11 marca 2018

Lady Bird. Miłość jest troską.

           Lady Bird jest jednym z najlepszych filmów o wchodzeniu w dorosłość nie tylko ostatnich lat, ale nawet wszechczasów. W swoim reżyserskim debiucie Greta Gerwig w podziwu godny sposób połączyła tragizm z komizmem dojrzewania, tworząc małe arcydzieło o wyjątkowej sile rażenia. Lady Bird to nie tylko film o przekleństwach bycia nastolatką, ale nade wszystko jest to obraz poświęcony trudnym relacjom na linii matka-córka, które w dziele Gerwig przybierają fascynującą postać zderzenia dwóch silnych osobowości. Lady Bird to także film o tym, że miłość może być też najzwyczajniejszą na świecie codzienną troską o kochaną osobę. Tylko tyle i aż tyle.


          Dla Grety Gerwig Lady Bird jest solowym reżyserskim debiutem. Znana z wielu niezależnych obrazów aktorka była już w przeszłości współautorką scenariusza (do dwóch filmów Noah Baumbacha, Frances Ha i Mistress America, w których jednocześnie zagrała główne role). Do Lady Bird Gerwig scenariusz napisała samodzielnie, inspirując się swoimi własnymi doświadczeniami z czasów dorastania w rodzinnym Sacramento w Kalifornii na początku XXI wieku. Po raz pierwszy gotowy film pokazany został na festiwalu filmowym w Telluride w Kolorado na początku września 2017 roku, a zaraz potem na Toronto International Film Festival, gdzie też otrzymał spontaniczną owację na stojąco od zachwyconej widowni. Od swojej premiery Lady Bird wszędzie wywołuje skrajnie pozytywne reakcje, które znalazły również pełne przełożenie na najważniejsze filmowe nagrody: obraz otrzymał w sumie pięć nominacji do Oscara, i to w najważniejszych kategoriach: najlepszy film, najlepsza reżyseria i najlepszy oryginalny scenariusz dla Gerwig, oraz dla dwóch głównych aktorskich gwiazd – Saoirse Ronan w kategorii najlepsza aktorka pierwszego planu i Laurie Metcalf jako najlepszej aktorki drugoplanowej. Greta Gerwig stała się dopiero piątą w historii Oscarów kobietą nominowaną przez Akademię w kategorii najlepsza reżyseria. Lady Bird dostał również dwa Złote Globy (dla Saoirse Ronan i dla najlepszej komedii/musicalu), przy czterech w sumie nominacjach do tej nagrody (także dla najlepszego scenariusza i dla Laurie Metcalf).


          Heroiną Lady Bird  jest tytułowa Lady Bird (perfekcyjnie obsadzona Irlandka Saoirse  Ronan), a właściwie Christine McPherson, która imię Lady Bird sama sobie nadała, niezadowolona z oryginalnego wyboru matki, Marion (wybitna drugoplanowa kreacja Laurie Metcalf). Lady Bird mieszka z niezamożnymi rodzicami w Sacramento w północnej Kalifornii. Jest rok 2002 i nasza 17-letnia bohaterka kończy właśnie katolickie liceum w rodzinnym mieście, marząc o jak najszybszym jego opuszczeniu i przenosinach do college’u gdzieś na Wschodnim Wybrzeżu Stanów, „tam, gdzie jest kultura” – jak sama oświadcza matce. Zanim jednak Lady Bird wyfrunie z gniazda, zobaczymy słodko-gorzką opowieść o buntowniczej nastolatce, która doceni jeszcze ludzi i miejsca, od których chciałaby uciec.


          Greta Gerwig w swoim reżyserskim debiucie przenosi nas do nie tak bardzo odległej przeszłości, mianowicie do przełomu 2002 i 2003 roku, kiedy to sama kończyła katolickie liceum w Sacramento i wyjeżdżała na studia do Nowego Jorku. Aktorka i reżyserka podkreśla jednak w wywiadach, że Lady Bird nie jest wcale jej autobiografią, wbrew potocznym mniemaniom. Gerwig przyznała nawet raz, że jako nastolatka nie miała w sobie ani krzty tej buntowniczej natury, jaką obserwujemy u protagonistki filmowej historii. Faktem jednak jest to, że Gerwig wykorzystała swoje rodzinne miasto i wspomnienia z okresu dojrzewania do utkania oryginalnej opowieści, która dzięki temu wybrzmiewa w Lady Bird niezwykle wiarygodnie. Scenariusz tego komediodramatu przedstawia popularny w kinie motyw wchodzenia w dorosłość w bardzo inteligentny i niekonwencjonalny sposób: film aż promieniuje lekkością, bezpretensjonalnością, humorem i rzadko spotykaną świeżością ujęcia tematu. Dialogi w filmie iskrzą się błyskotliwością, będąc jednocześnie życiowo prawdopodobnymi, a wiarygodności ekranowej historii dodaje też troska Gerwig o najmniejszy detal – Sacramento to jej rodzinne miasto, które zna jak własną kieszeń. To nie jest fikcyjna przestrzeń, to miejsce obciążone historią i całą masą wspomnień, dobrych i złych. Autorka zadbała również o odtworzenie mody i klimatu z przełomu 2002 i 2003 roku, tuż po zamachach terrorystycznych na wieże World Trade Center. W telewizji mamy relacje z wojny w Afganistanie i Iraku, komórki i osobiste komputery nie zdominowały jeszcze towarzyskich relacji, a na licealnej imprezie słychać Cry Me a River Justina Timberlake’a…


          Saoirse Ronan stworzyła w Lady Bird niezapomnianą kreację zadziornej nastolatki, która chce od życia więcej i nie pójdzie na łatwe kompromisy, choćby ze swoją twardą oraz pragmatyczną matką, w którą z kolei fenomenalnie wciela się Laurie Metcalf. Marion w interpretacji Metcalf jest kobietą o silnym charakterze, który najwyraźniej w genach przekazała też córce i teraz musi się zmagać z jej nastoletnią deklaracją niepodległości. Miłość bardzo stanowczej oraz chłodnej na pozór Marion do Lady Bird jest nieoczywista i przejawia się w drobnych, prostych rzeczach, takich choćby jak uwaga i troska o jedyną córkę, o jej przyszłość oraz bezpieczeństwo (vide znakomita scena nieudanego pożegnania na lotnisku). To nie są żadne słowne deklaracje czy puste gesty matczynej miłości, o nie: to miłość, która przejawia się w prozie życia, w codziennych decyzjach i bieżących rozmowach.  Lady Bird zaludnia też cała galeria interesujących postaci drugoplanowych, które poziomem rozwinięcia i pełnokrwistości niczym nie ustępują tytułowej bohaterce. Tracy Letts nie przechodzi niezauważony jako depresyjny ojciec Lady Bird, Lucas Hedges i Timothée Chalamet jaśnieją w rolach krańcowo różnych absztyfikantów naszej heroiny, Beanie Feldstein podbija serca jako Julie, najlepsza przyjaciółka Lady Bird, wreszcie znakomita Lois Smith (Marjorie Prime) jako zakonnica z poczuciem humoru jest tą osobą w filmie, która zwraca uwagę Christine ‘Lady Bird’ McPherson, że być może jej troska o detal oraz uwaga, jaką poświęca w swojej krytyce Sacramento, równoznaczna jest miłości do tego miejsca. Zadziwiające, jak często kochamy miejsca, których kiedyś nienawidziliśmy, i jak często nienawidzimy ludzi, których kiedyś kochaliśmy. Wszystko jest kwestią dystansu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz