Perspektywa świata z punktu widzenia osoby z zaburzeniami lękowymi może przypominać rzeczywistość rodem z horroru. Taki właśnie ogląd świata prezentuje nam najnowszy film Ariego Astera, twórcy znakomitych horrorów Dziedzictwo. Hereditary oraz Midsommar. W biały dzień. W swoim trzecim pełnometrażowym dziele Aster uczynił głównym bohaterem tytułowego Beau, z poświęceniem zagranego przez znakomitego jak zawsze w swoim aktorskim fachu Joaquina Phoenixa. Beau Wassermann mierzy się z szerokim spektrum problemów i przypadłości - głównie tych mentalnych - a ich korzeniem jest trudna relacja z dominującą i emocjonalnie kontrolującą matką. Ari Aster określił Bo się boi jako swoją trzygodzinną sesję terapeutyczną poprzez kino i trudno się z tym nie zgodzić. Nazwany przez Astera komediowym koszmarem, jego najnowszy film jest w istocie tyleż śmieszny, co straszny, ale zdecydowanie najbardziej to jest on absurdalny, a poziom tego absurdu rośnie w miarę jak towarzyszymy głównemu bohaterowi w jego pełnej przygód kafkowskiej odysei do domu matki.
Absurdalna tragikomedia Bo się boi miała być oryginalnie fabularnym debiutem Ariego Astera, a pierwszą wersję scenariusza do tego projektu reżyser napisał już w 2011 roku, kiedy to też nakręcił na jego podstawie film krótkometrażowy pod tytułem Beau. Aster postanowił ostatecznie nie spieszyć się z realizacją pełnometrażowej wersji swojego krótkiego metrażu z 2011 r. i w efekcie przed Bo się boi otrzymaliśmy od tego twórcy dwa fenomenalne horrory w postaci Dziedzictwa. Hereditary oraz Midsommar. W biały dzień. Wypuszczony do kin na całym świecie w kwietniu 2023 roku Bo się boi przeszedł do historii jako najdroższy obraz studia A24, a jego produkcja kosztowała niebagatelne 35 milionów dolarów jak na autorski projekt niezależnego reżysera. Niezwykle ambitny trzeci autorski film Ariego Astera nie spotkał się niestety z równie dobrym przyjęciem, co jego dwa poprzednie obrazy, zarabiając w sumie zaledwie 11,5 miliona dolarów w kinach na całym świecie i spotykając się z ostrą krytyką m.in. za swój trzygodzinny czas trwania oraz wysoki poziom absurdu, przełamywany jednak równie absurdalnym poczuciem humoru. Ari Aster przyznał zresztą rozbrajająco, że Bo się boi jest jego najzabawniejszym filmem.
Beau Wassermann (Joaquin Phoenix) mierzy
się z bardzo silnymi zaburzeniami lękowymi, na które dostaje leki od swojego
psychoterapeuty (Stephen McKinley Henderson w tej roli). W dniu wyjazdu do
swojej kontrolującej matki Mony (Patti LuPone), Beau zostaje okradziony z kluczy oraz
bagażu i ku wielkiemu rozczarowaniu rodzicielki jest zmuszony odwołać wizytę i
pozostać w swoim mieszkaniu. I wtedy Beau otrzymuje telefon od nieznajomego,
po którym staje się oczywiste, że musi jednak opuścić mieszkanie i udać się do
matczynego gniazda. I w ten sposób rozpoczyna się najeżona absurdalnymi
przygodami prawie trzygodzinna odyseja naszego udręczonego mentalnie
protagonisty.
Bo się boi podzielony jest
zasadniczo na cztery części, a w każdej z nich główny bohater filmu poddawany
jest przeróżnym psychicznym i fizycznym udrękom w zupełnie innym otoczeniu. W
części pierwszej znerwicowany Beau odczuwa lęk przed opuszczeniem własnego
mieszkania położonego w niebezpiecznej dzielnicy dużego miasta (a przynajmniej
tak sprawy wyglądają, gdy Beau z przerażeniem zerka z okna na przyległą ulicę,
gdzie nie brakuje nago hasających nożowników, bezdomnych, a nawet leżących na
samym środku drogi trupów). Gdy wreszcie opuszcza swoje mieszkanie, aby kupić
butelkę wody, spełniają się od razu wszystkie jego najgorsze lęki i przeczucia,
a on sam zostaje potrącony przez samochód po to tylko, aby w drugiej części filmu
wylądować na pozornie idyllicznych przedmieściach, gdzie opiekuje się nim
przemiłe (znów tylko z pozoru) małżeństwo Rogera i Grace (Nathan Lane oraz Amy
Ryan), którzy notabene potrącili naszego nieszczęsnego protagonistę. Przedmiejska
idylla szybko zamienia się dla Beau w podmiejskie piekło, a on sam nie widzi
innego ratunku jak ucieczka. W trzeciej części nasz bohater trafia do leśnej
komuny/trupy teatralnej, będącej w trakcie wystawiania sztuki, w której Beau
odnajduje głęboko skrywane prawdy o swoim życiu. W tej części wchodzimy już z Ari
Asterem na poziom meta ocierający się o fantasmagorię (z baśniowymi animacjami
włącznie), aby w finale i jednocześnie czwartej części jego dzieła zstąpić z
powrotem na ziemię i zmierzyć się z okrutną rzeczywistością w postaci wszechwładnej
matki Beau, Mony Wassermann (świetna i paraliżująca zarazem Patti LuPone). To
ona w końcu jest praprzyczyną wszelkiego zła i w ogóle wszystkiego, co dzieje
się w życiu Beau, a jeszcze bardziej jest odpowiedzialna za to wszystko, co nie
było dane Beau w życiu mieć i przeżyć. Na przeciwległym biegunie z kolei figura
ojca jest dla Beau nieobecnością, brakiem i niczym więcej.
Ari Aster pierwotnie pracował nad Bo się boi pod roboczym tytułem Disappointment Blvd, czyli Bulwar Rozczarowania. Pierwszy tytuł filmu bardzo dobrze podsumowuje los i charakter jego głównego bohatera, jak i też streszcza przeważającą recepcję dzieła wśród filmowych krytyków, dla których większości najnowsze dzieło Astera okazało się przydługim rozczarowaniem właśnie. Obrazowi warto jednak dać szansę, a być może nawet dwie, albowiem po wielokrotnym obejrzeniu łatwiej dostrzec w Bo się boi wszystkie tropy, nawiązania i psychoanalityczne klisze, które Ari Aster wplata w wizualnie urzekający świat swojej pokręconej wyobraźni. Mamy w Bo się boi kompleks Edypa doprowadzony do absurdu, bo jak wszyscy wiemy i czujemy, na początku każdej egzystencji jest matka-dawczyni owego życia i od niej zawsze można wyprowadzić wszystkie nasze lęki, zahamowania oraz seksualne obsesje. A tam, gdzie jest lęk i wyparcie, tam również są wina oraz wstyd. Ari Aster przepracowuje swoje mentalne traumy konstruując figurę godnego politowania Beau, który jest zawsze bierny i sponiewierany przez życiowe okoliczności, a już najbardziej sponiewierany jest przez własną matkę, która mu życie dała i teraz rości sobie prawo do jego całkowitej kontroli w imię fałszywie pojętej miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz