Mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje. Ta powtarzana
przez wszystkich opinia nijak nie ma zastosowania do amerykańskiego filmu Whiplash. Należałoby więc albo
zrewidować ten komunał, albo wyjąć spod jego mocy muzykę jazzową.
Tak się bowiem składa, że w Whiplash główny
bohater, początkujący perkusista jazzowy Andrew, ma za nauczyciela dziką,
sadystyczną bestię, a nie człowieka. Terence Fletcher, dyrygent orkiestry w
konserwatorium, do którego uczęszcza Andrew, daleki jest od stereotypu
rozmiłowanego w muzyce, spokojnego melomana; bliżej mu natomiast do figury
poganiacza niewolników, tudzież specjalizującego się w psychicznych torturach
agenta bezpieki. Powstaje zasadnicze pytanie: na ile Whiplash jest filmem o muzyce, a na ile studium zezwierzęcenia
ludzkiej natury?
Whiplash
to drugi pełnometrażowy obraz młodego amerykańskiego reżysera Damiena Chazelle’a
(rocznik 1985). Chazelle miał początkowo problemy z zebraniem funduszy na film,
dlatego w 2013 roku powstał krótkometrażowy obraz pod tym samym tytułem, będący
fragmentem oryginalnego scenariusza, napisanego przez samego Chazelle’a. Krótki
metraż zdobył w 2013 roku na Sundance Film Festival Główną Nagrodę Jury w
swojej kategorii, co umożliwiło jego twórcy sfinansowanie pełnometrażowego
projektu. W następnej edycji festiwalu Sundance (2014) Whiplash zgarnął wszystkie liczące się nagrody w konkursie
dramatycznym, w tym Główną Nagrodę Jury oraz Nagrodę Publiczności. Zwieńczeniem
powszechnego triumfu obrazu było aż 5 nominacji do nagród Amerykańskiej
Akademii Filmowej, w tym w kategorii najlepszy film roku oraz najlepszy
scenariusz adaptowany. Ostatecznie film Chazelle’a otrzymał 3 statuetki Oscara:
dla najlepszego aktora drugoplanowego dla J.K. Simmons’a oraz za najlepszy
dźwięk i montaż.
Damien Chazelle oparł napisany przez siebie scenariusz na własnych
doświadczeniach ze szkoły muzycznej; dla potrzeb dramaturgii filmu twórca demonizuje
jednak postać nauczyciela w fikcyjnym nowojorskim konserwatorium, do którego
uczęszcza protagonista obrazu Andrew (świetny Miles Teller). Ów dyrygent
orkiestry - Terence Fletcher (budzący postrach J.K. Simmons, nagrodzony za tę
rolę wszystkimi możliwymi w Ameryce i poza nią laurami, z Oscarem i Złotym
Globem włącznie) - ma bardzo jasną wizję swojej pedagogicznej misji. Polega ona
na bezwzględnym zmuszaniu podopiecznych do ciągłego przekraczania ich własnych
ograniczeń tak, aby wyhodować w finale geniusza, który zachwyci swą grą cały
jazzowy świat. Młody Andrew ma taką właśnie ambicję sięgnięcia geniuszu,
dlatego przyjmuje wyzwanie na zasadach narzuconych przez swojego nauczyciela. W konsekwencji obserwujemy na ekranie spływającą potem i
krwią, morderczą walkę o zaistnienie w muzycznym świecie.
Obraz Chazelle’a skonstruowany jest jak najlepszej klasy thriller, w
którym widz staje się świadkiem pojedynku uczeń-nauczyciel, prowadzonego
niemalże na śmierć i życie. Nauczyciel (Fletcher) nie zadowala się dobrym
wykonaniem, w pogoni za perfekcją ucieka się do werbalnego obrażania,
policzkowania, a nawet rzucania przedmiotami w swoich studentów. Andrew nie
jest zainteresowany przeciętną drogą rozwoju amerykańskiego nastolatka, w
miejsce randek z dziewczyną preferuje wielogodzinne, wykańczające go fizycznie
sesje gry na perkusji, a wszystko to, aby dorównać najlepszym jazzowym
perkusistom w historii. Film zmusza nas do ciągłego zadawania sobie pytania:
czy warto? Czy lepiej być samotnym i w pojedynkę ścigać własną ambicję bycia
genialnym, czy może lepiej szukać spełnienia w życiu osobistym, wśród bliskich
i przyjaciół? Andrew ma gotową odpowiedź na ten dylemat, a jego upór oraz
poświęcenie w dążeniu do celu wprost zdumiewają. Whiplash prezentuje nam wypaczoną, iście sadomasochistyczną wersję
amerykańskiego snu, w którym nie ma już miejsca na nic poza bezwzględną
realizacją wymarzonego celu.
Muzyka jazzowa w obrazie Chazelle’a staje się tylko pretekstem do
przedstawienia skrajnie indywidualnej historii zmagania się z własną,
nieubłaganą naturą. Jazz jest tylko przyjemnym dodatkiem, dźwiękową scenerią
dla dramatu ludzkiej chimery. Chimerą natomiast stają się po kolei wszystkie
ludzkie marzenia, pragnienia i usiłowania, stopniowo zamieniając pełnego wad
oraz słabości człowieka w przypominającą maszynę bestię, zaprogramowaną według
kodu perfekcji. Z Whiplash nie
dowiemy się niczego nowego o muzyce, o jazzie, posiądziemy natomiast pełne
spectrum możliwości ludzkiej transgresji. Nic tak przecież nie kontrastuje ze
zezwierzęceniem natury człowieka, jak kojąca moc tworzonej przez niego muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz