcej niż tylko napisana przez homoseksualistę
przydługa powieść. Call Me by Your Name
ma wszelkie znaki filmowego klasyka: zdjęcia, dialogi, muzyka i gra aktorska
osiągają poziom perfekcji. Postaci Olivera i Elio są wręcz archetypiczne.
Oliver to starszy, bardziej doświadczony amerykański przystojniak i atleta,
celebrujący fizyczną aktywność wszelkiego typu. Elio jest młodszy,
niedoświadczony ciałem, ale za to nadrabiający bystrą inteligencją i
fenomenalną erudycją (nie mówiąc już o jego rozlicznych muzycznych oraz językowych
talentach). Jego dość niemrawy wakacyjny romans z Marzią (świetna Esther
Garrel) ukazuje wyraźnie, że Elio potrzebuje starszego mentora, i w rolę tego
starszego mentora idealnie wchodzi Oliver właśnie. Jako para kochanków Elio i
Oliver są połączeniem greckiego ideału – harmonii ciała i umysłu. Heraklit z
Efezu powiedział kiedyś, że wszystko płynie i że „niepodobna wstąpić dwukrotnie
do tej samej rzeki”. Oliver argumentuje w filmie, że może Heraklitowi chodziło
nie o to, że wszystkie rzeczy zmieniają się, abyśmy nie mogli ich ponownie
spotkać, ale właśnie o to, że pewne rzeczy pozostają takie same tylko poprzez
zmianę. Taka interpretacja kładzie nacisk na nieustannie przeobrażającą się
teraźniejszość, a nie na nieuchronne przechodzenie rzeczy i zdarzeń w
przeszłość. W takim rozumieniu Heraklit z Efezu staje się znakomitym remedium na
melancholię.
Cytat z filmu:
Mr. Perlman: We rip
out so much of ourselves to be cured of things faster than we should that we go
bankrupt by the age of thirty and have less to offer each time we start with
someone new. But to make yourself feel nothing so as not to feel anything -
what a waste!
Pan Perlman: Znieczulamy się tak bardzo, aby wyleczyć się
z rzeczy szybciej niż powinniśmy, że w wieku trzydziestu lat czujemy się
całkowicie wypaleni i mamy mniej do zaoferowania za każdym razem, gdy zaczynamy
z kimś nowym. Ale żeby znieczulać się po to, aby nie czuć nic - co za
marnotrawstwo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz