Matematyka jest językiem natury. Tak przynajmniej
uważa Maximillian Cohen, protagonista reżyserskiego debiutu Darrena
Aronofsky’ego. Co więcej, wedle Max'a wszystko w znanym nam świecie może zostać
wyrażone i zrozumiane za pomocą liczb. Liczby ponadto w każdym możliwym
systemie układają się we wzory. Przy takich założeniach bohater Pi dochodzi do wniosku, że wzory
występują wszędzie w naturze... I tutaj właśnie rodzi się wszechpotężna obsesja. Obsesja
może być przez jednych postrzegana jako choroba psychiczna, inni odnajdą w niej
przebłysk geniuszu. Pi jest filmem o
obsesyjnym poszukiwaniu klucza do zrozumienia rzeczywistości. Max wierzy w
prawdę, która pod postacią liczbowego wzoru pozwoli zapanować nad pozornym
chaosem rzeczywistego świata. Jest geniuszem czy może raczej szaleńcem?
Film
Pi zainicjował błyskotliwą karierę
jednego z najważniejszych współczesnych reżyserów amerykańskiego kina. Darren
Aronofsky nakręcił swój reżyserski debiut w listopadzie 1997 roku za jedyne 60
tys. dolarów, na którą to sumę zrzucili się w większości rodzina, przyjaciele i
znajomi twórcy. Jak na niskobudżetowy, niezależny film przystało, miał on swoją
premierę na Sundance Film Festival w styczniu 1998 roku. Od samego właściwie
początku obraz Aronofsky’ego wzbudził powszechną fascynację, wygrywając przy
tym na Sundance nagrodę za reżyserię dla jego autora. Można śmiało powiedzieć,
że Pi stał się pierwszym kultowym
filmem autorstwa Aronofsky’ego. Do tego zaszczytnego grona dołączyły później
kolejne dzieła reżysera, takie jak Requiem for a Dream (Requiem dla snu) z
2000 roku oraz The Fountain (Źródło) z 2006 roku.
Protagonista Pi, Maximillian
Cohen (Sean Gullette), owładnięty jest manią poszukiwania matematycznego wzoru,
za pomocą którego będzie można przewidzieć zachowania ludzi, zwierząt, roślin,
a nawet rynków giełdowych. Max jest przekonany, że taki wzór istnieje, a
naukowe przewidywanie przyszłości leży w zasięgu ręki. Swoje teorie omawia ze
swoim emerytowanym nauczycielem matematyki Sol’em Robeson’em (Mark Margolis),
który konsekwentnie schładza jego entuzjazm i ostrzega przed konsekwencjami
zgubnej obsesji. Badaniami Max’a interesują się też postronne osoby, które
wyraźnie widzą w nich możliwe korzyści dla siebie. I tak kontakt z naszym
bohaterem nawiązuje niejaki Lenny Meyer (Ben Shenkman), ortodoksyjny Żyd będący
za pan brat z Kabałą. Lenny kieruje uwagę Max’a w stronę numerologii. Z drugiej
strony mocodawcy Marcy Dawson (Pamela Hart) starają się wykorzystać wyniki
uzyskane przez matematyka w świecie finansjery na Wall Street. W
klaustrofobicznym świecie naszego protagonisty sytuacja staje się coraz
bardziej groźna i nieprzewidywalna, a jego własny stan umysłu budzi poważne
wątpliwości…
Debiutancki obraz Aronofsky’ego konsekwentnie trzyma w napięciu od
początku do samego końca. Ten nakręcony w kontrastowej czerni i bieli
psychologiczny thriller ma zdolność głębokiej penetracji wszystkich lęków i
manii głównego bohatera. Max Cohen pogrąża się w swojej autoalienacji, a oparty na bardzo krótkich ujęciach montaż filmu, w połączeniu z serią licznych zbliżeń twarzy bohatera, potęguje jeszcze wrażenie klaustrofobii oraz skrajnego odcięcia się matematyka od realnego świata. Takiemu odbiorowi filmu sprzyja również bardzo dobrze dobrana
elektroniczna ścieżka dźwiękowa, skomponowana przez bliskiego współpracownika
reżysera, kompozytora Clinta Mansella, który notabene stworzył muzykę do
wszystkich filmów Aronofsky’go, tworząc z nim w ten sposób jeden z kilku
niezapomnianych tandemów reżysersko-kompozytorskich (inne to np. Tim Burton i
Danny Elfman, Peter Greenaway oraz Michael Nyman, czy David Lynch i Angelo
Badalamenti).
Pi jest filmem na wskroś
indywidualistycznym. Reżyser koncentruje się na utalentowanym matematyku,
zafiksowanej na jednym punkcie jednostce, starając się oddać jak najbardziej
wiarygodnie paranoiczny wręcz stan jego umysłu. Max nie widzi już poruszających
się łagodnie na wietrze liści, tylko wzory i algorytmy obecne wszędzie w
naturze, nie widzi też ludzi oraz przyjaciół, postrzega natomiast rojących się wokół szpiegów i intruzów. Max zamyka się w sobie, tak jak zamyka się
szczelnie w swoim mieszkaniu. Czy jednak poszukiwanie wszystko wyjaśniającego
wzoru warte jest całkowitego odcięcia się od drugiego człowieka? Czy ciąg liczb
może dostarczyć nam prawdziwej rozkoszy poznania? Czy wreszcie matematyka
naprawdę jest językiem natury???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz