24 stycznia 2016

Me and Earl and the Dying Girl (Earl i ja, i umierająca dziewczyna). Przyjaźń, mimo wszystko.

          Earl i ja to historia przyjaźni kiełkującej w bardzo niesprzyjających okolicznościach. A może właśnie sprzyjających? Bohater filmu zostaje zmuszony przez własną matkę do odwiedzenia swojej chorej na białaczkę koleżanki ze szkoły. Początkowo się opiera, protestuje, bo właściwie nie utrzymywał wcześniej z dziewczyną żadnych kontaktów. Do wizyty jednak dochodzi, i staje się ona-ku zaskoczeniu obojga-pierwszą z wielu. Obraz idzie dalej tropem tej zaaranżowanej znajomości, która z poziomu dziwnej i niekomfortowej dla obu stron przechodzi w regularne spędzanie ze sobą ogromnej ilości czasu. Nie sposób nie zastanawiać się, czy przypadkiem nie większość ważnych dla nas życiowych przyjaźni ma tak trudne i nietypowe początki?


          Earl i ja, i umierająca dziewczyna to bezwzględny triumfator Sundance Film Festival w 2015 roku. Obraz Alfonso Gomeza-Rejon zdobył zarówno nagrodę jury (Grand Jury Prize), jak i trofeum publiczności (Audience Award), zakasowując w ten sposób resztę konkurencji. Scenariusz do filmu napisał Jesse Andrews na podstawie własnej debiutanckiej powieści pod tym samym tytułem, wydanej oryginalnie w 2012 roku.


          Protagonista filmu Greg (Thomas Mann) zostaje przez matkę zobligowany do odwiedzenia chorej na raka szkolnej znajomej Rachel (Olivia Cooke). Wymuszona na chłopaku wizyta ma jednak ciąg dalszy, ewoluując w stronę spontanicznej przyjaźni. Greg jest jednak bardzo zdystansowanym do swoich znajomych nastolatkiem. Swojego najlepszego kumpla Earla (RJ Cyler) nazywa ‘współpracownikiem’ z racji wspólnego kręcenia parodii klasyków europejskiego kina. Trudno mu przychodzi przyznanie się do emocjonalnego zaangażowania, trzyma też duży dystans do własnych rodziców (w tych rolach Connie Britton oraz Nick Offerman). Greg woli trzymać się z boku, a o atak paniki przyprawia go znalezienie się w centrum uwagi. Przyjaźń z chorą na białaczkę Rachel bezpowrotnie go odmieni.


          Me and Earl and the Dying Girl spełnia wszystkie warunki udanej niezależnej produkcji, dlatego w ogóle nie dziwi ogromny sukces na zeszłorocznej edycji Sundance. Po pierwsze: bardzo dobrze napisany scenariusz oparty na solidnym materiale oraz do tego znakomite zdjęcia. Po drugie: świetne wyważenie proporcji między komedią a dramatem, co przydaje obrazowi lekkości i pozwala ze swobodą opowiadać o tragicznej stronie życia. Po trzecie wreszcie: rewelacyjnie dobrana obsada, która w bezbłędny sposób wygrywa wszystkie liczące się w filmie niuanse. I nie chodzi tu tylko o główne postaci: bardzo dobrzy w roli rodziców Grega są Nick Offerman oraz Connie Britton, grający swoje psychologiczne przeciwieństwa: on jest luzakiem i abnegatem, ona natomiast jest bardzo emocjonalna i wszystkim się przejmuje. Świetna też jest Molly Shannon w swojej kreacji Denise, matki chorej na białaczkę Rachel, która obficie sięga po alkohol, aby zabić strach przed utratą córki. To właśnie postać rodzicielki Rachel jest idealnym przykładem równowagi w filmie między komizmem sytuacji a osobistą tragedią jednostki.


          Filmy o osobach chorych na raka to zazwyczaj murowane wyciskacze łez. Earl i ja, i umierająca dziewczyna nie jest jednak rasowym dramatem. To komediodramat z akcentem padającym zdecydowanie mocniej na komedię. Bohaterami obrazu są uczniowie szkoły średniej z wszystkimi swoimi dziwactwami oraz całym nieopierzeniem, tak więc humor w filmie jest wręcz mimowolny. Podobnie jak w 50/50 (Pół na pół) Jonathana Levine’a (innym świetnym amerykańskim filmie niezależnym z głównym bohaterem cierpiącym na nowotwór) Earl i ja koncentruje się bardziej na wpływie, jaki ma choroba na relacje z najbliższym otoczeniem, niż na samym jej przebiegu. W przypadku protagonisty-zdystansowanego, nieśmiałego i niepewnego siebie Grega-znajomość z chorą Rachel pozwoli mu wreszcie otworzyć się na innych oraz dostrzec problemy poza własnym storturowanym ego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz