Good
Time
rozpoczyna się i kończy dwiema różnymi scenami terapii dla osób dotkniętych
ułomnością rozwojową, w której uczestniczy Nick Nikas (w tej roli jeden z
reżyserów filmu, Benny Safdie). Nick nie jest jednak głównym bohaterem obrazu:
pierwsze skrzypce w Good Time gra
jego starszy brat, Connie Nikas (rewelacyjny Robert Pattinson), który przez
cały czas trwania filmu w mocno kontrowersyjny sposób manifestuje swoją
braterską miłość i troskę o dotkniętego niedorozwojem brata. Zaczyna więc od
wyciągnięcia go na siłę z terapii i obrabowania przy jego pomocy lokalnego
banku. Od tego momentu sprawy mają się już tylko gorzej, a znakomicie zagrany
przez Pattinsona Connie Nikas przeżyje na naszych oczach całonocną, skąpaną w
światłach ulicznych neonów odyseję po zimowym Nowym Jorku. A wszystko to w imię
tej dziwnej braterskiej miłości, która dla Connie’go Nikasa stanie się
początkiem spirali upadku.
Good Time jest reżyserskim dziełem
dwojga braci: Benny’ego i Josha Safdie, niezależnych twórców, którzy swoje
filmy robią zazwyczaj w tandemie (podobnie jak choćby bracia Michael i Mark
Polish). Scenariusz tego kryminalnego dramatu jest owocem współpracy Josha
Safdie i Ronalda Bronsteina. Good Time zakwalifikował
się do głównego konkursu festiwalu filmowego w Cannes i tamże miał swoją
międzynarodową premierę w maju 2017 roku. Obraz doceniono przede wszystkim za
rewelacyjną grę Roberta Pattinsona (chyba najlepszą w jego dotychczasowej
karierze), energetyzujące tempo, niesłabnące do samego końca napięcie i
świetną, pulsującą, elektroniczną ścieżkę dźwiękową autorstwa Daniela Lopatina
aka Oneohtrix Point Never (nagroda w Cannes dla najlepszego kompozytora soundtracku).
Connie
i Nick Nikas to dwaj bracia o greckich korzeniach, mieszkający z podeszłą
babcią w Queens w Nowym Jorku. Nick (grany przez reżysera obrazu, Benny’go
Safdie) jest dotknięty niedorozwojem, stąd jego starszy brat, Connie (Pattinson), poczuwa się do opieki nad nim. Connie jest jednak drobnym kryminalistą,
kierującym się w życiu bardziej instynktem niż rozumem, co nie może na dłuższą
metę dobrze się dla braci skończyć. Spirala upadku zostaje uruchomiona, gdy
Connie i Nick obrabowują razem bank, po czym Nick zostaje ujęty przez policję i
osadzony w areszcie. Connie próbuje za wszelką cenę wydostać brata z więzienia,
a jego całonocne wysiłki w tym celu stają się kanwą frapującego i
hipnotyzującego zarazem dramatu kryminalnego.
Good Time w swojej warstwie wizualnej
oraz dźwiękowej najbardziej przypomina mi ostatnie trzy filmy duńskiego reżysera
Nicolasa Windinga Refna - Drive z
2011 roku, Only God Forgives (Tylko Bóg wybacza) z 2013 roku i The Neon Demon z 2016 roku. Good Time najbliżej do najlepszego z tej
trójcy, czyli świetnego Drive z
Ryanem Goslingiem w głównej roli. Oba filmy mają fenomenalnych młodych
protagonistów, znakomitą, głównie elektroniczną ścieżkę dźwiękową oraz przede
wszystkim bogatą, jaskrawą paletę barw, mieniącą się intensywnie wszystkimi
kolorami na tle czarnej nocy w dużym mieście. Oba obrazy mają też trzymającą w
napięciu akcję i oczywiście dużo przemocy, co nie powinno dziwić, zważywszy, że
mamy w nich do czynienia z wybitnie kryminalnymi historiami. Podstawowa różnica
między Drive a Good Time jest taka, że grany przez Pattinsona główny bohater tego
ostatniego filmu nie jest bynajmniej postacią pozytywną, i to pod żadnym
względem. Connie Nikas to żerujący na społeczeństwie kryminalista, wciągający
na dodatek w swoje kryminalne życie niedorozwiniętego brata. Jego przestępcza
odyseja po Queens i Brooklynie w zimową nowojorską noc pokazuje nam, jak łatwo
można spaść z deszczu pod rynnę i jak szybko kryminalna spirala może zakończyć
się spektakularnym upadkiem. Connie wykorzystuje wszystkich napotkanych po
drodze ludzi (w tym własną dziewczynę, graną w filmie przez Jennifer Jason
Leigh), uważając ich jednocześnie za gorszych i głupszych od siebie.
Paradoksalnie jednak, pomimo jego ewidentnej niesympatyczności i statusu
antybohatera, kibicujemy protagoniście Good
Time, ze zdumieniem oraz zapartym tchem obserwując jego karkołomne
perypetie w przeciągu jednej długiej nocy.
Tytuł Good Time można interpretować jako co
najmniej ironiczny, albowiem żaden z jego bohaterów wcale nie spędza miło
czasu. To zapewne nawiązanie do więziennego żargonu, w którym ten termin
oznacza w USA skrócenie wyroku odsiadki za dobre sprawowanie. Jako widzowie
jednak wcale nie marnujemy swojego czasu, z zafascynowaniem i skaczącym ciągle
poziomem adrenaliny we krwi, śledząc poczynania granego przez brytyjskiego
aktora przyjemniaczka. Dla samego Roberta Pattinsona to jak na razie
najwybitniejsza rola w aktorskiej karierze, przekonująca ostatecznie o jego niewątpliwym
talencie. Ociekający neonowym światłem wielkiego miasta, jest Good Time niczym najgorszy nocny koszmar
dla swojego protagonisty, którego samozachowawcze instynkty zaprowadziły na
ścieżkę kryminalnej degrengolady. Miłość Connie’go do brata jest tutaj tylko
jednym z tych bezwarunkowych impulsów serca, które w chwilach próby
przypieczętowują nasz los.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz