Ach
Lucy! jest amerykańsko-japońską koprodukcją, napisaną i wyreżyserowaną przez
Japonkę Atsuko Hirayanagi. Autorka tej tragikomedii urodziła się i wychowała w
Japonii, ale obecnie mieszka na stałe w San Francisco w Stanach. Oh Lucy! jest pełnometrażowym
rozwinięciem krótkometrażowego filmu Hirayanagi pod tym samym tytułem z 2014
roku (pokazywanym między innymi na Sundance). Obraz debiutował na festiwalu w
Cannes w maju 2017 roku w sekcji Critics’ Week i zdobył też dwie nominacje do
amerykańskich Film Independent Spirit Awards: za najlepszy debiut i dla
najlepszej aktorki pierwszoplanowej dla Shinobu Terajimy.
Setsuko (zagrana przez Shinobu Terajimę) ma nieciekawą biurową pracę w
Tokio, jest samotna, pali za dużo papierosów i ma zapchane do granic
możliwości, ciasne mieszkanie w bloku. Gdy więc jej siostrzenica Mika (Shioli
Kutsuna) prosi ją o odkupienie jej karnetu na kurs angielskiego, Setsuko godzi
się spróbować czegoś nowego. I wtedy Setsuko poznaje przystojnego Johna (Josh
Hartnett), przedzierzga się w blond Lucy i postanawia jechać w ślad za Johnem i
Miką do Ameryki. W podróży towarzyszy jej siostra Ayako (Kaho Minami), która
kiedyś ukradła jej narzeczonego, a teraz chce odszukać w Stanach zbiegłą córkę.
Nieznoszące się wzajemnie siostry rozpoczynają swoją amerykańską mini odyseję z
bardzo ograniczoną znajomością angielskiego, na każdym kroku zderzając swoją
japońską powściągliwość z amerykańskim wyluzowaniem.
Ach,
Lucy! jest komediodramatem z elementami czarnej komedii, a znakomitą większość
swojego humoru film czerpie z ciągłych zderzeń kulturowych między Ameryką i
Japonią. Autorka obrazu, Atsuko Hirayanagi,
jest Japonką mieszkającą w San Francisco, więc coś o różnicach między tymi
dwoma społeczeństwami na pewno wie. Z pewnością nie można jej zarzucić
stereotypowego potraktowania japońskiej kultury i stylu bycia, co przydarzyło
się Sofii Coppoli przy okazji rozsławionego na całym świecie Między słowami z Billem Murray'em i
Scarlett Johansson. Hirayanagi nie oszczędza swojej heroiny, rewelacyjnie
zagranej przez Shinobu Terajimę Setsuko. Japonka w szarym kostiumie i z białą
maseczką na twarzy dzień w dzień dojeżdża tokijskim metrem do swojej nudnej i
nierozwijającej pracy w biurze. Setsuko wydaje się być całkowicie zgaszona,
zamknięta w sobie i zblokowana w kontaktach z innymi. Gdy pewnego ranka staje
się świadkiem samobójstwa w metrze (pierwsza scena w filmie), mamy pełne prawo podejrzewać,
że podobne myśli być może i jej również chodzą po głowie… I wtedy Setsuko
postanawia wybawić z opresji swoją siostrzenicę Mikę, przejmując po niej jej
wykupiony już karnet na kurs angielskiego, co owocuje poznaniem Amerykanina
Johna (po amerykańsku wyluzowany Josh Hartnett). Od tego momentu w Oh Lucy! akcent przesuwa się z dramatu
na komedię, albowiem John nadaje Setsuko na kursie nowe, amerykańskie imię
Lucy, co w połączeniu z otwartością i urodą Johna wydobywa w Setsuko ukryte
pokłady energii i woli zmiany dotychczasowego życia. John okazuje się być
prawdziwym wolnym duchem, z iście amerykańską skłonnością do improwizacji oraz
życia tu i teraz, a to działa niezwykle motywująco na Lucy, alter ego drzemiące
od zawsze w Setsuko.
W Ach,
Lucy! zderzenie ze sobą japońskiego formalizmu i powściągliwości z
amerykańską swobodą oraz nonszalancją nie jest pochlebne dla żadnej ze stron. Obraz
zapracowanego i zabieganego Tokio, z tłumami szarych biurowych pracowników w
maseczkach, jest co najmniej depresyjny. Nieprzypadkowo pierwsza scena w filmie
to samobójstwo jednego z takich Japończyków w garniturze pod kołami nadjeżdżającego
pociągu w metrze. Sama Setsuko chodzi po mieście w maseczce przeciwko pyłom,
ale jednocześnie pali papierosa za papierosem, zanosząc się co chwila od kaszlu
palacza, co tylko podkreśla bezsens jej tokijskiego życia. Przemiana Setsuko w
Lucy w drugiej połowie filmu czyni z niej osobę bardziej zrelaksowaną i żądną
przygód, ale niekoniecznie przez to lepszą. Lucy zaczyna żyć złudzeniami,
licząc na to, że podróż do Ameryki i odnalezienie Johna całkowicie odmienią jej
pogrążone w stagnacji życie. Wreszcie John jest amerykańskim lekkoduchem, dzieckiem
w ciele dojrzałego mężczyzny, bez stałej pracy i bez stałego dochodu, żyjącym
od czynszu do czynszu w słonecznej Kalifornii. Nietrudno zrozumieć dlaczego
jego osobowość może być dla Lucy o wiele bardziej pociągająca od lokalnych
tokijskich kandydatów na partnera. W Ach,
Lucy! Ameryka jest zdecydowanie bardziej leniwa i zrelaksowana niż Japonia,
ale oprócz tego, że pozostaje krajem nowych możliwości, może być jednocześnie
źródłem wielu iluzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz