Dwóch facetów przemierza latem lasy Teksasu malując
linie drogowe po niedawnych pożarach, które zniszczyły lokalną infrastrukturę.
Brzmi jak fabuła typowego indie movie?
Jasne. Prince Avalanche w istocie
jest modelowym wręcz przykładem niezależnego kina, w dodatku takiego, które
zdecydowanie stawia na kontemplację, a nie na akcję i dialogi. Droga przez Teksas dzięki swojemu
minimalizmowi jest obrazem fascynującym, a nawet hipnotycznym. Nie potrzeba
wielkiej przenikliwości, aby szybko pojąć, że prawdziwa podróż odbywa się
wewnątrz umysłów obojga bohaterów, a nudna i monotonna praca jest tylko
pretekstem do wycieczki w głąb własnego ego.
Reżyserem
oraz autorem scenariusza do Prince
Avalanche jest David Gordon Green, twórca od lat już kojarzony z amerykańskim
independent cinema, mający jednak na
koncie także rozliczne romanse z kinem robionym dla wielkich wytwórni (przykłady
to: Pineapple Express (Boski chillout) z 2008 roku, Your Highness (Wasza wysokość) z 2011 roku czy The
Sitter (Facet do dziecka) z tego
samego 2011 roku). Droga przez Teksas
oznacza dla reżysera powrót do niezależnych korzeni, na gruncie których stworzył
swoje najlepsze dotychczas filmy, takie jak choćby debiutancki George Washington (Sztama) z 2000 roku czy All
the Real Girls (Dziewczyny z krwi i
kości) z 2003 roku. Komediodramat Prince
Avalanche pokazany został premierowo na Sundance Film Festival w styczniu
2013 roku, po czym pojechał na Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Berlinie w
lutym tego samego roku, skąd wrócił ze Srebrnym Niedźwiedziem za najlepszą
reżyserię dla Davida Gordona Greena.
Akcja filmu rozgrywa się w 1988 roku w środkowym Teksasie, którego lasy zostały
zniszczone w 1987 roku przez rozległe pożary. Obraz kręcono w hrabstwie
Bastrop, które również ucierpiało na skutek ognia, tym razem w 2011 roku. Alvin
(Paul Rudd) oraz Lance (Emile Hirsch) pracują dla teksańskiej administracji
drogowej, malując linie drogowe na autostradach, które ucierpiały z powodu pożarów.
Letnia praca jest idealną ucieczką z miasta dla starszego Alvina, który szuka w
lasach Teksasu wyciszenia i okazji do przemyślenia osobistych dylematów.
Młodszy Lance jest w rzeczywistości bratem partnerki Alvina, szukającym
letniego zajęcia oraz zarobku. Alvin i Lance to na pierwszy rzut oka charakterologiczne
przeciwieństwa. Alvin ceni sobie spokój i harmonię, lubi swoją pracę, jest
metodyczny i zrównoważony. Lance z kolei nie może żyć bez typowo miejskich
rozrywek, potwornie nudzi się na teksańskim pustkowiu. To, co łączy obu
bohaterów, to fakt, że obaj zostawili za sobą życie osobiste i kobiety, które
czekają na nich w mieście. To właściwe życie dopadnie ich wkrótce w ich leśnej
kryjówce.
Droga przez Teksas oparta jest na nieco
wcześniejszym islandzkim filmie Tak czy
siak (Á annan veg) z 2011 roku w
reżyserii Hafsteinna Gunnara Sigurðssona. Ograniczone do minimum dialogi oraz
kontemplacyjna aura filmu od razu zdradzają skandynawskie inspiracje przy jego
powstawaniu. Europejska historia rodem z peryferyjnej Islandii przeszczepiona
na grunt amerykańskiego kina drogi znakomicie zdaje egzamin. Amerykańskie filmy często grzeszą
nadmierną ekspresywnością i przegadaniem scenariusza, a to na pewno nie jest
przypadek Drogi przez Teksas. Film Greena
pozwala cieszyć się świetnie uchwyconym krajobrazem po katastrofie, jaką dla
lasów środkowego Teksasu były ogromne pożary. Natura ma nieposkromioną zdolność
do regeneracji, co doskonale widać w Prince
Avalanche, gdzie przetrzebione ogniem lasy wyglądają na budzące się po
bardzo długiej i ciężkiej zimie. Jest to bardzo adekwatne tło dla historii
dwóch mężczyzn, którzy muszą zmierzyć się z bólem oraz spustoszeniem w środku.
Dzieło
Greena ma właściwie tylko dwóch aktorów. Paul Rudd i Emile Hirsch znakomicie
wywiązują się ze swoich zadań, tworząc bardzo dobrze dobrany aktorski duet. Ich
postaci skonstruowane są według wzorca mentor i jego adept, szybko jednak ta
oczywista relacja zostanie podważona i unicestwiona, ani Alvin Paula Rudd’a nie okaże się tak mądry i zrównoważony, na
jakiego początkowo wygląda, ani Lance Emile’a Hirsch’a tak głupi oraz beztroski.
Obaj bohaterowie skrywają w swoim wnętrzu emocjonalne uniwersum, które w pełni
dochodzi do głosu w chwili kryzysu oraz konfrontacji. Gdy nadchodzi czas próby
przestają się liczyć słowne deklaracje czy puste gesty, ważne okazują się
działania pary protagonistów i ich życiowe decyzje, które jasno ukazują nam z
kim tak naprawdę mamy na ekranie do czynienia. Często wśród filmowych krytyków
uważa się Davida Gordona Greena za naśladowcę takich gigantów światowego kina
jak Werner Herzog czy Terence Malick. Droga
przez Teksas udowadnia, że mamy przed sobą reżysera, który potrafi tworzyć
oryginalne, autorskie kino, idealnie wpisujące się w ducha oraz klimat amerykańskiej
prowincji.