Nowozelandczyk Taika Waititi to król Midas komedii: jakiejkolwiek filmowej produkcji się nie tknie, zamienia ją w komediowe złoto. Okryty międzynarodową sławą Maorys z Nowej Zelandii znany jest przede wszystkim ze swoich ostatnich projektów dla Marvela (Thor Ragnarok) oraz produkowanych przez siebie znakomitych seriali w rodzaju Co robimy w ukryciu (What We Do in the Shadows), Rdzenni i wściekli (Reservation Dogs) oraz Nasza bandera znaczy śmierć (Our Flag Means Death). Warto jednak nadrobić jego kilka pierwszych pełnometrażowych filmów, z których Dzikie łowy (Hunt for the Wilderpeople) z 2016 r. dzierżą palmę pierwszeństwa wśród jego najlepszych autorskich projektów. Dzikie łowy są specyficznym komediowym kinem drogi pośród nowozelandzkiego buszu, w którym żadnych dróg uświadczyć się tak naprawdę nie da oraz obrazem o trudnym dojrzewaniu outsidera o antyspołecznych ciągotach. Dzikie łowy to jednak przede wszystkim piękny hołd złożony przez Taikę Waititi swojej nowozelandzkiej ojczyźnie, zapierającemu dech w piersiach pięknu jej przyrody i śmieszności peryferyjnej niejednokrotnie mentalności co poniektórych jej mieszkańców.
Podobnie
jak trzy poprzednie jego niezależne filmy, Dzikie
łowy również zadebiutowały w międzynarodowej sekcji festiwalu Sundance w styczniu
2016 roku. Czwarte autorskie dzieło Taiki Waititi okazało się kinowym hitem w
jego rodzinnej Nowej Zelandii, bijąc wszelkie finansowe rekordy rodzimych
produkcji i stając się najlepiej zarabiającym nowozelandzkim filmem w historii.
Poza świetnym komediowym scenariuszem autorstwa samego Waititi na podstawie
powieści Barry’ego Crumpa, Dzikie łowy
nie byłyby takim kinowym przebojem, gdyby nie aktorski duet Sama Neilla i Juliana
Dennisona, którzy wcielają się w role dość nieoczywistych kryminalnych partnerów:
zgryźliwego Hectora (Neill) oraz jego podopiecznego rodem z poprawczaka, Rickiego Bakera (Dennison). W Polsce film można aktualnie obejrzeć w streamingu na HBO Max.
Grany
przez fenomenalnego Juliana Dennisona problematyczny dla opieki społecznej Ricky
Baker trafia na początku filmu do kolejnego zastępczego domu na obrzeżach
nowozelandzkiego buszu. Pomimo jego kryminalnej przeszłości, pod swój dach
decyduje się go przyjąć małżeństwo Belli i Hectora Faulknerów (w tych rolach
Rima Te Wiata i Sam Neill). Szybko jednak Ricky Baker ucieka z nowego domu w
towarzystwie psa Tupaca do pobliskiego buszu, tropiony najpierw przez Hectora,
a potem przez nowozelandzką policję i opiekę społeczną na czele z równie bezwzględną
co niekompetentną Paulą (Rachel House).
Ricky
Baker to nie tylko pospolity urwis i ancymon. W wolnych chwilach zdarza mu się też
układać haiku, uwielbia swojego psa Tupaca i przekonuje się szybko do swojej
nowej rodziny w osobie niesamowicie ciepłej Belli i jej mrukliwego męża Hectora.
Bella daje Rickiemu duży margines wolności, co idealnie koresponduje z
buntowniczą i niezależną naturą tułającego się od lat po poprawczakach i
zastępczych domach chłopca. Podejście Belli stoi w jaskrawym kontraście z
nastawieniem opiekującej się Rickym pracownicy społecznej Pauli, która w Dzikich łowach wchodzi w buty czarnego
charakteru, ale jest w swojej roli ścigającej zbiegłego Rickiego tak zapamiętała
i nieprzejednana, że aż krańcowo śmieszna, nie wspominając już o Himalajach jej
urzędowej niekompetencji. Paula zawsze akcentuje negatywne aspekty charakteru
Rickiego, podczas gdy Bella widzi w chłopaku wolną i niezależną duszę. Tam,
gdzie Paula widzi niesubordynację, bezczelność i rozbój, tam Bella dostrzega
brak uwagi, zainteresowania oraz pragnienie wyrwania się spod wszechobecnej
kontroli świata dorosłych.
Sednem
Dzikich łowów staje się relacja
pomiędzy zbiegłym Rickym Bakerem, a jego zastępczym rodzicem i jednocześnie
towarzyszem przygód w nowozelandzkim buszu, granym przez Sama Neilla Hectorem.
Zamknięty w sobie i zgryźliwy Hec nie chce początkowo mieć nic wspólnego z
Rickym, przyjmuje go do siebie tylko ze względu na Bellę, ale spędzone z
chłopakiem wspólne chwile w buszu zmieniają radykalnie jego podejście do
krnąbrnego podopiecznego, a między granymi przez Neilla i Dennisona postaciami
istnieje niezaprzeczalna chemia. Na papierze Dzikie łowy nie powinny działać, wygrywają wiele klisz z
przygodowego kina o dorastaniu, ale to, jak Taika Waititi potraktował wałkowany
od lat przez kinematografię temat, czyni z Dzikich
łowów niezapomniany obraz i najzwyczajniej prześmieszną przygodową tragikomedię. Wyczucie komizmu Waititi jest wyjątkowe w swoim rodzaju, reżyser gra często na
stereotypach i nierzadko zaściankowej mentalności Nowozelandczyków, ale robi to
z taką gracją i parodiowym smakiem, że nikt nie może mieć do niego pretensji o
drwiny z małej acz przepięknej ojczyzny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz