Tytułowy Don Jon (Joseph Gordon-Levitt) to prosty i nieskomplikowany
gość. Dba w zasadzie tylko o kilka ważnych dla niego rzeczy: o swoje ciało,
mieszkanie, samochód, rodzinę, Kościół (katolicki), przyjaciół, dziewczyny i...
porno. Największy akcent pada jednak w filmie na zamiłowanie Don Jona do
internetowej pornografii. Jon Martello (nazywany przez przyjaciół Don Jonem w
nawiązaniu do Don Juana) jest bowiem silnie uzależniony od porno właśnie. I na tymże
uzależnieniu naszego bohatera koncentruje się debiutancki obraz Josepha
Gordona-Levitt’a. Don Jon okazuje się
sprawnie zrobionym komediodramatem, który temat pornografii traktuje jako
pretekst do bystrych i nadzwyczaj celnych obserwacji międzyludzkich relacji
oraz seksualnych zachowań homo sapiens.
Do obowiązkowego obejrzenia.
Don Jon powstał w 2013 roku jako
pierwszy pełnometrażowy film młodego i bardzo zdolnego aktora Josepha
Gordona-Levitt’a (rocznik 1981). Gordon-Levitt nie tylko obraz wyreżyserował,
ale co nawet ważniejsze, samodzielnie napisał do niego scenariusz. I choć autor
dzieła chętnie wygrywa popularne (i seksistowskie zazwyczaj) stereotypy, to
robi to w tak sprytny oraz przewrotny sposób, że szybko zdajemy sobie sprawę,
że Don Jon nie jest tak naprawdę
filmem na tak błahy jak pornografia temat. Wielkie brawa dla debiutującego Gordona-Levitt’a,
który wychodząc od sprośnych klipów, doszedł do ciekawych konkluzji w temacie
natury ludzkiego zaangażowania i potrzeby rzeczywistej więzi z drugim
człowiekiem. Widzowie na Sundance Film Festival w 2013 roku, gdzie film miał swoją
międzynarodową premierę, byli pod wrażeniem. A to już coś mówi.
Protagonista Don Jona,
dwudziestoparoletni chłopak z New Jersey, Jon Martello, nie ma przesadnie dużych
ambicji. Pracuje w usługach, regularnie chodzi na siłownię i do nocnych klubów,
gdzie nie ma problemów z poderwaniem atrakcyjnych dziewczyn na jedną noc.
Niestety, realny seks nie dostarcza mu takiej satysfakcji jak internetowa
pornografia, do której ucieka się nawet po kilkadziesiąt razy w tygodniu. Jon jest
przekonany, że tylko porno pozwala mu się prawdziwie zatracić w świecie
zmysłowych doznań. Sytuacja zmienia się raptownie gdy nasz bohater poznaje
wyjątkowo atrakcyjną Barbarę (Scarlett Johansson). Po raz pierwszy Jon ma
szansę na poważny związek, tym bardziej że Barbara również jest nim na serio
zainteresowana. Za jej namową nasz protagonista zaczyna nawet uczęszczać do szkoły
wieczorowej, aby zdobyć dzięki temu lepszą pracę. W szkole Jon poznaje Esther
(Julianne Moore), kobietę w średnim wieku z mroczną przeszłością. Esther
zaczyna interesować się Jon’em, a ten, ku własnemu zaskoczeniu, nie pozostaje
obojętny na jej zaczepki. Tymczasem Jon nie potrafi zerwać ze swoim
porno-nałogiem, co stawia jego związek z Barbarą na ostrzu noża...
Sukces
Don Jona to między innymi zasługa
znakomitego aktorskiego tria: Gordona-Levitt’a, Scarlett Johansson i Julianne Moore.
Aktorzy ci perfekcyjnie odgrywają swoje role, które choć pozornie wydają się
być płytkie i stereotypowe, to w iście sprytny oraz przewrotny sposób
ośmieszają popularne postawy i zachowania. I tak Jon Martello Gordona-Levitt’a
to trochę narcystyczny byczek z siłowni, dla którego zaliczanie gorących lasek
z nocnych klubów stało się rodzajem sportu i sposobem na podtrzymanie uznania i
podziwu najbliższych kolegów. Najlepszą jednak drogą Jona do relaksu i
zatracenia się w świecie seksualnych fantazji jest oczywiście internetowe
porno. Wiadomo, dziewczyny z klubów to niedoskonała rzeczywistość i
przewidywalny seks, pornografia zaś to wymarzone remedium dla wszelakich
erotycznych zachcianek. Ciało Barbary (Johansson) jest bez zarzutu, ale seks z
nią to nie ociekająca we voyeurystyczne pragnienia ekstaza. Poza tym, Barbara
uwielbia romantyczne komedie i chciałaby żyć jak bohaterka jednej z nich,
adorowana przez mężczyznę swojego życia, który zapewni jej egzystencję na
wysokiej stopie i odpowiedni status społeczny. Seks jest dla niej tylko
instrumentem do stworzenia sobie wymarzonych życiowych warunków. Wreszcie Esther
(Moore) to kobieta z przeszłością i po nie lada przejściach. Reprezentuje
doświadczenie, dystans, szczerość i bezpretensjonalność. Jest całkowicie
pozbawiona nierealistycznych oczekiwań i przez to w dziwnie nieodparty sposób
pociągająca dla tak prostolinijnego chłopca jakim jest Jon.
W
filmie mamy również ciekawy portret włoskiej rodziny głównego bohatera. Jest
naturalnie impulsywny pater familias,
Jon Martello senior (Tony Danza), typ seksistowskiego macho; dalej mamy
wrzaskliwą i rozemocjonowaną matkę Angelę (Glenne Headly), która czeka tylko na
wymarzoną narzeczoną dla syna i gromadkę wnucząt. I jest też nieobecna duchem
siostra Monica (prawie niema, ale znamienna rola Brie Larson), która wypowiada w
filmie tylko jedną kwestię, będącą jednak swoistym gwoździem programu, jeśli
nie gwoździem do trumny... A ponieważ mamy do czynienia z rodziną o włoskich
korzeniach, to nie obywa się bez coniedzielnych wizyt w katolickim kościele i
regularnych spowiedzi naszego bohatera, z pozamałżeńskiego seksu oraz
notorycznych masturbacji oczywiście. Rodzinne i kościelne sceny znowu zdają się
być kwintesencją kliszy, tym razem jednak to nie tylko pozór, to rzeczywistość w
czystej postaci.
Jest
Don Jon przyobleczoną w
komediowo-romantyczny woal kpiną z tradycji z jednej strony, ale też ze
współczesnych nawyków i uzależnień z drugiej. W równym stopniu odpór dostało
wulgarne porno z internetu, co idealistyczne wyobrażenia o małżeńskim szczęściu
oraz pomyślności. W chytry i prawie niezauważalny sposób do wspólnego
mianownika sprowadzono nierealistyczne seksualne fantazje oraz rojenia o tej
jedynej i dozgonnej miłości rodem z rom-kom’ów. Być może do zatracenia się nie
potrzeba ani miłości, ani tym bardziej pornografii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz