Krisha to
kobieta, która zdążyła już w swoim życiu stanąć nad krawędzią, stoczyć się z
niej i upaść na samo dno, po czym z trudem wygramoliła się z powrotem na
powierzchnię, aby móc przyjechać do dawno nie widzianej rodziny na Dzień
Dziękczynienia i pokazać jej członkom, że wreszcie stanęła na nogi. Krisha
szybko jednak zrozumie, że przeszłości nie da się tak łatwo odkupić, a straconego
czasu tak szybko nadrobić. Dawne demony wcale nie wyparowały, przyczaiły się
tylko w ciemnych zakamarkach, czekając na odpowiedni moment do skoku.
Fenomenalny dramat Krisha w reżyserii
Trey’a Edwarda Shultsa to mistrzowskie studium przetrąconego nałogiem charakteru,
próbującego desperacko utrzymać się na powierzchni życia. Napięcie w tym filmie
jest tak duże, że z niemałym lękiem będziemy śledzić proces przygotowywania
przez Krishę świątecznego indyka, modląc się w duchu, aby udało mu się cało i bezpiecznie
trafić na rodzinny stół.
Trey Edward Shults to filmowy
żółtodziób, którego talent objawił się już wraz z debiutanckim obrazem, jakim
jest właśnie Krisha. Shults stworzył
najpierw w 2014 roku krótkometrażowy film pod tym samym tytułem, a po jego
świetnym przyjęciu napisał scenariusz i wyreżyserował pełnometrażową wersję
swojego projektu, zdobywając zań Nagrodę Jury i jednocześnie Nagrodę
Publiczności na South by Southwest (SXSW) Film Festival w marcu 2015 roku. Krisha była również później wyświetlana
na festiwalu w Cannes, gdzie miała swoją międzynarodową premierę. Zrealizowana
za niewielkie pieniądze, pochodzące głównie z crowdfundingu (kampania na
Kickstarterze), Krisha to kameralna
psychodrama, którą autor sfilmował w całości w domu swoich rodziców w Houston w
Teksasie, a w roli aktorów wystąpili rozmaici krewni i kuzyni Shultsa, z główną
rolą Krishy w rewelacyjnej interpretacji ciotki samego reżysera, aktorki Krishy
Fairchild. Do swojej produkcji Trey Edward Shults zatrudnił tylko dwóch
profesjonalnych aktorów, z którymi nie był w żaden sposób spokrewniony lub
zaprzyjaźniony… Sukces całkowicie niezależnej Krishy pozwolił jej reżyserowi rozwinąć skrzydła i w 2017 roku
nakręcić bardzo dobrze przyjęty thriller/horror It Comes at Night (To przychodzi
po zmroku), który w odróżnieniu od Krishy
może liczyć na międzynarodową promocję i wprowadzenie do kin w większości
państw świata, w tym również w Polsce.
Heroina filmowego debiutu Shultsa,
tytułowa Krisha (w tej roli Krisha Fairchild, prywatnie ciotka reżysera),
przybywa do swojej dawno nie widzianej rodziny w Teksasie, aby przyrządzić
indyka na Święto Dziękczynienia i odbudować mocno nadszarpnięte więzi z
najbliższymi członkami swojej familii, w tym z własnym synem Trey’em (granym tu
przez samego reżysera). Krisha przez lata zmagała się z ciężkim uzależnieniem
od alkoholu i prochów, stąd jej własny syn wychowany został głównie przez jej
młodszą siostrę Robyn (Robyn Fairchild) i jej męża lekarza (Chris Doubek).
Przyjazd na Dzień Dziękczynienia to dla Krishy ważny test: kobieta chce
udowodnić swojej rodzinie, że definitywnie zerwała z nałogiem i może
bezpiecznie powrócić na rodzinne łono. Przeszłość czyni jednak otoczenie Krishy
nieufnym, jej własny syn trzyma duży dystans i nie chce się otworzyć. W miarę
upływu dnia napięcie rośnie i jasne się staje, że coraz bardziej oddalamy się
od wizji szczęśliwego zakończenia.
Jako widzowie niewiele dowiadujemy
się o przeszłości głównej bohaterki i jej minionych grzechach. Widzimy ją
ciepło witaną przez wszystkich członków rodziny, zestresowaną, podenerwowaną,
ale uśmiechniętą i przyjazną. Krisha chce wypaść jak najlepiej, zależy jej
przede wszystkim na odbudowaniu relacji z synem. To ostatnie jednak okazuje się
niełatwe, jeden dzień nie wystarczy aby przełamać lata dystansu i oddalenia.
Niepowodzenia na tym froncie czynią Krishę jeszcze bardziej podminowaną,
kobieta szuka jakiegoś oparcia i go nie znajduje, wszędzie widzi tylko obcy
sobie świat i zabarykadowanego za murem swojej nieufności syna. Bohaterce nie
pomagają też pozornie niewinne i humorystyczne pogawędki przy papierosie ze
swoim szczerym do bólu szwagrem Doyle’m (w tej roli Bill Wise). W pewnym
momencie Doyle nazywa Krishę ‘wcielonym rozczarowaniem’, a także ‘tą, która
porzuca’, co doskonale streszcza negatywną percepcję Krishy wśród członków jej
najbliższej familii. Krisha przygotowuje więc świątecznego indyka, obserwując
często z ukrycia to, co dzieje się wokół niej, coraz bardziej niepewna i
roztrzęsiona, nie mogąca w ogóle liczyć na wsparcie tych, na których jej
najbardziej zależy. Zła karma z przeszłości dochodzi do głosu i przejmuje
kontrolę nad sytuacją, dowodząc jasno, że nie da się uniknąć zapłaty za
przeszłe błędy. Porzucenie i zerwane więzi owocują dystansem oraz brakiem
zaufania, tłumione negatywne emocje zamieniają się we wściekłość i wrzask, a świąteczne
zgromadzenie rodziny staje się preludium katastrofy.
Krisha
może być postrzegana jako synonim i zarazem kwintesencja niezależnego kina.
Nakręcony za tak zwane psie pieniądze (ledwie 30 tys. dolarów), z czego
połowa to fundusze zebrane na Kickstarterze, debiut Trey’a Edwarda Shultsa z
pewnością zaoszczędził na lokalizacji oraz obsadzie. Młody reżyser sfilmował
swój projekt w przeciągu dziewięciu dni w domu swoich rodziców w amerykańskim
Houston, w charakterze obsady zatrudniając swoją najbliższą rodzinę, krewnych
oraz przyjaciół. Tylko dwóch aktorów w filmie (Bill Wise i Chris Doubek) to
profesjonaliści nie mający nic wspólnego z rodziną reżysera. Wcielająca się w
tytułową postać Krisha Fairchild jest co prawda aktorką z zawodu (i ciotką
twórcy filmu), ale nie jest szerzej znana i dotychczas pracowała głównie
podkładając głos. Jej kreacja jednak tętni życiem jak mało która, czyniąc z
debiutu Shultsa film niezwykle wciągający i wbijający w fotel swoim
realistycznym ujęciem wewnątrzrodzinnych relacji. Jak wszystkie wybitne
osiągnięcia amerykańskiego kina niezależnego, Krisha nie osładza nam brutalnej rzeczywistości rodzinnego piekła,
w którym smażyć musimy się wszyscy, i to bez względu na nasze przewinienia
tudzież dobre intencje. W końcu dom jest zawsze tam, gdzie boli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz