Nie od dziś wiadomo, że architektura i
zagospodarowanie przestrzeni mają ogromny wpływ na samopoczucie oraz dobrostan
człowieka. Lepiej czujemy się w jasnych, dużych przestrzeniach, z dużą liczbą
okien wychodzących najlepiej na park lub las. Naturalne światło, zieleń i duże,
otwarte przestrzenie zawsze poprawiają nasz emocjonalny stan, stymulując
optymizm oraz otwarcie na drugiego człowieka. W tym sensie prawdziwą Mekką
wzorowej architektury jest miasto Columbus w stanie Indiana w USA, do którego
ściągają turyści z całego świata, aby podziwiać tamtejszą modernistyczną
architekturę XX wieku. Columbus nazywane jest też „Atenami amerykańskich prerii”,
a jego niezapomniane zabudowania wyrastają z zielonej równiny niespodziewanie
niczym fatamorgana na afrykańskiej pustyni. To wyjątkowe miasto jest też tłem i
milczącym bohaterem debiutanckiego filmu Kogonady, amerykańskiego reżysera o koreańskich korzeniach. W obrazie Columbus
uczucia jego ludzkich bohaterów projektowane są na abstrakcyjne budowle
modernistycznej architektury.
Columbus pokazany został po raz pierwszy
w styczniu 2017 roku na festiwalu Sundance, urzekając rozlicznych krytyków
swoją cichą, minimalistyczną formą i kontemplacyjnym nastrojem. Reżyser i zarazem autor scenariusza
do filmu, Kogonada, jest Amerykaninem koreańskiego pochodzenia, dla którego Columbus jest pełnometrażowym debiutem. Przy
tworzeniu swojego pierwszego dużego dzieła Kogonada inspirował się stylem
japońskiego reżysera Yasujirō Ozu, autora choćby Tokijskiej opowieści z 1953 roku.
W dramacie
Columbus do tytułowego miasta w
stanie Indiana przyjeżdża Jin (w tej roli John Cho), Amerykanin koreańskiego
pochodzenia, który musi zająć się tutaj swoim ojcem, znanym architektem i
wykładowcą, który po nagłym upadku wylądował w szpitalu w śpiączce. Jin jest
tłumaczem literatury, który na co dzień mieszka w Korei. Przyjazd z powrotem do
Stanów Zjednoczonych jest mu bardzo nie na rękę, tym bardziej że nie pozostawał
z ojcem w bliskich stosunkach. Czekając na wieści ze szpitala, Jin przypadkowo
nawiązuje znajomość z Casey (Haley Lu Richardson), mieszkającą i pracującą w
Columbus młodą dziewczyną. Casey nie chce wyjechać na studia poza Columbus w
trosce o własną matkę, byłą narkomankę, z którą wspólnie mieszka. Jin i Casey
nawiązują nić porozumienia, spacerując po mieście i omawiając jego unikalną
architekturę, jak również stan swoich uczuć oraz oczekiwania odnośnie przyszłości.
Columbus nie jest dramatem dla każdego.
Wielbiciele kina akcji mogą go sobie spokojnie odpuścić. W debiucie Kogonady
właściwie niewiele się dzieje, poza tym że jego nieliczni bohaterowie spacerują
(względnie siedzą) i rozmawiają. Rozmowy o życiu i wyjątkowości miejscowej
architektury odbywają się w zaiste zjawiskowej (i naturalnej) scenografii.
Columbus jest relatywnie małym amerykańskim miastem (ledwie 44 tys.mieszkańców),
ale na całym świecie słynie ze swojej modernistycznej architektury. Jasne,
ogromne i przeszklone budynki użyteczności publicznej w Columbus znakomicie
harmonizują z soczystą zielenią rozlicznych parków tego miasta, które sprawiają
wrażenie jakby gmachy w Columbus wzniesione zostały w samym środku lasu.
Otwartość i przestronność miejskiej architektury sprzyja również otwarciu się
na drugiego człowieka. Coś takiego właśnie ma miejsce między parą głównych
bohaterów obrazu, Jin'em i Casey, zupełnymi nieznajomymi, którzy dość
niespodziewanie się do siebie zbliżają i inicjują głęboką platoniczną więź,
która obojgu pomaga w przezwyciężeniu wrażenia życiowej stagnacji. Columbus
jest ciche, zielone i piękne, jak najdalsze od przekleństw wielkomiejskości. W takim miejscu można naprawdę odpocząć i
zebrać myśli. Taki sam jest też film Kogonady, który, w ogóle się nie
narzucając, pomaga skupić się na obserwacji i chłonięciu jego wysmakowanych
kadrów. Columbus to prawdziwa uczta i
zarazem wytchnienie dla oczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz