“Inne zwierzęta żyją teraźniejszością. Ludzie nie potrafią, więc wymyślili nadzieję” – mówi główna bohaterka najnowszego filmu Charliego Kaufmana Może pora z tym skończyć. Wraz z chłopakiem jedzie na farmę jego rodziców, aby ich poznać w pewne zimowe popołudnie. I chociaż spotkanie z rodziną pary powszechnie traktowane jest jako wstęp do budowania poważnego związku, dziewczyna w monologu wewnętrznym zastanawia się, czy może jednak nie powinna z tym skończyć. Co przez to rozumie? Jeśli ktoś widział wcześniej choć jeden film napisany przez Charliego Kaufmana, ten wiedzieć już powinien, że nic w jego filmach nie jest takie, jak się może na początku wydawać. W Może pora z tym skończyć nie jesteśmy pewni imienia jego głównej bohaterki, nie jesteśmy też przekonani, co zamierza zrobić i co rozumie przez wyrażoną w monologu wewnętrznym myśl o zakończeniu pewnych rzeczy. Wreszcie, nie możemy też być pewni, że wieziona samochodem przez swojego chłopaka dziewczyna jest w istocie główną bohaterką filmu. Im głębiej w las (a raczej w zimową śnieżycę), tym coraz mniej rozumiemy, na farmie u rodziców robi się jeszcze bardziej surrealistycznie, a zwyczajna logika rzeczywistości ustępuje miejsca logice snu. Dość szybko jasnym się staje, że bohaterowie Może pora z tym skończyć nie żyją swoją teraźniejszością, ale są produktem czyichś fantazji, wspomnień, marzeń i tej najzwyklejszej ludzkiej potrzeby posiadania nadziei na lepsze jutro.
I'm
Thinking of Ending Things (Może pora
z tym skończyć) jest trzecim reżyserskim dokonaniem Charliego Kaufmana, autora
scenariusza do tak znakomitych filmów jak Być
jak John Malkovich, Adaptacja, Zakochany bez pamięci, Synekdocha, Nowy Jork czy Anomalisa. Scenariusz do swojego
ostatniego dzieła Kaufman napisał na podstawie wydanej w 2016 roku powieści Iaina
Reida pod tym samym co film tytułem. Może
pora z tym skończyć został zrobiony dla Netflixa i to właśnie na tejże
platformie streamingowej film miał swoją międzynarodową premierę na początku
września 2020 roku. Obraz przypomina w swojej estetyce surrealistyczne filmy
autorstwa Davida Lyncha i może wydawać się dość nieprzystępny i trudny do
zrozumienia przy pierwszym seansie. Zapewniam jednak, że jeśli skupimy się już
przy pierwszej próbie jego obejrzenia, pojęcie sedna sprawy wcale nie okaże się
takie nieosiągalne. A jeśli na dodatek złapiemy rytm i wyczujemy przesłanie
tego obrazu, to możemy zakończyć seans z najprawdziwszymi łzami w oczach, co
akurat było moim udziałem.
Lucy
(świetna kreacja Jessie Buckley) podróżuje w samym środku zimowej zawieruchy na
farmę rodziców swojego chłopaka, Jake’a (w tej roli Jesse Plemons). Jake siedzi
za kółkiem samochodu, zagajając raz po raz rozmowę, Lucy natomiast odpływa
myślami do wewnątrz, zastanawiając się, czy aby nie powinna z tym wszystkim
skończyć. Nic jednak, co dotyczy tej dziewczyny, nie jest dla nas jasne. W
filmie nazywana jest Lucy, Louise, a nawet Yvonne. Zmienia się nie tylko jej
imię, ale także zawód oraz historia pierwszego spotkania z obecnym chłopakiem.
Sprawy nie klaruje wcale dotarcie na farmę rodziców Jake’a, granych fenomenalnie
przez Toni Collette oraz Davida Thewlisa, którzy kilkakrotnie zmieniają w
trakcie spotkania wiek, wygląd i stan zdrowia. Aby zanurzyć się w złożonej
strukturze i symbolice filmu, musimy pozwolić logice snu przejąć pełną kontrolę
i poprowadzić nas już do końca trwania seansu.
I'm Thinking of Ending Things ma jeden
ważny polski akcent: zdjęcia do filmu zrobił Łukasz Żal, operator
odpowiedzialny za zdjęcia do takich polskich filmów jak Ida czy Zimna wojna, oba
w reżyserii Pawła Pawlikowskiego. I choć Może
pora z tym skończyć nie jest filmem czarno-białym, jak dwa poprzednie
dzieła Łukasza Żala, to w pewnym sensie obraz ten również ma w sobie pewną
kolorystyczną jednostajność, łączącą go z poprzednimi operatorskimi osiągnięciami
Żala. Tej kolorowej jednostajności nadaje filmowi wszechobecny śnieg. Padający
na wszystko i wszystkich śnieg jest jednym z głównych symboli niosących Może pora z tym skończyć. Charlie
Kaufman ma pewien prywatny zestaw tematów i obsesji, do których powraca we
właściwie każdym swoim filmie. Niemożność komunikacji czy nawiązania prawdziwej
międzyludzkiej więzi to jeden z głównych motywów jego twórczości. Prawie połowa czasu trwania Może pora z tym skończyć to rozmowy
między Jake’iem i jego dziewczyną w samochodzie w drodze na farmę i z powrotem.
I choć para wydaje się mieć wiele wspólnych tematów i wyczuwa się między nimi
jakąś formę porozumienia, to monolog wewnętrzny dziewczyny poddaje wszystko w
wątpliwość, kwestionując sens tej relacji i zapowiadając jej nieuchronny
koniec. Tożsamość to kolejny popularny u Kaufmana wątek. Nieustannie przed
naszymi oczami zmienia się tożsamość (wydawałoby się) głównej bohaterki filmu i
naszej przewodniczki po zastanym świecie. Rewelacyjnie zagrana przez Jessie
Buckley postać raz jest biolożką, innym razem poetką, a u rodziców Jake’a staje
się fizykiem kwantowym, malarką i kelnerką, wszystko w zależności od tematu
rozmowy. Jej realność wyparowuje z każdą kolejną minutą filmu, dziewczyna czuje
się coraz bardziej osaczona w świecie, który nie jest jej własnym. Tak jak jej
imię pozostaje niedookreślone, tak samo niedookreślona i zmienna jest jej
tożsamość. Wskazówkę do odczytania jej postaci poddaje nam ona sama, mówiąc w
pewnym momencie do siedzącego obok w samochodzie Jake’a: „To tragiczne, jak
niewielu ludzi posiada swoje dusze przed śmiercią. Nie ma nic rzadszego u
żadnego człowieka, mówi Emerson, niż jego własny czyn. I to prawda. Większość
ludzi to inni ludzie. Ich myśli są cudzymi opiniami, ich życie mimiką, ich
pasje cytatem. To cytat z Oscara Wilde'a.”…
Tak jak wszechobecny jest w I'm Thinking of Ending Things śnieg i zimowa zawierucha, tak równie nieubłagany jest w filmie upływ czasu, starość i będące ich konsekwencją zniedołężnienie, nie tylko na ciele, ale przede wszystkim na umyśle. To kolejny zestaw ulubionych motywów Charliego Kaufmana. Nie jest to bynajmniej kino budująco-optymistyczne, ale to samo w zasadzie moglibyśmy powiedzieć o życiu, którego finał również trudno zaklasyfikować jako napawający otuchą. Zawsze jednak pozostaje nadzieja, wymyślona przez ludzi, aby jakość uciec od tyranii teraźniejszości i odpłynąć w świat nieposkromionej fantazji. Nie inaczej jest w ostatnim akcie Może pora z tym skończyć, gdzie fantazja w surrealistycznym wydaniu rozsadza wszelkie pozory realności przedstawionego świata. Piękny i zarazem dojmująco smutny to spektakl, w którym rojenia kompletnie oderwanego od rzeczywistości umysłu tworzą całkowicie alternatywny, surrealistyczny świat, rządzący się swoją własną, pokręconą logiką sennego marzenia. Ale czyż nie za to właśnie kochamy kino?
Nie myślałeś o tym, żeby "płyty DVD" zmienić jednak na "serwisy streamingowe"? ;) Ilość filmów i szczegółowość imponuje! Jako leniwiec chętnie przeczytałabym też, gdzie można oficjalnie obejrzeć film (w jakim serwisie streamingowym, bo kin nie podejrzewam o dystrybucję).
OdpowiedzUsuńJeszcze kina nie umarły, choć są temu losowi coraz bliższe... Sam idę jutro do krakowskiego Multikina na "Gniazdo"("The Nest"), znakomity niezależny film, o którym pewnie napiszę w następnym poście:). I rzeczywiście, ostatnio zacząłem dodawać info o serwisach streamingowych, na których można znaleźć poszczególne tytuły. Taka informacja znajduje się też najczęściej również na oficjalnym plakacie filmu i zazwyczaj jest to streamingowa "wielka trójka", dostępna także w Polsce: Netflix, HBO GO/MAX oraz Amazon Prime Video. Na Netfliksie znaleźć można łatwo i powyższy film, czyli "Może pora z tym skończyć":). Serwisy streamingowe są jednak zbyt niestabilne, żeby umieszczać je na tak eksponowanej pozycji w tytule, a filmy, o których piszę, są na tyle dobre, że zasługują na miejsce w prywatnej kolekcji DVD;).
OdpowiedzUsuń