Substancja, najnowszy film francuskiej
reżyserki Coralie Fargeat, działa jak lustro, w którym przeglądamy się my sami,
wytresowani w krytycznym spojrzeniu na postępujące efekty starzenia się ciała i
jednocześnie wychowani w kulcie młodości, sławy i celebryckiego blichtru.
Znakomity w swojej bezpośredniej satyrze na współczesne społeczeństwo obraz
Fargeat przypomina nam o absurdalności standardów kobiecego piękna i toksycznej
atmosferze towarzyszącej celebrytozie. Celna i bolesna satyra przybiera w Substancji formę body horroru i czarnej
komedii, i jest to forma bardzo adekwatna, bo tylko w ten sposób można szybko i
skutecznie dotrzeć do współczesnej widowni i jej najgłębiej skrywanych lęków.
Poczucie skrajnego dyskomfortu, jaki odczuwamy w trakcie seansu Substancji, jest bezpośrednim
następstwem naszych wewnętrznych uprzedzeń i lęków, związanych z procesem
starzenia się, utratą urody, zainteresowania i obawą bycia zastąpionym przez
młodszych i seksowniejszych. Substancja
jest filmem wybitnym, bo działa jak lustro zwrócone przeciwko nam samym,
zmuszając nas do zastanowienia się, czy mentalne i fizyczne tortury, którym
poddajemy się w imię przedłużenia młodości i zachowania urody, mają
rzeczywiście jakikolwiek sens.
Substancję
pokazano premierowo w maju 2024 w konkursie głównym na Międzynarodowym
Festiwalu Filmowym w Cannes, na którym reżyserka i jednocześnie autorka
scenariusza do filmu, Francuzka Coralie Fargeat, otrzymała nagrodę za najlepszy
scenariusz. Poza nagrodą warto nadmienić, że obraz Fargeat spotkał się w Cannes
z najdłuższą owacją na stojąco od publiczności w tegorocznej edycji festiwalu.
Ta francusko-brytyjsko-amerykańska koprodukcja debiutowała w polskich i
amerykańskich kinach tego samego dnia, 20 września 2024, budząc powszechny
zachwyt i (będąc pierwszorzędnym body horrorem) utrzymując się w kinach
właściwie do końca okresu Halloween 2024. Dla Coralie Fargeat Substancja jest drugim pełnometrażowym
filmem fabularnym i drugim z rzędu sukcesem wśród krytyków i publiczności po
debiutanckim thrillerze Zemsta (Revenge, 2017).
Elizabeth Sparkle (świetna w tej roli
Demi Moore), znana w Hollywood aktorka i celebrytka, zostaje zwolniona w swoje
50-te urodziny z prowadzonego przez siebie programu fitness w porannej
telewizji. Zwalniający ją szef studia (obleśny w swojej bezpośredniości Dennis
Quaid jako Harvey), tłumaczy swoją decyzję potrzebą odświeżenia formuły
programu i znalezienia nowej (czytaj młodej) twarzy do jego reklamy. Wytrącona
z równowagi tym bezpardonowym wylaniem z pracy, Elizabeth powoduje wypadek samochodowy
i ląduje w szpitalu, gdzie młody pielęgniarz oferuje jej remedium na całe zło
starzenia się w postaci kontaktu do pozyskania tytułowej substancji.
Przyciśnięta do muru swoją życiową sytuacją, Elizabeth decyduje się na
wypróbowanie eliksiru i w efekcie wydaje z siebie na świat swoją młodszą,
seksowniejszą wersję, czyli graną przez Margaret Qualley Sue. Sue jest tak
naprawdę klonem Elizabeth, i żeby cały koncept substancji mógł działać bez
zakłóceń, Elizabeth i Sue muszą przebywać w świecie na zmianę przez 7 dni,
podczas gdy druga przebywa w tym samym czasie nieprzytomna w domu.
Elizabeth i Sue nie dzielą ani ciała, ani świadomości, a Sue, będąc młodszym klonem starzejącej się Elizabeth, chce czerpać z życia jak najwięcej, stąd bardzo szybko pojawia się konflikt interesów między obiema kobietami. Kiedy Sue zgłasza się na casting do telewizji i dostaje starą pracę Elizabeth, jej uroda, popularność oraz rosnąca pewność siebie szybko stają się solą w oku Elizabeth, która przez 7 kolejnych dni jest całkowicie wyłączona z życia po to, aby Sue mogła rozwinąć skrzydła jako nowa muza telewizyjnego studia. Sue nadużywa też swojego czasu w świecie, głodna sławy, zachwytu publiczności i nowych doświadczeń, co w konsekwencji przyspiesza procesy starzenia się Elizabeth i zaburza równowagę między matrycą a jej klonem. Na tym etapie Substancja zaczyna budzić żywe skojarzenia z takimi dziełami kultury jak Frankenstein Mary Shelley, Portret Doriana Graya Oscara Wilda czy Requiem dla snu Darrena Aronofsky’ego, bowiem tytułowa substancja zaczyna przypominać narkotyk, bez którego nie można żyć, a którego działanie tylko przyspiesza nieuniknioną degrengoladę i ostateczny upadek. W ostatnim akcie egzystencjalny konflikt między Elizabeth i Sue całkowicie wymyka się spod kontroli, a body horror Substancji wchodzi na poziom, a nawet przewyższa ten, który dobrze znamy z najlepszych filmów Davida Cronenberga z Muchą (The Fly, 1985) na czele.
Jedną z najmocniejszych stron Substancji jest narracja, a konkretnie opowiedzenie całej historii głównie za pomocą obrazu, a nie słowa. Siła znakomitego scenariusza Coralie Fargeat tkwi w zwięzłości tekstu i sprowadzeniu całej opowieści do kilku kluczowych punktów kulminacyjnych/konfliktów, resztę fenomenalnie zapodaje montaż krótkich acz sugestywnych scen i zapadających w pamięć, wyrazistych obrazów, jak choćby scena jedzenia krewetek przez granego przez Dennisa Quaida Harveya. Nikt nie musi nam tłumaczyć, że szef studia Harvey to seksistowska i ageistowska świnia, traktująca kobiety jak zwykły towar w sklepie z określoną datą przydatności, widzimy to wyraźnie w sposobie, w jaki pochłania krewetki podczas lunchu z Elizabeth... W tym kontekście film Fargeat budzi kolejne wyraziste skojarzenie z fantastycznym montażem we wspomnianym wyżej Requiem dla snu. Takich skondensowanych i symbolicznych scen oraz obrazów jest w Substancji dużo więcej, a sam film błyskotliwie przedstawia feministyczny punkt widzenia na pozycję kobiet we współczesnym showbiznesie. Coralie Fargeat wykorzystuje dla potrzeb satyry pornograficzne wręcz ujęcia ciała Margaret Qualley, dodając jej nawet sztuczne prostetyczne piersi, aby jeszcze bardziej zbliżyć ją do tak powszechnie hołubionego w biznesie ideału kobiecego ciała. Wielkie brawa dla Margaret Qualley i przede wszystkim dla Demi Moore za świetne aktorskie kreacje, a w szczególności brawa za odwagę dla Demi Moore, która nie bała się zmierzyć z percepcją własnego ciała na dużym ekranie i pokazać go w pełnej krasie już po 60-tce. Pornograficznie i przedmiotowo potraktowane, a także przeciwstawione sobie ciała Elizabeth i Sue mają nam uzmysłowić skalę problemu, z jakim mierzymy się jako konsumująca obrazy ludzkość w erze supremacji Instagrama. Nasza percepcja ciała i wieku jest totalnie zaburzona, próbujemy za wszelką cenę zatrzymać młodość, która jest krótka i ulotna oraz otaczamy kultem wyśrubowane standardy piękna, które są tylko nieistniejącymi w naturze ideałami. To prosta droga donikąd.